poniedziałek, 27 maja 2013

~Dziewiąty~

       Zayn zwijał się z bólu a ja nie wiedziałam, co robić. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie, mimo jego licznych protestów i zapewnień, że nic mu nie jest. Karetka zjawiła się po kwadransie i od razu zajęli się nim sanitariusze. Ja odsunęłam się na bok i usiadłam na pobliskiej ławce. To zdecydowanie nie było normalne. Po krótkiej chwili usłyszałam czyjeś kroki i zorientowałam się, że w moim kierunku idą jego przyjaciele. Rozpoznałam ich tylko dlatego, że zapamiętałam tego w lokach. W sumie był całkiem przystojny..
-Co tu się stało?! - spytał blondyn.
-Zayn nie umie się bić - odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
-Jasne, a ty jak zwykle pełna jadu - powiedział ten w lokach.
-A co ty o mnie wiesz? - syknęłam - Jedno wielkie nic! Więc mnie nie oceniaj, jasne? Nie jestem w nastroju do głupich pogaduszek.
-Kto go tak załatwił? - spytał szatyn o ciemnych oczach.
-Max.
-Kim jest Max?
-Moim byłym chłopakiem - mruknęłam - nie umie panować nad emocjami i jest o mnie zazdrosny.
-Nie mogłaś go jakoś powstrzymać? - znów odezwał się ten w lokach - Takich ludzi powinno się zamykać w celach!
-Zamknij się, kurwa! Nic nie mogłam zrobić, okey? Byłam za daleko a on był zbyt szybki! Co wyście się mnie tak czepili do cholery? Przecież to nie ja go tak załatwiłam! I zadzwoniłam po pogotowie mimo tego, że protestował!
-No proszę, znalazła się milutka i uczynna dziewczynka.. - zakpił.
W tym momencie nie wytrzymałam i wstałam tak, że moja twarz była odległa od jego tylko o kilka centymetrów.
-Zamknij ten swój ryj chłopczyku, bo jednym ruchem mogę ci go wykrzywić - wysyczałam - nie radzę ci ze mną zadzierać, bo dobrze się to nie skończy. Nie znasz towarzystwa, z którym się zadaję. W minutę mogę załatwić kogoś kto cię nawet zabije i nie poniesie żadnych konsekwencji. Nie jestem jakąś dziewczynką, do której możesz mówić, co ci się podoba. Jestem znana prawie na całym świecie i w dosłownie moment mogę cię zniszczyć. Dociera to do ciebie?
Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie z niesmakiem. Jeden z jego kolegów nas rozdzielił. Mój humor pogorszył się dosłownie w sekundę. Staliśmy w milczeniu do momentu, gdy podszedł do nas Zayn. Miał na twarzy kilka plastrów, ale oprócz tego nic złego mu się nie stało. W głębi duszy odetchnęłam z ulgą. Naprawdę się o niego bałam.
-Coś mnie ominęło? - spytał, widząc nasze miny.
-Cóż, widzę, że twoi przyjaciele idealnie się tobą zajmą - powiedziałam i wstałam - na mnie już pora. Nie będę wam przeszkadzać.
-Co? Nie, zostań! - zaprotestował - Przecież możemy iść do nas i..
-Nie wydaje mi się - przerwałam mu - idę być jędzą gdzie indziej. Do kiedyś tam, Zayn.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się oddalać szybkim krokiem. Nie odwróciłam się nawet raz. To co się stało głęboko zapadło mi w pamięci. Max był nieprzewidywalny, gdy chodziło o zazdrość. Nie chciałam, żeby Zaynowi stało się coś poważnego. Wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony chciałam go poznać i dowiedzieć się o nim więcej, a z drugiej twierdziłam, że muszę trzymać się od niego z daleka. Dla jego własnego bezpieczeństwa. Nie obracałam się w super grzecznym towarzystwie. Moi kumple byli ćpunami, imprezowiczami, czy dealerami, a to nie wróżyło niczego dobrego. Nie chciałam więcej dopuścić do sytuacji, w której dzieje mu się krzywda. Nie zasłużył na to. W pewnym momencie stanęłam w pół kroku. Przerwałam swoje przemyślenia i głębiej zastanowiłam się nad swoimi myślami. Nie chciałam więcej dopuścić do sytuacji, w której dzieje mu się krzywda..? Przecież jeszcze nie tak dawno życzyłam mu wszystkiego, co najgorsze! Co się ze mną działo? W mojej twardej skorupie zaczęły robić się dziury. Nie mogłam do tego dopuścić! Nie po to kształtowałam swój charakter, żeby teraz po prostu się zmienić. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Wypuściłam dym z ust i ruszyłam w drogę do domu. Nie czas na bycie grzeczną i potulną dziewczynką. Byłam wolna. Nie byłam już własnością Maxa. Mogłam robić to, na co tylko miałam ochotę. A w tej chwili chciałam tylko się od tego wszystkiego oderwać. Gdy w końcu doszłam do swojego domu, ku mojemu zaskoczeniu na schodach zobaczyłam siedzącą Jessie. Wyglądała na zdenerwowaną. Gdy mnie zauważyła od razu wstała i do mnie podbiegła.
-Czy ty już do reszty zwariowałaś?! - krzyknęła, zanim zdążyłam się przywitać.
-O co ci niby chodzi? - spytałam zbita z tropu.
-Dlaczego zerwałaś z Maxem?! Chcesz do reszty zniszczyć naszą paczkę?! - wybuchnęła.
-Że co?! - wkurzyłam się - Ty chyba nie wiesz, co mówisz, Jess! On traktował mnie jak przedmiot! Jak swoją własność, z którą może zrobić co zechce!
-Bo cię kocha! I jest o ciebie zazdrosny! Nie miałaś prawa go po prostu zostawić!
-Nie no, ja zaraz zwariuje! Czy do ciebie nie dociera, że nie pozwolę robić z siebie szmaty na jeden numerek?!
-W tym momencie to chyba przesadzasz! Co się z tobą ostatnio dzieje, do cholery?  Zachowujesz się, jakbyś była z innej planety! Max od zawsze traktował cię tak samo i nagle zaczęło ci to przeszkadzać! Czasami sama wpychałaś mu się do łóżka, więc o co ci chodzi?!
-O co mi chodzi? - byłam wkurzona do granic wytrzymałości - O to, że nie pozwolę się tak traktować! Nie jestem jakąś zabawką, którą można się zabawiać! I cieszę się, że z nim skończyłam! Teraz przynajmniej jestem wolna i nie muszę martwić się o wszystkie duperele związane z nim! A tak w ogóle to to, co było czy jest między mną a Maxem, to nie jest twój pieprzony interes!
-Jest! Bo jestem twoją przyjaciółką, a ty swoim głupim zachowaniem rozwalasz naszą paczkę, bo wolisz się bujać z jakimś pedałem!
W tym momencie zmroziło mnie na całym ciele. Popatrzyłam na nią z lodem w oczach.
-Co powiedziałaś? - syknęłam.
-Dokładnie to, co słyszałaś! Myślisz, że nie wiem, kim jest ten cały Zayn? Całe miasto jest oplakatowane nim i jego czterema kolesiami. Rureczki, wymuszone grzyweczki na bok i głupawe uśmieszki. No proszę cię, Lizzie! To jakiś badziewny zespół, który śpiewa hity dla dzieci! Co to ma niby być? Robią z siebie pośmiewisko, a ty się jeszcze z nimi zadajesz! Od kiedy to jesteś fanką popu?
-A co ty niby wiesz?! - wybuchnęłam - Jedno wielkie gówno! Nie znasz go a potrafisz obrażać! Nigdy nie słyszałam jak śpiewa, bo nie słucham tego typu muzyki, ale do cholery to też człowiek! Swego czasu go nienawidziłam, ale w tym momencie nie mam ku temu żadnego powodu! I wcale się z nim nie zadaje! Rozmawiałam z nim kilka razy, może to zabronione czy co!?
