czwartek, 25 kwietnia 2013

~Szósty~

       Rano obudziłam się z bólem głowy. Wydarzenia poprzedniego dnia docierały do mnie w zwolnionym tempie, żeby na koniec uderzyć we mnie z całą siłą. Przed oczami znów pojawił mi się obraz matki, tulącej do siebie moją kuzynkę. W tym momencie znienawidziłam je obie. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Gdy spojrzałam w lustro, na mojej twarzy od razu pojawił się grymas. Wyglądałam potwornie. Szybko zmyłam makijaż z poprzedniego dnia i poszłam pod prysznic. Przez dłuższą chwilę relaksowałam się ciepłą wodą, która oblewała moje nagie ciało. W końcu wyszłam spod prysznica i poszłam do garderoby, gdzie ubrałam się w TEN zestaw. Rozczesałam włosy i zrobiłam ten sam ciemny makijaż. To była już moja rutyna. W końcu zeszłam na dół. W domu panowała kompletna cisza, co raczej mnie nie zdziwiło. Wiedziałam, że rodzice wyjechali i zostałam sama. No.. prawie. Była jeszcze ta cała Lily, której nie chciałam nawet widzieć na oczy. Pech chciał, że spotkałam ją w korytarzu. Minęłam ją bez słowa i poszłam do kuchni. Poszła za mną. Już miałam jej coś powiedzieć, ale mnie uprzedziła.
-Wiem, że twoi rodzice mówili ci, że masz się mną zajmować, ale ja nie jestem dzieckiem i poradzę sobie sama. Nie musisz się mną przejmować.
Odwróciłam się i zmierzyłam ją wzrokiem z politowaniem.
-Ty sobie chyba żartujesz - zakpiłam - ja tobą? A co ty mnie obchodzisz dziecko?
-No ja.. nie wiem..
-Daj sobie spokój, co? Mówiłam, żebyś mi nie wchodziła w drogę. Mam cię daleko gdzieś, jasne? Mieszkaj tu sobie, jeżeli musisz, ale ode mnie z daleka.
-Dobra, okay, rozumiem.
Po tych słowach opuściła kuchnię i poszła na górę. Warknęłam pod nosem i otworzyłam lodówkę.Wyciągnęłam z niej jakieś produkty i przygotowałam sobie lekkostrawne śniadanie. Usiadłam przy kuchennym stole i zajęłam się jedzeniem. I nagle wpadłam na genialny pomysł. Skoro rodziców nie było w domu, to czemu by tego nie wykorzystać? Z cwanym uśmieszkiem wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Maxa.
-Tak mała? - odebrał w końcu.
-Zwołaj ekipę. Mam wolną chatę na weekend, starzy wyjechali. Załatwcie coś mocnego i u mnie o 20:00.
-I to mi się podoba skarbie! Będziemy na pewno, możesz się nas spodziewać.
-No ja myślę. Tylko nie nawalcie. Do zobaczenia wieczorem.
-O to się nie martw. Nie przegapimy twojej imprezy, Liz. Do później.
Rozłączyłam się i z triumfem na ustach skończyłam śniadanie. Włożyłam talerz do zmywarki, po czym wróciłam do swojego pokoju. Załatwiłam catering i alkohol, po czym zadzwoniłam do znajomego DJ-a.
-Wybacz Lizzie, ale dzisiaj nie dam rady - powiedział, gdy usłyszał moją prośbę - obsługuję imprezę w Tomorrow.
-No weź Matt, to ważne. Na pewno dasz radę coś załatwić? Dla mnie? Ładnie proszę..
-Ech, no dobra. Podeślę ci kogoś znajomego. Powinien to ogarnąć.
-Dzięki! Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Jesteś najlepszy.
-Uważaj, bo się zarumienię - zaśmiał się - zawsze do usług. Trzymaj się mała.
Zakończyłam połączenie i byłam z siebie zadowolona. Wszystko było już załatwione. Wysłałam smsa do Jess, która zjawiła się po godzinie zwarta i gotowa. Powitałam ją buziakiem i zajęłyśmy się porządkowaniem salonu. Poprzesuwałyśmy meble, stanowisko DJ-a ustawiłyśmy pod ścianą, z sufitu zwisała dyskotekowa kula a przez czarne rolety w domu panował mrok, rozświetlany tylko kolorowymi światłami z kuli. W jednej chwili mój dom przemienił się w imprezowy klub dla najlepszych nastolatków z Londynu. Byłam z siebie naprawdę zadowolona. Te wszystkie rzeczy załatwiłam sama kilka miesięcy temu. Kiedy już wszystko było gotowe, przybiłyśmy piątki i poszłyśmy na górę, żeby ostatecznie się przygotować. Dobrze, że miałam 3 łazienki. Wzięłyśmy prysznic, umalowałyśmy się i zrobiłyśmy ciemny makijaż, podkreślając oczy eyelinerem. Na koniec się przebrałyśmy. Postanowiłam trochę zaszaleć i tym razem ubrać się naprawdę odważnie. W końcu zabawa to zabawa, a Max mógł być trochę zazdrosny. Z cwanym uśmieszkiem ubrałam na siebie TO. Narzuciłam na siebie skórzaną, krótką kurteczkę i byłam gotowa. Jessie postawiła na bardziej tradycyjny strój. Ubrana była TAK. Obie zlustrowałyśmy się wzrokiem i stwierdziłyśmy, że jest okay. Po godzinie rozległ się dzwonek do drzwi. Domyśliłam się, że to DJ, którego przysłał mi Matt. Zbiegłam na dół i otworzyłam. W jednym momencie stanęłam jak wryta w całkowitym szoku. Przede mną stał uśmiechnięty Zayn. Natychmiast przybrałam surowy wyraz twarzy.
-Skąd ty niby wiesz, gdzie ja mieszkam? - warknęłam - I co tu w ogóle robisz?
-Nie dalej jak wczoraj odprowadzałem cię do domu, bo nie byłaś w stanie sama ustać na nogach, Lizzie.
 -Skąd znasz moje imię?
-Sama mi je zdradziłaś. Naprawdę nic nie pamiętasz?
-Nie. I to w sumie chyba lepiej. Więc, co tu do cholery robisz? Nie pomyliłeś adresów czy coś?
-Czy to w tym domu ma odbywać się impreza, na której miałem być DJ-em na zastępstwie Matta?
Rozdziawiłam usta ze zdziwienia. On? DJ-em? Jak to było możliwe? Otrząsnęłam się i dopiero wtedy dostrzegłam w jego rękach jakieś torby, zapewne ze sprzętem i płytami.
-Ty sobie chyba żartujesz koleś. Błagam, powiedz, że to jakiś chory żart.
-Jeżeli coś ci nie pasuje, to mogę wrócić do domu - odpowiedział, wzruszając ramionami - tylko wątpię, że znajdziesz kogoś na ostatnią chwilę.
Już miał się odwrócić i odejść, ale go powstrzymałam. Miał rację. Nie znalazłabym nikogo na zastępstwo.
-Właź - powiedziałam bez wyrazu - tylko radzę ci zapuszczać dobrą muzykę i się nie błaźnić. Zawsze pozostaje mi też wieża stereofoniczna.
-Do usług madame - powiedział z szerokim uśmiechem i wszedł do środka.
