-Dobrze, zostawmy na chwilę sprawy zawodowe - powiedziała prowadząca z uśmiechem - a skupmy się na tych mniej oficjalnych. Jak wam się układa?
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku - powiedziała mama - ostatnio nasze życie bardzo dobrze się układa, więc nie możemy narzekać.
-W takim razie gratuluję! Mam jeszcze jedno pytanie. Jaki jest wasz stosunek do związku waszej córki z piosenkarzem Zaynem Malikiem?
W tym momencie o mały włos nie zakrztusiłam się kawą. Takiego pytania kompletnie się nie spodziewałam. Co ich to do cholery obchodziło? I po co pytali o takie coś moich rodziców? To bez sensu!
-Ehm.. wie pani.. - zaczął tata niepewnie - to sprawa Elizabeth z kim się spotyka i kogo kocha..
-Zayn to dobry chłopak - powiedziała mama spokojnie - bardzo się stara i widać, że mu na niej zależy. Aż miło patrzeć na to, jak się o nią troszczy. Cieszymy się szczęściem naszej córki. Tutaj nie ma chyba nic do dodania.
Prowadząca tylko pokiwała głową i przeszła do dalszej części wywiadu. Wyłączyłam telewizor i wstałam z kanapy. Lily bacznie mi się przyglądała, ale nic nie powiedziała.
-To bez sensu - powiedziałam w końcu - po co ona o to spytała? To nie jej interes! Ani jej, ani tej pierdolonej telewizji!
-Liz, spokojnie. To media, oni się to wszystkiego przyczepią. Nie masz się o co martwić.
-To mnie po prostu denerwuje - westchnęłam.
-Wiem, ale daj sobie z tym spokój. Nie warto.
-Yh.. pewnie masz rację.
Siedziałyśmy w salonie jeszcze przez 2 godziny, po czym poszłyśmy na górę, żeby się przygotować. Do imprezy zostało już niewiele czasu. Wzięłam długi, odprężający prysznic i w samym ręczniku poszłam do garderoby, żeby przejrzeć jej zawartość. Długo nie mogłam się zdecydować, ale w końcu mi się to udało. Wróciłam do łazienki, gdzie ułożyłam włosy i zrobiłam makijaż. Na koniec ubrałam się TAK. Spryskałam się perfumami i byłam gotowa do wyjścia. Do małej torebki włożyłam telefon, błyszczyk i papierosy. Wyszłam ze swojego pokoju i zeszłam na dół. Lily już na mnie czekała. Ubrana była w TEN zestaw i wyglądała naprawdę prześlicznie. Byłyśmy gotowe do wyjścia, akurat w chwili, gdy pod moim domem zaparkowała taksówka. Zamknęłam drzwi na klucz i obie wsiadłyśmy do samochodu. Pod domem chłopaków byłyśmy po 40 minutach, bo na drodze były straszne korki. Już od bramy wjazdowej było słychać głośną, klubową muzykę. Wzięłam Lil pod rękę i wspólnie weszłyśmy do środka. W domu była cała masa ludzi. Na początku nie mogłyśmy dostrzec nikogo znajomego, gdy nagle ktoś chwycił mnie w pasie i pociągnął do tyłu. Pisnęłam, nie wiedząc, co się dzieje i usłyszałam za sobą ten znajomy, słodki śmiech. Odwróciłam się i udałam nadąsaną.
-No bardzo zabawne - fuknęłam.
-Daj spokój, kochanie - odpowiedział ze śmiechem i przyciągnął mnie do siebie - tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą bardziej - odpowiedziałam, zanim złączył nasze usta.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam długi, namiętny pocałunek. Naprawdę bardzo za nim tęskniłam. Impreza zaczęła się na dobre. Wszyscy tańczyli i świetnie się bawili. W tłumie dostrzegłam Lily tańczącą między Liamem a Niallem. To był naprawdę uroczy widok. Atmosfera była genialna, a każda nowo poznana osoba uśmiechała się przyjaźnie i wznosiła plastikowe kubki na toast. Udało mi się też poznać Sandy - dziewczynę Louisa. Była naprawdę miła i dało się z nią pogadać. Tańczyłam nawet z Harrym, co nieźle mnie zdziwiło, bo za sobą nie przepadaliśmy. W pewnym momencie unikając Zayna, poszłam na górę i wyszłam na balkon. Musiałam zapalić, a nie chciałam, żeby mnie nakrył. Upewniłam się, że nikogo za mną nie ma i odpaliłam jednego papierosa. Zaciągnęłam się dymem i od razu poczułam się lepiej. I właśnie w tym momencie drzwi balkonowe się otworzyły i stanął w nich nikt inny, jak Zayn. Wypuściłam dym z ust i wywróciłam oczami. Chłopak podszedł do mnie i wyjął mi z ręki peta, po czym rzucił go na posadzkę i przydeptał.
