Każdego kolejnego dnia budziłam się coraz słabsza. Otuchy dodawało mi jedynie to, że codziennie widziałam przy moim łóżku Zayna. Zastanawiałam się, czy on w ogóle opuszczał moją salę. Zasypiałam, patrząc w jego uśmiech, a budziłam się, patrząc na jego zmęczoną twarz. Nie raz było tak, że po otworzeniu oczu, widziałam go nad sobą. Jego pierwsze słowa zawsze brzmiały "dzień dobry kochanie". Gdyby nie on, już dawno bym się poddała i nie miała żadnego powodu do dalszego życia. Ale nie, było inaczej. On dodawał mi otuchy. Mimo tego, że wiedziałam, że mój czas jest coraz krótszy, potrafiłam się nawet uśmiechać. Byłam silna. Musiałam być. Dla siebie, dla niego, dla Lily, dla rodziców, dla Jessie.. od jej ostatniej wizyty, pojawiała się niemal co drugi dzień. Siadała obok i opowiadała o tym, co dzieje się na zewnątrz. Kilka razy odwiedził mnie nawet Eric. Dziwiło mnie to, że potrafiłam rozmawiać z nimi jak dawniej.. zupełnie jakby nic się nie stało..
Szpital stał się moim domem. Nie opuszczałam go nawet na minutę. Wiedziałam, że nigdy więcej nie zobaczę swojego pokoju. Wiedziałam, że już nigdy nie przekroczę progu swojego domu.. To bolało. Bardzo bolało. Tego bólu nie da się nawet opisać. Byłam coraz słabsza i coraz bardziej chora. Po moich długich blond włosach nie pozostał nawet ślad. Teraz moją łysą głowę zdobiła jedynie czerwona chusta, którą dostałam od Zayna. Nie byłam w stanie nawet sama wstać z łóżka. Gdy musiałam iść na badania, czy do toalety, siadałam na wózek przy pomocy pielęgniarek lub kogoś, kto akurat mnie odwiedzał. Sama zostawałam tylko na krótkie chwile i wcale nie zdarzało się to często. Czy płakałam? Tak. I to dużo. Siadałam na swoim szpitalnym łóżku i patrzyłam przez okno, gdzie inni ludzie prowadzili swoje normalne życie. Spacerowali, jeździli do pracy, na zakupy, na imprezy.. ja już nie mogłam. Mój czas biegł coraz szybciej i zostawało go coraz mniej. Zrozumiałam, jak bardzo życie jest kruche. Kiedyś nie potrafiłam cieszyć się małymi rzeczami. Nie potrafiłam dostrzec piękna, które otaczało mnie z każdej strony. Nie potrafiłam zachwycać się pięknem natury, ani żadnym innym. Nie potrafiłam docenić tych wszystkich, małych rzeczy, które były tak bardzo dla mnie ważne.. bardzo często wspominałam ten dzień, w którym Zayn zabrał mnie na plażę. Uczucie gorącego piasku pod stopami, widok zachodzącego słońca, rozścielony koc i ta piosenka, która do tej pory nie wyszła z mojej głowy. Jej tekst znałam na pamięć. Ciągle nuciłam ją sobie pod nosem. Byłam wrakiem człowieka. Codziennie rozglądałam się po swojej sali, by dostrzec w niej coś, czego do tej pory nie odkryłam. Nie udało mi się to. Kiedyś miałam różne marzenia. Wyjechać do Hiszpanii, bawić się na imprezie z samymi sławami, kupić sobie ciuchy z najnowszych kolekcji.. a teraz? Wszystko się zmieniło. Moim największym marzeniem było to, by móc wyjść na zewnątrz, położyć się na trawie, wtulić w Zayna i przez całą noc patrzeć w gwiazdy. Teraz nawet to nie było możliwe. Chciałam zostać. Chciałam być z nim już zawsze. Chciałam żyć u jego boku. Tego też nie mogłam mieć. Nie mogłam zostać. Dopiero pod koniec swojego życia odkryłam, czym naprawdę jest