-Co ty z siebie robisz? Gdzie jest moja Lizzie, która miała w dupie innych ludzi? Gdzie ta Lizzie, która uwielbiała imprezować i zwodzić facetów? No gdzie?!
-Ja pierdole, jestem cały czas taka sama! A ty masz do mnie jakieś chore pretensje i to w dodatku bezpodstawne! Robię w życiu to, na co mam ochotę! Jestem wolna i chuj ci do tego! Max to świnia i nie mam zamiaru się z nim zadawać. Nic i nikt tego nie zmieni. Otworzyły mi się oczy na kilka spraw.
-Zachowujesz się jak bachor!
-Daj sobie na wstrzymanie kobieto! Jestem jaka jestem i kropka! Nie mieszaj się w moje sprawy. Idź sobie do Maxa skoro tak go uwielbiasz! W sumie to idealnie byście do siebie pasowali!
-O czym ty mówisz?!
-Yh, o niczym! Po prostu daj mi święty spokój! Mam dość tej rozmowy, która i tak nie ma żadnego sensu!
Po tych słowach wściekle ją minęłam i poszłam do domu. Nienawidziłam takich kłótni. Jaki miała powód, żeby tak na mnie naskakiwać? Była moją przyjaciółką! To ona powinna mnie zrozumieć i być po mojej stronie, a nie prawić mi kazania i mówić, co mam robić. W tym momencie nie chciałam mieć z nią nic wspólnego. Poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody, którą wypiłam duszkiem. Usiadłam na sofie w salonie, żeby się uspokoić. Znów przypomniały mi się słowa Lily. Prawda, którą o mnie powiedziała. Dopiero teraz w pełni dotarł do mnie sens jej słów. Miała całkowitą rację, a ja potraktowałam ją okropnie. W tym momencie poczułam w sobie to dziwne uczucie, o którym zapomniałam przez ostatnich kilka lat. Poczucie winy. Czyżby moje ludzkie emocje do mnie wracały? Oto ja, Lizzie Mitchell, która myślała, że jest królewną i że wszyscy muszą jej usługiwać, ale w końcu dopadła ją ta pieprzona rzeczywistość, która uświadomiła jej, jak bardzo się myliła. Musiałam przeprosić Lily. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że muszę kogoś przeprosić. Niechętnie wstałam z sofy i poszłam na górę. Stanęłam przed drzwiami jej pokoju i lekko zapukałam. Otworzyła mi po chwili i spojrzała na mnie z wielkim zdziwieniem. No tak, nie spodziewała się mnie. Bez słowa się odsunęła i wpuściła mnie do środka. Po raz pierwszy byłam w tym pomieszczeniu. Rozglądnęłam się dookoła, żeby zapamiętać jakieś szczegóły. Ściany były w kolorze niebieskim, a jedna z nich była granatowa. Wisiały na niej przeróżne fotografie, przedstawiające Lily z jej przyjaciółmi i (jak się domyśliłam) jej matką. Pod inną ścianą stało drewniane biurko, pod wielkim oknem znajdowało się dwuosobowe łóżko z jasną narzutą. Było tam również dwoje drzwi. Jedne zapewne prowadzące do łazienki, a drugie do garderoby. Dokładnie tak samo, jak u mnie. W roku zauważyłam jasną gitarę i uniosłam jedną brew. Nigdy nie słyszałam, żeby cokolwiek grała. Jej pokój był czysty i posprzątany, w przeciwieństwie do mojego. Usiadłam na jej miękkim łóżku i założyłam nogę na nogę. Lily usiadła na krześle i zbadała mnie wzrokiem.
-Okey, czym sobie zasłużyłam na twoją wizytę? - odezwała się w końcu.
-Masz ładny pokój - zignorowałam jej pytanie. Nie sądziłam, że będzie mi aż tak trudno przyznać się do błędu.
-Dziękuję, ale.. o co chodzi? Dlaczego nagle wykazujesz jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą? Myślałam, że raczej ci przeszkadzam i nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
-Po prostu.. - zaczęłam - myślałam nad twoimi ostatnimi słowami..
-Ach, rozumiem. I przyszłaś mnie za nie zjechać? - spytała cynicznie.
-Yh, dziewczyno, zamknij się na chwilę - odpowiedziałam zirytowana - chodzi o to, że.. miałaś rację..
-Że ja co? - zdziwiła się i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Chryste, jaka ty jesteś upierdliwa! Miałaś rację, okey? Wiem, jaka jestem.. wiem, że nie jestem idealna czy jakaś dobra. Po prostu życie nauczyło mnie dystansu i nie przejmowania się pierdołami. Co do mojego byłego to miałaś całkowitą słuszność.. więcej nie pozwolę sobą pomiatać. I.. przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.. tylko przestań się na mnie gapić jak sroka w gnat, bo to wkurzające!
-Ahm, wybacz, po prostu.. nie spodziewałam się czegoś takiego z twojej strony.  Bardziej nastawiałam się na awanturę czy jakieś wyzwiska, czy coś..
-Wiem, że mam wybuchowy charakter. Ale póki co nie chcę mieć z tobą jakichś spięć, bo to denerwujące. Jesteś całkiem w porządku..
-Zaskakujesz mnie. A może to jakiś sen, czy coś? I zaraz się obudzę, i nadal będziesz tą Lizzie, która mnie nienawidzi?
-Daj spokój - wywróciłam oczami i mimowolnie się zaśmiałam - nie jestem taka zła!
Przesiedziałam u niej w pokoju jeszcze jakąś godzinę. Zaskakiwałam sama siebie. Jeszcze nigdy nie byłam dla nikogo tak otwarta i miła, jak dla niej. Nie umiałam wytłumaczyć sobie, co się ze mną działo. Rozmawiałyśmy zupełnie normalnie, jakbyśmy znały się od zawsze. Było w niej coś takiego, że w mig zapomniałam o wszelkich nieporozumieniach, które między nami były. Lily była całkowicie inna od reszty moich znajomych. Grzeczna, miła i poukładana. Zupełnie jak ja kilka lat temu. Może nadal mogłam taka być..? Nie! - odpowiedziałam sobie na własne pytanie - nie mogę cofnąć się do początku! Już wykształtowałam swój charakter, a moi znajomi zniszczyliby mnie w jeden dzień. Nie mogłam tak po prostu być dawną Lizzie. Życie to nie jakaś bajka.
-Ej.. czy od kiedy jesteś w Londynie, byłaś już na jakiejkolwiek imprezie? - spytałam kuzynkę.
-Nie.. - odpowiedziała cicho - nie potrafiłabym się bawić..
-Dlaczego? - zdziwiłam się  - Co w tym trudnego?
-Liz, moja mama nie żyje. Od jej śmierci nie minęło nawet pół roku, a ja mam tak po prostu iść na imprezę i tańczyć? Nie wyobrażam sobie tego!
-Z jednej strony może i masz rację, ale.. śmierć to coś oczywistego. Każdy człowiek umrze, prędzej czy później. Nie ma wyjątków od tej reguły. Wiem, że bardzo za nią tęsknisz, ale jesteś młoda. Powinnaś się bawić a nie siedzieć w domu i się zamartwiać! Życie płynie dalej, nie zatrzymuje się. Jestem pewna, że twoja mama nie chciałaby, żebyś traciła życie na załamywanie się.
-Nie wiem.. może i masz rację..
-Wiem, że mam! W Londynie zazwyczaj są najlepsze imprezy. Jedź ze mną dzisiaj do "Tomorrow". Zabawimy się, poszalejemy i wrócimy do domu. Tak na zgodę. Co ty na to?
-Ja? Mam iść na imprezę.. z tobą? - zdziwiła się - Matko, co się z tobą dzieje! Nie będziesz się mnie wstydzić? I co sobie pomyśli ta twoja przyjaciółka..?
-Mam daleko w dupie jej zdanie - wzruszyłam ramionami - to jak? Dasz się wyciągnąć?
-Okey. Pod jednym warunkiem.
-Jakim znowu?
-Nie ubierzesz na siebie nic czarnego - wystawiła mi język.
