poniedziałek, 29 lipca 2013

PRZEPRASZAM!

Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam Przepraszam!!!

Jestem pozbawiona internetu :C coś mi robią z siecią i nie mam jak pisać.. teraz jestem dosłownie na chwilę u wujka bo mnie wpuścił, a tak to nie mam jak tu wchodzić.. mam napisaną tylko niecałą połowę rozdziału.. yhh.. PRZEPRASZAM WAS..
Nie chcę Was tak zaniedbywać, ale to nie zależy ode mnie.. już mnie powoli szlag trafia z tym wszystkim..
OBIECUJĘ, że jak tylko odzyskam internet, to od razu pojawi się rozdział.
I OBIECUJĘ, że pojawi się do piątku, bo później wyjeżdżam na 2 tygodnie do Anglii.
Jak się okaże, że nie będę mieć internetu, to pójdę do kogokolwiek i skończę dla Was ten rozdział choćby nie wiem co! 
Kocham Was, pamiętajcie o tym. :C
I jeszcze raz przepraszam..:(

~Wasza Alexiss ♥

wtorek, 16 lipca 2013

~Piętnasty~

   Przeszedłem całą serię badań i z niecierpliwością czekałem na wyniki. Przez cały czas siedziałem pod salą Liz i nie zamierzałem się stamtąd ruszać. Lily, Liam i Sandy też byli ze mną, choć już powoli przysypiali. Nie dziwiłem im się. Była już prawie 6 rano. Pół godziny później zjawili się jej rodzice. Od razu wstałem i podszedłem do nich. Byli zmęczeni i zdenerwowani.
-Co się z nią stało na litość? - spytała jej mama w totalnej rozsypce - Jak wyjeżdżaliśmy, to wszystko było w porządku!
-Zupełnie nagle źle się poczuła - odpowiedziałem - powiedziała, że coś jest nie w porządku. Położyła się, a wtedy było gorzej. Wstała i upadła na podłogę, po czym straciła przytomność. Teraz jest w śpiączce farmakologicznej i..
-I co? - spytał jej ojciec - I co do cholery?!
-Lekarz powiedział, że.. potrzebny jest przeszczep szpiku...
W tym momencie obydwoje zbledli. Przez dłuższą chwilę się nie odezwali. Mama Liz się rozpłakała, a ojciec ją do siebie przytulił. Mi również było ciężko z tą informacją. Nie chciałem jej stracić, a czas dłużył się w nieskończoność.
-Ja już się przebadałem - powiedziałem po chwili - właśnie sprawdzają moje wyniki.
-Ty.. chcesz być dawcą? - zdziwiła się jej mama - Ale.. dlaczego? Przecież my możemy!
-Bo ją kocham - odpowiedziałem pewnie - jest dla mnie kimś bardzo ważnym i zrobię wszystko, by utrzymać ją przy życiu. Nawet kosztem własnego.
-Mówisz to zupełnie poważnie? - spytał jej tata.
-Tak. Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny. Po prostu bardzo mocno ją kocham.
Pokiwali tylko głowami. Chyba nie byli w stanie niczego powiedzieć. Po chwili przyszedł lekarz, niosąc w ręce moje wyniki. Zacisnąłem pięści i czekałem na to, co mi powie. Rodzice Lizzie również do niego podeszli i najchętniej od razu zasypaliby go gradem pytań.
-Twoje wyniki są.. - skierował się do mnie - o dziwo bardzo dobre. Twój szpik jest zgodny. Jeszcze nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji, jak ta. Jeżeli nadal tego chcesz, to możesz być dawcą.
-Oczywiście, że tego chcę - odpowiedziałem z ulgą.
-Dobrze, pójdziesz teraz ze mną. Nie mamy chwili do stracenia. Z państwem porozmawia ordynator. Czeka w pokoju lekarskim na końcu korytarza.
Pokiwali głowami i od razu poszli we wskazanym kierunku. Liam, Sandy i Lily pokazali, że trzymają kciuki, a ja tylko im skinąłem. Poszedłem za lekarzem i dopiero wtedy zacząłem się bać. Bałem się tego, że będzie to bolesne. Ale chwilę później przypomniałem sobie o Lizzie i o tym, że mogę ją stracić. Strach momentalnie ustąpił. Byłem gotowy na wszystko. Musiałem jej pomóc. Za wszelką cenę.

