-Co tu się stało?! - spytał blondyn.
-Zayn nie umie się bić - odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
-Jasne, a ty jak zwykle pełna jadu - powiedział ten w lokach.
-A co ty o mnie wiesz? - syknęłam - Jedno wielkie nic! Więc mnie nie oceniaj, jasne? Nie jestem w nastroju do głupich pogaduszek.
-Kto go tak załatwił? - spytał szatyn o ciemnych oczach.
-Max.
-Kim jest Max?
-Moim byłym chłopakiem - mruknęłam - nie umie panować nad emocjami i jest o mnie zazdrosny.
-Nie mogłaś go jakoś powstrzymać? - znów odezwał się ten w lokach - Takich ludzi powinno się zamykać w celach!
-Zamknij się, kurwa! Nic nie mogłam zrobić, okey? Byłam za daleko a on był zbyt szybki! Co wyście się mnie tak czepili do cholery? Przecież to nie ja go tak załatwiłam! I zadzwoniłam po pogotowie mimo tego, że protestował!
-No proszę, znalazła się milutka i uczynna dziewczynka.. - zakpił.
W tym momencie nie wytrzymałam i wstałam tak, że moja twarz była odległa od jego tylko o kilka centymetrów.
-Zamknij ten swój ryj chłopczyku, bo jednym ruchem mogę ci go wykrzywić - wysyczałam - nie radzę ci ze mną zadzierać, bo dobrze się to nie skończy. Nie znasz towarzystwa, z którym się zadaję. W minutę mogę załatwić kogoś kto cię nawet zabije i nie poniesie żadnych konsekwencji. Nie jestem jakąś dziewczynką, do której możesz mówić, co ci się podoba. Jestem znana prawie na całym świecie i w dosłownie moment mogę cię zniszczyć. Dociera to do ciebie?
Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie z niesmakiem. Jeden z jego kolegów nas rozdzielił. Mój humor pogorszył się dosłownie w sekundę. Staliśmy w milczeniu do momentu, gdy podszedł do nas Zayn. Miał na twarzy kilka plastrów, ale oprócz tego nic złego mu się nie stało. W głębi duszy odetchnęłam z ulgą. Naprawdę się o niego bałam.
-Coś mnie ominęło? - spytał, widząc nasze miny.
-Cóż, widzę, że twoi przyjaciele idealnie się tobą zajmą - powiedziałam i wstałam - na mnie już pora. Nie będę wam przeszkadzać.
-Co? Nie, zostań! - zaprotestował - Przecież możemy iść do nas i..
-Nie wydaje mi się - przerwałam mu - idę być jędzą gdzie indziej. Do kiedyś tam, Zayn.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się oddalać szybkim krokiem. Nie odwróciłam się nawet raz. To co się stało głęboko zapadło mi w pamięci. Max był nieprzewidywalny, gdy chodziło o zazdrość. Nie chciałam, żeby Zaynowi stało się coś poważnego. Wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony chciałam go poznać i dowiedzieć się o nim więcej, a z drugiej twierdziłam, że muszę trzymać się od niego z daleka. Dla jego własnego bezpieczeństwa. Nie obracałam się w super grzecznym towarzystwie. Moi kumple byli ćpunami, imprezowiczami, czy dealerami, a to nie wróżyło niczego dobrego. Nie chciałam więcej dopuścić do sytuacji, w której dzieje mu się krzywda. Nie zasłużył na to. W pewnym momencie stanęłam w pół kroku. Przerwałam swoje przemyślenia i głębiej zastanowiłam się nad swoimi myślami. Nie chciałam więcej dopuścić do sytuacji, w której dzieje mu się krzywda..? Przecież jeszcze nie tak dawno życzyłam mu wszystkiego, co najgorsze! Co się ze mną działo? W mojej twardej skorupie zaczęły robić się dziury. Nie mogłam do tego dopuścić! Nie po to kształtowałam swój charakter, żeby teraz po prostu się zmienić. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Wypuściłam dym z ust i ruszyłam w drogę do domu. Nie czas na bycie grzeczną i potulną dziewczynką. Byłam wolna. Nie byłam już własnością Maxa. Mogłam robić to, na co tylko miałam ochotę. A w tej chwili chciałam tylko się od tego wszystkiego oderwać. Gdy w końcu doszłam do swojego domu, ku mojemu zaskoczeniu na schodach zobaczyłam siedzącą Jessie. Wyglądała na zdenerwowaną. Gdy mnie zauważyła od razu wstała i do mnie podbiegła.
-Czy ty już do reszty zwariowałaś?! - krzyknęła, zanim zdążyłam się przywitać.
-O co ci niby chodzi? - spytałam zbita z tropu.
-Dlaczego zerwałaś z Maxem?! Chcesz do reszty zniszczyć naszą paczkę?! - wybuchnęła.