-Ej, to nie fair! - zaprotestowałam - Czarny to mój znak rozpoznawczy!
-Czas na zmiany - zaśmiała się.
-Okey. Ale pod jednym warunkiem - postanowiłam się odwdzięczyć.
-Boję się zapytać, ale.. pod jakim?
-Ubierzesz coś krótkiego, seksownego i opinającego.
Widziałam jak na jej twarzy maluje się przerażenie i niedowierzanie. Dopięłam swego i oto chodziło. Kłóciłyśmy się o to przez jakieś 10 minut, ale w końcu i tak stanęło na moim. Popatrzyłam na nią z wyższością i wyszłam z jej pokoju. Czas zacząć przygotowania. 
       Dokładnie o 19:00 wyszłam ze swojego pokoju i stanęłam na korytarzu. Miałam ciemny makijaż, rozpuszczone i zmierzwione włosy, a do tego TAKI zestaw. Umowa to umowa. Dziwnie czułam się w kolorze, ale zakład to zakład. Butów w niego nie wliczałam i liczyłam na to, że Lily przymknie na nie oko. Po 5 minutach i ona opuściła swój pokój. Popatrzyłam na nią z zaskoczeniem, ale i uznaniem. Wyglądała niesamowicie. Oczy podkreśliła eyelinerem, wytuszowała rzęsy, lekko zaróżowiła policzki a na usta nałożyła jasny błyszczyk. Ubrana była TAK. Opinająca ciało spódniczka nie sięgała jej nawet do połowy ud. Widziałam skrępowanie na jej twarzy, ale od razu się do niej uśmiechnęłam. Poradziła sobie doskonale.
-Wyglądasz idealnie - powiedziałam - tylko.. obawiam się jednego.
-Czego? - spytała przestraszona.
-Tego, że wszyscy faceci będą zwracać uwagę na ciebie, a nie na mnie. To zawsze ja byłam tą wyzywającą i seksowną kocicą. No, ale cóż.. ten jeden wieczór może być twój.
-Jesteś okropna! - powiedziała i zaśmiała się nerwowo.
-Uspokój się. Będziemy się świetnie bawić. Zaufaj mi.
-Nie mam innego wyjścia.
Wywróciłam oczami i obie zeszłyśmy na dół. Na korytarzu natknęłyśmy się na moich rodziców, którzy spojrzeli na nas jak na kosmitów. Nie powiedzieli jednak ani słowa. Tym lepiej dla nich. Wzięłam Lily za rękę i wyprowadziłam ją z domu. Taksówka czekała przy bramie. Wsiadłyśmy do środka i pojechałyśmy do "Tomorrow". Dziwnie się czułam jadąc na imprezę z nią, a nie, jak zwykle, z Jessie, Maxem i Erickiem, ale jakoś to znosiłam. Tamten trójki w najbliższym czasie nie chciałam widzieć na oczy.
W końcu dotarłyśmy na miejsce. Przed wejściem jak zwykle czekała długa kolejka, a ja oczywiście ich zignorowałam. Ciągnąc za sobą Lily, pokazałam ochroniarzowi przepustkę i bez niczego weszłam do środka. Absolutnie nic się tam nie zmieniło. Wszystkie twarze od razu zwróciły się w naszym kierunku. Przybrałam swój dawny wyraz twarzy i od razu usiadłam przy barze, prosząc o ulubionego drinka. Lily była skrępowana i odwracała wzrok, nerwowo zakładając kosmyk blond włosów za ucho.
-Uspokój się - powiedziałam do niej - po prostu bądź wyluzowana. To impreza a nie szkoła!
-Ja.. chyba nie umiem.. - bąkneła.
-Umiesz, umiesz - wywróciłam oczami - po prostu bądź sobą.
Wypiłam swojego drinka i zaciągnęłam ją na parkiet. Wciąż była spięta i nie mogła się rozluźnić, ale po kilku piosenkach w końcu zaczęła się ruszać. Uśmiechnęłam się z triumfem i oddałam się muzyce. Do tańca prosili mnie różni faceci. Tym razem nie odmawiałam absolutnie nikomu. Nawet z jednym zatańczyłam taniec podobny do "erotycznego", na który wcześniej pozwalałam sobie tylko z Maxem. Lily też dawała radę i z kilkoma ucięła sobie dłuższą pogawędkę. Wszystko było w porządku i myślałam, że ten wieczór naprawdę nam się uda, ale w tym momencie zauważyłam znajome trzy osoby. Byli przy wejściu. Jessie, Eric i oczywiście Max. Nie chciałam mieć problemów. Nie chciałam, żeby mnie zauważyli. Szybko oderwałam się od chłopaka, z którym właśnie tańczyłam i niezauważalnie podeszłam do baru, przy którym Lily piła colę. Usiadłam tyłem do wejścia i posłałam jej znaczące spojrzenie.
-Musimy wracać - powiedziałam bezgłośnie.
-Dlaczego? Coś nie tak? - jęknęła. Widocznie nie chciała przerywać zabawy.
-Powiedzmy, że moi przyjaciele właśnie tutaj przyszli. A ja nie mam najmniejszej ochoty się z nimi spotkać. Musimy iść. Obiecuję ci, że jeszcze tu wrócimy, ale nie dzisiaj. Nie chcę nam psuć wieczoru, rozumiesz?
-Okey, rozumiem - powiedziała w końcu i odstawiła szklankę - możemy iść.
Odwróciłam się lekko i zauważyłam, jak cała trójka idzie w kierunku naszego stałego stolika. Wzięłam blondynkę za rękę i udało nam się opuścić klub. Był tylko jeden problem: jak wrócić do domu?  I nagle rozwiązanie samo przyszło mi do głowy.
-Umiesz prowadzić? - spytałam ją.
-Tak.. a co?
-A wypiłaś coś dzisiaj?
-Nie.. tylko colę i soki. Co ty kombinujesz Lizzie?
-Zaufaj mi.
Wzięłam ją pod rękę i zaprowadziłam na tyły klubu. Był tam jeden, duży garaż, który wynajęłam już dawno temu. W sumie sama nie pamiętałam, po co. Stał w nim mój stary samochód, którego nie umiałam się pozbyć. Za bardzo się z nim związałam, żeby po prostu go sprzedać, czy oddać. Weszłyśmy do środka i naszym oczom ukazał się czarny volkswagen garbus, czyli prezent od rodziców na moje 17 urodziny. Co prawda nie miałam jeszcze prawa jazdy, ale go sobie zażyczyłam. Po co? Nie wiem. Dla kaprysu i po to, żeby bez potrzebnie wydali pieniądze. Klucze wisiały na małym haczyku, w schowku za obrazkiem. Podałam je Lily i już po kilku minutach jechałyśmy do domu. Pogłośniłyśmy radio i zaczęłyśmy śpiewać jakieś przeboje. Nagle zaczęłyśmy zwalniać.
-Dlaczego jedziesz wolniej? - spytałam - Boisz się, czy co?
-Nie.. to nie ja - odpowiedziała zdezorientowana - on sam zwalnia!
W tym momencie spojrzałam na tablicę rozdzielczą i już wiedziałam, w czym tkwił problem. Nie miałyśmy paliwa. Szlag! zaklęłam pod nosem.
-Zjedź na pobocze - powiedziałam do kuzynki, a ona tak zrobiła.
Stanęłyśmy w miejscu. Po prostu pięknie. Wysiadłyśmy z samochodu zdenerwowane. Do mojego domu było jeszcze co najmniej pół godziny jazdy, a byłam pewna, że w szpilkach nie damy rady dojść na nogach. Na szczęście w koło były jakieś domy. Nie było innego wyjścia - musiałyśmy poprosić o pomoc.
-Zostań tutaj, a ja pójdę do kogoś po pomoc - powiedziałam - tylko się stąd nie ruszaj, okey? Jeszcze tylko tego by brakowało, żeby ukradli nam samochód.