szczęście. A teraz miałam po prostu je stracić.. to nie było fair. Byłam wściekła na siebie za to, że nie doceniałam życia. Za to, że się trułam i myślałam o samobójstwie. Oddałabym wszystko, by móc zostać na świecie choć jeszcze przez rok. Tymczasem został mi miesiąc.. Niecałe 30 dni. Było ciężko. Naprawdę bardzo ciężko. Widziałam zapłakane oczy rodziców, Lily i nawet Zayna. Ukrywał swoją słabość, ale przecież doskonale wiedziałam, że płakał. Nie myślcie, że jestem jakaś bez uczuć. Sama również wylewałam wiele łez. Nie chciałam umierać. Nie chciałam odchodzić. Nie chciałam zostawiać tego wszystkiego, co otrzymałam od losu. Tylko czy miałam jakiś wybór? Nie. Nie miałam żadnego. Śmierć była nieunikniona. Nie wyobrażałam sobie tego. Czy to będzie bolało? Umrę we śnie, czy na jawie? Kto będzie ostatnią osobą, którą zobaczę przed wiecznym snem? Kogo twarz będzie tą ostatnią? Te pytania nie dawały mi spokoju. Ciągle huczały w mojej głowie. Musiałam jakoś sobie z nimi radzić. Jednak z każdym dniem było to coraz trudniejsze..
Był poniedziałek. Tego dnia obudziłam się później niż zwykle. Od razu poczułam jakiś słodki zapach. Otworzyłam oczy i lekko się podniosłam. Na mojej twarzy od razu zagościł szeroki uśmiech. Cała moja sala wypełniona była kwiatami, a Zayn siedział w fotelu w kącie i czytał jakąś gazetę.
-Kiedy ty to wszystko zrobiłeś? - spytałam go z wielkim uśmiechem na ustach.
Podniósł wzrok znad gazety, odłożył ją na stolik i podszedł do mnie. Wziął mnie za rękę i ucałował ją, a później moje czoło.
-Dzień dobry kochanie - powiedział spokojnie i czule.
-Odpowiedz mi!
-Miałem bardzo dużo czasu, zważywszy na to, że spałaś ponad 12 godzin, skarbie. Kwiaciarnia jest zaraz za rogiem. Stwierdziłem, że stęskniłaś się za naturą, czyż nie?
-Jesteś niesamowity, wiesz? Kocham cię.
-Ja też cię kocham, Lizzie. Najmocniej na świecie. I nigdy nie zamierzam przestać.
-Obiecujesz? Że będziesz mnie kochał nawet jak już umrę i jak zwiążesz się z kimś innym?
-Nigdy nie przestanę cię kochać. Nigdy. Obiecuję.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się słabo.
Opadłam na poduszkę, a po chwili do sali weszła pielęgniarka, by jak zwykle podać mi kroplówkę i zastrzyk przeciwbólowy. Zayn położył się obok mnie. Doskonale wiedział, że lubiłam jego obecność. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy.
-Your hands fits in mine, like is made just for me.. - zaczął cicho śpiewać, a ja wsłuchiwałam się w jego głos jak zahipnotyzowana.
Mogłabym spędzać tak całe dnie. Wystarczał mi tylko on. Ale tego dnia tak nie było. Godzinę później, gdy właśnie zaczynałam zasypiać, drzwi do mojej sali się otworzyły i do środka weszła cała gromada moich przyjaciół. Harry, Niall, Liam, Louis, Sandy, Lily i Jessie. Rozbudziłam się w jednej chwili, a Zayn podniósł się i przywitał wszystkich po kolei. Ja też nie zostałam pominięta. Każdy z nich mocno mnie przytulił, po czym wszyscy usiedli na krzesłach i moim łóżku. Byłam słaba. Nie czułam się na siłach, żeby przyjmować gości, ale nigdy nie byłabym w stanie ich wyprosić. Nie ich. Nie było nawet takiej opcji.
-No i jak się czuje nasza mała bakteryjka? - spytał Hazz, jak zwykle się szczerząc.