Lily

Wszystko działo się bardzo szybko. Byłam przerażona całą tą sytuacją. Wiedziałam, że Liz jest chora i to bardzo ciężko, ale nie byłam gotowa na taki zwrot akcji. Odkąd nasze relacje się poprawiły, traktowałam ją jak rodzoną siostrę. Nie chciałam, by umarła. Ciągle liczyłam na jakiś wielki cud, że choroba się cofnie i będzie mogła być zupełnie zdrowa. Siedziałam wtulona w Liama i tylko dzięki niemu jeszcze jakoś się trzymałam. Sandy poszła zadzwonić do Lou i w końcu zostaliśmy sami. Od pewnego czasu coś do niego czułam. Zakochałam się w nim. Nie w Liamie Paynie z One Direction, ale w Liamie, którego poznałam i który był bardzo wyjątkowym człowiekiem. Bardzo często podnosił mnie na duchu i starał się doradzać najlepiej, jak umiał. Byłam mu wdzięczna absolutnie za wszystko, co dla mnie zrobił.
-Nie przejmuj się - powiedział spokojnie - Liz jest silna i na pewno z tego wyjdzie.
-Liam.. ona ma białaczkę. I to w zaawansowanym stadium. Nie wyjdzie z tego..
-Nie bądź pesymistką. Wiem, że jest ciężko, ale przeszczep jej pomoże i będzie żyła jeszcze długo. Wystarczy trochę więcej wiary, nadziei i czasu.
-Mam nadzieję - westchnęłam - i dziękuję, że tak tu ze mną siedzisz. Równie dobrze mógłbyś pojechać do domu i porządnie się wyspać.
-Daj spokój. Nie zostawiłbym ciebie i Zayna. Zapewne w tej chwili oddaje szpik, a to nic miłego. Nie mógłbym wysiedzieć w domu. I jestem pewien, że Louis, Niall i Harry też tu dotrą. A poza tym to nie masz za co mi dziękować. Wszystko będzie dobrze, Lily. Obiecuję ci to.
Uśmiechnęłam się i na nowo się w niego wtuliłam. Przy nim było mi absolutnie dobrze. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam. Obudziły mnie czyjeś krzyki. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wywożą Lizzie z sali, a jej rodzice idą za nią i mówią coś do lekarzy. Sama również wstałam z nadmiaru emocji. Liz wyglądała zupełnie jakby po prostu spała.Z wyjątkiem tego, że była blada, miała zapadnięte policzki i jakąś rurkę w gardle, która oddychała za nią. Przeraziłam się, a łzy na nowo pojawiły mi się w oczach. Liam od razu mnie objął i zaczął głaskać po ramieniu. Kiedy zniknęli mi z oczu, po prostu się w niego wtuliłam. Byłam słaba i bezsilna. Nie umiałam nawet opanować łez.
-Nie płacz - powiedział Liam delikatnie - zrobią jej przeszczep i wszystko będzie w porządku. Lil, proszę, nie przejmuj się.
-Nie potrafię! To moja kuzynka..
-A moja przyjaciółka i też się o nią martwię, ale wiem, że będzie dobrze. Trochę optymizmu!
-Te nerwy mnie wykończą..
-Wiem. Wszystko wiem. A teraz uspokój się, usiądź i poczekajmy aż operacja dobiegnie końca. I wiem, że może to nieodpowiedni moment, ale.. muszę ci coś powiedzieć.
-Tak?
-Jesteś bardzo wyjątkową osobą, Lily. Pierwszy raz spotkałem kogoś takiego na swojej drodze. Kiedy mam świadomość tego, że się zobaczymy, od razu poprawia mi się humor. Chcę byś była dla mnie kimś więcej niż zwykłą przyjaciółką.. zakochałem się w tobie.
-Mówisz poważnie? - chciałam się upewnić.
-Całkowicie poważnie. Co o tym sądzisz?
-Sądzę, że.. tak, też się w tobie zakochałam.
-Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem.
-Tak, naprawdę - zaśmiałam się - i to już dawno temu.
-Więc.. zgodzisz się być moją dziewczyną?
-Oczywiście, że tak.
Liam pochylił się nade mną i delikatnie mnie pocałował. Oddałam mu się całkowicie. W tym momencie było mi naprawdę dobrze. W końcu czułam, że mam przy sobie odpowiednią osobę. A do szczęścia nie potrzebowałam niczego więcej. Chwilę później wrócili rodzice Lizzie. Byli zdenerwowani, ale wcale im się nie dziwiłam. Wspólnie czekaliśmy aż ten koszmar wreszcie się skończy. Usiedliśmy na niewygodnych krzesłach i każdy nas w duchu modlił się, żeby tylko wszystko było w porządku.

Kilka godzin później było już po wszystkim. Lizzie leżała na OIOM-ie a jej rodzice rozmawiali z lekarzem. Ciągle miałam nerwy bo nikt nie chciał nic powiedzieć. Nagle na korytarzu pojawił się Zayn. Szła za nim pielęgniarka, która próbowała mu coś powiedzieć, ale on jej nie słuchał. Szedł prosto do nas. Kobieta w końcu zrezygnowała i wróciła, skąd przyszła. Wiedziałam, że powinien jeszcze chwilę odpoczywać, żeby jego organizm przyzwyczaił się do pobrania szpiku, ale on miał to gdzieś. Cały Zayn.
-Gdzie ona jest? - spytał, gdy tylko znalazł się przy nas - Już po operacji, prawda?
-Tak, ale nic nam nie powiedzieli - odpowiedziałam - leży na OIOM-ie i nie wolno do niej wchodzić.
-Ja muszę do niej wejść - powiedział twardo.
-Zayn, ogarnij się - odezwał się Liam - nawet rodziców do niej nie wpuścili! Jest tyle co po przeszczepie. Nie możesz tak po prostu do niej wejść. Zaczekaj.
-Nie mogę się opanować.. muszę wiedzieć, co z nią..
-Zaczekaj - powiedziałam spokojnie - wszyscy czekamy. Na pewno wszystko poszło dobrze.
-Mam nadzieję.
W końcu usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. Doskonale wiedziałam, że ma dość. Tak samo jak my wszyscy. Godzinę później zjawili się Niall, Harry i Louis z Sandy. Byliśmy w komplecie i wspólnie czekaliśmy na jakiekolwiek wieści.

Zayn

Pobieranie szpiku bolało, ale nie myślałem o tym. Chciałem po prostu jej pomóc. Pielęgniarka kazała mi chwilę odpocząć, ale długo nie wytrzymałem. Za wszelką cenę musiałem się dowiedzieć, jak przebiegła operacja. Nie dbałem o siebie. Najważniejsze było jej życie. Ubrałem się w swoje rzeczy i wyszedłem z sali. Od razu zobaczyłem Liama i Lily. Kazali mi czekać. Nic innego nie nie pozostało. Zjawiła się tez reszta, a jej rodzice wciąż rozmawiali z lekarzem. Emocje rozsadzały mnie od środka. Jeszcze nigdy się tak o kogoś nie martwiłem, jak właśnie o nią. Musiała przeżyć. Przeszczep musiał się udać. Nie było innej opcji.