Jessie również zdziwił jego widok, ale wzruszyła tylko ramionami i nie zadawała pytań. Zayn ustawił się za konsolą i zaczął przy niej majstrować. Po kilkunastu minutach dom wypełniała mocna, klubowa muzyka. Byłam pod wrażeniem. Naprawdę nieźle się spisywał. W pewnym momencie na dół zbiegła moja kuzyneczka i spojrzała na wszystko bardzo zdziwiona. A kiedy zobaczyła Zayna, zakryła usta dłonią i wyglądała, jakby zobaczyła ducha czy coś. Szybko do niej podeszłam, bo nie chciałam, żeby robiła mi obciach.
-Co ty kurwa robisz? - warknęłam do niej - Możesz przestać zachowywać się jakbyś po raz pierwszy w życiu widziała jakiegoś chłopaka?
-Ale.. przecież.. to jest.. - jąkała się.
-To jest DJ, którego wynajęłam na imprezę - przerwałam jej - a ty moja droga nie zostałaś zaproszona, więc możesz wracać do siebie.
-Przecież to jest Zayn Malik!
-Tak, wielkie mi rzeczy. Jakiś Zayn, który stoi przy sprzęcie. Nie kompromituj się dziecino. Wracaj, skąd przyszłaś.
-Ale..
-Nie dyskutuj ze mną do cholery! Nie chcesz widzieć mnie wściekłej. Idź skąd przylazłaś.
Lily wahała się przez moment, ale w końcu zrezygnowana poszła na górę. Zdziwiła mnie jej reakcja na Zayna. Kim on niby był, że nawet ta oferma go rozpoznała?  Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo zaczęli schodzić się pierwsi goście. Jako pierwszy próg przekroczył Max, niosąc w rękach dwie butelki wódki. Za nim weszła cała reszta. Przywitałam się ze swoim chłopakiem namiętnym pocałunkiem.
-Liz, już bardziej seksownie nie mogłaś wyglądać - zamruczał mi do ucha - w końcu pokazujesz brzuszek i te twoje boskie nogi, które tak uwielbiam.
-A ten jak zwykle swoje. Uspokój się zboczeńcu i odgoń brudne myśli, bo ci zaraz stanie i nie będzie zbyt ciekawie.
-Ale wiesz.. będziemy mogli przejść do sypialni.
-Wal się Gilbert - powiedziałam z uśmiechem i jeszcze raz go pocałowałam.
Każdy z gości coś przyniósł. Stoły uginały się pod ciężarem jedzenia i alkoholu. Impreza powoli zaczynała się rozkręcać.To był naprawdę dobry pomysł. Jess z Erickiem poszli na środek, a reszta za nimi. Alkohol lał się litrami i szumiał mi w głowie. Uwielbiałam ten stan. Miałam tylko nadzieję, że nie rozniosą mi domu jak po ostatniej imprezie. To było miesiąc temu. Zniszczyli meble, stłukli ukochaną wazę matki i wybili kilka szyb. Wyglądało to naprawdę tragicznie i skończyło się interwencją policji. Ale przynajmniej zabawa była udana. Widziałam, że cała męska część ciągle na mnie patrz. Łapczywie spoglądali na moje odsłonięte ciało, a mi to imponowało. Właśnie taki miał być efekt.
      Musiałam przyznać, że Zayn sprawdzał się jako DJ. Zapuszczał naprawdę dobrą muzykę, przy której można było bawić się do rana. Ten chłopak mnie intrygował. Miał w sobie coś takiego, co mnie do niego przyciągało. To było mega dziwne, bo przecież miałam chłopaka, a on w ogóle nie powinien był mnie interesować. Mógł sobie żyć i robić co tylko chciał, ale z daleka ode mnie. Dziwne było tylko to, że ostatnio coraz częściej był w pobliżu. Czy to mógł być przypadek? Nigdy nie wierzyłam w tego typu rzeczy, ale życie czasami potrafiło zaskakiwać. Na wolnym kawałku wtuliłam się w swojego chłopaka i wspólnie kołysaliśmy się przy piosence "Freedom" Nicki Minaj. Na ogół nie słuchałam takiej muzyki, ale na imprezach nigdy o to nie dbałam. Max delikatnie całował moją szyję, a ja przechyliłam głowę do tyłu i po prostu mu się oddałam. Wiedziałam, że go kocham. Czasami był wkurzający, ale takim zawsze się wybacza. A przynajmniej ja. Nie ważne co by zrobił, i tak bym do niego wróciła. Chyba na tym polega miłość, prawda?
Po skończonym kawałku przeprosiłam Maxa i tylnymi drzwiami wyszłam do ogrodu. Zimne powietrze od razu mnie dopadło. Delikatny wiatr muskał moją nagą skórę i dawał ukojenie. Wyciągnęłam z paczki papierosa i zapaliłam go. Po chwili zaciągałam się dymem i nie myślałam już o niczym innym. Nagle poczułam za sobą czyjąś obecność. Myśląc, że to Max, odwróciłam się do niego, ale od razu tego pożałowałam. Centralnie za mną stał Zayn. Wydmuchałam mu dym prosto w twarz i skarciłam go wzrokiem.
-Nie płacę ci za robienie sobie przerw - burknęłam - wracaj do sprzętu.
-Daj spokój Liz, jak przez chwilę posłuchają muzyki z płyty to nic im się nie stanie.
-To moja impreza i ma być idealna, więc rób co do ciebie należy. Już.
-A co, jeżeli odmówię? - spytał z cwanym uśmieszkiem.
-W co ty ze mną kurwa grasz?
-Przestań przeklinać.
-Przestań mnie nękać.
-Ja, ciebie? Nigdy w życiu, gdzież bym śmiał - odpowiedział z sarkazmem, a ja warknęłam pod nosem.
-Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego pacanie - syknęłam - mam daleko w dupie takich jak ty, a poza tym mam chłopaka, z którym nie mógłbyś konkurować, bo nie dorastasz mu do pięt.
-Auć, aleś mi pojechała. To może lepiej się poznamy?
-Czy ty jesteś jakiś psychiczny albo głuchy? Masz coś z mózgiem czy może w ogóle go nie posiadasz i w tej tępej głowie masz tylko przestrzeń?
-Nie musisz być taka niemiła, Lizzie. To do niczego nie prowadzi.
-Ta rozmowa też do niczego nie prowadzi, Zayn. Daj mi spokój, jasne?
Wyjęłam z ust papierosa, rzuciłam go na ziemię i przydeptałam butem. Ostatni raz posłałam chłopakowi groźne spojrzenie i wróciłam do środka, gdzie impreza trwała w najlepsze. Zayn naprawdę działał mi na nerwy, ale zawsze w jego obecności czułam się jakoś.. dziwnie. Miał na mnie dziwny wpływ i za nic nie mogłam go rozszyfrować. Dołączyłam do Jess, bawiącej się w najlepsze i starałam się nie zwracać uwagi na Malika, który posłusznie wrócił na swoje miejsce za konsolą. Przez resztę imprezy czułam na sobie jego wzrok, a kiedy odwracałam się w jego kierunku, zawsze natrafiałam na jego ciemne oczy i szyderczy uśmieszek. To powoli zaczynało mnie irytować.
       W końcu zeszłam z parkietu i poszłam do kuchni, żeby uzupełnić zapasy alkoholu. Wyciągnęłam z zamrażarki kilka butelek wódki. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Maxem. Miałam ochotę walnąć mu w twarz, bo o mały włos nie dostałam zawału. Był całkowicie pijany a woń alkoholu wyczuwalna była co najmniej na kilometr. Skrzywiłam się i chciałam go ominąć, ale mi nie pozwolił. Złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Max, odpuść - powiedziałam stanowczo - nie jestem w nastroju.