-Nie powinnaś palić - powiedział stanowczo - przecież to ci szkodzi!
-Daj spokój - mruknęłam - to nic takiego..
-Nic takiego? Ty chyba nie wiesz, co mówisz kochanie. Jeden papieros skraca ci życie o kilka godzin, wiesz o tym?
-Zayn, skończ..
-Nie! Martwię się o ciebie, rozumiesz? - chwycił mnie za ramiona i spojrzał prosto w oczy - Nie chcę, żeby coś ci się stało przez papierosy czy cokolwiek innego. Kocham cię i nie pozwolę na to, byś jeszcze bardziej niszczyła sobie organizm. Obiecaj mi, że więcej nie weźmiesz tego świństwa do ust.
-To nie takie łatwe - powiedziałam zrezygnowana - palę od dawna, nie umiem tak po prostu przestać.
-Zrób to dla mnie, Lizzie. Proszę cię. Skończ z dawnym życiem.
-Już z nim skończyłam i dobrze o tym wiesz.
-Zrób ostatni krok i skończ z paleniem. To ci wyjdzie tylko na lepsze. Zaufaj mi. Proszę cię.
-Okey, ale pod jednym warunkiem - powiedziałam stanowczo i skrzyżowałam ramiona na piersi.
-Jakim? - zdziwił się.
-Ty też przestaniesz - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
-Lizzie...
-No co? Ty też niszczysz siebie i swój organizm. Może ja też się martwię, nie pomyślałeś o tym?
-Ale ja nie mam raka!
Widziałam, że od razu pożałował tych słów. W jednej chwili poczułam się okropnie. Straciłam ochotę na zabawę. W sumie to na wszystko straciłam ochotę.
-Przepraszam, nie chcia...
-I co? - przerwałam mu - Teraz będziesz mi wypominał, że jestem chora, tak? To bardzo dorosłe! Jakbym nie wiedziała, że mam raka!
-Nie pow..
-Daj mi spokój - znowu mu przerwałam - nie mam ochoty z tobą gadać.
Minęłam go bez słowa i wybiegłam na korytarz. Czułam łzy w oczach, ale obiecałam sobie, że się nie rozkleję. Nie tym razem. Byłam już przy schodach, gdy poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię i odwraca. Znów stanęłam twarzą w twarz z Zaynem.
-Puść mnie - warknęłam.
-Przepraszam - powiedział szczerze - cholernie cię przepraszam. Nie powinienem był tego powiedzieć. Zbyt późno ugryzłem się w język. Jestem skończonym idiotą i wiem o tym. Proszę, nie gniewaj się na mnie. Nie wytrzymam tego.
-I co, teraz każda nasza rozmowa będzie się tak kończyć? "Nie rób tego, bo masz raka"?
-Nie. Przysięgam ci, że nigdy więcej nie powiem czegoś takiego. Przepraszam cię.
-Okey - westchnęłam - zrozum, że to nie jest dla mnie łatwe. Wiem, że umieram i że wiele rzeczy mi szkodzi, ale.. ja taka po prostu jestem i tyle. Obiecuję, że postaram się ograniczać palenie i że będę próbować nie palić w ogóle, ale nie wiem, co z tego wyjdzie.
-W porządku. Niech będzie. Jest okey?
-Tak.
Wyciągnął do mnie ramiona, a ja przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy. Na dole puszczona została wolna melodia, więc zaczęliśmy się kołysać w jej rytmie. Czułam się jak najbardziej na swoim miejscu. Przy Zaynie czułam się wyjątkowo. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo i o mały włos nie upadłam. Zayn mnie podtrzymał i od razu się zaniepokoił.
-Wszystko w porządku? - spytał z troską.
-Chyba nie.. - odpowiedziałam słabo - muszę.. się położyć.
-Oczywiście, księżniczko.