Minęły dwa dni, które spędziłem w szpitalu. Dopiero dzisiaj pozwolili mi do niej wejść i chyba tylko dlatego, żebym w końcu dał im spokój. Rodzice Liz musieli pilnie jechać do firmy, więc byłem z nią sam. Wszedłem do jej sali i niemal od razu coś chwyciło mnie za serce. Leżała na łóżku, a wokół niej stała tylko aparatura, wydająca z siebie pikające dźwięki, świadczące o tym, że wciąż żyła. Usiadłem na krześle obok niej i wziąłem jej rękę w swoje dłonie. Była blada, ale oddychała już samodzielnie. Lekarze mówili, że miała dużo szczęścia i lada moment powinna się wybudzić. Było już popołudnie, a jej oczy nadal pozostawały zamknięte. 
-Lizzie.. - zacząłem cicho - wiem, że tam jesteś i wiem, że mnie słyszysz. Musisz być silna. Musisz z tym walczyć! Nie wolno ci się poddać, rozumiesz? Jestem przy tobie i bardzo mocno cię kocham. Nie wytrzymam bez ciebie. Wiem, że będzie dobrze, tylko.. proszę cię, otwórz oczy. Wróć do nas.. wróć do mnie.. wszystko będzie dobrze. Możesz pokonać chorobę i żyć jeszcze przez długie lata! Proszę.. po prostu wróć..
Nie było żadnej reakcji. Nadal się nie wybudziła. Poczułem łzy w oczach i nawet nie próbowałem z nimi walczyć. Ucałowałem ją w czoło, nie puszczając jej dłoni nawet na moment. Musiała się wybudzić. Musiała walczyć i być silna. Wierzyłem w nią z całego serca. Pochyliłem się do przodu, przykładając czoło do jej dłoni. W duchu prosiłem, by tylko było w porządku i by przeszczep się przyjął. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby jeszcze jej zaszkodził. Minęło kilkanaście minut i nadal nic się nie działo. Nadal miałem nadzieję. Nadal czekałem. Chciałem być pierwszą osobą, którą zobaczy zaraz po przebudzeniu. I nagle coś się stało. Jej ręka się poruszyła. Podniosłem się i spojrzałem na jej twarz. Jej oczy powoli się otwierały, a ja ze szczęścia zacząłem płakać. W końcu zobaczyłem jej źrenice, które patrzyły prosto na mnie. Szybko otarłem łzy i uśmiechnąłem się najszerzej jak potrafiłem.
-Z..Zayn? - spytała słabo.
-Tak kochanie, jestem tutaj - odpowiedziałem miękko - cały czas przy tobie byłem, słońce. Już wszystko w porządku.
-Ale.. co się.. stało? 
-To teraz nieważne. Najważniejsze jest to, że się obudziłaś.
-Dlaczego jestem w szpitalu? - dopytywała się słabym głosem i zacisnęła swoje palce na mojej dłoni - Powiedz mi, Zayn..
-Na imprezie zasłabłaś - powiedziałem jak najbardziej spokojnie - i straciłaś przytomność. Musiałem wziąć cię do szpitala, gdzie okazało się, że twoje życie jest zagrożone. Potrzebowałaś przeszczepu szpiku. Tylko to póki co mogło cię uratować. Jesteś już po operacji i powoli wracasz do siebie.
-Przeszczepu? - zdziwiła się - Ale.. jak to? To niemożliwe! Przez ostatnie dni czułam się normalnie.
-Lizzie, już po wszystkim - starałem się ją uspokoić - już nie masz czego się bać. Najważniejsze jest to, że cię wybudziłaś.
-Jakim cudem znaleźli szpik tak szybko? - dopytywała dalej - To przecież.. dziwne.
-Byłem dawcą - powiedziałem z westchnieniem - zrobili mi badania i okazał się zgodny, więc się nie zastanawiałem. Nie dopytuj już o to. Już po przeszczepie. Dojdziesz do siebie i wrócimy do domu.
Lizzie milczała przez dłuższą chwilę, jakby analizowała każde moje słowo.
-Oddałeś dla mnie szpik? - spytała w końcu - Naprawdę? Dlaczego?
-Bo cię kocham - odpowiedziałem szczerze - i jestem gotów zrobić dla ciebie absolutnie wszystko. Nawet kosztem własnego życia. Jesteś dla mnie wszystkim, Liz. I skończmy temat. Jak się czujesz?
-Dziwnie.. tak jakoś.. inaczej.. ile ja tu już jestem?
-Tylko 3 dni. Podejrzewam, że zaraz przyjdzie do ciebie lekarz.
-3 dni? Dlaczego ja nic nie pamiętam? 
-Byłaś w śpiączce. Twój stan był naprawdę ciężki. Ale z tego co widzę, to dochodzisz do siebie.
-Mam nadzieję. Nienawidzę szpitali - prychnęła - muszę stąd wyjść jak najszybciej!
Już miałem coś powiedzieć, gdy do sali wszedł lekarz i 3 pielęgniarki.
-Elizabeth, jak dobrze cię widzieć! - powiedział z uśmiechem - W końcu do nas wróciłaś. Zayn, proszę abyś opuścił salę. Mamy tu coś do zrobienia.
-Do zobaczenia - szepnąłem do Liz i pocałowałem ją, co od razu odwzajemniła.
Wyszedłem z jej sali i zamknąłem drzwi. Na korytarzu właśnie pojawiła się Lily. Na wieść o tym, że Liz odzyskała przytomność, rzuciła mi się na szyję. Zaśmiałem się i przytuliłem ją do siebie. Teraz już wszystko musiało być w porządku. Przeszczep się przyjął. A ja miałem nadzieję, że moja dziewczyna zostanie z nami jeszcze przez długi czas...

__________________________
Okey, mamy piętnasty :) Wiem, że miał być wczoraj, ale nie miałam jak go skończyć, wybaczcie!
Mam nadzieję, że choć odrobinę wam się spodobał :) 
Do końca zostało już niewiele.. :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Liczę na Waas! 
A może by tak pobić rekord komentarzy? ^^ Więcej niż 35? Dacie radę? :D
Love you all ♥ 





