środa, 17 kwietnia 2013

~Piąty~

       Niezbyt długo cieszyłam się świętym spokojem. Po 30 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam otworzyć. Jak się spodziewałam, byli to Max z Erickiem. Bez słowa wpuściłam ich do środka. Max od razu zlustrował mnie wzrokiem.
-Nic ci nie jest? Wszystko ok? - spytał podejrzliwie.
-Tak pajacu, na twoje szczęście wszystko ok - warknęłam - ostatni raz wciągacie mnie w coś takiego, jasne?
-Jasne, nie ma problemu. Gdzie to masz?
-W torebce. Ale nie dostaniecie tego, dopóki nie powiecie mi, co w was wstąpiło, żeby załatwiać towar u Lucas'a! Mało wam po ostatnim razie?
-Dobrze wiesz, że Lucas ma najlepszy towar, Liz - odezwał się Eric.
-Już nie przesadzaj mała - powiedział Max - dawaj prochy a nie się wygłupiasz.
-Jasne - syknęłam - jesteście nienormalni. Nie wiem jak ja z wami wytrzymuję oszołomy.
-Już się tak nie złość, bo ci się zmarszczki porobią - powiedział Max wywracając oczami - weź sobie z nami po działce i od razu zrobi ci się lepiej.
-Chciałabym, ale nie mogę. Jutro idę do tego kurewskiego szpitala. Pewnie będą mi pobierać krew, a za nic nie chcę, żeby wykryli obecność jakiegoś świństwa. Mam dość problemów jak na razie.
-Zaraz, zaraz. Po co idziesz do szpitala? Coś nie tak?
-A skąd mam wiedzieć? Dzwoniła jakaś kurwa i mi kazała przyjść, to idę. Nie mam nic do gadania, jeżeli chcę żyć.
-Ach, no ok.
-Lizzie dawaj te prochy do cholery - powiedział Eric.
-A właśnie, dlaczego ty po nie nie poszedłeś? Starach cię obleciał? - zakpiłam.
-Daj spokój. Mamy mało czasu. Dawaj ten towar.
-Dobra już dobra.
Poszłam do torebki i wyciągnęłam z niej woreczek z białym proszkiem. Wręczyłam go Max'owi, a on pocałował mnie w policzek. Prychnęłam pod nosem i zamknęłam za nimi drzwi. Zupełnie jakby prochy były dla nich najważniejsze. Wróciłam do swojego pokoju, przebrałam się w króciutkie, dresowe spodenki i jakiś top, po czym włożyłam słuchawki w uszy i odpłynęłam do innego, magicznego świata.
       Około 2 w nocy obudziły mnie hałasy dochodzące z parteru. Rozpoznałam głosy rodziców i jeden mi nieznajomy. Ledwo przytomna wstałam z łóżka i przecierając oczy zeszłam na dół. W holu zastałam mamę, tatę i jakąś nastolatkę o blond włosach. Skrzyżowałam ramiona na piersi i zmierzyłam całą trójkę wzrokiem. Stanęłam na ostatnim schodku i odchrząknęłam. Wszyscy od razu spojrzeli w moim kierunku.
-Och, Elizabeth - odezwała się matka z uśmiechem - koniecznie musisz kogoś poznać.
-Koniecznie to wy musicie się uciszyć - warknęłam - ja tu próbuję spać do cholery.
-Może grzeczniej?
-Może nie? - odpowiedziałam z sarkazmem i cynicznym uśmieszkiem - nie mam pojęcia kto to i niezbyt mnie to obchodzi. Więc możecie zamknąć gęby i dać mi się wyspać? Nie chcę w szpitalu wyglądać jak jakaś zjawa.
-Zaraz, zaraz. W jakim szpitalu? - włączył się ojciec.
-Nie udawaj, że cię to interesuje staruszku - syknęłam - nie wychodzi ci to. Tak więc ja wracam do siebie a wy zajmujcie się tą swoją sierotką czy kim tam ona jest. Sajonara!
Odwróciłam się napięcie i wróciłam na górę. Po drodze słyszałam tylko słowa matki:
-Wybacz Lily, ona taka po prostu jest..
Warknęłam pod nosem i zamknęłam się u siebie. Kim w ogóle była ta dziewczyna? I co do cholery robiła w naszym domu? Co my jesteśmy, jakiś dom dziecka? Nie podobało mi się to. Stanowczo mi się to nie podobało. Wróciłam do łóżka i ponownie zasnęłam.