-Że co?! - wkurzyłam się - Ty chyba nie wiesz, co mówisz, Jess! On traktował mnie jak przedmiot! Jak swoją własność, z którą może zrobić co zechce!
-Bo cię kocha! I jest o ciebie zazdrosny! Nie miałaś prawa go po prostu zostawić!
-Nie no, ja zaraz zwariuje! Czy do ciebie nie dociera, że nie pozwolę robić z siebie szmaty na jeden numerek?!
-W tym momencie to chyba przesadzasz! Co się z tobą ostatnio dzieje, do cholery? Zachowujesz się, jakbyś była z innej planety! Max od zawsze traktował cię tak samo i nagle zaczęło ci to przeszkadzać! Czasami sama wpychałaś mu się do łóżka, więc o co ci chodzi?!
-O co mi chodzi? - byłam wkurzona do granic wytrzymałości - O to, że nie pozwolę się tak traktować! Nie jestem jakąś zabawką, którą można się zabawiać! I cieszę się, że z nim skończyłam! Teraz przynajmniej jestem wolna i nie muszę martwić się o wszystkie duperele związane z nim! A tak w ogóle to to, co było czy jest między mną a Maxem, to nie jest twój pieprzony interes!
-Jest! Bo jestem twoją przyjaciółką, a ty swoim głupim zachowaniem rozwalasz naszą paczkę, bo wolisz się bujać z jakimś pedałem!
W tym momencie zmroziło mnie na całym ciele. Popatrzyłam na nią z lodem w oczach.
-Co powiedziałaś? - syknęłam.
-Dokładnie to, co słyszałaś! Myślisz, że nie wiem, kim jest ten cały Zayn? Całe miasto jest oplakatowane nim i jego czterema kolesiami. Rureczki, wymuszone grzyweczki na bok i głupawe uśmieszki. No proszę cię, Lizzie! To jakiś badziewny zespół, który śpiewa hity dla dzieci! Co to ma niby być? Robią z siebie pośmiewisko, a ty się jeszcze z nimi zadajesz! Od kiedy to jesteś fanką popu?
-A co ty niby wiesz?! - wybuchnęłam - Jedno wielkie gówno! Nie znasz go a potrafisz obrażać! Nigdy nie słyszałam jak śpiewa, bo nie słucham tego typu muzyki, ale do cholery to też człowiek! Swego czasu go nienawidziłam, ale w tym momencie nie mam ku temu żadnego powodu! I wcale się z nim nie zadaje! Rozmawiałam z nim kilka razy, może to zabronione czy co!?
-Co ty z siebie robisz? Gdzie jest moja Lizzie, która miała w dupie innych ludzi? Gdzie ta Lizzie, która uwielbiała imprezować i zwodzić facetów? No gdzie?!
-Ja pierdole, jestem cały czas taka sama! A ty masz do mnie jakieś chore pretensje i to w dodatku bezpodstawne! Robię w życiu to, na co mam ochotę! Jestem wolna i chuj ci do tego! Max to świnia i nie mam zamiaru się z nim zadawać. Nic i nikt tego nie zmieni. Otworzyły mi się oczy na kilka spraw.
-Zachowujesz się jak bachor!
-Daj sobie na wstrzymanie kobieto! Jestem jaka jestem i kropka! Nie mieszaj się w moje sprawy. Idź sobie do Maxa skoro tak go uwielbiasz! W sumie to idealnie byście do siebie pasowali!
-O czym ty mówisz?!
-Yh, o niczym! Po prostu daj mi święty spokój! Mam dość tej rozmowy, która i tak nie ma żadnego sensu!