poniedziałek, 8 lipca 2013

~Czternasty~

Sobota. Dzień imprezy u chłopaków. Czułam się w miarę dobrze, więc bez przeszkód zgodziłam się na niego pójść. Nie mogłam całymi dniami siedzieć w domu. Zayn i reszta wrócili z dwutygodniowej trasy, a ja już nie mogłam się doczekać, żeby w końcu go zobaczyć. Zaparzyłam sobie kubek gorącej kawy i usiadłam na kanapie w salonie. Po chwili dołączyła do mnie Lily. Na imprezę miałyśmy dotrzeć obydwie. Moje kontakty z kuzynką nigdy nie były lepsze. Przytuliła się do mnie, a ja nawet nie zaprotestowałam. Wiedziałam, że następnego dnia miała iść na pierwszą randkę z Liamem. Z całego serca życzyłam jej szczęścia, bo wiedziałam, że był dla niej bardzo ważny. Moi rodzice wyjechali w interesach, więc byłyśmy same w domu. Włączyłam telewizor na byle jakim kanale i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam na ekranie właśnie swoich rodziców, którzy udzielali wywiadu w programie "Say it!". Właśnie się z czegoś śmiali. Moja ciekawość zwyciężyła, bo nic nie mówili o jakimkolwiek występie w telewizji. Nie lubili tego typu rzeczy. Zwiększyłam głośność i zaczęłam oglądać.
-Dobrze, zostawmy na chwilę sprawy zawodowe - powiedziała prowadząca z uśmiechem - a skupmy się na tych mniej oficjalnych. Jak wam się układa?
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku - powiedziała mama - ostatnio nasze życie bardzo dobrze się układa, więc nie możemy narzekać.
-W takim razie gratuluję! Mam jeszcze jedno pytanie. Jaki jest wasz stosunek do związku waszej córki z piosenkarzem Zaynem Malikiem?
W tym momencie o mały włos nie zakrztusiłam się kawą. Takiego pytania kompletnie się nie spodziewałam. Co ich to do cholery obchodziło? I po co pytali o takie coś moich rodziców? To bez sensu!
-Ehm.. wie pani.. - zaczął tata niepewnie - to sprawa Elizabeth z kim się spotyka i kogo kocha..
-Zayn to dobry chłopak - powiedziała mama spokojnie - bardzo się stara i widać, że mu na niej zależy. Aż miło patrzeć na to, jak się o nią troszczy. Cieszymy się szczęściem naszej córki. Tutaj nie ma chyba nic do dodania.
Prowadząca tylko pokiwała głową i przeszła do dalszej części wywiadu. Wyłączyłam telewizor i wstałam z kanapy. Lily bacznie mi się przyglądała, ale nic nie powiedziała.
-To bez sensu - powiedziałam w końcu - po co ona o to spytała? To nie jej interes! Ani jej, ani tej pierdolonej telewizji!
-Liz, spokojnie. To media, oni się to wszystkiego przyczepią. Nie masz się o co martwić.
-To mnie po prostu denerwuje - westchnęłam.
-Wiem, ale daj sobie z tym spokój. Nie warto.
-Yh.. pewnie masz rację.
Siedziałyśmy w salonie jeszcze przez 2 godziny, po czym poszłyśmy na górę, żeby się przygotować. Do imprezy zostało już niewiele czasu. Wzięłam długi, odprężający prysznic i w samym ręczniku poszłam do garderoby, żeby przejrzeć jej zawartość. Długo nie mogłam się zdecydować, ale w końcu mi się to udało. Wróciłam do łazienki, gdzie ułożyłam włosy i zrobiłam makijaż. Na koniec ubrałam się TAK. Spryskałam się perfumami i byłam gotowa do wyjścia. Do małej torebki włożyłam telefon, błyszczyk i papierosy. Wyszłam ze swojego pokoju i zeszłam na dół. Lily już na mnie czekała. Ubrana była w TEN zestaw i wyglądała naprawdę prześlicznie. Byłyśmy gotowe do wyjścia, akurat w chwili, gdy pod moim domem zaparkowała taksówka. Zamknęłam drzwi na klucz i obie wsiadłyśmy do samochodu. Pod domem chłopaków byłyśmy po 40 minutach, bo na drodze były straszne korki. Już od bramy wjazdowej było słychać głośną, klubową muzykę. Wzięłam Lil pod rękę i wspólnie weszłyśmy do środka. W domu była cała masa ludzi. Na początku nie mogłyśmy dostrzec nikogo znajomego, gdy nagle ktoś chwycił mnie w pasie i pociągnął do tyłu. Pisnęłam, nie wiedząc, co się dzieje i usłyszałam za sobą ten znajomy, słodki śmiech. Odwróciłam się i udałam nadąsaną.
-No bardzo zabawne - fuknęłam.
-Daj spokój, kochanie - odpowiedział ze śmiechem i przyciągnął mnie do siebie - tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą bardziej - odpowiedziałam, zanim złączył nasze usta.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam długi, namiętny pocałunek. Naprawdę bardzo za nim tęskniłam. Impreza zaczęła się na dobre. Wszyscy tańczyli i świetnie się bawili. W tłumie dostrzegłam Lily tańczącą między Liamem a Niallem. To był naprawdę uroczy widok. Atmosfera była genialna, a każda nowo poznana osoba uśmiechała się przyjaźnie i wznosiła plastikowe kubki na toast. Udało mi się też poznać Sandy - dziewczynę Louisa. Była naprawdę miła i dało się z nią pogadać. Tańczyłam nawet z Harrym, co nieźle mnie zdziwiło, bo za sobą nie przepadaliśmy. W pewnym momencie unikając Zayna, poszłam na górę i wyszłam na balkon. Musiałam zapalić, a nie chciałam, żeby mnie nakrył. Upewniłam się, że nikogo za mną nie ma i odpaliłam jednego papierosa. Zaciągnęłam się dymem i od razu poczułam się lepiej. I właśnie w tym momencie drzwi balkonowe się otworzyły i stanął w nich nikt inny, jak Zayn. Wypuściłam dym z ust i wywróciłam oczami. Chłopak podszedł do mnie i wyjął mi z ręki peta, po czym rzucił go na posadzkę i przydeptał.