       Rano obudził mnie dźwięk budzika. Niechętnie wstałam i poszłam do łazienki. Standardowo wzięłam prysznic, ogarnęłam włosy, zrobiłam ciemny makijaż i poszłam do garderoby. Długo grzebałam w poszukiwaniu czegoś fajnego i w końcu ubrałam się w TO. Spryskałam się ulubioną perfumą i zeszłam na dół. W kuchni zastałam tą samą blondynkę, którą nad ranem przyprowadzili rodzice. Siedziała przy stole i jadła płatki z mlekiem. Spojrzałam na nią cynicznie i bez słowa podeszłam do lodówki, z której wyjęłam jogurt truskawkowy.
-Ja.. ten.. - zaczęła blondynka, ale spiorunowałam ją wzrokiem.
-Słuchaj mała - warknęłam - nie wiem kim jesteś i wcale mnie to nie obchodzi, jasne? Nie wiem też co robisz w mojej kuchni, w moim domu, w moim mieście. Mam do daleko w dupie. Nie wchodź mi w drogę, a jakoś się dogadamy. Rozumiesz?
-Ja.. jasne. Skoro tak wolisz..
-Tak, tak właśnie wolę. To mój dom i ja ustalam zasady laluniu. Nie musisz się do mnie odzywać i udawać miłej, bo i tak mam cię gdzieś. Radzę ci nie wchodzić mi w drogę, bo źle się to dla ciebie skończy. Koniec rozmowy.
Dziewczyna zrobiła się cała czerwona i spuściła głowę. Uśmiechnęłam się z triumfem i zjadłam swoje śniadanie. W końcu wyrzuciłam pusty kubeczek do kosza, nałożyłam na oczy Ray Bany i wyszłam z domu. Nie uśmiechało mi się jechać do szpitala. Nienawidziłam tego miejsca i ludzi, którzy tam pracowali. Jednak wiedziałam, że i tak nie mam wyjścia. Nie chciałam jeszcze umierać. Choć czasami miałam myśli, że chciałabym po prostu zniknąć. W sumie i tak nie zostało mi dużo czasu.
       Wsiadłam do swojego samochodu i odjechałam w kierunku szpitala św. Anny. Na ulicach oczywiście były korki, dlatego na miejsce dotarłam spóźniona. Skomentowałam to wzruszeniem ramionami. Kto by się przejmował jedną wizytą? Lekarz i tak nigdy nie przychodził na wyznaczoną godzinę, a mi nigdzie się nie spieszyło. Wolnym krokiem i z podniesioną głową weszłam do szpitalnego budynku. Recepcjonistka dobrze mnie znała, więc nawet nie musiałam o nic pytać. Ruchem głowy wskazała mi drzwi do gabinetu ordynatora. Podeszłam do nich od niechcenia i zapukałam. Kiedy rozległo się "proszę", nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Lekarz siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery. Rozsiadłam się na krześle i spojrzałam na niego z grymasem.
-Spóźniłaś się ponad 15 minut - wytknął mi na wstępie.
-Korki były - prychnęłam.
-Posłuchaj Elizabeth, nikt tu nie chce ci zrobić krzywdy, więc mogłabyś się zachowywać nieco grzeczniej.
-Przepraszam, korki były - powiedziałam ze słodkim uśmiechem.
Ordynator tylko pokręcił głową i wyjął z biurka moje akta i jakieś dokumenty. Zaczął zadawać mi te same pytania co zwykle. Nudziło mnie odpowiadanie na nie po raz stutysięczny, ale i tak nie miałam wyjścia.
-Bierzesz leki regularnie i o stałych godzinach?
-Tak.
-Uważasz na siebie i swoje zdrowie?
-Jak mam uważać na zdrowie, skoro jestem chora? - spytałam z sarkazmem, jednak widząc minę lekarza od razu się poprawiłam - ech, tak.
-Czujesz zmęczenie, senność, masz uczucie słabości?
-Czasami, ale rzadko.
-Czy twoja skóra ostatnio zbladła?
-Blednie cały czas, ale ostatnio mniej.
-W porządku, Elizabeth. Wygląda na to, że nic się nie pogarsza. Zapraszam cię na pobieranie krwi, EKG, RTG i inne badania kontrolne. Zajmie się tobą pielęgniarka.
Pokiwałam tylko głową i wyszłam z jego gabinetu z młodą blondynką o ciemnych oczach. Na początek poszłyśmy do zabiegowego, gdzie pobrała mi 3 fiolki krwi. Nigdy tego nie lubiłam. Nienawidziłam widoku igieł. Reszta badań zleciała szybko. Miałam już tego powoli dość. Marzyłam tylko o tym, by w końcu opuścić to przeklęte miejsce i wrócić do domu.