-Och, wyśmienicie - odpowiedziałam - czuję, że jestem w stanie stąd wyjść i pójść na całodniowe zakupy na Oxford Street. Ktoś chętny?
-Ja zawsze - powiedziała od razu Jess - nigdy nie zapomnę tych naszych wypadów na zakupy.
-Cały dzień z głowy - zaśmiałam się.
-Wy i te wasze babskie sprawy - prychnął Louis - ja to bym poszedł na piwo.
-Już nawet nie pamiętam, jak smakuje alkohol - odpowiedziałam z udanym grymasem - zapłacę 200 funtów temu, kto przyniesie mi tu jakiekolwiek piwo.
-Kuszące, ale.. musisz zadowolić się wodą, moja droga - powiedział od razu Liam.
-To mnie nie satysfakcjonuje - jęknęłam.
-Budzi się w tobie duch szalonej imprezowiczki? - spytała Lily.
-Tak, zdecydowanie!
Wszyscy się zaśmiali, a ja ukradkiem spojrzałam na moją kuzynkę. Była pomalowana, ale nawet z makijażem było widać jej zaczerwienione oczy, spuchnięte wargi i zapadnięte policzki. Mój widok wiele ją kosztował. Coś ściskało mnie w sercu na myśl, że ona cierpi i to z mojego powodu.
-Wy wszyscy musicie mi coś obiecać - powiedziałam stanowczo.
-Co takiego? - spytał Niall.
-Że po moim pogrzebie pójdziecie do jakiegokolwiek baru i najebiecie się i za siebie, i za mnie. Mogę na was liczyć?
-Na to mamy jeszcze czas - powiedział Zayn, ściskając moją dłoń.
-Obiecajcie mi to - zażądałam.
-Okey, w porządku, obiecujemy - powiedział Louis - możesz być pewna, że tego dnia, to raczej do domu nie wrócimy. Zadowolona?
-Jak nigdy - zaśmiałam się.
Z nimi czas leciał mi jakoś szybciej. Rozmawialiśmy na dosłownie każdy temat. Nie czułam nawet tak wielkiego zmęczenia. Mogłabym spędzać tak całe dnie. Dopiero niedawno zrozumiałam, jak wielką wagę ma przyjaźń i jak bardzo jej potrzebowałam. Spędziłam z nimi dosłownie cały dzień. Nie opuścili szpitala nawet wtedy, gdy lekarz wyprosił ich z mojej sali, bo musiałam dostać zastrzyk i leki. Wrócili 15 minut później i siedzieli już do późnego wieczora. Lekarze i pielęgniarki już przywykli do tego, że Zayn spędzał u mnie noce. Raz zaproponowali mu nawet oddzielne łóżko, ale im odmówił. Choć w sumie sama nie wiem, dlaczego. Nie chciał zostawić mnie nawet na krótką chwilę. Był przy mnie cały czas. Nie wiedziałam, jak mu się odpłacić. Kiedy zostaliśmy już sami, położył się obok mnie, a ja oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Głaskał mnie po włosach, a ja z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w miarowe bicie jego serca.
-I pomyśleć, że będę leżeć tak do końca życia - powiedziałam z lekkim uśmiechem - moje marzenie się spełni.
-Jakie marzenie? - spytał podejrzliwie.
-Żeby umrzeć przy tobie. I żeby umrzeć wcześniej niż ty, by nie móc patrzeć na twoją śmierć. Bo wtedy pękłoby mi serce.
-Nie mów tak - powiedział cicho - nie musimy rozmawiać o tym, ile jeszcze nam zostało.. cieszmy się każdą chwilą, Lizzie. Nie chcę cię stracić.
-Nie stracisz mnie, Zayn. Ja już na zawsze będę tylko twoja. Ale pamiętaj, co mi obiecałeś.
-Obiecałem ci wiele rzeczy, skarbie.
-Obiecałeś mi, że nie będziesz sam.. że znajdziesz sobie kogoś, kogo pokochasz i z kim będziesz szczęśliwy.. kogoś, z kim przeżyjesz resztę swojego życia..