-Nie powinnaś palić - powiedział stanowczo - przecież to ci szkodzi!
-Daj spokój - mruknęłam - to nic takiego..
-Nic takiego? Ty chyba nie wiesz, co mówisz kochanie. Jeden papieros skraca ci życie o kilka godzin, wiesz o tym?
-Zayn, skończ..
-Nie! Martwię się o ciebie, rozumiesz? - chwycił mnie za ramiona i spojrzał prosto w oczy - Nie chcę, żeby coś ci się stało przez papierosy czy cokolwiek innego.  Kocham cię i nie pozwolę na to, byś jeszcze bardziej niszczyła sobie organizm. Obiecaj mi, że więcej nie weźmiesz tego świństwa do ust.
-To nie takie łatwe - powiedziałam zrezygnowana - palę od dawna, nie umiem tak po prostu przestać.
-Zrób to dla mnie, Lizzie. Proszę cię. Skończ z dawnym życiem.
-Już z nim skończyłam i dobrze o tym wiesz.
-Zrób ostatni krok i skończ z paleniem. To ci wyjdzie tylko na lepsze. Zaufaj mi. Proszę cię.
-Okey, ale pod jednym warunkiem - powiedziałam stanowczo i skrzyżowałam ramiona na piersi.
-Jakim? - zdziwił się.
-Ty też przestaniesz - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
-Lizzie...
-No co? Ty też niszczysz siebie i  swój organizm. Może ja też się martwię, nie pomyślałeś o tym?
-Ale ja nie mam raka!
Widziałam, że od razu pożałował tych słów. W jednej chwili poczułam się okropnie. Straciłam ochotę na zabawę. W sumie to na wszystko straciłam ochotę.
-Przepraszam, nie chcia...
-I co? - przerwałam mu - Teraz będziesz mi wypominał, że jestem chora, tak? To bardzo dorosłe! Jakbym nie wiedziała, że mam raka!
-Nie pow..
-Daj mi spokój - znowu mu przerwałam - nie mam ochoty z tobą gadać.
Minęłam go bez słowa i wybiegłam na korytarz. Czułam łzy w oczach, ale obiecałam sobie, że się nie rozkleję. Nie tym razem. Byłam już przy schodach, gdy poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię i odwraca. Znów stanęłam twarzą w twarz z Zaynem.
-Puść mnie - warknęłam.
-Przepraszam - powiedział szczerze - cholernie cię przepraszam. Nie powinienem był tego powiedzieć. Zbyt późno ugryzłem się w język. Jestem skończonym idiotą i wiem o tym. Proszę, nie gniewaj się na mnie. Nie wytrzymam tego.
-I co, teraz każda nasza rozmowa będzie się tak kończyć? "Nie rób tego, bo masz raka"?
-Nie. Przysięgam ci, że nigdy więcej nie powiem czegoś takiego. Przepraszam cię.
-Okey - westchnęłam - zrozum, że to nie jest dla mnie łatwe. Wiem, że umieram i że wiele rzeczy mi szkodzi, ale.. ja taka po prostu jestem i tyle. Obiecuję, że postaram się ograniczać palenie i że będę próbować nie palić w ogóle, ale nie wiem, co z tego wyjdzie. 
-W porządku. Niech będzie. Jest okey?
-Tak.
Wyciągnął do mnie ramiona, a ja przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy. Na dole puszczona została wolna melodia, więc zaczęliśmy się kołysać w jej rytmie. Czułam się jak najbardziej na swoim miejscu. Przy Zaynie czułam się wyjątkowo. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo i o mały włos nie upadłam. Zayn mnie podtrzymał i od razu się zaniepokoił.
-Wszystko w porządku? - spytał z troską.
-Chyba nie.. - odpowiedziałam słabo - muszę.. się położyć.
-Oczywiście, księżniczko.
Zayn wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Położył mnie w swoim łóżku, a sam zajął miejsce zaraz obok. Objął mnie w talii i położył głowę na moim ramieniu. Czułam się dziwnie. Powieki same opadały mi na oczy, a ręce zaczynały drętwieć.
-Zayn.. coś jest nie tak.. - powiedziałam z trudem.
-Co jest nie tak? - jego niepokój rósł z każdą minutą - Lizzie, co się dzieje?!
-Nie wiem.. nie czuję kończyn.. nie mogę się ruszyć..
Później wypowiedziałam kilka niezrozumiałych zdań. Ostatkiem sił usiadłam na łóżku i próbowałam wstać, ale nie byłam w stanie. Upadłam na podłogę. Słyszałam, że Zayn krzyczał coś do mnie, ale nie zwróciłam na to uwagi. Wszystko zaczęło wirować mi przed oczami, aż w końcu zobaczyłam ciemność, która mnie ogarnęła. Straciłam przytomność.