      Kiedy w końcu mnie wypuścili, wyszłam ze szpitala i pojechałam prosto do Jessie. W sumie sama nie wiem, po co. Zadzwoniłam do drzwi i już po chwili siedziałam w pokoju przyjaciółki. Usiadłyśmy na jej szerokim parapecie i odpaliłyśmy po papierosie. Cała moja frustracja ulotniła się razem z dymem. Uwielbiałam ten stan, gdy nie musiałam się niczym przejmować.
-Max i Eric dostali swój towar? - spytała Jess, patrząc przez okno.
-Jasne, że dostali - prychnęłam - ale to był ostatni raz, gdy załatwiałam ich interesy. Następnym razem niech radzą sobie sami. Nie zamierzam nigdy więcej pokazywać się u tego zboczeńca.
-Obydwie wiemy, że dla Maxa zrobisz wszystko.
-Max jest moim chłopakiem i go kocham. Ale są sytuacje, w których będzie musiał radzić sobie sam. Nie jestem jego niańką.
-Lizzie, zawsze i tak mu ulegasz. I sama dobrze o tym wiesz.
-Potrafię być niezależna. Pomagam mu, bo tego chcę. Ale nigdy więcej nie będę załatwiać jego interesów z prochami. To mogę ci przysiąc.
-Okay, okay. Przecież ci wierzę - powiedziała i wywróciła oczami.
-Mam nadzieję - prychnęłam - a tak w ogóle to u mnie w domu pojawiła się jakaś lala.
-Co masz na myśli?
-O 4 nad ranem obudziły mnie hałasy. Zeszłam na dół a tam moi starsi stoją z jakąś blondyną. Dzisiaj rano jak gdyby nigdy nic jadła sobie śniadanie w kuchni. I weź tu bądź mądry.
-A wiesz kto to jest?
-Nie mam pojęcia. I gówno mnie to obchodzi. Jak nie będzie wchodzić mi w drogę, to niech sobie żyje.
-Wiesz.. każda okazja by zrobić przypał jest dobra - powiedziała Jess z cwanym uśmieszkiem.
-Ta.. - zamyśliłam się.
Siedziałam u przyjaciółki aż do późnego wieczora. W końcu jednak musiałam się zbierać. Pożegnałam ją całusem w policzek i wróciłam do domu. Zaparkowałam samochód w garażu i bez niczego weszłam do środka. Już w progu powitał mnie ojciec z surową miną. Spojrzałam na niego cynicznie i chciałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił.
-Elizabeth Marie Mitchell, do mojego gabinetu. Już - powiedział ostro.
Już chciałam się zaśmiać i coś mu powiedzieć, ale wolałam się powstrzymać. Bez słowa poszłam do wskazanego pokoju i usiadłam w wygodnym fotelu, wykładając nogi na biurko. Ojciec skarcił mnie spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Usiadł za biurkiem i nachylił się w moją stronę.
-No dobra, co jest grane? - spytałam z głupawym uśmieszkiem - Zrobiłam coś i chcesz mnie ukarać? Ojoj, już się boję.
-Czy ty chociaż raz możesz zachowywać się jak normalna nastolatka?
-A czy wy chociaż raz możecie być normalnymi rodzicami? Nie. Więc ja też nie.
-Skończ już z tymi głupawymi odzywkami! Mam tego powoli dość. Twoje zachowanie musi się zmienić.
-Wybacz tatusiu, ale jestem jaka jestem i żyję po swojemu - warknęłam - i jeżeli chcesz mi prawić głupie morały to sorry, ale pójdę do siebie. Nie chce mi się tego słuchać.
-Nigdzie nie pójdziesz. Posłuchaj mnie uważnie. Jutro rano wylatujemy z mamą do Rio na pokaz nowej kolekcji. Zostaliśmy zaproszeni przez znanego projektanta i nie może nas zabraknąć. Pod naszą nieobecność masz zająć się Lily.
-Że co proszę?! - krzyknęłam i wściekła wstałam z fotela - Nie ma mowy! Co ja jestem jakaś niańka?!
-W tej chwili się uspokój Lizzie - powiedział surowo.
-Nie! Nawet nie wiem kim ona jest! Mam daleko w dupie jakąś blondynę, która przyjechała nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co!
-Lily jest twoją kuzynką, która właśnie straciła matkę. Trochę wyrozumiałości się jej należy! Więc opanuj emocje i mnie posłuchaj!
-Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! I ty i matka! Jestem dorosła i sama decyduję o sobie! Przypomnij sobie ile razy ja was o coś prosiłam. Ile razy chciałam, byście choć trochę mnie docenili i poświęcili mi choć odrobinę uwagi! Dostałam to? Nie! Więc teraz ja mam was wszystkich w dupie. Róbcie sobie co tylko chcecie, ale na mnie nie liczcie. Mam tego dość.
Po tych słowach wyszłam z jego gabinetu, trzaskając drzwiami. Słyszałam, jak wściekły woła moje imię, ale nawet się nie odwróciłam. Poszłam prosto do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Wkurzona rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszkach. Nie zamierzałam być jakąś niańką i zajmować się kimkolwiek. Miałam własne życie i nie zamierzałam z niego rezygnować. Co oni się tak nagle mnie czepili? Nie mogło być jak dawniej, gdy robiłam co chciałam, a oni mieli to w dupie? Tak było o wiele lepiej. Tym razem jednak musiałam wytrzymać. Nie mogłam się poddać. Nie teraz.
       Wybiła godzina 20:00. Czy tego chciałam, czy nie, musiałam zejść na dół i zażyć leki. Po cichu opuściłam swój pokój i poszłam do pustej kuchni. Zapaliłam światło i z szafki wyciągnęłam tabletki, które popiłam zimną wodą. Odwróciłam się i wyszłam. Przechodząc obok salonu, usłyszałam czyjś płacz. Spojrzałam w tamtym kierunku i zamarłam. Zacisnęłam ręce w pięści a w moich oczach pojawiły się łzy. To był jeden z najgorszych widoków, jakie kiedykolwiek widziałam. Na czarnej sofie siedziała moja matka, która tuliła do siebie płaczącą blondynkę i głaskała ją po włosach. Była dla niej tak troskliwa i opiekuńcza. Poczułam ostre ukłucie w sercu i chciałam zapaść się pod ziemię. W tym momencie matka spojrzała w moim kierunku. Chciała coś powiedzieć, ale jej nie dałam. Odwróciłam się napięcie i wybiegłam z domu. Nie oglądając się za siebie, przemierzałam ulice Londynu. Nie umiałam powstrzymać łez. Miałam być silna i twarda, ale ten widok wszystko zniszczył. Po drodze wstąpiłam do sklepu i kupiłam butelkę wódki. Kierowałam się przed siebie, kompletnie nie wiedząc, dokąd idę. W końcu dotarłam nad Tamizę. Nie miałam siły iść dalej. Wokół mnie nie było żywej duszy. Usiadłam na jakimś murku i podkuliłam nogi. Odkręciłam butelkę i pociągnęłam jeden łyk gorzkiego płynu, który palił mnie w gardle. Już na nic nie zwracałam uwagi.
       Przed oczami cały czas miałam obraz matki tulącej do siebie obcą dziewczynę. Dla mnie nigdy taka nie była. Nigdy nie dała mi odczuć tego, że jestem dla niej choć odrobinę ważna. Kiedy miałam jakiś problem i chciałam z nią porozmawiać, wolała siedzieć za biurkiem i wypełniać jakieś papiery. Chyba nigdy nie usłyszałam od niej "kocham cię". Zawsze była dla mnie szorstka i stanowcza. Czym ja jej zawiniłam? Przecież byłam tylko dzieckiem! Tyle razy starałam się zwrócić jej uwagę, a ona nic. Ojciec to samo. Kiedy okazało się, że jestem śmiertelnie chora, siedziała ze mną w szpitalu tylko przez chwilę, bo "musiała iść na ważny pokaz mody". Nic dla niej nie znaczyłam. Czułam, jak słone łzy spływają mi po policzkach. Otarłam je wściekle i nadal popijałam wódkę. Chciałam zapomnieć. Wyjechać i nigdy nie wrócić. Po prostu odciąć się od tego wszystkiego i zacząć od nowa z nowymi ludźmi i nowym otoczeniem. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Musiałam być pod opieką lekarską. A zresztą, nie byłabym w stanie zostawić Jessie i Maxa. Tylko oni mnie rozumieli i byli ze mną, gdy ich potrzebowałam. Musiałam być silna. Mimo tego, że było to tak cholernie trudne. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Pociągnęłam kolejny łyk i nawet się nie odwróciłam. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie widział. Myślałam, że ta osoba po prostu mnie ominie i pójdzie dalej, ale się myliłam. Podniosłam wzrok i zorientowałam się, że stoi przede mną chłopak z imprezy. Te same oczy, ten sam uśmiech. Warknęłam wściekle. Powoli zaczynał działać mi na nerwy.