Lily tylko pokiwała głową i wsiadła do środka, a ja zeszłam z pobocza i skierowałam się do pierwszej, lepszej posiadłości. Dom był ogromny i elegancko urządzony. Dokładnie w moim stylu. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Gdy otworzyły się drzwi, pożałowałam swojej decyzji i przeklęłam siebie, że nie poszłam gdzie indziej. Przede mną stał zielonooki chłopak w lokach. Przyjaciel Zayna....

_____________________________
Heej! Tak, tak, znowu przerywam w takim momencie :D 
I tak, jestem wredna! haha :D Musicie mi wybaczyć <3
Przepraszam, że między rozdziałami są takie długie przerwy, ale piszę dwa opowiadania + powoli zaczynam to o Justinie i nie zawsze mam czas. Do tego dochodzi nauka, szkoła itd. Za niedługo będzie luz, więc rozdziały będą częściej, ale póki co musicie jakoś wytrwać :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! :)
Następny przy min. 30 komentarzach. Dacie radę, wiem na ile was stać :) 
A teraz mała prośba. Otóż spodobał mi się pomysł o tle na asku z karteczkami :D A więc moja prośba jest taka.. jeżeli możecie to zróbcie sobie zdjęcie z kartką, na której napiszecie: Alexiss ♥ , i wyślijcie mi ją na e-mail: malinowamambaxx@gmail.com :) 
Czekam na wasze prace! Na ORTL też jeszcze o tym napiszę. Z wszystkiego zrobię kolaż i wstawię na swoje konto na asku :) [KLIK] . Liczę na was! 
A tymczasem do napisaniaa! ♥

+możecie zadawać pytania bohaterom opowiadania! Link w kartach na górze :) (http://ask.fm/hopedieslastxx)

czwartek, 16 maja 2013

~Ósmy~

        Przybrałam surowy wyraz twarzy i odsunęłam się od Zayna jak najdalej. Max patrzył na niego wściekle i zaciskał pięści. To mogło się źle skończyć. Jak mogłam być taka głupia i gdziekolwiek z nim iść? Co we mnie wstąpiło?! Powinnam była trzymać się od niego z daleka. Nie pasował do mojego świata.
-Cześć, skarbie - odezwałam się i podeszłam do niego - coś nie tak?
-Co ty z nim robisz? - warknął i spojrzał na mnie.
-A na co to wygląda? - prychnęłam - Rozmawiam. To zakazane czy coś? Myślałam, że jesteś na treningu.
-Właśnie tam idę. Ostatnio często widzę cię z tym kolesiem. Więc pytam, co to do cholery ma znaczyć?
-Boże, jaki ty jesteś upierdliwy - wywróciłam oczami - to DJ, który zapuszczał muzykę na mojej imprezie. Spotkałam go przez przypadek i chwilę rozmawialiśmy. Opanuj zazdrość, Gilbert.
-Ja? Zazdrość? Nigdy w życiu. Chyba każdy w tym kraju wie, że jesteś tylko i wyłącznie moja.
Po tych słowach objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, posyłając Zaynowi wściekłe spojrzenie. Tamten przez cały czas stał cicho, a jego oczy stały się jeszcze ciemniejsze. Poczułam się dziwnie, ale nie mogłam inaczej. To musiało się skończyć, zanim w ogóle się zaczęło. To nie był mój świat. Już nie. Przecież odrzuciłam maskę dziewczynki, która cieszy się życiem. Nie mogłam do tego wrócić, bo wszystko inne by się posypało. Posłałam Mulatowi przepraszające spojrzenie i poszłam za Maxem. Czułam w sercu dziwny ucisk, ale postanowiłam go zignorować. Nie odwróciłam się nawet raz. Max wziął mnie za rękę i po kilkunastu minutach byliśmy na boisku do koszykówki, gdzie jego drużyna właśnie się rozgrzewała. Nie miałam innego wyboru, jak tylko usiąść na trybunie i czekać, aż skończą. W tej chwili po raz pierwszy w życiu poczułam się samotna. Nie chodziło o rodziców, przyjaciół czy znajomych. To było coś zupełnie innego. Coś, czego nie mogłam zinterpretować. Wyciągnęłam z torebki papierosa i odpaliłam go. Zaciągając się dymem, ciągle myślałam o Zaynie. Było w nim coś takiego, że nie chciał wyjść z mojej głowy, choćbym nie wiem jak bardzo tego chciała. To zdecydowanie nie było normalne. Miałam chłopaka, którego kochałam, a myślałam o innym. Ale właśnie.. czy kochałam Maxa? Teraz niektóre rzeczy się zmieniły. Od tamtej imprezy coś zaczęło się dziać. Coś było ze mną nie tak. Po raz pierwszy od dawna zaczęłam zastanawiać się nad tym, kim tak właściwie jestem. I dlaczego taka jestem. Nadal miałam ogromny żal do rodziców i czułam, że pewnych rzeczy po prostu nie potrafię im wybaczyć, ale.. czy warto tak żyć? Czy warto być takim człowiekiem?
      W tej chwili poczułam, że bardzo potrzebuję rozmowy z Zaynem. Problem polegał na tym, że nie mogłam do niego tak po prostu pójść. Po pierwsze nie miałam numeru telefonu, po drugie adresu, a po trzecie po dzisiejszej sytuacji zapewne nie chciał mieć ze mną nic do czynienia. Nie pozostało mi nic innego jak żyć dalej i zapomnieć. Wiedziałam, że jest sławny i wystarczy wpisać jego dane w Googlach, a wyświetliłoby mi się to, czego szukam, ale.. nie mogłam. Nie mogłam znów wracać do przeszłości i zaczynać od początku. To było zbyt wiele. Nie chciałam znów przeżyć wielkiego rozczarowania. Zostały mi niecałe 3 lata. Więc po co miałabym cokolwiek teraz zaczynać? Bez sensu.
     W końcu drużyna skończyła trening. Wstałam z niewygodnego krzesła i zbiegłam po schodach. Max cmoknął mnie w policzek i razem z chłopakami poszli pod prysznic. Nie pozostało mi nic innego, jak po prostu na nich zaczekać. Wrócili po około 30 minutach i wspólnie poszliśmy do pobliskiego baru na piwo. Temat od razu zszedł na moją imprezą i zbliżający się ważny mecz sezonu.
-Pokonamy ich - powiedział Dennis - to panienki, nie umieją nawet złapać piłki a co dopiero kozłować czy rzucić do kosza.
-I ciągle faulują - prychnął Steven - to niedoroby. Wygraną mamy w kieszeni. Nie wiem jak wy, ale ja się nie martwię.
-Nikt się nie martwi - powiedział Max i wypił łyk piwa - nie musimy się nawet wysilać. Sam, załatwiłeś nam dopalacze na mecz?
-Wątpisz we mnie? - spytał cynicznie - Bez tego nie gram stary.
Wywróciłam oczami i po prostu przestałam ich słuchać. Gdy byli w grupie nie potrafili rozmawiać o niczym innym, a ostatecznie temat i tak schodził na cheerleaderki i ich seksowne dupy. Jak zwykle. Gdy byłam z Jessie po prostu wychodziłyśmy albo rozmawiałyśmy między sobą. Teraz jednak byłam sama a robiło się późno. Pragnęłam tylko tego, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Nie mogłam tak dłużej bezczynnie siedzieć.
-Muszę wracać - powiedziałam, zwracając na siebie uwagę swojego chłopaka - jestem zmęczona.
-Nie przesadzaj, chwila cię nie zbawi - prychnął - masz godzinę policyjną, szlaban czy coś, że wracasz do domu o 21?
-Powiedziałam, że jestem zmęczona - warknęłam - już zapomniałeś, że twoja dziewczyna ma raka i potrzebuje odpoczynku? Czy przed kolegami udajesz, że masz nade mną jakąkolwiek władzę?
Przy stoliku zapadła grobowa cisza, a źrenice Maxa od razu się zwężyły. Zacisnął pięść na stoliku i świdrował mnie wzrokiem.
-Zamknij się - syknął w końcu.