-Daj spokój - zamruczał i pocałował mnie w szyję - jeden szybki numerek..
-Ty sobie chyba kpisz - warknęłam - puść mnie Gilbert. Powiedziałam, że nie mam ochoty.
-I tak mi się nie oprzesz kochanie. Wybierasz łóżko czy kuchenny blat? Bo wiesz, dla mnie to bez różnicy.
-W tej chwili mnie puść kurwa! - krzyknęłam - czy do ciebie nie dociera słowo "nie"?! Jesteś zalany w 3 dupy. Odpieprz się ode mnie!
Zaczęłam mu się wyrywać, ale jego uścisk był zbyt silny. Przyparł mnie do ściany i zaczął całować. Opierałam się i nadal wyrywałam. Z jego pożądaniem nie miałam szans. Zawsze mu ulegałam, jak był pijany, ale teraz coś się zmieniło. Coś we mnie. Nie mogłam tak dalej. Byłam już zmęczona tym wszystkim. W jednym momencie butelki wyleciały mi z rąk i rozbiły się o podłogę, zalewając ją przeźroczystą cieczą. Max odskoczył ode mnie jak oparzony, bo kawałek szkła wbił mu się w nogę. Spojrzał na mnie wściekle. W jednej chwili do kuchni wpadł Zayn, Eric i Jessie. Ogarnęłam wszystkich wzrokiem i bez słowa wybiegłam z kuchni. Szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju i zamknęłam się w nim. To, co się przed chwilą stało, stanowczo nie było normalne...

_________________________________
I jest kolejny :) Powoli zaczynam się zastanawiać, czy jest sens dalej prowadzić to opowiadanie. W sondzie na ORTL było ponad 180 głosów, że będziecie czytać a komentarzy? Ledwo 20. Nie chcę się czepiać ale wasze komentarze są dla mnie naprawdę bardzo ważne. PISZĘ TO DLA WAS. Nie podoba wam się? Wiem, że na razie nie ma 1D ale to się wszystko rozkręca i na to opowiadanie mam naprawdę spore plany. Dlatego..
30 KOMENTARZY - NOWY ROZDZIAŁ !
Wybaczcie, ale nie mam innego wyjścia. Wiecie, że was kocham, ale po egzaminach mam serio zły humor.. tylko wy mi go możecie poprawić.. :C
Do napisania za niedługo <3 

środa, 17 kwietnia 2013

~Piąty~

       Niezbyt długo cieszyłam się świętym spokojem. Po 30 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam otworzyć. Jak się spodziewałam, byli to Max z Erickiem. Bez słowa wpuściłam ich do środka. Max od razu zlustrował mnie wzrokiem.
-Nic ci nie jest? Wszystko ok? - spytał podejrzliwie.
-Tak pajacu, na twoje szczęście wszystko ok - warknęłam - ostatni raz wciągacie mnie w coś takiego, jasne?
-Jasne, nie ma problemu. Gdzie to masz?
-W torebce. Ale nie dostaniecie tego, dopóki nie powiecie mi, co w was wstąpiło, żeby załatwiać towar u Lucas'a! Mało wam po ostatnim razie?
-Dobrze wiesz, że Lucas ma najlepszy towar, Liz - odezwał się Eric.
-Już nie przesadzaj mała - powiedział Max - dawaj prochy a nie się wygłupiasz.
-Jasne - syknęłam - jesteście nienormalni. Nie wiem jak ja z wami wytrzymuję oszołomy.
-Już się tak nie złość, bo ci się zmarszczki porobią - powiedział Max wywracając oczami - weź sobie z nami po działce i od razu zrobi ci się lepiej.
-Chciałabym, ale nie mogę. Jutro idę do tego kurewskiego szpitala. Pewnie będą mi pobierać krew, a za nic nie chcę, żeby wykryli obecność jakiegoś świństwa. Mam dość problemów jak na razie.
-Zaraz, zaraz. Po co idziesz do szpitala? Coś nie tak?
-A skąd mam wiedzieć? Dzwoniła jakaś kurwa i mi kazała przyjść, to idę. Nie mam nic do gadania, jeżeli chcę żyć.
-Ach, no ok.
-Lizzie dawaj te prochy do cholery - powiedział Eric.
-A właśnie, dlaczego ty po nie nie poszedłeś? Starach cię obleciał? - zakpiłam.
-Daj spokój. Mamy mało czasu. Dawaj ten towar.
-Dobra już dobra.
Poszłam do torebki i wyciągnęłam z niej woreczek z białym proszkiem. Wręczyłam go Max'owi, a on pocałował mnie w policzek. Prychnęłam pod nosem i zamknęłam za nimi drzwi. Zupełnie jakby prochy były dla nich najważniejsze. Wróciłam do swojego pokoju, przebrałam się w króciutkie, dresowe spodenki i jakiś top, po czym włożyłam słuchawki w uszy i odpłynęłam do innego, magicznego świata.
       Około 2 w nocy obudziły mnie hałasy dochodzące z parteru. Rozpoznałam głosy rodziców i jeden mi nieznajomy. Ledwo przytomna wstałam z łóżka i przecierając oczy zeszłam na dół. W holu zastałam mamę, tatę i jakąś nastolatkę o blond włosach. Skrzyżowałam ramiona na piersi i zmierzyłam całą trójkę wzrokiem. Stanęłam na ostatnim schodku i odchrząknęłam. Wszyscy od razu spojrzeli w moim kierunku.
-Och, Elizabeth - odezwała się matka z uśmiechem - koniecznie musisz kogoś poznać.
-Koniecznie to wy musicie się uciszyć - warknęłam - ja tu próbuję spać do cholery.
-Może grzeczniej?
-Może nie? - odpowiedziałam z sarkazmem i cynicznym uśmieszkiem - nie mam pojęcia kto to i niezbyt mnie to obchodzi. Więc możecie zamknąć gęby i dać mi się wyspać? Nie chcę w szpitalu wyglądać jak jakaś zjawa.
-Zaraz, zaraz. W jakim szpitalu? - włączył się ojciec.
-Nie udawaj, że cię to interesuje staruszku - syknęłam - nie wychodzi ci to. Tak więc ja wracam do siebie a wy zajmujcie się tą swoją sierotką czy kim tam ona jest. Sajonara!
Odwróciłam się napięcie i wróciłam na górę. Po drodze słyszałam tylko słowa matki:
-Wybacz Lily, ona taka po prostu jest..
Warknęłam pod nosem i zamknęłam się u siebie. Kim w ogóle była ta dziewczyna? I co do cholery robiła w naszym domu? Co my jesteśmy, jakiś dom dziecka? Nie podobało mi się to. Stanowczo mi się to nie podobało. Wróciłam do łóżka i ponownie zasnęłam.

       Rano obudził mnie dźwięk budzika. Niechętnie wstałam i poszłam do łazienki. Standardowo wzięłam prysznic, ogarnęłam włosy, zrobiłam ciemny makijaż i poszłam do garderoby. Długo grzebałam w poszukiwaniu czegoś fajnego i w końcu ubrałam się w TO. Spryskałam się ulubioną perfumą i zeszłam na dół. W kuchni zastałam tą samą blondynkę, którą nad ranem przyprowadzili rodzice. Siedziała przy stole i jadła płatki z mlekiem. Spojrzałam na nią cynicznie i bez słowa podeszłam do lodówki, z której wyjęłam jogurt truskawkowy.