-Czego ty kurwa chcesz? - syknęłam.
-Ja.. po prostu cię zauważyłem i chciałem spytać, czy wszystko okay.. - zmieszał się.
-I co? Nagle nie jesteś taki pewny siebie? - zakpiłam pociągając kolejny łyk wódki - A to peszek.
-Posłuchaj, mogłabyś dać sobie spokój. Płaczesz.
-I co cię to obchodzi? Co kogokolwiek to obchodzi? Nie można już sobie w spokoju popłakać i poużalać się nad sobą?! To zabronione?!
-Nie.. ja tylko.. chciałem pomóc.
-Mi nie da się pomóc. Za 3 lata już mnie tu nie będzie. Będę gnić w grobie i wszyscy będą zadowoleni. A zresztą, co ciebie to obchodzi? Zostaw mnie w spokoju i wracaj, skąd przyszedłeś.
-Może lepiej odprowadzę cię do domu? Nie możesz tak tu siedzieć. Jest chłodno.
-Zaczynasz działać mi na nerwy koleś. Weź spierdalaj i zajmij się sobą.
-Dlaczego jesteś taka uparta? Przecież nie chcę zrobić ci krzywdy. Chcę tylko, byś bezpiecznie wróciła do domu.
-Kim ty w ogóle jesteś, że tak bardzo chcesz mi pomagać? Nie znam cię, jasne? Mam w dupie ciebie i to, czego chcesz. W ogóle wszystko mam w dupie.
-Niezłe podejście do życia - prychnął - jestem Zayn. I od tej imprezy nie mogę przestać o tobie myśleć. Więc możesz choć zdradzić mi swoje imię?
-Jak powiem ci jak mam na imię, to odpierdolisz się i pójdziesz w cholerę?
-Jeżeli tego chcesz, to tak.
-Lizzie. Mam na imię Lizzie. A teraz wypierdalaj.
-Nie - odpowiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Nie no ty sobie chyba żartujesz. Dobra, w takim razie ja pójdę.
Zauważyłam, że opróżniłam już całą butelkę. Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie. Wstałam i momentalnie się zachwiałam. Gdyby nie pomoc chłopaka, to na bank wylądowałabym na ziemi. Postawił mnie do pionu i podtrzymał.
-Łapy przy sobie - syknęłam - nie pozwoliłam ci mnie dotykać.
-Och, w porządku, więc chcesz sobie poleżeć na zimnym betonie do rana? - odpowiedział z sarkazmem.
Warknęłam tylko pod nosem i pozwoliłam, by zaprowadził mnie do samochodu. Wsiadłam do czarnego BMW i oparłam głowę o szybę. Podałam mu adres i zamknęłam oczy. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Ocknęłam się dopiero, gdy Zayn mną potrząsnął. Zorientowałam się, że jesteśmy pod moim domem. Chłopak pomógł mi wysiąść i odprowadził mnie pod same drzwi. Dopiero wtedy mnie puścił. Na szczęście umiałam jako tako utrzymać się na nogach.
-Dobra, odtransportowałeś mnie do domu - powiedziałam pół przytomna - spełniłeś swoje wielkie zadanie. Cieszmy się i weselmy. A teraz serio możesz wypierdalać. Dalej poradzę sobie sama.
-Istnieje takie jedno magiczne słowo, które mówi się, gdy ktoś ci pomógł.
-Ach, no tak. Zapomniałabym. Dobranoc.
Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Tam od razu dopadli mnie rodzice. Nie chciałam ich nawet widzieć. To wszystko przez nich. Matka wyglądała na przerażoną, ale umiała świetnie grać. Wiedziałam, że tylko udaje.
-Lizzie na litość boską! Gdzieś ty była? - pytała gorączkowo.
-Widziałam zielonego słonia z Syberii - wybełkotałam - gdzie jest pieprz?
-Eli.. ty jesteś kompletnie pijana!
-Nie no, odkryłaś Amerykę. Czy ktoś może dać mi moje kabaczki?
-O czym ty mówisz dziecko? - wtrącił się ojciec całkowicie zdezorientowany.
-A pierdolcie się wszyscy.
Ominęłam ich i chwiejnym krokiem poszłam przed siebie. Nie mam pojęcia jakim cudem udało mi się wejść po schodach, ale marzyłam tylko o tym, by znaleźć się we własnym łóżku. W końcu zamknęłam za sobą drzwi i padłam na miękki materac. Zamknęłam oczy i powoli odpłynęłam do krainy snu..