Zayn wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Położył mnie w swoim łóżku, a sam zajął miejsce zaraz obok. Objął mnie w talii i położył głowę na moim ramieniu. Czułam się dziwnie. Powieki same opadały mi na oczy, a ręce zaczynały drętwieć.
-Zayn.. coś jest nie tak.. - powiedziałam z trudem.
-Co jest nie tak? - jego niepokój rósł z każdą minutą - Lizzie, co się dzieje?!
-Nie wiem.. nie czuję kończyn.. nie mogę się ruszyć..
Później wypowiedziałam kilka niezrozumiałych zdań. Ostatkiem sił usiadłam na łóżku i próbowałam wstać, ale nie byłam w stanie. Upadłam na podłogę. Słyszałam, że Zayn krzyczał coś do mnie, ale nie zwróciłam na to uwagi. Wszystko zaczęło wirować mi przed oczami, aż w końcu zobaczyłam ciemność, która mnie ogarnęła. Straciłam przytomność.
Zayn
Wiedziałem, że coś jest nie tak. Lizzie była coraz słabsza. Kiedy upadła, myślałem, że zaraz zwariuję, a czarne myśli zawładnęły moim umysłem. Próbowałem nią potrząsać, ale to było na nic. Zemdlała. Szybko wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pogotowie. Zbiegłem na dół, żeby poinformować o wszystkim Liama, który był najbardziej trzeźwy z nas wszystkich. Sanitariusze zjawili się po 10 minutach. Zaczęli ją reanimować, aż w końcu wsadzili jej do gardła jakąś rurkę. Nie była w stanie sama oddychać. Przenieśli ją na nosze i wyprowadzili z domu. Byłem tak zdenerwowany, że nie myślałem już o niczym. Wsadzili ją do karetki i odjechali na sygnale.
-Ona ma białaczkę - powiedziałem do lekarza, zanim zniknął w samochodzie.
Skinął tylko głową i tyle go widziałem. Muzyka ucichła, a chłopaki od razu znaleźli się przy mnie. Nie mogłem pozwolić, by była sama. Wbiegłem do domu, wziąłem skórzaną kurtkę i poszedłem do garażu.
-Nie możesz sam jechać - powiedziała Sandy, która jakimś cudem znalazła się koło mnie - w takich nerwach nie możesz prowadzić.
-Muszę jechać do szpitala - powiedziałem zdenerwowany - i nikt mnie przed tym nie powstrzyma.
-Nie wypiłam dziś ani kropli, więc mogę cię zawieźć - zaoferowała się, a ja spojrzałem na nią zdziwiony.
-A co z Louisem?
-Jest pijany i nie myśli. To jak, będziemy tak stali, czy jedziemy do tego szpitala?
-Okey, jedziemy. Dzięki.
-Nie ma sprawy.
Rzuciłem jej kluczyki i zająłem miejsce pasażera. Wyjechaliśmy z podjazdu i kierowaliśmy się w stronę szpitala. Byłem przerażony. Bałem się o nią jak jeszcze nigdy. Przez całą drogę na niczym nie potrafiłem się skupić. Modliłem się, żeby wszystko było w porządku. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby stało się jej coś poważnego. W końcu dotarliśmy na miejsce. Wysiadłem z samochodu jak burza i pognałem do recepcji. Pielęgniarka niezbyt chętnie udzieliła mi potrzebnych informacji, ale jakoś się udało. Podszedłem pod wskazaną salę i usiadłem na krześle. Póki co nie wolno było tam wchodzić. Nerwy zżerały mnie od środka. Ku mojemu zdziwieniu po 10 minutach w korytarzu zobaczyłem Sandy, Lily i Liama. Usiedli obok i wspierali mnie przez następne 2 godziny. Myślałem, że zaraz zwariuję. To wszystko trwało zbyt długo. W końcu drzwi się otworzyły, a ja jak na rozkaz poderwałem się z krzesła. Zobaczyłem lekarza ze zmęczoną twarzą i kilka pielęgniarek. Od razu do niego podszedłem.
-Co z nią? - spytałem zdenerwowany - Proszę, niech pan powie, że wszystko jest w porządku..
-Jest pan kimś z rodziny?
-Nie.. jestem jej chłopakiem. Proszę mi powiedzieć. Ja muszę to wiedzieć! Jej rodzice są za granicą, nie wiadomo kiedy się pojawią..