-Ja.. ten.. - zaczęła blondynka, ale spiorunowałam ją wzrokiem.
-Słuchaj mała - warknęłam - nie wiem kim jesteś i wcale mnie to nie obchodzi, jasne? Nie wiem też co robisz w mojej kuchni, w moim domu, w moim mieście. Mam do daleko w dupie. Nie wchodź mi w drogę, a jakoś się dogadamy. Rozumiesz?
-Ja.. jasne. Skoro tak wolisz..
-Tak, tak właśnie wolę. To mój dom i ja ustalam zasady laluniu. Nie musisz się do mnie odzywać i udawać miłej, bo i tak mam cię gdzieś. Radzę ci nie wchodzić mi w drogę, bo źle się to dla ciebie skończy. Koniec rozmowy.
Dziewczyna zrobiła się cała czerwona i spuściła głowę. Uśmiechnęłam się z triumfem i zjadłam swoje śniadanie. W końcu wyrzuciłam pusty kubeczek do kosza, nałożyłam na oczy Ray Bany i wyszłam z domu. Nie uśmiechało mi się jechać do szpitala. Nienawidziłam tego miejsca i ludzi, którzy tam pracowali. Jednak wiedziałam, że i tak nie mam wyjścia. Nie chciałam jeszcze umierać. Choć czasami miałam myśli, że chciałabym po prostu zniknąć. W sumie i tak nie zostało mi dużo czasu.
       Wsiadłam do swojego samochodu i odjechałam w kierunku szpitala św. Anny. Na ulicach oczywiście były korki, dlatego na miejsce dotarłam spóźniona. Skomentowałam to wzruszeniem ramionami. Kto by się przejmował jedną wizytą? Lekarz i tak nigdy nie przychodził na wyznaczoną godzinę, a mi nigdzie się nie spieszyło. Wolnym krokiem i z podniesioną głową weszłam do szpitalnego budynku. Recepcjonistka dobrze mnie znała, więc nawet nie musiałam o nic pytać. Ruchem głowy wskazała mi drzwi do gabinetu ordynatora. Podeszłam do nich od niechcenia i zapukałam. Kiedy rozległo się "proszę", nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Lekarz siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery. Rozsiadłam się na krześle i spojrzałam na niego z grymasem.
-Spóźniłaś się ponad 15 minut - wytknął mi na wstępie.
-Korki były - prychnęłam.
-Posłuchaj Elizabeth, nikt tu nie chce ci zrobić krzywdy, więc mogłabyś się zachowywać nieco grzeczniej.
-Przepraszam, korki były - powiedziałam ze słodkim uśmiechem.
Ordynator tylko pokręcił głową i wyjął z biurka moje akta i jakieś dokumenty. Zaczął zadawać mi te same pytania co zwykle. Nudziło mnie odpowiadanie na nie po raz stutysięczny, ale i tak nie miałam wyjścia.
-Bierzesz leki regularnie i o stałych godzinach?
-Tak.
-Uważasz na siebie i swoje zdrowie?
-Jak mam uważać na zdrowie, skoro jestem chora? - spytałam z sarkazmem, jednak widząc minę lekarza od razu się poprawiłam - ech, tak.
-Czujesz zmęczenie, senność, masz uczucie słabości?
-Czasami, ale rzadko.
-Czy twoja skóra ostatnio zbladła?
-Blednie cały czas, ale ostatnio mniej.
-W porządku, Elizabeth. Wygląda na to, że nic się nie pogarsza. Zapraszam cię na pobieranie krwi, EKG, RTG i inne badania kontrolne. Zajmie się tobą pielęgniarka.
Pokiwałam tylko głową i wyszłam z jego gabinetu z młodą blondynką o ciemnych oczach. Na początek poszłyśmy do zabiegowego, gdzie pobrała mi 3 fiolki krwi. Nigdy tego nie lubiłam. Nienawidziłam widoku igieł. Reszta badań zleciała szybko. Miałam już tego powoli dość. Marzyłam tylko o tym, by w końcu opuścić to przeklęte miejsce i wrócić do domu.
      Kiedy w końcu mnie wypuścili, wyszłam ze szpitala i pojechałam prosto do Jessie. W sumie sama nie wiem, po co. Zadzwoniłam do drzwi i już po chwili siedziałam w pokoju przyjaciółki. Usiadłyśmy na jej szerokim parapecie i odpaliłyśmy po papierosie. Cała moja frustracja ulotniła się razem z dymem. Uwielbiałam ten stan, gdy nie musiałam się niczym przejmować.
-Max i Eric dostali swój towar? - spytała Jess, patrząc przez okno.
-Jasne, że dostali - prychnęłam - ale to był ostatni raz, gdy załatwiałam ich interesy. Następnym razem niech radzą sobie sami. Nie zamierzam nigdy więcej pokazywać się u tego zboczeńca.
-Obydwie wiemy, że dla Maxa zrobisz wszystko.
-Max jest moim chłopakiem i go kocham. Ale są sytuacje, w których będzie musiał radzić sobie sam. Nie jestem jego niańką.
-Lizzie, zawsze i tak mu ulegasz. I sama dobrze o tym wiesz.
-Potrafię być niezależna. Pomagam mu, bo tego chcę. Ale nigdy więcej nie będę załatwiać jego interesów z prochami. To mogę ci przysiąc.
-Okay, okay. Przecież ci wierzę - powiedziała i wywróciła oczami.
-Mam nadzieję - prychnęłam - a tak w ogóle to u mnie w domu pojawiła się jakaś lala.
-Co masz na myśli?
-O 4 nad ranem obudziły mnie hałasy. Zeszłam na dół a tam moi starsi stoją z jakąś blondyną. Dzisiaj rano jak gdyby nigdy nic jadła sobie śniadanie w kuchni. I weź tu bądź mądry.
-A wiesz kto to jest?
-Nie mam pojęcia. I gówno mnie to obchodzi. Jak nie będzie wchodzić mi w drogę, to niech sobie żyje.
-Wiesz.. każda okazja by zrobić przypał jest dobra - powiedziała Jess z cwanym uśmieszkiem.
-Ta.. - zamyśliłam się.
Siedziałam u przyjaciółki aż do późnego wieczora. W końcu jednak musiałam się zbierać. Pożegnałam ją całusem w policzek i wróciłam do domu. Zaparkowałam samochód w garażu i bez niczego weszłam do środka. Już w progu powitał mnie ojciec z surową miną. Spojrzałam na niego cynicznie i chciałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił.
-Elizabeth Marie Mitchell, do mojego gabinetu. Już - powiedział ostro.
Już chciałam się zaśmiać i coś mu powiedzieć, ale wolałam się powstrzymać. Bez słowa poszłam do wskazanego pokoju i usiadłam w wygodnym fotelu, wykładając nogi na biurko. Ojciec skarcił mnie spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Usiadł za biurkiem i nachylił się w moją stronę.
-No dobra, co jest grane? - spytałam z głupawym uśmieszkiem - Zrobiłam coś i chcesz mnie ukarać? Ojoj, już się boję.
-Czy ty chociaż raz możesz zachowywać się jak normalna nastolatka?
-A czy wy chociaż raz możecie być normalnymi rodzicami? Nie. Więc ja też nie.