________________________
Welcomee! I jest number five :) 
Jak wam się podobało? Mam nadzieję, że chociaż trochę :) 
Ogólnie, to nie wiem, co sądzić o tym rozdziale. Opinię zostawiam Wam :*
Czytasz = komentujesz < 3
Proszę, stosujcie tą zasadę. Chcę wiedzieć ile osób naprawdę czyta moje bazgroły. Wiecie, że każdym kolejnym komentarzem sprawiacie mi ogromną radość. Czytam każdy po kolei, uwierzcie!
Jeżeli macie do mnie jakiekolwiek pytania związane z opowiadaniem lub jakieś inne, zwykłe, to zapraszam Was na: http://ask.fm/alexiss1D
Tutaj zawsze Wam odpowiem.. :)
No, to do przeczytania przy kolejnym! < 3        

22 komentarze:

  1. jest suuuuper! jestem bardzo ciekawa co będzie dalej ;> mam takie przeczucie, że ta Lily trochę pozmienia w życiu naszej Lizzie, ale to są tylko moje przypuszczenia ;> czekam na następny i pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny jak zawsze. Szkoda mi tej Lizz, jest taka odrzucona przez rodziców... I ciekawa jestem co będzie między nią a Zaynem i czy wgl coś będzie ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehh... Już nie mogę sie doczekać kiedy w rozdziałach bedzie więcej o chłopakach!!
    Rozdział i pomysł na niego świetny! Jak zawsze!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww :3 świetny rozdział! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie ja też mam przeczucie, że Lily zmieni nastawienie Lizzy. Ale to tylko przypuszczenia! Kocham Cię za to, że piszesz to opowiadanie! Kocham TO co tu piszesz. Jesteś cholernie zdolna, a te dialogi mnie rozwalają. Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahahaha ten słoń, pieprz i kabaczki mnie rozpierdoliły ^_^ Rozdział extra i czekam na kolejny :D <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy ktoś może dać mi moje kabaczki? haha rozwaliło mnie to !! <33
    Rozdziałek booski skarbie <33