-Nie przypominam sobie..
-Zayn! Obiecałeś mi! I masz dotrzymać słowa, jasne? Bo będę przychodzić i straszyć cię po nocach!
-Nie miałbym nic przeciwko.. - powiedział cichym szeptem.
-Kochanie.. nic nie poradzimy na to, że umieram..
-Przestań.. proszę, po prostu przestań..
-Ale to prawda i sam dobrze o tym wiesz! Nie możemy omijać trudnych tematów.. nie wiem, ile jeszcze mi zostało, ale.. nie chcę, żebyś odszedł.. nie chcę być sama..
-Nie będziesz sama - przytulił mnie do siebie i ucałował w czoło - przysięgam, że nie zostawię cię samej nawet na minutę. Przysięgam, że będę tutaj cały czas.
-Dziękuję..
W tym momencie pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Potem było ich coraz więcej. Znów się rozpłakałam. Znów pokazałam swoją słabość. Zayn mnie uspokajał, przytulał, głaskał po głowie. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że miałam go przy sobie. Każdy inny po prostu przestraszyłby się i mnie zostawił. Ale nie on. Wiedziałam, że nigdy by mi tego nie zrobił. Szkoda, że dopiero przed śmiercią zrozumiałam, czym jest prawdziwa miłość.
Nadszedł wieczór. Byłam zmęczona całym dniem. Ułożyłam głowę na poduszce i zamknęłam oczy. Zayn siedział obok mnie i głęboko nad czymś myślał. Wciąż trzymał moją dłoń i delikatnie ją głaskał. Widziałam, w jak ciężkim był stanie. Ostatnio bardzo schudł, jego oczy wyrażały jedynie ból, a postawa życiowa codziennie się pogarszała.
-Zaśpiewaj mi coś - poprosiłam cicho.
Zastanawiał się przez chwilę, po czym otworzył usta i zaczął śpiewać. Jego głos sprawiał, że czułam się bezpiecznie.
-Shut the door, turn the light off, I wanna be with you, I wanna feel your love, I wanna lay beside you, I can not hide this even though I try. Heart beats harder, time escapes me, trembling hands touch skin, it makes this harder and the tears stream down my face. If we could only have this life for one more day, if we could only turn back time...
Kiedy słyszałam słowa "before you leave me today", myślałam, że zaraz oszaleję. Nie chciałam go opuszczać. Przecież był dla mnie wszystkim. Zasnęłam w połowie drugiej zwrotki.
Minęły dwa tygodnie. Czas leciał mi niemiłosiernie szybko. Ale tego dnia czułam, że jest bardzo źle. Wiedziałam, że nadszedł mój czas. Nie musiałam się już łudzić. Nie miałam już nawet siły wstać z łóżka. Przez cały dzień byli u mnie rodzice i Lily. Zayn czekał na korytarzu, bo go o to poprosiłam. Z nim chciałam pożegnać się osobno. Mama siedziała na moim łóżku zapłakana. Miałam otwarte oczy i delikatnie się uśmiechałam, ale nie mogłam wykonać żadnego ruchu.
-Mamo.. proszę cię, nie płacz.. - mówiłam cicho - zachowaj łzy na później. Przecież teraz będzie już tylko lepiej..
Obydwoje trzymali mnie za ręce i obydwojgu było bardzo przykro.
-Jak mam nie płakać? - mówiła przez łzy - Przez tak długi okres byłam złą matką, a teraz.. teraz jest już za późno, żeby cokolwiek naprawić!
-Mamo, wcale nie jest za późno. Byłaś wspaniałą matką. To ja byłam okropną córką i tylko przez własną głupotę doprowadziłam swoje życie do takiego stanu. Jestem chora. Nieuleczalnie chora. Było wiadome, że umrę. Proszę cię, nie płacz. Wszystko będzie dobrze..
-Nic nie będzie dobrze, Lizzie.. tak bardzo cię przepraszam..