-Nie mam takiego zamiaru - odpowiedziałam groźnie - nie zapominaj, że mogę mieć każdego kolesia, o którym tylko zamarzę, Gilbert. Ale gdy z tobą zerwę, to ty stracisz popularność, nie ja. Mną media interesują się przez cały czas. Tobą tylko dlatego, że jesteś moim chłopakiem. Nie masz nade mną żadnej władzy ani kontroli. I nigdy nie miałeś.
Po tych słowach wściekła wyszłam z baru, skrzyżowałam ramiona na piersi i szybkim krokiem szłam do domu. Miałam dość tego dnia. Miałam dość absolutnie wszystkiego. Nie lubiłam się z nim kłócić, ale nie mógł myśleć, że ma nade mną władzę. Nikt nie miał. Ani on, ani rodzice, ani żaden inny człowiek. Byłam niezależna, czy to się komuś podobało, czy nie.
W końcu doszłam do domu. Rodzice siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Minęłam ich bez słowa i poszłam na górę. Wpadłam na Lily, która akurat wychodziła ze swojego pokoju. Emocje z całego dnia skumulowały się we mnie w jednej chwili i już nie mogłam się powstrzymać. Musiałam się na kimś wyżyć. Miała pech, że padło akurat na nią.
-Czy ty kurwa nie widzisz jak chodzisz?! - wrzasnęłam - Jesteś jakaś ślepa czy głupia?!
Lily była całkowicie osłupiała i zaskoczona. Nie spodziewała się takiego ataku z mojej strony.
-Przecież to ty na mnie.. - zaczęła, ale nie dałam jej dokończyć.
-Mieszkasz w moim domu i jeszcze śmiesz mi cokolwiek zarzucać?! Nie masz takiego prawa! Zabrałaś mi matkę a teraz chcesz całą resztę? Co ty sobie w ogóle myślisz?! Ja cię tu nie chciałam! To nie jest jakiś dom dziecka, w którym właśnie teraz powinnaś się znajdować! Nie moja wina, że twoja matka padła trupem i nie może dłużej zajmować się taką ciamajdą, jak ty!
Wiedziałam, że przesadziłam. Już dawno nie powiedziałam komuś czegoś aż tak złego. To wszystko przez emocje. W oczach Lily pojawiły się łzy, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.
-A ty? - zaczęła patrząc na mnie z pogardą - kim ty jesteś, Lizzie? Za kogo się uważasz? Masz gdzieś ludzi i to, co czują. Jedyną osobą, która jest dla ciebie najważniejsza, jesteś ty sama i nikt inny. Masz w dupie cały świat, byleby tylko tobie było dobrze. Nie zwracasz uwagi na to jak wielu ludzi skrzywdziłaś i nadal krzywdzisz! Zachowujesz się jak królowa, której wszyscy mają się słuchać i wić pokłony, bo inaczej jesteś niezadowolona i wyżywasz się na kim popadnie! Żyjesz tylko na wiecznych imprezach, alkoholu, papierosach i narkotykach. Ty nawet nie wiesz, że skracasz sobie życie! To, że masz raka nie czyni z ciebie nikogo ważnego. Wielu ludzi na świecie ma gorsze problemy i jakoś dają radę! A ty nie chcesz nawet spróbować. Nie masz w sobie ani odrobiny chęci do życia czy zmiany. A ten twój chłopak? Traktuje cię jak przedmiot. Zawsze jesteś na każde jego zawołanie i pieprzysz się z nim, kiedy tylko on ma na to ochotę! Nie dopuszczasz do siebie nikogo. Ja też jestem tylko człowiekiem! Myślisz, że łatwo jest mi tu mieszkać? Myślisz, że łatwo mi bez mamy?! Nie wiesz tego, bo nigdy tego nie przeżyłaś! Nie masz w sobie ani odrobiny ludzkich emocji! Jesteś jak wyprany z wszystkiego robot! Zastanów się nad tym zanim postanowisz znów kogoś skrzywdzić. Zacznij od samej siebie.
Jej słowa zadziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Popatrzyła na mnie z bólem i po prostu odeszła, zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu. Wściekła weszłam do pokoju, trzaskając drzwiami i zsunęłam się po nich. Miała rację. Wiedziałam, że miała. Powiedziała mi całą prawdę o mnie. Nikt inny do tej pory się nie odważył. Jej słowa ciągle rozbrzmiewały mi w głowie. Tylko czy zamierzałam coś z tym zrobić..?

       Minęły dwa tygodnie. Zayn ani razu nie dał znaku życia. Nie pokazał się w pobliżu mojego domu. Czułam się okropnie. Wiedziałam, że powinnam przeprosić Lily, która od czasu naszej kłótni omijała mnie szerokim łukiem i nie odzywała się ani słowem. Ciągle szlajałam się z Jessie i Maxem, ale to już nie było to, co kiedyś. Byłam inna. Ciągle zamyślona i nieobecna. Nadal piłam i imprezowałam, ale nie widziałam już w tym sensu. Oddalałam się od Maxa, co nieźle go denerwowało, ale nic nie mogłam na to poradzić. Nie wiedziałam nawet, czy nadal mi na nim zależało. Jessie doskonale wiedziała, że coś się dzieje, ale niczego jej nie powiedziałam. Byłam właśnie w galerii i przeglądałam sukienki, gdy zobaczyłam jednego z przyjaciół Zayna. Na początku nie byłam pewna, czy to on, ale podchodziło do niego wiele osób proszących o autograf. Nie mogłam dłużej zwlekać. Musiałam z nim pogadać i wytłumaczyć. Nie pytajcie po co. Wiedziałam, że jestem wiedźmą i łatwo się nie zmienię, ale nie chciałam, żeby on miał o mnie złe zdanie. Odwiesiłam turkusową sukienkę i podeszłam do wysokiego szatyna, który akurat robił sobie zdjęcie z jakąś dziewczyną. Wryłam się między dwie następne, mimo ich protestów i stanęłam centralnie obok niego.
-Jak masz na imię? - spytał, wyciągając kolejną kartkę na autograf.
-Nie chcę żadnego głupiego bohomaza - warknęłam - jestem tu w innym celu.
Nieznajomy w końcu na mnie spojrzał i od razu się uśmiechnął, kręcąc głową.
-Zgaduję, że to ty jesteś Lizzie?
-Nic ci do tego. Gdzie jest Zayn?
-Miło mi, Louis jestem - odpowiedział z szerokim uśmiechem, czym tylko mnie wkurzył.
-Zadałam ci pytanie modnisiu. Gdzie jest Zayn?
-Zapewne siedzi w domu albo w Starbucks - odpowiedział, wzruszając ramionami - nie jestem jego GPS-em czy coś. Równie dobrze może być w sklepie, w kinie, na plaży..
-Słuchaj, cholernie działasz mi na nerwy, wiesz? Zadałam ci jedno proste pytanie. Nawet na takie nie umiesz odpowiedzieć? Gdzie masz to coś, co inni nazywają mózgiem?
-Nie wiem gdzie jest Zayn, okey? Przekażę mu, że o niego pytałaś skoro to takie ważne. A teraz przepraszam, ale mam co robić. Wstrzymujesz kolejkę, więc..
-Świetnie - warknęłam i odeszłam stamtąd.
Kolejna misja nieudana. Nikt nie wie, gdzie jest Zayn. Akurat teraz nikt nic nie wie. Po prostu pięknie. Wkurzona po prostu poszłam do domu. Znów byłam sama, bo rodzice wylecieli do Paryża na pokaz nowej kolekcji. No, prawie sama. Była jeszcze Lily, która i tak nie chciała ze mną gadać. A może to i lepiej? Usiadłam przed telewizorem i włączyłam jakiś badziewny program. W międzyczasie zrobiłam sobie sałatkę owocową, którą jadłam na sofie. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Byłam pewna, że to Max lub Jessie, bo lubili wpadać niespodziewanie. Podniosłam się i poszłam otworzyć. Ale przede mną nie stało żadne z tej dwójki. Stałam twarzą w twarz z Zaynem. Tego się nie spodziewałam.
-Podobno o mnie pytałaś - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
-Nie przypominam sobie - burknęłam z uśmiechem i wpuściłam go do środka.