    OdpowiedzUsuń
  9. kabaczki? hahhaha :D
    rozdział bardzo dobry, jak zawsze ;*
    pisz pisz pisz ♥
    Oll. xx

    OdpowiedzUsuń
  10. aaw *.* Genialny ♫ po prostu rewelka :)) czekam ne next - byle szybko! :D Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej. Czytam każdy Twoje opowiadanie, każdy rozdział i notuję w swoim zeszycie uwagi. Troszkę ich już mam + opisy, więc gdzie mogłabym Ci je wszystkie przedstawić? Może też prosić o wytłumaczenie w niektórych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zakładce "O mnie" masz kontakt do mnie :) Napisz a na pewno odpiszę i porozmawiamy o czym chcesz :)

      Usuń
  12. pomimo, że znów mnie nie poinformowałaś rozdział wyszedł Ci świetnie ♥ Nie mogę się doczekać kolejnego! xx angiee.

    OdpowiedzUsuń
  13. czytam od samego początku to opowiadanie, ale nigdy nie komentowałam, bo nienawidzę tego robić z anonima. Rozdział świetny i w końcu pojawiło się trochę Zayna. Mam nadzieję, że zaufa mu na tyle żeby byli chociaż przyjaciółmi i zerwie ze swoim chłopakiem ćpunem...

    OdpowiedzUsuń
  14. A jak myślisz? Jak zawsze świetny! Czekam na następny! Tylko kiedy ten Zayn i ona się do siebie zbliżą? Heh, ja to bym od razu wszystko chciałą xd :)

    OdpowiedzUsuń
  15. ekstra :D
    @NataliaNiderla

    OdpowiedzUsuń
  16. niesamowity ♥ czekam na następny.
    pozdrawiam, Magda. xx

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny już nie mogę się doczekać, ciekawa jestem co zrobi główna bohaterka!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. Prośba do autorki mianowicie: chciałabym, żebyś ogłosiła Akcję ze wstążkami w wakacje. Na czym to miało by polegać? Już wyjaśniam Przez całe wakacje dany fandom będzie nosił na ręce wstążkę o danym kolorze .
    Directioners - czerwona
    Beliebers - fioletowa
    Mixer - różowa
    Roomies - brązowa
    Selenators- niebieskie
    Lovatics- zielone
    Swiftie- białe
    Rihannanavy - żółte
    TVDfamily - Czarne
    Sheeranator - pomarańczowe
    Brats - szara
    Smilers - żółte (jaśniejsze od RihannaNavys)
    Rushers - granatowe
    Barbz - Ciemny róż
    Arianators- turkusowy
    TWfamily - ciemny zielony

    Jeśli zobaczycie kogoś ze wstazka-podejdzcie! Obojętnie jaki ma kolor:) Wstążki zawiazujemy na prawej rece,podawajcie dalej żeby każdy wiedział:) Fajnie by było jakby wiele krajów włączyło się w tą akcje. Pewnie wielu z was wyjedzie za granice więc był by to fajny powód do rozmowy♥/

    OdpowiedzUsuń
  19. jak zawsze cudowny !<3
    czekam na nastepny ; *

    ~smile!;)

    OdpowiedzUsuń
  20. hahaha :D
    zajebisty <33 ! :D
    next, next ;***

    OdpowiedzUsuń