-Skończ już z tymi głupawymi odzywkami! Mam tego powoli dość. Twoje zachowanie musi się zmienić.
-Wybacz tatusiu, ale jestem jaka jestem i żyję po swojemu - warknęłam - i jeżeli chcesz mi prawić głupie morały to sorry, ale pójdę do siebie. Nie chce mi się tego słuchać.
-Nigdzie nie pójdziesz. Posłuchaj mnie uważnie. Jutro rano wylatujemy z mamą do Rio na pokaz nowej kolekcji. Zostaliśmy zaproszeni przez znanego projektanta i nie może nas zabraknąć. Pod naszą nieobecność masz zająć się Lily.
-Że co proszę?! - krzyknęłam i wściekła wstałam z fotela - Nie ma mowy! Co ja jestem jakaś niańka?!
-W tej chwili się uspokój Lizzie - powiedział surowo.
-Nie! Nawet nie wiem kim ona jest! Mam daleko w dupie jakąś blondynę, która przyjechała nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co!
-Lily jest twoją kuzynką, która właśnie straciła matkę. Trochę wyrozumiałości się jej należy! Więc opanuj emocje i mnie posłuchaj!
-Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! I ty i matka! Jestem dorosła i sama decyduję o sobie! Przypomnij sobie ile razy ja was o coś prosiłam. Ile razy chciałam, byście choć trochę mnie docenili i poświęcili mi choć odrobinę uwagi! Dostałam to? Nie! Więc teraz ja mam was wszystkich w dupie. Róbcie sobie co tylko chcecie, ale na mnie nie liczcie. Mam tego dość.
Po tych słowach wyszłam z jego gabinetu, trzaskając drzwiami. Słyszałam, jak wściekły woła moje imię, ale nawet się nie odwróciłam. Poszłam prosto do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Wkurzona rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszkach. Nie zamierzałam być jakąś niańką i zajmować się kimkolwiek. Miałam własne życie i nie zamierzałam z niego rezygnować. Co oni się tak nagle mnie czepili? Nie mogło być jak dawniej, gdy robiłam co chciałam, a oni mieli to w dupie? Tak było o wiele lepiej. Tym razem jednak musiałam wytrzymać. Nie mogłam się poddać. Nie teraz.
       Wybiła godzina 20:00. Czy tego chciałam, czy nie, musiałam zejść na dół i zażyć leki. Po cichu opuściłam swój pokój i poszłam do pustej kuchni. Zapaliłam światło i z szafki wyciągnęłam tabletki, które popiłam zimną wodą. Odwróciłam się i wyszłam. Przechodząc obok salonu, usłyszałam czyjś płacz. Spojrzałam w tamtym kierunku i zamarłam. Zacisnęłam ręce w pięści a w moich oczach pojawiły się łzy. To był jeden z najgorszych widoków, jakie kiedykolwiek widziałam. Na czarnej sofie siedziała moja matka, która tuliła do siebie płaczącą blondynkę i głaskała ją po włosach. Była dla niej tak troskliwa i opiekuńcza. Poczułam ostre ukłucie w sercu i chciałam zapaść się pod ziemię. W tym momencie matka spojrzała w moim kierunku. Chciała coś powiedzieć, ale jej nie dałam. Odwróciłam się napięcie i wybiegłam z domu. Nie oglądając się za siebie, przemierzałam ulice Londynu. Nie umiałam powstrzymać łez. Miałam być silna i twarda, ale ten widok wszystko zniszczył. Po drodze wstąpiłam do sklepu i kupiłam butelkę wódki. Kierowałam się przed siebie, kompletnie nie wiedząc, dokąd idę. W końcu dotarłam nad Tamizę. Nie miałam siły iść dalej. Wokół mnie nie było żywej duszy. Usiadłam na jakimś murku i podkuliłam nogi. Odkręciłam butelkę i pociągnęłam jeden łyk gorzkiego płynu, który palił mnie w gardle. Już na nic nie zwracałam uwagi.
       Przed oczami cały czas miałam obraz matki tulącej do siebie obcą dziewczynę. Dla mnie nigdy taka nie była. Nigdy nie dała mi odczuć tego, że jestem dla niej choć odrobinę ważna. Kiedy miałam jakiś problem i chciałam z nią porozmawiać, wolała siedzieć za biurkiem i wypełniać jakieś papiery. Chyba nigdy nie usłyszałam od niej "kocham cię". Zawsze była dla mnie szorstka i stanowcza. Czym ja jej zawiniłam? Przecież byłam tylko dzieckiem! Tyle razy starałam się zwrócić jej uwagę, a ona nic. Ojciec to samo. Kiedy okazało się, że jestem śmiertelnie chora, siedziała ze mną w szpitalu tylko przez chwilę, bo "musiała iść na ważny pokaz mody". Nic dla niej nie znaczyłam. Czułam, jak słone łzy spływają mi po policzkach. Otarłam je wściekle i nadal popijałam wódkę. Chciałam zapomnieć. Wyjechać i nigdy nie wrócić. Po prostu odciąć się od tego wszystkiego i zacząć od nowa z nowymi ludźmi i nowym otoczeniem. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Musiałam być pod opieką lekarską. A zresztą, nie byłabym w stanie zostawić Jessie i Maxa. Tylko oni mnie rozumieli i byli ze mną, gdy ich potrzebowałam. Musiałam być silna. Mimo tego, że było to tak cholernie trudne. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Pociągnęłam kolejny łyk i nawet się nie odwróciłam. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie widział. Myślałam, że ta osoba po prostu mnie ominie i pójdzie dalej, ale się myliłam. Podniosłam wzrok i zorientowałam się, że stoi przede mną chłopak z imprezy. Te same oczy, ten sam uśmiech. Warknęłam wściekle. Powoli zaczynał działać mi na nerwy.
-Czego ty kurwa chcesz? - syknęłam.
-Ja.. po prostu cię zauważyłem i chciałem spytać, czy wszystko okay.. - zmieszał się.
-I co? Nagle nie jesteś taki pewny siebie? - zakpiłam pociągając kolejny łyk wódki - A to peszek.
-Posłuchaj, mogłabyś dać sobie spokój. Płaczesz.
-I co cię to obchodzi? Co kogokolwiek to obchodzi? Nie można już sobie w spokoju popłakać i poużalać się nad sobą?! To zabronione?!
-Nie.. ja tylko.. chciałem pomóc.
-Mi nie da się pomóc. Za 3 lata już mnie tu nie będzie. Będę gnić w grobie i wszyscy będą zadowoleni. A zresztą, co ciebie to obchodzi? Zostaw mnie w spokoju i wracaj, skąd przyszedłeś.
-Może lepiej odprowadzę cię do domu? Nie możesz tak tu siedzieć. Jest chłodno.
-Zaczynasz działać mi na nerwy koleś. Weź spierdalaj i zajmij się sobą.
-Dlaczego jesteś taka uparta? Przecież nie chcę zrobić ci krzywdy. Chcę tylko, byś bezpiecznie wróciła do domu.
-Kim ty w ogóle jesteś, że tak bardzo chcesz mi pomagać? Nie znam cię, jasne? Mam w dupie ciebie i to, czego chcesz. W ogóle wszystko mam w dupie.
-Niezłe podejście do życia - prychnął - jestem Zayn. I od tej imprezy nie mogę przestać o tobie myśleć. Więc możesz choć zdradzić mi swoje imię?