Po tych słowach wściekle ją minęłam i poszłam do domu. Nienawidziłam takich kłótni. Jaki miała powód, żeby tak na mnie naskakiwać? Była moją przyjaciółką! To ona powinna mnie zrozumieć i być po mojej stronie, a nie prawić mi kazania i mówić, co mam robić. W tym momencie nie chciałam mieć z nią nic wspólnego. Poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody, którą wypiłam duszkiem. Usiadłam na sofie w salonie, żeby się uspokoić. Znów przypomniały mi się słowa Lily. Prawda, którą o mnie powiedziała. Dopiero teraz w pełni dotarł do mnie sens jej słów. Miała całkowitą rację, a ja potraktowałam ją okropnie. W tym momencie poczułam w sobie to dziwne uczucie, o którym zapomniałam przez ostatnich kilka lat. Poczucie winy. Czyżby moje ludzkie emocje do mnie wracały? Oto ja, Lizzie Mitchell, która myślała, że jest królewną i że wszyscy muszą jej usługiwać, ale w końcu dopadła ją ta pieprzona rzeczywistość, która uświadomiła jej, jak bardzo się myliła. Musiałam przeprosić Lily. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że muszę kogoś przeprosić. Niechętnie wstałam z sofy i poszłam na górę. Stanęłam przed drzwiami jej pokoju i lekko zapukałam. Otworzyła mi po chwili i spojrzała na mnie z wielkim zdziwieniem. No tak, nie spodziewała się mnie. Bez słowa się odsunęła i wpuściła mnie do środka. Po raz pierwszy byłam w tym pomieszczeniu. Rozglądnęłam się dookoła, żeby zapamiętać jakieś szczegóły. Ściany były w kolorze niebieskim, a jedna z nich była granatowa. Wisiały na niej przeróżne fotografie, przedstawiające Lily z jej przyjaciółmi i (jak się domyśliłam) jej matką. Pod inną ścianą stało drewniane biurko, pod wielkim oknem znajdowało się dwuosobowe łóżko z jasną narzutą. Było tam również dwoje drzwi. Jedne zapewne prowadzące do łazienki, a drugie do garderoby. Dokładnie tak samo, jak u mnie. W roku zauważyłam jasną gitarę i uniosłam jedną brew. Nigdy nie słyszałam, żeby cokolwiek grała. Jej pokój był czysty i posprzątany, w przeciwieństwie do mojego. Usiadłam na jej miękkim łóżku i założyłam nogę na nogę. Lily usiadła na krześle i zbadała mnie wzrokiem.
-Okey, czym sobie zasłużyłam na twoją wizytę? - odezwała się w końcu.
-Masz ładny pokój - zignorowałam jej pytanie. Nie sądziłam, że będzie mi aż tak trudno przyznać się do błędu.
-Dziękuję, ale.. o co chodzi? Dlaczego nagle wykazujesz jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą? Myślałam, że raczej ci przeszkadzam i nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
-Po prostu.. - zaczęłam - myślałam nad twoimi ostatnimi słowami..
-Ach, rozumiem. I przyszłaś mnie za nie zjechać? - spytała cynicznie.
-Yh, dziewczyno, zamknij się na chwilę - odpowiedziałam zirytowana - chodzi o to, że.. miałaś rację..
-Że ja co? - zdziwiła się i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Chryste, jaka ty jesteś upierdliwa! Miałaś rację, okey? Wiem, jaka jestem.. wiem, że nie jestem idealna czy jakaś dobra. Po prostu życie nauczyło mnie dystansu i nie przejmowania się pierdołami. Co do mojego byłego to miałaś całkowitą słuszność.. więcej nie pozwolę sobą pomiatać. I.. przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.. tylko przestań się na mnie gapić jak sroka w gnat, bo to wkurzające!
-Ahm, wybacz, po prostu.. nie spodziewałam się czegoś takiego z twojej strony. Bardziej nastawiałam się na awanturę czy jakieś wyzwiska, czy coś..
-Wiem, że mam wybuchowy charakter. Ale póki co nie chcę mieć z tobą jakichś spięć, bo to denerwujące. Jesteś całkiem w porządku..
-Zaskakujesz mnie. A może to jakiś sen, czy coś? I zaraz się obudzę, i nadal będziesz tą Lizzie, która mnie nienawidzi?
-Daj spokój - wywróciłam oczami i mimowolnie się zaśmiałam - nie jestem taka zła!
Przesiedziałam u niej w pokoju jeszcze jakąś godzinę. Zaskakiwałam sama siebie. Jeszcze nigdy nie byłam dla nikogo tak otwarta i miła, jak dla niej. Nie umiałam wytłumaczyć sobie, co się ze mną działo. Rozmawiałyśmy zupełnie normalnie, jakbyśmy znały się od zawsze. Było w niej coś takiego, że w mig zapomniałam o wszelkich nieporozumieniach, które między nami były. Lily była całkowicie inna od reszty moich znajomych. Grzeczna, miła i poukładana. Zupełnie jak ja kilka lat temu. Może nadal mogłam taka być..? Nie! - odpowiedziałam sobie na własne pytanie - nie mogę cofnąć się do początku! Już wykształtowałam swój charakter, a moi znajomi zniszczyliby mnie w jeden dzień. Nie mogłam tak po prostu być dawną Lizzie. Życie to nie jakaś bajka.
-Ej.. czy od kiedy jesteś w Londynie, byłaś już na jakiejkolwiek imprezie? - spytałam kuzynkę.
-Nie.. - odpowiedziała cicho - nie potrafiłabym się bawić..
-Dlaczego? - zdziwiłam się - Co w tym trudnego?
-Liz, moja mama nie żyje. Od jej śmierci nie minęło nawet pół roku, a ja mam tak po prostu iść na imprezę i tańczyć? Nie wyobrażam sobie tego!