Poszliśmy do kuchni i usiedliśmy przy stole. No i co miałam mu powiedzieć?
-Więc.. chciałaś o czymś pogadać? - zaczął.
-Emm.. ja.. ten..
-Nie wierzę. Ty się jąkasz! - zaczął się śmiać.
-Zamknij się, wcale się nie jąkam! Po prostu.. chciałam cię przeprosić za ostatnie spotkanie. Nie chciałam, żeby tak wyszło i tyle. To wszystko.
-Jasne, tego się akurat domyśliłem. A teraz możesz podać prawdziwy powód.
-Że co proszę? O czym ty mówisz człowieku?
-Daj spokój, Liz. Wiem, że po prostu chciałaś mnie zobaczyć, bo usychałaś z tęsknoty. Nie zasłaniaj się kłamstwami.
W tym momencie to ja wybuchnęłam śmiechem.
-Jesteś cholernie irytujący, wiesz? I wcale za tobą nie tęskniłam! Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, tylko dlatego, że ten jeden raz byłam na ciebie miła. To nic nie znaczy.
-Tak? Więc jak teraz zaproponuję ci spacer, to od razu odmówisz i mnie stąd wyrzucisz?
-Tak, właśnie tak.
-Wspaniale, jesteśmy umówieni! Chcesz się przygotować czy możemy już iść?
-Przecież nie zgodziłam się na żaden spacer!
-Możemy siedzieć tu do późnej nocy i sprzeczać się o to, kto ma rację, albo po prostu wyjść i nacieszyć się piękną pogodą. Więc?
-Ughh.. dlaczego ja się na to zgadzam?
Warknęłam pod nosem i wybiegłam na górę. Weszłam do swojej garderoby i przebrałam się w TEN zestaw. Szybko poprawiłam makijaż i zeszłam na dół. Zayn czekał przy drzwiach. Po co się w to pakowałam? To nie było w porządku. On nie pasował do mojego stylu życia! Nie mogłam rzucać się na głęboką wodę, bo to prowadziło donikąd. Ale i tak nie zawróciłam. Spacerowałam z nim po Londynie i pozwalałam na to, by ludzie nas widzieli. W sumie to nawet go nie znałam. Wiedziałam o nim tyle, co nic. Chciałam go o cokolwiek wypytać, ale zostawił mnie na ławce i poszedł po lody. Jakiś staruszek stał niedaleko nas z samochodem, przy którym roiło się od dzieci. I nagle zauważyłam Maxa. Czyżby powtórka z mojego ostatniego spotkania z Zaynem? Tym razem mnie z nim nie było, ale Max szedł prosto na niego. Na mnie nawet nie popatrzył. Jednym ruchem go odepchnął i zaczął szarpać. Zayn nie wiedział o co chodzi, a ja zamarłam w miejscu. O co tu chodziło do cholery!?
      Max zaczął go bić i kopać. Zayn próbował się bronić i nawet mu to wychodziło, ale był zbyt słaby, a mój chłopak wykorzystał element zaskoczenia. W końcu powalił go na ziemię i zaczął kopać. Byłam przerażona a Zayn wił się z bólu. Był cały we krwi. To dało mi siłę do działania. Pobiegłam do nich ile sił w nogach i z całej siły odepchnęłam Maxa, który patrzył na mnie z wielką wściekłością.
-Co ty kurwa robisz?! - wrzasnęłam - Czy ciebie już do reszty pogięło?! Przecież mogłeś go zabić!
-I dobrze! Miałbym problem z głowy! Gnojek musi się nauczyć, że do mojej dziewczyny nikt nie ma prawa się zbliżać! Jak położył na tobie łapy to zaraz go zabiję!
-Czy ty się w ogóle słyszysz?! Nie jestem jakimś przedmiotem, żebyś traktował mnie jak swoją własność! Do cholery, Max, opanuj emocje!  Nie mogę już porozmawiać z żadnym facetem, bo przyjdziesz i go pobijesz?! To chore!
-Nikt nie będzie się do ciebie zbliżał, bo jesteś moją dziewczyną - syknął mi prosto w twarz - a jak ktoś tego nie rozumie, to niech szykuje sobie miejsce na cmentarzu!
-Ty jesteś nienormalny! Mam tego dość, słyszysz?! Nie jestem niczyją własnością, żebyś mnie tak traktował. To koniec! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, Gilbert!
-Odwołaj to, co powiedziałaś - warknął z wściekłością - odwołaj to! Teraz!
-Niczego nie będę odwoływać! Z nami koniec! A teraz wypierdalaj i nie pokazuj mi się na oczy! Albo zaraz wezwę policję i wszystko im powiem, a wtedy nie wyjdziesz z pierdla przez długie lata!
-Pożałujesz tego - syknął i splunął na chodnik - gorzko tego pożałujesz.
Ostatni raz na mnie popatrzył i sobie poszedł. Ludzie dookoła patrzyli tylko na mnie. Ale to nie miało znaczenia. Podbiegłam do Zayna i przykucnęłam przy nim. Nadal zwijał się z bólu i miał pełno ran, z których sączyła się krew. Bez zastanowienia wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie. W końcu dotarło do mnie to, z kim się zadawałam. W końcu dotarł do mnie sens słów Lily. Nienawidziłam siebie z całego serca. Pozostawało tylko jedno pytanie: CO TERAZ?

________________________________
Tralalal, jest ósemeczka moi drodzy :D
Tak, tak, wiem że długo, ale nie było mnie w domu i wgl masa nauki i pracy i jeszcze dzisiaj mam bierzmowanie (dokładnie za 2 godziny) i jestem taka rozdarta, że na nic nie mam czasu. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Dziękuję za wasze opinie :) Opowiadanie się rozkręca. W następnym rozdziale pojawi się pozostała czwórka naszych matołów <3 
Tymczasem życzę wam wszystkiego, co najlepsze i do napisania za niedługo ! 
Kocham waaaaaas xxx  

poniedziałek, 6 maja 2013

~Siódmy~

       Na dole impreza trwała w najlepsze, a ja siedziałam w swoim pokoju, kipiąc ze złości. Jak Max mógł być taki bezmyślny? Okay, często się kochaliśmy, ale bez przesady. Czułam w sobie jakąś blokadę, która dzisiaj dała o sobie znać. Siedziałam na łóżku z rękami wsadzonymi między kolana i zastanawiałam się, co robić dalej. Wszyscy świetnie się bawili. Wszyscy, z wyjątkiem mnie. To miał być niezapomniany wieczór i właśnie taki się zapowiadał, ale teraz sama nie wiedziałam już co mam robić. Wstałam i zaczęłam nerwowo chodzić w tę i z powrotem. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Chciałam być sama, ale osoba za drzwiami nie zamierzała rezygnować. Wkurzona przekręciłam klucz i już po chwili w moim pokoju znalazła się Jess, która patrzyła na mnie zdezorientowana.
-Co ty odpierdalasz, Lizz? - spytała, zamykając za sobą drzwi - Wszystko ok?
-Nie - burknęłam - nic nie jest okay. Max się do mnie dobierał!
-Nie przesadzaj, przecież to twój chłopak. A poza tym jest pijany i nie wie, co robi. Do jutra zapomni, co się dzisiaj działo.
-Ale ja nie zapomnę - warknęłam.
-Daj spokój dziewczyno. To twoja impreza, nie możesz siedzieć w pokoju. Zwłaszcza, że ta blondyneczka, która z tobą mieszka, jest na dole i gada z DJ-em.
-Co?! Świetnie, jeszcze jej brakowało. Jakbym miała dość problemów na głowie!
-No więc właśnie. Może zejdziesz na dół i zrobisz z tym porządek, zamiast siedzieć tutaj i nie wiadomo co robić? Weź się w garść Liz. Baw się i nie zwracaj uwagi na Maxa. Jak wytrzeźwieje to z nim pogadasz.
-Dobra, idę, już się tak nie produkuj.