-Jak powiem ci jak mam na imię, to odpierdolisz się i pójdziesz w cholerę?
-Jeżeli tego chcesz, to tak.
-Lizzie. Mam na imię Lizzie. A teraz wypierdalaj.
-Nie - odpowiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Nie no ty sobie chyba żartujesz. Dobra, w takim razie ja pójdę.
Zauważyłam, że opróżniłam już całą butelkę. Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie. Wstałam i momentalnie się zachwiałam. Gdyby nie pomoc chłopaka, to na bank wylądowałabym na ziemi. Postawił mnie do pionu i podtrzymał.
-Łapy przy sobie - syknęłam - nie pozwoliłam ci mnie dotykać.
-Och, w porządku, więc chcesz sobie poleżeć na zimnym betonie do rana? - odpowiedział z sarkazmem.
Warknęłam tylko pod nosem i pozwoliłam, by zaprowadził mnie do samochodu. Wsiadłam do czarnego BMW i oparłam głowę o szybę. Podałam mu adres i zamknęłam oczy. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Ocknęłam się dopiero, gdy Zayn mną potrząsnął. Zorientowałam się, że jesteśmy pod moim domem. Chłopak pomógł mi wysiąść i odprowadził mnie pod same drzwi. Dopiero wtedy mnie puścił. Na szczęście umiałam jako tako utrzymać się na nogach.
-Dobra, odtransportowałeś mnie do domu - powiedziałam pół przytomna - spełniłeś swoje wielkie zadanie. Cieszmy się i weselmy. A teraz serio możesz wypierdalać. Dalej poradzę sobie sama.
-Istnieje takie jedno magiczne słowo, które mówi się, gdy ktoś ci pomógł.
-Ach, no tak. Zapomniałabym. Dobranoc.
Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Tam od razu dopadli mnie rodzice. Nie chciałam ich nawet widzieć. To wszystko przez nich. Matka wyglądała na przerażoną, ale umiała świetnie grać. Wiedziałam, że tylko udaje.
-Lizzie na litość boską! Gdzieś ty była? - pytała gorączkowo.
-Widziałam zielonego słonia z Syberii - wybełkotałam - gdzie jest pieprz?
-Eli.. ty jesteś kompletnie pijana!
-Nie no, odkryłaś Amerykę. Czy ktoś może dać mi moje kabaczki?
-O czym ty mówisz dziecko? - wtrącił się ojciec całkowicie zdezorientowany.
-A pierdolcie się wszyscy.
Ominęłam ich i chwiejnym krokiem poszłam przed siebie. Nie mam pojęcia jakim cudem udało mi się wejść po schodach, ale marzyłam tylko o tym, by znaleźć się we własnym łóżku. W końcu zamknęłam za sobą drzwi i padłam na miękki materac. Zamknęłam oczy i powoli odpłynęłam do krainy snu..

________________________
Welcomee! I jest number five :) 
Jak wam się podobało? Mam nadzieję, że chociaż trochę :) 
Ogólnie, to nie wiem, co sądzić o tym rozdziale. Opinię zostawiam Wam :*
Czytasz = komentujesz < 3
Proszę, stosujcie tą zasadę. Chcę wiedzieć ile osób naprawdę czyta moje bazgroły. Wiecie, że każdym kolejnym komentarzem sprawiacie mi ogromną radość. Czytam każdy po kolei, uwierzcie!
Jeżeli macie do mnie jakiekolwiek pytania związane z opowiadaniem lub jakieś inne, zwykłe, to zapraszam Was na: http://ask.fm/alexiss1D
Tutaj zawsze Wam odpowiem.. :)
No, to do przeczytania przy kolejnym! < 3        

niedziela, 7 kwietnia 2013

~Czwarty~

       Z imprezy wyszliśmy o 6:00 rano. Byłam kompletnie wykończona i kręciło mi się w głowie od nadmiaru alkoholu. Podczas gdy Max, Jess i Eric żegnali się ze znajomymi, ja opuściłam klub i czekałam na zewnątrz. Chłodne powietrze muskało moją skórę. Otuliłam się ramionami i po prostu czekałam. Nagle poczułam za sobą czyjąś obecność. Myślałam, że to Max, ale się myliłam. Był to ten sam chłopak, który przez całą imprezę nie spuszczał ze mnie wzroku. Od razu poczułam jak wzbiera się we mnie wściekłość. Spiorunowałam go wzrokiem i cofnęłam się o kilka kroków.
-Czego ty jeszcze chcesz? - warknęłam.
On tylko wzruszył ramionami i się uśmiechnął. Denerwował mnie coraz bardziej.
-Słuchaj ty żółty czubie, daj sobie wreszcie spokój. Poszukaj sobie kogoś ze swojej ligi. Nie wiem kim jesteś i nie chcę wiedzieć, jasne? Odpierdol się ode mnie.
-Ja chcę po prostu poznać twoje imię - odpowiedział z cwanym uśmieszkiem.
-Dla ciebie jestem bezimienna, jasne? - syknęłam - spadaj koleś.
-Mam dziwne wrażenie, że spotkamy się jeszcze nie raz.
-Obyś się mylił. Nie zniosę widoku twojej paszczy - powiedziałam, wywracając oczami.
-Hej, Zayn! - krzyknął jakiś chłopak za nim - rusz dupę!  Nie będziemy na ciebie czekać!
-Idę! - odkrzyknął, a potem zwrócił się do mnie - wiem, że będzie jeszcze okazja, żeby pogadać.
-Idź sobie człowieku - powiedziałam ostro wściekła - działasz mi na nerwy.
-Do zobaczenia .
-W marzeniach!
W końcu odwrócił się i pobiegł do czarnego samochodu, przy którym czekał na niego chłopak o krótko ściętych, ciemnych włosach. Wzięłam głęboki oddech i jakoś się uspokoiłam. Nienawidziłam gdy chłopak był zbyt pewny siebie i tego, że może mieć każdą. Byłam zajęta, a jemu nic do tego. W końcu Max, Jessie i Eric opuścili klub. W samą porę, bo w tym momencie podjechał po nas samochód z moim prywatnym kierowcą. Wsiadłam do środka bez słowa. Max i Eric byli całkowicie zalani. Ledwo kontaktowali. Jess jakoś się trzymała, a mi kręciło się w głowie. I od alkoholu i od nadmiaru emocji.
       Kiedy w końcu wszystkich odwieźliśmy, znalazłam się w swoim domu. Zdjęłam szpilki i zostawiając je na środku korytarza, poszłam prosto do siebie. Nie miałam na nic siły. Zdjęłam sukienkę i w samej bieliźnie położyłam się do łóżka. Za oknami panował półmrok. Zamknęłam oczy i szybko zasnęłam. Tego mi było trzeba.

       Kiedy się obudziłam, przez okno wpadały promienie słoneczne. Zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę 16:00. Przeciągnęłam się i przetarłam oczy. Dopiero potem przypomniałam sobie, że nie zmyłam makijażu i cała moja twarz ubrudzona była tuszem i kredką do oczu. Prychnęłam pod nosem i poszłam do łazienki. Kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, od razu skrzywiłam się z przerażeniem. Wyglądałam jak jakiś demon. Włosy sterczały mi we wszystkich kierunkach, miałam cienie pod oczami, spierzchnięte usta i byłam cała czarna. Po prostu świetnie. Wyjęłam z szafki płyn do demakijażu i waciki, po czym zajęłam się doprowadzaniem swojej twarzy do porządku. Zrobiłam też peeling. W końcu wzięłam długi, odprężający prysznic. Przebrałam się w jakiś stary T-shirt i dresowe spodenki, związałam włosy w wysoki kucyk i zeszłam na dół. Jakoś nie miałam na nic ochoty. Wyjęłam z lodówki butelkę zimnej wody i wypiłam ją. Później poszłam na telewizor. Włączyłam płytę z ćwiczeniami i zaczęłam się rozciągać. Już dawno nie ćwiczyłam, a mojej figurze z pewnością by się to przydało. Nie wiem ile minęło czasu. Byłam już zmęczona, ale nie przestawałam.
       Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Wkurzona dałam pauzę i poszłam otworzyć. W progu stała Jessie. W dodatku była cała mokra. Wściekle weszła do mojego domu i zaczęła rzucać przekleństwami.
-Ej, wyluzuj - powiedziałam zamykając drzwi.
-Wyluzuj?! Jak mam wyluzować do jasnej cholery?! Jestem cała mokra! Pierdolony sukinsyn!
-Ale co się w ogóle stało?
-Ludzie w Londynie nie potrafią jeździć. Widział kałużę i oczywiście musiał wjechać centralnie w nią! Przecież inaczej się nie dało! Skurwiel!
-Ale kto?
-A co ja duch święty jestem? Jakiś pajac co nie umie jeździć!
-Ej, uspokój się. Zaraz ci coś pożyczę.
-Gr.. Jest jeszcze jedna sprawa Liz. Właśnie byłam w drodze na wystawę fotograficzną jakiegoś podobno bardzo znanego fotografa. Matka mnie zmusiła. Ma być sporo mediów bla bla bla. Wiesz, trzeba się pokazać. Poszłabyś ze mną? Lepiej nudzić się we dwójkę.
-Eh.. no dobra, niech będzie. Ale nie mam ochoty wychodzić z domu.
-Też cię kocham mała.
Jessie cmoknęła mnie w policzek i razem poszłyśmy na górę. Podczas gdy Jessie wybierała sobie strój, ja znów poszłam pod prysznic żeby zmyć pot z ćwiczeń. Ułożyłam włosy, zrobiłam pełny makijaż i poszłam do niej, do garderoby. Wybrała sobie TAKI zestaw. Musiałam przyznać, że wyglądała w nim świetnie. Ja ubrałam się TAK. Gdy byłyśmy już gotowe, wyszłyśmy z domu. Zamknęłam drzwi na klucz, który schowałam do torebki i wyjechałam samochodem z garażu. Obie do niego wsiadłyśmy i pojechałyśmy na wystawę. Tak jak się spodziewałam, było na niej sporo ludzi. Spojrzałyśmy na siebie znacząco i zaczęłyśmy przechadzać się wśród różnych fotografii. Niektóre zdjęcia naprawdę zrobiły na mnie wrażenie, ale nie zmieniało to faktu, że po godzinie byłam już całkowicie znudzona i śpiąca. Po Jess widziałam to samo. Paparazzi zrobili nam całą masę zdjęć. Wymuszałyśmy uśmiechy, żeby nie dać po sobie niczego poznać. Miałam całkowicie dość.
-Ej, co to za chłopak lampił się na ciebie przez całą wczorajszą imprezę? - spytała nagle Jessie.
-Nie wiem o kim mówisz - udałam głupią.
-Daj spokój Lizzie. Przede mną tego nie ukryjesz. Kto to był? Bo muszę przyznać, że to całkiem fajne ciacho.
-Daj spokój kobieto. Nie mam pojęcia kto to był. Kolejny jebany frajer, który chciał mnie poderwać. Nie chce mi się nawet o nim gadać. W ogóle to dlaczego o niego pytasz?
-Bo.. stoi kilka metrów dalej.
Jej słowa sprawiły, że zmroziło mnie na całym ciele. Zanim zorientowałam się co robię, odwróciłam się i spojrzałam centralnie na niego. Oglądał jakąś fotografię. To naprawdę był on. Wzdrygnęłam się. Naprawdę miałam nadzieję, że nigdy więcej go nie spotkam. A jednak świat był mały.
       W tym momencie brunet spojrzał w moim kierunku. Szybko się odwróciłam. Nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. Po prostu działał mi na nerwy.
-Chodźmy stąd - powiedziałam do Jess - mam dość.
-Spokojnie laska. Przecież cię nie zje - zakpiła.
-Nie wkurwiaj mnie - syknęłam.
-Za późno - odpowiedziała z głupim uśmieszkiem.
Na początku nie wiedziałam o co jej chodzi, ale długo nie musiałam czekać. Centralnie za mną odezwał się ten głos, którego za wszelką cenę chciałam uniknąć.
-Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy.
Odwróciłam się do niego z cynicznym wyrazem twarzy i skrzyżowanymi ramionami.
-Mówisz do mnie czy koło mnie? Bo się nierówno oplułeś - zakpiłam.
-Ostra jak zwykle - zaśmiał się odsłaniając rząd swoich prostych, białych zębów.
-Słuchaj frajerze. Nie wiem ile jeszcze razy mam ci powtarzać żebyś dał mi święty spokój. Poważnie, zacznę wychodzić z ochroną. Nie zbliżaj się do mnie, bo źle się to dla ciebie skończy.
-Och, daj już spokój. Ja po prostu chcę cię poznać. To coś złego?
-W tym wypadku tak - warknęłam - nie jarają mnie kolesie, którzy za wszelką cenę chcą kogoś poderwać, jasne? Pocałuj się w dupę i znajdź kogoś, kto będzie chciał z tobą gadać. Ale przykro mi, to nie mnie szukasz.
-A może jednak ciebie? - spytał z zalotnym uśmiechem.
-Już mój kot lepiej flirtuje - prychnęłam - i jest coś co musisz wiedzieć. Nie mam kota.
Chłopak wyraźnie się zmieszał, a ja uśmiechnęłam się z triumfem. Przegrał. Prychnęłam pod nosem i skinęłam na Jessie. Minęłam go bez słowa i opuściłyśmy budynek.
       Miałam dość takich sytuacji. Byłam z Max'em i nie zamierzałam oglądać się za innymi chłopakami. Nie byłam taka. Owszem, lubiłam, gdy inni patrzyli na mnie z pożądaniem czy zazdrością. Ale to mi po prostu pochlebiało, nic więcej. Wsiadłyśmy z Jess do mojego samochodu i pojechałyśmy do jej domu. Zastałyśmy tylko jej starszego brata, który jak zwykle obijał się przed telewizorem. Minęłyśmy go bez słowa i poszłyśmy prosto do pokoju Jessie. Tradycyjnie usiadłyśmy na łóżku i odpaliłyśmy po papierosie. Zaciągając się dymem myślałam o chłopaku, który nie chciał dać mi spokoju. Powinnam wyrzucić go z głowy, ale nie mogłam. Cały czas tam siedział i nie zamierzał wychodzić.
-Max i Eric idą dzisiaj do Lucasa - powiedziała Jess - wiesz coś o tym?
-Znowu do tej szui? - prychnęłam.
-Stwierdzili, że ma najlepszy towar - odpowiedziała wzruszając ramionami - to ich interes.
-Oby nie żałowali. Wiesz jaki jest Lucas. Nie chcę żeby mieli problemy.
-Oni zawsze pakują się w jakieś problemy Liz. Tacy już są.