Zayn

Wiedziałem, że coś jest nie tak. Lizzie była coraz słabsza. Kiedy upadła, myślałem, że zaraz zwariuję, a czarne myśli zawładnęły moim umysłem. Próbowałem nią potrząsać, ale to było na nic. Zemdlała. Szybko wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pogotowie. Zbiegłem na dół, żeby poinformować o wszystkim Liama, który był najbardziej trzeźwy z nas wszystkich. Sanitariusze zjawili się po 10 minutach. Zaczęli ją reanimować, aż w końcu wsadzili jej do gardła jakąś rurkę. Nie była w stanie sama oddychać. Przenieśli ją na nosze i wyprowadzili z domu. Byłem tak zdenerwowany, że nie myślałem już o niczym. Wsadzili ją do karetki i odjechali na sygnale.
-Ona ma białaczkę - powiedziałem do lekarza, zanim zniknął w samochodzie.
Skinął tylko głową i tyle go widziałem. Muzyka ucichła, a chłopaki od razu znaleźli się przy mnie. Nie mogłem pozwolić, by była sama. Wbiegłem do domu, wziąłem skórzaną kurtkę i poszedłem do garażu.
-Nie możesz sam jechać - powiedziała Sandy, która jakimś cudem znalazła się koło mnie - w takich nerwach nie możesz prowadzić. 
-Muszę jechać do szpitala - powiedziałem zdenerwowany - i nikt mnie przed tym nie powstrzyma.
-Nie wypiłam dziś ani kropli, więc mogę cię zawieźć - zaoferowała się, a ja spojrzałem na nią zdziwiony.
-A co z Louisem?
-Jest pijany i nie myśli. To jak, będziemy tak stali, czy jedziemy do tego szpitala?
-Okey, jedziemy. Dzięki.
-Nie ma sprawy.
Rzuciłem jej kluczyki i zająłem miejsce pasażera. Wyjechaliśmy z podjazdu i kierowaliśmy się w stronę szpitala. Byłem przerażony. Bałem się o nią jak jeszcze nigdy. Przez całą drogę na niczym nie potrafiłem się skupić. Modliłem się, żeby wszystko było w porządku. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby stało się jej coś poważnego. W końcu dotarliśmy na miejsce. Wysiadłem z samochodu jak burza i pognałem do recepcji. Pielęgniarka niezbyt chętnie udzieliła mi potrzebnych informacji, ale jakoś się udało. Podszedłem pod wskazaną salę i usiadłem na krześle. Póki co nie wolno było tam wchodzić. Nerwy zżerały mnie od środka. Ku mojemu zdziwieniu po 10 minutach w korytarzu zobaczyłem Sandy, Lily i Liama. Usiedli obok i wspierali mnie przez następne 2 godziny. Myślałem, że zaraz zwariuję. To wszystko trwało zbyt długo. W końcu drzwi się otworzyły, a ja jak na rozkaz poderwałem się z krzesła. Zobaczyłem lekarza ze zmęczoną twarzą i kilka pielęgniarek. Od razu do niego podszedłem.
-Co z nią? - spytałem zdenerwowany - Proszę, niech pan powie, że wszystko jest w porządku..
-Jest pan kimś z rodziny?
-Nie.. jestem jej chłopakiem. Proszę mi powiedzieć. Ja muszę to wiedzieć! Jej rodzice są za granicą, nie wiadomo kiedy się pojawią..
-W takim razie muszę cię prosić, byś poinformował jej rodziców - powiedział poważnie.
-Ale.. co się dzieje? Co z nią? Ja muszę to wiedzieć! - zacząłem histeryzować.
-Mój drogi, ja naprawdę nie mogę udzielać informacji osobom, spoza jej rodziny.
-Proszę.. bardzo pana proszę. Ja ją kocham i jest dla mnie najważniejsza. Muszę wiedzieć. Proszę..
-Nie odpuścisz, prawda? - westchnął.
-Nie. Za bardzo się o nią martwię. Proszę mi powiedzieć, doktorze.
-W porządku. Ale tylko dlatego, że jej rodzina jest nieobecna. Elizabeth jest w złym stanie. Ma bardzo słabe ciśnienie krwi. W ostatnim czasie zaniedbała zażywanie leków i oto mamy tego efekty. Rak to nie przelewki, a ona to zbagatelizowała. Nie wiem, czy uda nam się coś zrobić. Doszło do zatrzymania akcji serca, ale na szczęście ją uratowaliśmy. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by przywrócić jej dobry stan, ale nic nie mogę obiecać. Póki co widzę tylko jedno rozwiązanie.
-Jakie? - spytałem cicho, całkowicie przerażony jego słowami.
-Przeszczep szpiku. Przykro mi, ale nic więcej nie mogę ci powiedzieć. I uprzedzę twoje kolejne pytanie: nie możesz do niej wejść. Jest w śpiączce farmakologicznej. Zawiadom jej rodziców.
Po tych słowach skinął głową i odszedł, a ja czułem, jak cała energia opuszcza moje ciało. Upadłem na kolana i schowałem twarz w dłoniach, powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Cała reszta jak na zawołanie znalazła się przy mnie. Nie byłem w stanie powiedzieć im ani jednego słowa. To wciąż nie mogło do mnie dotrzeć. Jak mogło do tego dojść? Przecież jeszcze godzinę temu czuła się idealnie! Tańczyła, śmiała się.. jak mogłem nie zauważyć, że jej stan się pogarszał? Jak mogłem tak wszystko zaniedbać? Zachowałem się jak idiota. Powoli podniosłem się z ziemi i z całej siły uderzyłem pięścią o ścianę.
-Zayn! - krzyknął Liam - Co do cholery się dzieje?
-Potrzebny jest przeszczep - powiedziałem z bólem - rozumiesz? Przeszczep szpiku!
Wszyscy jak na zawołanie zamilkli. Lily przystawiła dłonie do twarzy i wybuchnęła płaczem. Liam od razu ją przytulił, a ja zacisnąłem wargi i wyciągnąłem telefon. Na szczęście miałem numer do jej mamy. Zadzwoniłem i opowiedziałem jej o wszystkim. Tak jak ja była przerażona i obiecała, że zaraz wsiada w samolot. Coś musiało dać się zrobić. I wtedy wpadłem na pewien pomysł. Mogłem być dawcą! To znaczy, chyba. Musiałem poddać się badaniom i tak dalej, ale byłem na to gotowy. Musiałem coś dla niej zrobić. Chociaż ten jeden raz. Poszedłem do pokoju lekarskiego i poprosiłem doktora, z którym niedawno rozmawiałem. Powitał mnie westchnięciem, a ja od razu przeszedłem do rzeczy.
-Chcę być dawcą - powiedziałem bez niczego.
-Chłopcze, czy ty naprawdę myślisz, że to jest takie łatwe? Twój szpik musiałby być zgodny, musielibyśmy robić badania..
-To je zróbcie - przerwałem mu - z tego co wiem, liczy się czas, prawda? Zróbcie cokolwiek. Ja muszę jej pomóc. Jestem gotowy na wszystko.
-Musisz ją naprawdę kochać.
-Już mówiłem, że jest dla mnie najważniejsza. Zrobię co tylko będzie trzeba.
-W porządku - powiedział po chwili zastanowienia - możemy cię przebadać. Ale nie wiadomo, czy szpik będzie zgodny i nadający się do przeszczepu. Poczekaj na korytarzu.
Skinąłem głową, a lekarz zniknął za drzwiami. Nie sądziłem, że będę gotowy na coś takiego dla jakiejkolwiek dziewczyny. Ale Lizzie była wyjątkowa. Kochałem ją jak żadną inną dziewczynę. Byłem gotowy zrobić wszystko, by jeszcze kiedyś z nią porozmawiać, przytulić ją i pocałować. Nie wyobrażałem sobie swojego życia bez niej. Musiała być jakaś. A ja byłem gotowy na wszystko. Absolutnie wszystko.

_______________________________
Rozdział 14 pisany przy piosence "Nothing like us" <3
Tak, komplikacje się zaczynają. Łatwo nie będzie ^^
Dziękuję Wam za te 33 komentarze, to dla mnie wiele znaczy :*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! ♥
+zasada komentarzy wciąż obowiązuje :)
Wiecie, że to dla mnie bardzo ważne! 
Następny rozdział wkrótce! Xx
 