Wywróciłam tylko oczami i razem z przyjaciółką wróciłam na dół. W salonie znalazłam się w momencie, gdy Lily i Zayn robili sobie wspólne zdjęcie. Poczułam się jakoś dziwnie i podeszłam do nich ze sztucznym uśmiechem.
-Lily złotko, jak dobrze cię widzieć - powiedziałam udając szczerość - nie pomyliłaś czasem pokoi?
-Daj spokój, prosiła tylko o autograf i zdjęcie - odezwał się Mulat - o co ci chodzi Lizzie?
-Mi? Zupełnie o nic. Po prostu chcę pogadać ze swoją kochaną kuzyneczką. Wybacz nam na chwilę.
Chwyciłam ją za ramię i zaciągnęłam do schodów. Dopiero tam ją puściłam i spojrzałam na nią mega wkurzona.
-Czy ja mówię do ciebie po chińsku? - warknęłam wściekle - Chyba jasno się wyraziłam, że nie masz wstępu na imprezę, więc co tu do cholery robisz?!
-Chciałam tylko go poznać, to wszystko - odpowiedziała, wzruszając ramionami - to nie jest zabronione.
-Może i nie, ale twój pokój jest na górze. I nie kompromituj się, prosząc o autograf jakiegoś kolesia, który puszcza muzykę na imprezach. Ty jesteś jakaś chora?
-Żartujesz? Ty.. nie wiesz kim on jest? - spytała z wielkim zdziwieniem - przecież to Zayn Malik! On jest..
-Nie obchodzi mnie to! - przerwałam jej - Nie muszę cię słuchać, jasne? Won do siebie i żebym cię tu więcej nie widziała, bo moja cierpliwość powoli się kończy. Zakoduj to w swojej tępej główce, jasne?
-Dobra, już dobra, idę.
Po tych słowach blondynka posłusznie poszła na górę, a ja wzięłam głęboki oddech i dołączyłam do imprezowiczów. Max siedział na kanapie kompletnie zalany, ale przestałam zwracać na niego uwagę. Bawiłam się do końca.
      Impreza skończyła się o 4 rano. Wszyscy z trudem opuścili mój dom i gratulowali mi dobrej roboty. Byłam z siebie zadowolona. Na noc została tylko Jess, Eric i Max, którzy spali już na podłodze. W domu panował kompletny bajzel. Razem z Jess przybiłyśmy 'piątkę' i zapaliłyśmy po papierosie. Dym działał na nas kojąco. Jako ostatni z imprezy wyszedł Zayn. Posłał mi ten swój czarujący uśmieszek i zniknął. Choć na końcu oczywiście obiecał, że spotkamy się jeszcze nie raz. W końcu obie poszłyśmy do mojego pokoju, padłyśmy na łóżko i zasnęłyśmy.

        Obudziłam się późnym popołudniem. Na szczęście nie miałam zbyt wielkiego kaca. Od razu poszłam do łazienki i wzięłam długi, odprężający prysznic. Zrobiłam lekki makijaż, związałam włosy w luźny kucyk i przebrałam się w TO. Jessie nadal spała w najlepsze. Zeszłam na dół i z przerażeniem ogarnęłam wzrokiem cały parter. Wyglądało to naprawdę koszmarnie. Od razu wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po firmę sprzątającą. Max i Eric siedzieli na kanapie i pili wodę. Skrzyżowałam ramiona na piersi i minęłam ich bez słowa. Nie miałam ochoty rozmawiać ze swoim chłopakiem. Poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę soku bananowego. Po kilkunastu minutach dołączyła do mnie Jessie, nadal nieco zaspana. Teraz obie siedziałyśmy przy kuchennym stole i starałyśmy się przypomnieć sobie szczegóły z ostatniej imprezy. W końcu rozległ się dzwonek do drzwi i w moim domu pojawili się ludzie ze sprzętem do sprzątania. Musiałam obudzić Erica i swojego chłopaka, choć nie miałam na to najmniejszej ochoty.
-Wstawaj Gilbert! - wrzasnęłam mu do ucha - Koniec tego dobrego. Zaraz ma cię tu nie być!
Max otworzył oczy i popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, kompletnie nie wiedząc, co się dzieje. Dłuższą chwilę zajęło mi doprowadzenie go do jako takiego porządku. Erickiem na szczęście zajęła się Jess. Kiedy w końcu się rozbudzili, posłałam swojemu chłopakowi wściekłe spojrzenie i kazałam mu wypierdalać raz na zawsze.
-Hej, hej, hej, kotku! Chwilunia! O co ci chodzi? - spytał całkowicie zdezorientowany.
-O co mi chodzi? - warknęłam wściekła - O ciebie! Myślisz, że kim ty niby jesteś?
-Co w ciebie wstąpiło?!
-Wczoraj próbowałeś mnie zgwałcić, a dzisiaj pytasz co we mnie wstąpiło?! Jakim kurwa trzeba być człowiekiem?!
-Ło, ło, ło nie tak szybko! Że co próbowałem? Czy ciebie już do reszty pojebało, Lizzie?!
-Jasne. Byłeś tak zalany, że nawet tego nie pamiętasz ty pierdolony zboczeńcu! Wyszukaj w słowniku co znaczy słowo "nie" a potem się do mnie przystawiaj!
-Uważaj na słowa - syknął - i się kurwa uspokój bo tylko robisz z siebie pośmiewisko.
-Ja? Ja robię z siebie pośmiewisko? To ty jesteś niedoszłym gwałcicielem!
-Lizzie, uspokój się - włączyła się Jessie - przecież do niczego nie doszło. Max był pijany i nawet tego nie pamięta.
-Właśnie, opanuj się dziewczyno - odezwał się Eric.
-Możecie się kurwa nie wtrącać? - syknęłam w ich stronę.
-Oni mają rację - powiedział Max już nieco łagodniej - niczego takiego nie pamiętam. Na trzeźwo w życiu bym się do czegoś takiego nie posunął. Liz, przecież mnie znasz. Przepraszam...
Nie wiem, co takiego miał w sobie, ale nagła cała złość ze mnie wyparowała. Spojrzałam w te jego głębokie oczy i wiedziałam, że już mu wybaczyłam. Zawsze tak było. Zawsze ulegałam jego urokowi. Nie potrafiłam się na niego gniewać. Nawet w sytuacji takiej, jak ta.
W końcu cała załoga opuściła mój dom, razem z ekipą sprzątającą. Wszędzie panował idealny porządek i nie było szans, żeby rodzice zorientowali się, że w tym domu odbywała się jakakolwiek impreza. Byłam z siebie zadowolona. Tylko że z nieznanych mi przyczyn czułam się jakoś dziwnie. To nie była moja pierwsza kłótnia z Maxem, ale tym razem było inaczej. Coś we mnie się zmieniło. Coś czułam, że wcale nie chciałam się z nim pogodzić. Nie tym razem.W głowie miałam kompletny mętlik. A najgorsze było to, że ciągle myślałam o Zaynie. Ten chłopak miał na mnie dziwny wpływ i w żaden racjonalny sposób nie umiałam sobie tego wytłumaczyć. Był taki pewny siebie, a zarazem było w nim coś takiego, czego nie spotkałam jeszcze w żadnym chłopaku. Lizzie ogarnij się! skarciłam się w myślach. Nie mogłam mieć takiego podejścia. W żadnym wypadku. Jednak coś czułam, że tym razem nic nie pójdzie po mojej myśli.