-Ta. Nieważne.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez dłuższą chwilę i w końcu musiałam się zbierać. Pożegnałam się z przyjaciółką i opuściłam jej posesję. Wsiadłam do swojego samochodu i już chciałam odjeżdżać, gdy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Max'a.
-Jakiś problem? - odebrałam.
-Tak i to wielki. Mam do ciebie wielką prośbę Lizzie. Chyba największą do tej pory.
-To nie wróży nic dobrego - powiedziałam podejrzliwie - co znowu zrobiłeś?
-Nic wielkiego.. byliśmy dzisiaj umówieni u Lucasa..
-Tak, wiem. I co w związku z tym?
-Nie mam jak do niego dotrzeć. Samochód mi się zepsuł. Stoję na jakimś zadupiu i czekam na pomoc.
-A Eric?
-Stchórzył - warknął - nie ma to jak przyjaciele. Lizzie, błagam cię, pójdziesz do niego za mnie?
-Słucham? Chyba cię do reszty pojebało! Nie zbliżam się do tego zboczonego psychopaty! Nie ma mowy!
-Liz, naprawdę cię proszę.. ktoś musi odebrać towar.. wiesz jaki on jest! Zabije mnie jak go wystawię. Błagam, zrób to dla mnie.. ten jeden raz..
-Max, to nie mój interes - syknęłam - sam się wpakowałeś w to bagno, to teraz z niego wyjdź.
-Lizzie, to naprawdę ważne. Jeżeli ci na mnie zależy, to ten jeden raz to dla mnie zrób!
-A jak ten psychol coś mi zrobi to co? - warknęłam - Powiesz "nic nie szkodzi"?
-Jak coś ci zrobi, to może szykować sobie miejsce na cmentarzu. Nie żartuję.
-Dobra, okay. Pójdę tam. Ale lepiej dla ciebie, żeby wszystko poszło dobrze. Bo nie ręczę za siebie jasne?
-Jasne, dziękuję! Ratujesz mi życie. Jesteś normalnie niezastąpiona. Kocham cię!
-Czułe słówka zachowaj na potem. Ile mam wziąć forsy?
-2 tysiaki.
-Pojebało cię?! Ile wy tego towaru zamawiacie?
-Tyle, żeby wystarczyło. Wybacz, muszę kończyć. Jedzie pomoc drogowa. Zadzwoń jak tylko wyjdziesz od Lucasa okay?
-Dobra. Ale to pierwszy i ostatni raz, kiedy załatwiam twoje zasrane interesy Max. Do usłyszenia.
Zakończyłam połączenie i wściekła wsiadłam do samochodu. Oparłam ręce na kierownicy i patrzyłam przed siebie. Chyba sama nie wiedziałam, w co się pakuję. Lucas nie był zwykłym dilerem. Był idiotą, który myślał, że może wszystko. W końcu odpaliłam silnik i ruszyłam.
       Lucas mieszkał w dość obskurnym zaułku na obrzeżach miasta. Prawie w ogóle nie było tam domów, tylko stare, rozwalające się rudery. Zaparkowałam samochód w wolnym miejscu i wysiadłam. Okolica nie robiła dobrego wrażenia. Wszędzie było pusto a w powietrzu unosił się smród z kontenerów, stojących nieopodal. Skrzywiłam się i z niesmakiem ruszyłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej mieć to za sobą. W końcu stanęłam pod odpowiednim budynkiem, w którym Lucas wynajmował miejscówkę. Typowe miejsce dla takich jak on. Zapukałam w metalowe drzwi i cofnęłam się o 3 kroki. Miałam ciarki na całym ciele. Wyczuwałam kłopoty.
W końcu w progu pojawił się Lucas, który spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Jednak w sekundzie na jego nieogolonej twarzy zagościł szelmowski uśmieszek.
-No proszę, kogóż ja widzę - odezwał się i oparł o framugę drzwi - kogo jak kogo, ale ciebie to się tu nie spodziewałem Elizabeth.
-Nie radzę ci używać mojego pełnego imienia, Luke. I daruj sobie głupie wstępy - syknęłam - przyszłam w interesach a nie na jakieś pogaduszki.
-Jasne, jasne. Każdy tak mówi. Max nie umie załatwiać interesów tylko wysyła po nie swoją dziewczynę? Bardzo dojrzałe, doprawdy.
-Oj, weź się przymknij. Dawaj te prochy i miejmy to z głowy.
-A może wejdziesz do środka, co? Nudzi mi się. Mogłabyś mi dotrzymać towarzystwa.
Widziałam, jak jego spojrzenie spoczywa na moim dekolcie. Wściekłam się. Wiedziałam, że tak to się skończy. Miałam ochotę zamordować Max'a za to, że mnie tu wysłał. I siebie za to, że się na to zgodziłam. Skrzyżowałam ramiona na piersi i zmroziłam go wzrokiem.
-Nie mam czasu na twoje chore gierki Parker - warknęłam - dawaj te narkotyki i miejmy to z głowy.
-Okay, dobra. Niech ci będzie laluniu.
Wyciągnął z kieszeni woreczek z białym proszkiem i podał mi go. Rozglądnęłam się w okół i wyciągnęłam z torebki plik banknotów, który przygotowałam już wcześniej. Zrobiliśmy szybką wymianę i w końcu prochy bezpiecznie znalazły się w mojej torebce. Byłam z siebie zadowolona. Nie poszło tak źle jak myślałam.
-Nie można było tak od razu? - zakpiłam.
-A no nie. A tak w ogóle to twoje nogi w tych spodniach wyglądają.. sexy. Uwielbiam twoją figurę.
-Opanuj się kretynie. Daruj sobie te badziewne komplementy. Zostaw je dla dziwek, które zamawiasz na samotne wieczory.
Zaskoczyłam go. I właśnie taki miałam zamiar. Uśmiechnęłam się cynicznie, odwróciłam się i odeszłam. Wiedziałam, że gapi mi się na tyłek, ale na to niestety nic nie mogłam poradzić. W końcu usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą. Ostatnie metry do samochodu pokonałam niemal biegiem. Gdyby nie fakt, że miałam na nogach 15-centrmetrowe szpilki, to z pewnością bym biegła. Kiedy w końcu usiadłam za kierownicą, odetchnęłam głęboko i opanowałam emocje.
Udało się.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do Max'a krótkiego sms'a. "Mam to.". Schowałam komórkę do torebki, odpaliłam silnik i odjechałam. Kiedy w końcu znalazłam się pod domem, weszłam do środka i od razu skierowałam się do własnego pokoju. Chciałam, żeby ten dzień w końcu się skończył. Padłam na łóżko i ukryłam twarz w miękkich poduszkach. Kompletnie na nic nie miałam ochoty. Pragnęłam tylko jednego: żeby to wszystko w końcu się skończyło..

_________________________
Ii... czwóreczka gotowa! :D 
I jak wam się podobało? Bardzo, trochę, w ogóle? :) 
Na razie mało o 1D, ale spokojnie, to się zmieni już za niedługo.. OBIECUJĘ!
Czytasz = komentujesz ! ♥
Z wielką niecierpliwością czekam na wasze komentarze xx
Love you all ! xoxo

+ 20 kwietnia jadę na precastingi do Mam Talent. Będę Wam bardzo wdzięczna, jak będziecie trzymać za mnie kciuki bo to dla mnie naprawdę ważne! Mam nadzieję, że mogę na Was liczyć ;) Do następnego . ♥