-W takim razie muszę cię prosić, byś poinformował jej rodziców - powiedział poważnie.
-Ale.. co się dzieje? Co z nią? Ja muszę to wiedzieć! - zacząłem histeryzować.
-Mój drogi, ja naprawdę nie mogę udzielać informacji osobom, spoza jej rodziny.
-Proszę.. bardzo pana proszę. Ja ją kocham i jest dla mnie najważniejsza. Muszę wiedzieć. Proszę..
-Nie odpuścisz, prawda? - westchnął.
-Nie. Za bardzo się o nią martwię. Proszę mi powiedzieć, doktorze.
-W porządku. Ale tylko dlatego, że jej rodzina jest nieobecna. Elizabeth jest w złym stanie. Ma bardzo słabe ciśnienie krwi. W ostatnim czasie zaniedbała zażywanie leków i oto mamy tego efekty. Rak to nie przelewki, a ona to zbagatelizowała. Nie wiem, czy uda nam się coś zrobić. Doszło do zatrzymania akcji serca, ale na szczęście ją uratowaliśmy. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by przywrócić jej dobry stan, ale nic nie mogę obiecać. Póki co widzę tylko jedno rozwiązanie.
-Jakie? - spytałem cicho, całkowicie przerażony jego słowami.
-Przeszczep szpiku. Przykro mi, ale nic więcej nie mogę ci powiedzieć. I uprzedzę twoje kolejne pytanie: nie możesz do niej wejść. Jest w śpiączce farmakologicznej. Zawiadom jej rodziców.
Po tych słowach skinął głową i odszedł, a ja czułem, jak cała energia opuszcza moje ciało. Upadłem na kolana i schowałem twarz w dłoniach, powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Cała reszta jak na zawołanie znalazła się przy mnie. Nie byłem w stanie powiedzieć im ani jednego słowa. To wciąż nie mogło do mnie dotrzeć. Jak mogło do tego dojść? Przecież jeszcze godzinę temu czuła się idealnie! Tańczyła, śmiała się.. jak mogłem nie zauważyć, że jej stan się pogarszał? Jak mogłem tak wszystko zaniedbać? Zachowałem się jak idiota. Powoli podniosłem się z ziemi i z całej siły uderzyłem pięścią o ścianę.
-Zayn! - krzyknął Liam - Co do cholery się dzieje?
-Potrzebny jest przeszczep - powiedziałem z bólem - rozumiesz? Przeszczep szpiku!
Wszyscy jak na zawołanie zamilkli. Lily przystawiła dłonie do twarzy i wybuchnęła płaczem. Liam od razu ją przytulił, a ja zacisnąłem wargi i wyciągnąłem telefon. Na szczęście miałem numer do jej mamy. Zadzwoniłem i opowiedziałem jej o wszystkim. Tak jak ja była przerażona i obiecała, że zaraz wsiada w samolot. Coś musiało dać się zrobić. I wtedy wpadłem na pewien pomysł. Mogłem być dawcą! To znaczy, chyba. Musiałem poddać się badaniom i tak dalej, ale byłem na to gotowy. Musiałem coś dla niej zrobić. Chociaż ten jeden raz. Poszedłem do pokoju lekarskiego i poprosiłem doktora, z którym niedawno rozmawiałem. Powitał mnie westchnięciem, a ja od razu przeszedłem do rzeczy.
-Chcę być dawcą - powiedziałem bez niczego.
-Chłopcze, czy ty naprawdę myślisz, że to jest takie łatwe? Twój szpik musiałby być zgodny, musielibyśmy robić badania..
-To je zróbcie - przerwałem mu - z tego co wiem, liczy się czas, prawda? Zróbcie cokolwiek. Ja muszę jej pomóc. Jestem gotowy na wszystko.
-Musisz ją naprawdę kochać.
-Już mówiłem, że jest dla mnie najważniejsza. Zrobię co tylko będzie trzeba.
-W porządku - powiedział po chwili zastanowienia - możemy cię przebadać. Ale nie wiadomo, czy szpik będzie zgodny i nadający się do przeszczepu. Poczekaj na korytarzu.