Minął tydzień. Od imprezy Zayn nie pokazał się ani razu. Z jednej strony czułam się dziwnie, a z drugiej myślałam, że w końcu zniknął i dał mi spokój. Wróciłam z kolejnej randki z Maxem, ale od pewnego czasu brałam go na dystans. Niezbyt często pozwalałam się całować i obmacywać. Widziałam, że nieźle go to denerwuje, ale miałam to kompletnie gdzieś. Z jakichś powodów nie byłam do końca sobą. Nie miałam ochoty siedzieć w domu. Miałam w sobie dziwną chęć wyjścia gdzieś i zrobienia czegoś szalonego. Poszłam do garderoby, gdzie przebrałam się w TEN zestaw i poprawiłam makijaż przed wielkim lustrem. Nie wiedziałam do końca, co zamierzałam zrobić, ale z doświadczenia wiedziałam, że prędzej czy później coś przyjdzie mi do głowy. Zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam z domu. Nałożyłam na oczy ciemne okulary i szybkim krokiem szłam ulicami Londynu. Już miałam skręcić w jakąś uliczkę, gdy GO zauważyłam. Zayn stał z czwórką jakichś chłopaków pod studiem nagraniowym i rozdawał autografy fankom. W tym momencie jeszcze bardziej zaciekawiło mnie, kim on do cholery był, że wszyscy tak wariowali na jego widok. Nie chciałam się gapić, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wyglądał niesamowicie seksownie w czarnych rurkach i białym, obcisłym topie. Przygryzłam dolną wargę i właśnie w tym momencie spojrzał prosto na mnie. Szepnął coś do kolegów i podszedł do mnie. Starałam się przybrać surowy wyraz twarzy, ale słabo mi to wyszło. W końcu znalazł się obok mnie.
-No proszę, proszę, kogo tu przywiało - powiedział z cwanym uśmieszkiem.
-Daruj sobie - prychnęłam - przypadkiem tędy przechodziłam..
-I zatrzymałaś się, żeby sobie na mnie popatrzeć, tak? - przerwał mi.
-Ugh, jesteś niemożliwy! - warknęłam i już chciałam odejść, ale chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoim kierunku - Co?
-Jak się złościsz to świecą ci się oczy, wiedziałaś o tym?
Zorientowałam się, że stał niebezpiecznie blisko mnie. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w gardle. Co się ze mną do cholery działo?!
-Emm.. stoisz za blisko - wydukałam w końcu, na co on się zaśmiał.
-Gdzie twoja pewność siebie, Liz? - droczył się ze mną - Coś nie tak?
-Kurwa Zayn odsuń się ode mnie! - w jednej chwili odzyskałam nad sobą kontrolę - Nadal jesteś upierdliwym chujem.
-A ty zadufaną w sobie suką - odpowiedział i puścił mi oczko, co kompletnie mnie zamurowało.
-Jak.. jak mnie nazwałeś?
-Tak, jak słyszałaś. Mam dość gier z tobą. Nadal wolisz swojego chłopaka, który bez żadnych konsekwencji kładzie na tobie łapy kiedy tylko ma na to ochotę. Nie potrafisz mu się oprzeć i spróbować żyć inaczej. Jesteś słaba.
-Ja jestem słaba? - syknęłam, wściekła do granic wytrzymałości - Przecież ty mnie do cholery nie znasz! Nic o mnie nie wiesz! Więc nie masz żadnego prawa mówić, że jestem słaba, Malik. Łatwo ci tak oceniać ludzi? Kim ty niby jesteś? Lub za kogo się uważasz? Bo w moich oczach jesteś jednym, wielkim gównem.
-Świetnie. Znam już twój słaby punkt.
-Zaraz, zaraz.. co?
-Zastanawiałem się czy kiedykolwiek uda mi się wyprowadzić cię z równowagi i udało się. Brawo dla mnie. A teraz przejdźmy do rzeczy.
-Jesteś głupi czy coś?
-Coś. Więc dasz się namówić na jakiś spacer?
-To są chyba jakieś żarty! Najpierw mnie obrażasz a później zapraszasz na.. randkę?!
-Hmm.. tak, właśnie tak. To jak będzie?
-Przecież ja mam chłopaka! Co ty sobie myślisz?!
-Świetnie! A więc w drogę, bo zaraz zrobi się ciemno.
Byłam całkowicie zdezorientowana. Zayn odwrócił się i pomachał do chłopaków, po czym uśmiechnął się do mnie i odszedł kilka kroków. Kiedy zauważył, że nadal stoję w miejsc, odwrócił się i uniósł ręce.
-To idziesz czy nie?
Wywróciłam oczami i ruszyłam za nim. Nie miałam pojęcia, po co to robiłam. Na ten wieczór miałam zupełnie inne plany, ale coś mnie do niego przyciągało. Jakaś nieznana siła. Wciąż działał mi na nerwy i to dość ostro, ale.. kto wie? Może mogłam nauczyć się go akceptować?
Zaczęliśmy rozmawiać i żartować na pewne tematy. Sama nie wiedziałam kiedy całkowicie się wyluzowałam. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam.. sobą. I czułam się z tym dość dziwnie. W końcu kupiliśmy sobie po rożku i usiedliśmy na pobliskiej ławce.
-A więc.. - zaczęłam - powiedz mi kim ty tak właściwie jesteś?
-Człowiekiem?
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi! Kim ty jesteś, Zayn? Kim do cholery jesteś, że lata za tobą cała masa dziewczyn proszących cię o jakiś autograf czy zdjęcie?
-Ach.. o to ci chodzi - zaśmiał się - jestem piosenkarzem. Razem z chłopakami tworzymy boysband i jesteśmy znani na całym świecie. Zajęliśmy 3 miejsce w siódmej edycji X-Factor i od tamtej pory jesteśmy piątką najlepszych przyjaciół. Nawet razem mieszkamy.
-Jestem jakaś dziwna, ale do tej pory o was nie słyszałam. A.. jaki rodzaj muzyki gracie?
-Pop..
W tym momencie wybuchnęłam śmiechem. Tak sama siebie.
-Co jest takie śmieszne? - spytał cynicznie.
-Nie, nic.. po prostu już wiem dlaczego o was nie słyszałam. Nie słucham takiej.. muzyki.
-Nic o nas nie wiesz, Lizzie. Nie znasz ani jednej naszej piosenki. A poza tym nieważne, że gramy pop. Dla mnie muzyka jest wszystkim. I słucham też innych gatunków. I bardzo lubię rocka.
-Pop i rock? Serio? - spytałam cynicznie - Ludzie zapewne wyzywają was od pedałów i tak dalej.
-Ludzie zawsze gadają i hejtują innych. Nie powiem, że mnie to nie boli, ale staram się mieć to gdzieś. Nic o nas nie wiedzą. I ty też nie. Nie znasz mnie ani chłopaków.
-Nigdy nie miałam okazji poznać twoich kumpli - prychnęłam - zapewne zauważyłeś, że do tej pory miałam do ciebie inne nastawienie?
-Tak, ale.. mam nadzieję, że to się w końcu zmieniło?
-Nie licz na to, Malik - zaśmiałam się - nic nie zmienia faktu, że mam chłopaka i przyjaciół, do których ty i twój pop absolutnie nie pasujecie.
-Yh.. a ty znowu swoje. Więc może chcesz poznać moich kumpli? Może wtedy w końcu zmienisz o nas zdanie i zobaczysz jak bardzo mylisz się co do niektórych rzeczy.
-Jasne, jasne. Skoro jesteś pewien, że z nimi wytrzymam - wywróciłam oczami.
Zayn tylko się zaśmiał i wspólnie wstaliśmy z ławki. Czułam się jak nie ja. Nie pamiętałam od jak dawna nie zachowywałam się tak, jak dzisiaj. Moje dawne "ja" dało o sobie znać. Nie wiedziałam tylko czy się z tego cieszyć, czy wręcz na odwrót. Szłam obok niego jak gdyby nigdy nic.
-Lizzie? - usłyszałam za sobą znajomy głos i w jednej chwili zamarłam.
Zayn również się zatrzymał. Wspaniale. Brakowało mi jeszcze tylko awantury. Skrzywiłam się i powoli się odwróciłam. Stanęłam oko w oko ze swoim chłopakiem. I wiedziałam, że nie zwiastuje to niczego dobrego...

__________________________
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3
46 komentarzy, aaaaa! Jednak jak chcecie to potraficie :) 
No więc rozdział nieco inny.. przynajmniej tak mi się wydaje. Akcja powoli zaczyna nabierać kolorów :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! ♥
Tym razem również bardzo proszę was o komentarze :) 
Następny rozdział już za niedługo ! Xx