-Ja ciebie też, mamo.. kocham cię najmocniej na świecie.. dziękuję za wszystko.
-Nie żegnaj się ze mną jeszcze! Przecież żyjesz, jesteś z nami.. jeszcze nie umierasz, ty..
-Mamusiu.. - przerwałam jej - to koniec. Pamiętaj, że kocham cię bardzo mocno i nigdy o tobie nie zapomnę. Będę tam na górze. Będę nad wami czuwać, obiecuję. A teraz.. czy mogłabym porozmawiać z Zaynem? Sam na sam?
-Chyba żartujesz, że teraz stąd wyjdę! Będę z tobą aż do.. aż do..
-Linsday - odezwał się cicho tata - dajmy im chwilę prywatności. Zasłużyli na to. Jest już późno..
-Nie.. ja jej nie zostawię..
-Mamo, błagam cię. Chcę się z nim pożegnać.. możecie spędzić tu całą noc, ale dajcie mi z nim chwilę porozmawiać. Proszę..
Mama tylko pokiwała głową. Tata ucałował mnie w czoło i pomógł mamie wyjść. Do mojej sali wszedł Zayn. Mój promień nadziei. Moje szczęście. Mój największy skarb. Podszedł do mojego łóżka, wziął mnie za rękę i delikatnie pocałował.
-Uratowałeś mnie, kiedy spadałam w dół - powiedziałam ze smutnym uśmiechem i łzami w oczach - teraz już się nie boję. Dziękuję za wszystko, co dla mnie robiłeś.
-Nie mów tak, proszę - w jego oczach również pojawiły się słone łzy - przecież cię kocham. Zrobiłbym dla ciebie absolutnie wszystko.
-Ja też cię kocham. Pamiętaj o tym, co mi obiecałeś.
-Jesteś jedyna. Nie będę w stanie pokochać nikogo tak mocno, jak ciebie.
-Nigdy nie mów nigdy, Zayn. Zobaczysz, że znajdziesz taką osobę. A ja będę szczęśliwa, że.. że znajdziesz swoje szczęście.
-Lizzie, przestań..
-Nie. Nie tym razem. Zawsze mówiłeś, przestań. Ale teraz już nie mogę. Żyj jak najdłużej. Ciesz się życiem za nas oboje. Obiecuję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Rozmawiałam z nim długo. Było już po północy. Rodzice i Lily wrócili do mojej sali. Siedzieli wokół mojego łóżka, a Zayn leżał obok mnie i delikatnie mnie obejmował. Chciało mi się spać, choć wiedziałam, że już się nie obudzę. Pożegnałam się z nimi. Chyba jak należy. Teraz mogłam już spokojnie odejść.
-Jestem już zmęczona - powiedziałam - chcę iść spać. Dobranoc.
-Dobranoc kochanie - powiedziała mama i ucałowała mnie w czoło, tata zrobił to samo.
-Dobranoc, skarbie - usłyszałam szept Zayna, który ucałował mnie w czubek głowy i głaskał mnie po włosach. Wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy. W umyśle widziałam siebie i Zayna siedzących na plaży. Byliśmy uśmiechnięci i zakochani. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. A potem.. potem już nie było mnie na ziemi. Mój czas się skończył. Moja historia dobiegła końca. Zmarłam w otoczeniu ludzi, których bardzo mocno kochałam...
__________________________________
Tak.. smutno.. bardzo smutno.. Lizzie zmarła ;c
Od początku, gdy planowałam to opowiadanie, wiedziałam, że główna bohaterka umrze. Bo przecież w życiu nie wszystko kończy się happy endem. Nie wszystko ma taki koniec, jaki byśmy chcieli. Życie jest bardzo kruche i bardzo łatwo je stracić. Lepiej zastanowić się nad tym, co robimy. I to bardzo poważnie.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!
Epilog pojawi się w przeciągu dwóch tygodni.
Mam nadzieję, że zostawicie komentarze, bo zawsze bardzo miło mi się je czyta.
DO NAPISANIA XxXxX