Skinąłem głową, a lekarz zniknął za drzwiami. Nie sądziłem, że będę gotowy na coś takiego dla jakiejkolwiek dziewczyny. Ale Lizzie była wyjątkowa. Kochałem ją jak żadną inną dziewczynę. Byłem gotowy zrobić wszystko, by jeszcze kiedyś z nią porozmawiać, przytulić ją i pocałować. Nie wyobrażałem sobie swojego życia bez niej. Musiała być jakaś. A ja byłem gotowy na wszystko. Absolutnie wszystko.
-Co z nią? - spytałem zdenerwowany - Proszę, niech pan powie, że wszystko jest w porządku..
-Jest pan kimś z rodziny?
-Nie.. jestem jej chłopakiem. Proszę mi powiedzieć. Ja muszę to wiedzieć! Jej rodzice są za granicą, nie wiadomo kiedy się pojawią..
-W takim razie muszę cię prosić, byś poinformował jej rodziców - powiedział poważnie.
-Ale.. co się dzieje? Co z nią? Ja muszę to wiedzieć! - zacząłem histeryzować.
-Mój drogi, ja naprawdę nie mogę udzielać informacji osobom, spoza jej rodziny.
-Proszę.. bardzo pana proszę. Ja ją kocham i jest dla mnie najważniejsza. Muszę wiedzieć. Proszę..
-Nie odpuścisz, prawda? - westchnął.
-Nie. Za bardzo się o nią martwię. Proszę mi powiedzieć, doktorze.
-W porządku. Ale tylko dlatego, że jej rodzina jest nieobecna. Elizabeth jest w złym stanie. Ma bardzo słabe ciśnienie krwi. W ostatnim czasie zaniedbała zażywanie leków i oto mamy tego efekty. Rak to nie przelewki, a ona to zbagatelizowała. Nie wiem, czy uda nam się coś zrobić. Doszło do zatrzymania akcji serca, ale na szczęście ją uratowaliśmy. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by przywrócić jej dobry stan, ale nic nie mogę obiecać. Póki co widzę tylko jedno rozwiązanie.
-Jakie? - spytałem cicho, całkowicie przerażony jego słowami.
-Przeszczep szpiku. Przykro mi, ale nic więcej nie mogę ci powiedzieć. I uprzedzę twoje kolejne pytanie: nie możesz do niej wejść. Jest w śpiączce farmakologicznej. Zawiadom jej rodziców.
Po tych słowach skinął głową i odszedł, a ja czułem, jak cała energia opuszcza moje ciało. Upadłem na kolana i schowałem twarz w dłoniach, powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Cała reszta jak na zawołanie znalazła się przy mnie. Nie byłem w stanie powiedzieć im ani jednego słowa. To wciąż nie mogło do mnie dotrzeć. Jak mogło do tego dojść? Przecież jeszcze godzinę temu czuła się idealnie! Tańczyła, śmiała się.. jak mogłem nie zauważyć, że jej stan się pogarszał? Jak mogłem tak wszystko zaniedbać? Zachowałem się jak idiota. Powoli podniosłem się z ziemi i z całej siły uderzyłem pięścią o ścianę.
-Zayn! - krzyknął Liam - Co do cholery się dzieje?
-Potrzebny jest przeszczep - powiedziałem z bólem - rozumiesz? Przeszczep szpiku!
Wszyscy jak na zawołanie zamilkli. Lily przystawiła dłonie do twarzy i wybuchnęła płaczem. Liam od razu ją przytulił, a ja zacisnąłem wargi i wyciągnąłem telefon. Na szczęście miałem numer do jej mamy. Zadzwoniłem i opowiedziałem jej o wszystkim. Tak jak ja była przerażona i obiecała, że zaraz wsiada w samolot. Coś musiało dać się zrobić. I wtedy wpadłem na pewien pomysł. Mogłem być dawcą! To znaczy, chyba. Musiałem poddać się badaniom i tak dalej, ale byłem na to gotowy. Musiałem coś dla niej zrobić. Chociaż ten jeden raz. Poszedłem do pokoju lekarskiego i poprosiłem doktora, z którym niedawno rozmawiałem. Powitał mnie westchnięciem, a ja od razu przeszedłem do rzeczy.
-Chcę być dawcą - powiedziałem bez niczego.
-Chłopcze, czy ty naprawdę myślisz, że to jest takie łatwe? Twój szpik musiałby być zgodny, musielibyśmy robić badania..
-To je zróbcie - przerwałem mu - z tego co wiem, liczy się czas, prawda? Zróbcie cokolwiek. Ja muszę jej pomóc. Jestem gotowy na wszystko.