wtorek, 2 lipca 2013

~Trzynasty~

Lizzie

Miałam za sobą nieprzespaną noc. Przekręcałam się z boku na bok, ale za nic nie mogłam zasnąć. Przed oczami ciągle miałam przerażoną twarz Zayna. Tęskniłam za nim, ale doskonale wiedziałam, że musiałam pozwolić mu odejść. Nie chciałam, żeby musiał wiecznie się ze mną użerać. Ponownie ze wszystkim zostałam sama. Niechętnie wstałam z łóżka i zeszłam na dół, żeby zażyć tabletki. Przełknęłam tylko jogurt, bo nic więcej nie chciało przejść mi przez gardło. Połknęłam kilka kolorowych kapsułek i usiadłam przy stole. Dosłownie na nic nie miałam ochoty. Wszystko znów się zawaliło. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie chciałam otwierać, bo byłam w piżamie, ale osoba po drugiej stronie nie zamierzała odpuścić. Szybko związałam włosy z niedbałego koka i poszłam otworzyć. W progu stał Zayn. Spojrzałam na niego zaskoczona i cofnęłam się o krok. Nie spodziewałam się go. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam. Złapał moją twarz w dłonie i zmusił mnie, bym popatrzyła mu w oczy. Położyłam swoje ręce na jego, nie wiedząc, czego się spodziewać.
-Jeżeli naprawdę myślisz, że jestem w stanie cię zostawić, to oświadczam ci, że grubo się mylisz - powiedział stanowczo.
-Ale przecież..
-Kocham cię - przerwał mi - bardzo mocno cię kocham, Lizzie. Nie zrezygnuję z ciebie za nic, rozumiesz? Jesteś moim promykiem słońca i będę z tobą do samego końca. Nie przeszkadza mi to, że jesteś chora. Jesteś kimś bardzo wyjątkowym. Nie po to o ciebie walczyłem, żeby teraz po prostu cię stracić. Nawet nie ma takiej opcji.
-Jesteś tego pewien? - spytałam z nadzieją - Masz świadomość tego, na co się narażasz?
-Nie obchodzi mnie to. Chcę tylko ciebie.
Po jego słowach w moich oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia. Przysunęłam się do niego i go pocałowałam. Zayn bez zawahania pogłębił pocałunek. Wspaniale było znów mieć go przy sobie. Bałam się, że stracę go na zawsze, a on nie zamierzał mnie opuścić. Znów poczułam się szczęśliwa. Wtuliłam się w swojego chłopaka i zamknęłam oczy. Chciałam zostać w jego uścisku już na zawsze. W tym momencie nie miałam żadnych trosk czy zmartwień. Chciałam móc stać tak przez całe życie. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Przy Max'ie nigdy nie nigdy nie czułam czegoś takiego. Myślałam, że to kocham, a tak naprawdę to było zwykłe i nietrwałe zauroczenie. Teraz wiedziałam, że popełniłam wielki błąd, zadając się z nimi i zmieniając w wiedźmę i sukę. Nie chciałam taka być już nigdy więcej. Wzięłam Zayna za rękę i zaprowadziłam go do swojego pokoju. Czułam się dziwnie słaba i zmęczona. To musiało być spowodowane stresem i złym samopoczuciem. Położyłam się w łóżku i pociągnęłam Zayna za sobą. Wtuliłam się w jego tors i zamknęłam oczy. Chłopak zaczął głaskać mnie po włosach, co bardzo mnie uspokajało. Wiedziałam, że będzie trudno, ale co mogłam zrobić? Za nic nie chciałam go stracić.
-Jakoś sobie poradzimy - powiedział cicho w pewnym momencie.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie żarty? - odpowiedziałam pytaniem - Wiesz, że mój stan zdrowia ciągle się pogarsza i mogę..
-Ćsii.. - przerwał mi - to nieważne.
-To bardzo ważne, Zayn! Nie wiem, ile jeszcze czasu mi zostało. Mogę odejść w każdej chwili. Nie chcę cię tym wszystkim obarczać, ale..
-Liz, spokojnie - znów mi przerwał - teraz najważniejsze jest to, że mamy siebie. Nie zostawię cię. Będę z tobą aż do samego końca, obiecuję ci to. Niczym nie musisz się martwić. Przejdziemy przez to razem.
-Ale dobrze wiesz, że nie zawsze będziesz przy mnie - powiedziałam poważnie - jesteś artystą! Musisz jeździć na wywiady, koncerty.. przed tobą trasa koncertowa, o ile się nie mylę. Wyjedziesz na nie wiadomo ile, a ja zostanę tutaj! Zdajesz sobie z tego sprawę?
-Koncerty to nie problem. Dopóki twój stan zdrowia nie jest krytyczny, będę jeździł i śpiewał. A gdy dowiem się, że cokolwiek się stało, w mig znajdę się przy tobie. A wtedy cała moja kariera przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. Jesteś dla mnie najważniejsza, Liz. Nie zrezygnuję z ciebie tak łatwo, masz to jak w banku. Zawsze będę przy tobie. Nie ważne czy ciałem, czy duchem.
-Jak ja ci się za to wszystko odwdzięczę?
-Nijak. Wystarczy, że po prostu jesteś.
-Yh.. nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też, kochanie - powiedział i ucałował mnie w czubek głowy - i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Mhm..
Z powrotem zamknęłam oczy i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam. Zapach jego perfum muskał moje nozdrza. Powoli zaczynałam odpływać.


Delikatne słońce. Lekki powiew wiatru. Śpiew ptaków. Szum morza..
Stoję na drewnianym moście i zaciskam dłonie na barierce. Wiatr rozwiewa moje włosy, a chłodny wiatr muska moją skórę. Jestem ubrana w długą, zwiewną, kremową suknię. Patrzę tęsknym wzrokiem na fale rozbijające się o brzeg i dzieci bawiące się na plaży. Nikt nie może mnie zobaczyć. Nawet gdyby wytężyli wzrok to i tak nie byliby w stanie mnie dostrzec. Jestem zjawą. Nie żyję. Widzę wielu ludzi i przyglądam im się. Patrzę na to, jak bardzo zmienił się świat. I nagle dostrzegam JEGO. Siedzi na jednej ze skał i patrzy przed siebie. Nie obchodzi go otaczający go świat. Wspomina. Stara się zapomnieć. Ludzie przechodzący obok niego oferują mu pomoc i towarzystwo, lecz on tylko kręci głową. Chce być sam. Moje dłonie mocniej zaciskają się na drewnianej barierce. Nie mogę znieść tego widoku. Chciałam, by był szczęśliwy. Chciałam, by cieszył się życiem i każdą nową chwilą. Nigdy nie chciałam widzieć go w takim stanie. Zamknęłam oczy i znalazłam się przy nim. Stanęłam zaraz przed jego twarzą. Nikt nie może mnie dostrzec. Nikt, z wyjątkiem jego samego. Jego źrenice momentalnie się rozszerzyły. Wstał i popatrzył na mnie tęsknym wzrokiem. Ludzie zapewne wzięli go za idiotę, ale on o to nie dbał. Nie wierzył w to, że mnie widzi. 
-L..Lizzie? - wydukał, na co ja tylko skinęłam głową - ale.. jak? 
-Nie powinieneś się smucić, Zayn - mówię spokojnym szeptem - przecież minęły już 2 lata..
-To i tak za mało. Nie potrafię zapomnieć. Wciąż cię kocham..
-Ja już nie wrócę. Odeszłam. Jestem w zupełnie innym świecie. 
-Nie! Dla mnie nadal jesteś żywa. Żyjesz w moim sercu, w moim całym ciele. Musi istnieć sposób..
-Nie.. - przerywam mu delikatnie - nie ma żadnego sposobu na to, bym wróciła. Życie idzie naprzód. Nie możesz wiecznie się zadręczać moją śmiercią, Zayn. Nie zamykaj się w sobie. Otwórz się na świat! 
-Ale.. ja nie potrafię..
-Potrafisz. Ja w ciebie wierzę. Mimo tego, że nie ma mnie na ziemi, to wciąż jestem z tobą. Chcę, byś był szczęśliwy. Chcę, byś związał się z kimś wyjątkowym i żył pełnią życia! Proszę cię.
-Chcę tylko ciebie. Nikt inny nie ma dla mnie znaczenia. 
Chcę go dotknąć. Chcę go przytulić, pocałować.. ale nie mogę. Wyciągamy dłonie w swoim kierunku, ale to na nic. Dzieli nas granica dwóch światów. Pragnę go. Chcę być tylko z nim. Chcę czuć go przy sobie i wiem, że on też tego chce. Jego palce przechodzą przez moją dłoń.
-Nie potrafię bez ciebie żyć - mówi ze łzami w oczach.
-Żegnaj, Zayn. Bądź szczęśliwy. Pamiętaj o moich słowach.
-Nie! Liz, nie!
Ale ja już znikam. Nie ma mnie przy nim. Już nie może mnie dostrzec. Widzę, że siada na skale i zaczyna płakać, a ja nie mogę nic na to poradzić. Ktoś mu mnie odebrał i już nigdy nie powrócę. Życie jest bardzo kruche..

I w tym momencie się obudziłam. Gwałtownie usiadłam na łóżku i zaczęłam głęboko oddychać. Rozglądnęłam się po całym swoim pokoju żeby upewnić się, że na pewno wróciłam do realnego świata. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam takiego snu. Myślałam, że zaraz oszaleję. To było tak rzeczywiste, że przestraszyłam się, że może być prawdą. Zayn usiadł i zaczął przyglądać mi się z zaciekawieniem. Dotknęłam jego ręki i z ulgą poczułam jego skórę. Przytuliłam się do niego mocno i zaczęłam płakać. Chłopak zaczął głaskać mnie po plecach, nie wiedząc, o co chodzi. 
-Wszystko w porządku? - spytał z niepokojem.
-Teraz już tak - odpowiedziałam słabo - po prostu miałam dziwny sen.
-Opowiesz mi o nim?
Powiedziałam mu wszystko od początku do końca, na co on jeszcze mocniej mnie przytulił. Przez dłuższą chwilę nie odezwał się ani słowem. Później po prostu przytulił mnie jeszcze mocniej.
-Musisz mi to obiecać - powiedziałam nagle.
-Co? - zdziwił się.
-Że po mojej śmierci..
-Lizzie! - przerwał mi, ale nie dałam się tak łatwo.
-..znajdziesz sobie kogoś wyjątkowego. Kogoś z kim będziesz mógł być szczęśliwy aż do własnego pogrzebu. Obiecaj mi, że nie zostaniesz sam.
-Czy ty zwariowałaś?
-Obiecaj mi to! Proszę cię..
-Ale..
-Nie zaprzeczaj! Po prostu mi to obiecaj, Zayn. Nie chcę, żebyś był sam. Chcę, żebyś był szczęśliwy i cieszył się życiem. Chcę, byś zestarzał się z kobietą, która będzie na to zasługiwać i którą pokochasz. Obiecaj mi.. proszę cię..
-Nie mów o takich rzeczach, rozumiesz? Przestań.
-Obiecaj mi to - nalegałam - tylko tą jedną rzecz, nic więcej. Błagam cię..
-Yh.. w porządku. Obiecuję.
-Dziękuję.
Otarłam oczy z łez i wstałam z łóżka. Musiałam się opanować. Do tej pory nie wiedziałam, co to niby miało być. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i okryłam się szlafrokiem. Żeby dojść do garderoby musiałam przejść przez swój pokój. Przygryzłam dolną wargę i lekko uchyliłam drzwi. Zayn stał przy mojej półce ze zdjęciami. Wiedziałam doskonale, którą ramkę trzymał w dłoniach. I spytałam sama siebie: dlaczego jeszcze jej nie wyrzuciłam? Podeszłam do niego i skrzyżowałam ręce na piersi. Zdjęcie przedstawiało mnie, Jessie, Maxa i Ericka na jednej z imprez. Śmialiśmy się do obiektywu, a Max obejmował mnie w pasie. Od razu zrobiło mi się niedobrze.
-To zdjęcie już dawno powinno być w koszu - mruknęłam - nie chcę nawet na nie patrzeć.
-Tworzyliście zgraną paczkę? - spytał Zayn, odwracając wzrok w moim kierunku.
-Do pewnego czasu.. - odpowiedziałam niepewnie - najpierw było świetnie. Wieczne imprezy, zabawy i wspólne wypady. Wciągnęli mnie w picie i palenie, a czasami nawet dawali mi jakieś prochy, przez co lądowałam w szpitalu. Ale mnie to nie obchodziło. Miałam gdzieś swoje życie, bo oni mnie tego nauczyli. Teraz nie mam ochoty ich widzieć. Od początku wiedziałam, że Max jest psycholem, ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia, żeby.. a zresztą, nie chce mi się o nich gadać. Dla mnie to temat zamknięty.
Wzięłam ramkę z jego rąk i wyrzuciłam ją do kosza. Poczułam, jak Zayn oplata swoje ręce wokół mojej talii. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam się do niego. Pocałował mnie, a ja mu się oddałam. Przy nim czułam się cudownie. Nie musiałam się niczym przejmować, bo miałam go obok siebie. Oderwałam się od niego i poszłam do garderoby. Za oknem było słonecznie, więc wybrałam TEN zestaw i przebrałam się w niego. Wróciłam do pokoju, a Zayn stał przy drzwiach i wyciągał do mnie rękę. Chwyciłam ją i wspólnie opuściliśmy mój dom. Postanowiliśmy iść na długi spacer po Londynie. Co jakiś czas dopadały nas fanki, ale jakoś dawaliśmy radę. Nawet ja zrobiłam sobie z nimi sporo zdjęć. Niektóre były miłe, niektóre zbyt nachalne, ale dało się przeżyć. Ważne, że miałam przy sobie Zayna. Niczego więcej nie było mi trzeba. Spędziłam z nim cały dzień w bardzo miłej atmosferze. Pod wieczór poszliśmy do domu chłopaków i obejrzeliśmy jakieś filmy. Byłam szczęśliwa. W końcu mogłam to powiedzieć z całą pewnością. Tak, jestem szczęśliwa. To było zdecydowanie najlepsze uczucie na świecie. Niestety później nie było już tak kolorowo...

_____________________________
Hej! Przybywam do was z rozdziałem 13 :D 
Troszeczkę inny, ale taki właśnie miał być :) hyhyhy ^^
Cieszę się, że tu jesteście <3 WAKACJE MOJE DROGIEE!! 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
30 komentarzy - nowy rozdział :)
Jeżeli tu jesteś - po prostu zostaw po sobie ślad. Nie proszę o nic więcej, a to dla mnie naprawdę ważne. Mogę na Was liczyć? Z góry dziękuję! 
Kochaaam Waaas ♥