-Musisz ją naprawdę kochać.
-Już mówiłem, że jest dla mnie najważniejsza. Zrobię co tylko będzie trzeba.
-W porządku - powiedział po chwili zastanowienia - możemy cię przebadać. Ale nie wiadomo, czy szpik będzie zgodny i nadający się do przeszczepu. Poczekaj na korytarzu.
Skinąłem głową, a lekarz zniknął za drzwiami. Nie sądziłem, że będę gotowy na coś takiego dla jakiejkolwiek dziewczyny. Ale Lizzie była wyjątkowa. Kochałem ją jak żadną inną dziewczynę. Byłem gotowy zrobić wszystko, by jeszcze kiedyś z nią porozmawiać, przytulić ją i pocałować. Nie wyobrażałem sobie swojego życia bez niej. Musiała być jakaś. A ja byłem gotowy na wszystko. Absolutnie wszystko.
_______________________________
Rozdział 14 pisany przy piosence "Nothing like us" <3
Tak, komplikacje się zaczynają. Łatwo nie będzie ^^
Dziękuję Wam za te 33 komentarze, to dla mnie wiele znaczy :*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! ♥
+zasada komentarzy wciąż obowiązuje :)
Wiecie, że to dla mnie bardzo ważne!
Następny rozdział wkrótce! Xx
Jeju, dziewczyno, ciśnienie mi podskoczyło! Weź już nie baw się w jakiegoś złego człowieka, bo my chcemy, żeby żyła jeszcze długoooo, a na dodatek szczęśliwa z naszym kochanym Malik'iem!
OdpowiedzUsuńA co do Zayn'a to... to by było takie cudowne, jakby mógłby być dawcą. ^^
Dawaj szybko następny rozdział :*
Buziaki x
kocham cie ! <3
OdpowiedzUsuńwow coś niesamowitego!
OdpowiedzUsuńOmg. Nie no ja myślę, ze wszystko dobrze się skończy. Musi się dobrze skończyć. Rozdział cudny. :D
OdpowiedzUsuńOmg... bardzo szkoda mi Lizzie i mam nadzieję że nic jej się nie stanie. Jakby tak było, to przez ciebie dostałabym chyba zawału serca! Lizz powinna bardziej o siebie dbać a nie na odczep się. Zayn zachował się naprawdę co na chłopaka przystało i widać, że kocha Lizzie. Przecież ona musi żyć, jeszcze długo, długo! Oczywiście z Zaynem, bo on daje jej w końcu to szczęście.
OdpowiedzUsuńczekam na next <3
pozdrawiam ♥
Zaaaaayyynn *__*
OdpowiedzUsuńzaimponował mi :D
Po za tym rozdział perfekcyjny ale smutny ;c
Czekam na następny ; ]]
: *
w pierwszych trzech zdaniach błąd językowy ; pp
OdpowiedzUsuńPopłakałam się przy końcu :C piękny rozdział <3
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńOmg żal mI Zayna. Cierpi z powodu dziewczyny. Widac że ją bardzo kocha. Postanowił oddać jej szpik jest to wyjątkowy krok.
OdpowiedzUsuńPozdrawima @JustinePayne81
Supcio rozdzial. Pisz dalej. Eh nie moge sie doczekac :)
OdpowiedzUsuńBożee :(( Jestem ciekawa co dalej :)
OdpowiedzUsuńnienawidzę cie , nienawidzę cie , nienawidzę cie , nienawidzę cie , nienawidzę cie ;/
OdpowiedzUsuńŚwietny, już nie mogę się doczekać kolejnego <3
OdpowiedzUsuńWOW !
OdpowiedzUsuńMiodzio xd nie moge doczekać sie następnego :D
Ania xx
Kocham to opowiadanie i nie mogę się już doczekać na kolejny rozdział x
OdpowiedzUsuńBŁAGAM NAPISZ SZYBKO NASTĘPNY ROZDZIAŁ !!!!
OdpowiedzUsuńrozdział cudny, tylko moim zdaniem troszeczkę za krótki ;(
OdpowiedzUsuń*-* ale świetny!!
OdpowiedzUsuńNoooo boski skarbulu *_*
OdpowiedzUsuńCuuuuudowny!*-*
OdpowiedzUsuńjest mega cudowny <3
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział <333 :D
OdpowiedzUsuń@LinetteAnnie