-Z jednej strony może i masz rację, ale.. śmierć to coś oczywistego. Każdy człowiek umrze, prędzej czy później. Nie ma wyjątków od tej reguły. Wiem, że bardzo za nią tęsknisz, ale jesteś młoda. Powinnaś się bawić a nie siedzieć w domu i się zamartwiać! Życie płynie dalej, nie zatrzymuje się. Jestem pewna, że twoja mama nie chciałaby, żebyś traciła życie na załamywanie się.
-Nie wiem.. może i masz rację..
-Wiem, że mam! W Londynie zazwyczaj są najlepsze imprezy. Jedź ze mną dzisiaj do "Tomorrow". Zabawimy się, poszalejemy i wrócimy do domu. Tak na zgodę. Co ty na to?
-Ja? Mam iść na imprezę.. z tobą? - zdziwiła się - Matko, co się z tobą dzieje! Nie będziesz się mnie wstydzić? I co sobie pomyśli ta twoja przyjaciółka..?
-Mam daleko w dupie jej zdanie - wzruszyłam ramionami - to jak? Dasz się wyciągnąć?
-Okey. Pod jednym warunkiem.
-Jakim znowu?
-Nie ubierzesz na siebie nic czarnego - wystawiła mi język.
-Ej, to nie fair! - zaprotestowałam - Czarny to mój znak rozpoznawczy!
-Czas na zmiany - zaśmiała się.
-Okey. Ale pod jednym warunkiem - postanowiłam się odwdzięczyć.
-Boję się zapytać, ale.. pod jakim?
-Ubierzesz coś krótkiego, seksownego i opinającego.
Widziałam jak na jej twarzy maluje się przerażenie i niedowierzanie. Dopięłam swego i oto chodziło. Kłóciłyśmy się o to przez jakieś 10 minut, ale w końcu i tak stanęło na moim. Popatrzyłam na nią z wyższością i wyszłam z jej pokoju. Czas zacząć przygotowania.
Dokładnie o 19:00 wyszłam ze swojego pokoju i stanęłam na korytarzu. Miałam ciemny makijaż, rozpuszczone i zmierzwione włosy, a do tego TAKI zestaw. Umowa to umowa. Dziwnie czułam się w kolorze, ale zakład to zakład. Butów w niego nie wliczałam i liczyłam na to, że Lily przymknie na nie oko. Po 5 minutach i ona opuściła swój pokój. Popatrzyłam na nią z zaskoczeniem, ale i uznaniem. Wyglądała niesamowicie. Oczy podkreśliła eyelinerem, wytuszowała rzęsy, lekko zaróżowiła policzki a na usta nałożyła jasny błyszczyk. Ubrana była TAK. Opinająca ciało spódniczka nie sięgała jej nawet do połowy ud. Widziałam skrępowanie na jej twarzy, ale od razu się do niej uśmiechnęłam. Poradziła sobie doskonale.
-Wyglądasz idealnie - powiedziałam - tylko.. obawiam się jednego.
-Czego? - spytała przestraszona.
-Tego, że wszyscy faceci będą zwracać uwagę na ciebie, a nie na mnie. To zawsze ja byłam tą wyzywającą i seksowną kocicą. No, ale cóż.. ten jeden wieczór może być twój.
-Jesteś okropna! - powiedziała i zaśmiała się nerwowo.
-Uspokój się. Będziemy się świetnie bawić. Zaufaj mi.
-Nie mam innego wyjścia.
Wywróciłam oczami i obie zeszłyśmy na dół. Na korytarzu natknęłyśmy się na moich rodziców, którzy spojrzeli na nas jak na kosmitów. Nie powiedzieli jednak ani słowa. Tym lepiej dla nich. Wzięłam Lily za rękę i wyprowadziłam ją z domu. Taksówka czekała przy bramie. Wsiadłyśmy do środka i pojechałyśmy do "Tomorrow". Dziwnie się czułam jadąc na imprezę z nią, a nie, jak zwykle, z Jessie, Maxem i Erickiem, ale jakoś to znosiłam. Tamten trójki w najbliższym czasie nie chciałam widzieć na oczy.
W końcu dotarłyśmy na miejsce. Przed wejściem jak zwykle czekała długa kolejka, a ja oczywiście ich zignorowałam. Ciągnąc za sobą Lily, pokazałam ochroniarzowi przepustkę i bez niczego weszłam do środka. Absolutnie nic się tam nie zmieniło. Wszystkie twarze od razu zwróciły się w naszym kierunku. Przybrałam swój dawny wyraz twarzy i od razu usiadłam przy barze, prosząc o ulubionego drinka. Lily była skrępowana i odwracała wzrok, nerwowo zakładając kosmyk blond włosów za ucho.
-Uspokój się - powiedziałam do niej - po prostu bądź wyluzowana. To impreza a nie szkoła!
-Ja.. chyba nie umiem.. - bąkneła.
-Umiesz, umiesz - wywróciłam oczami - po prostu bądź sobą.
Wypiłam swojego drinka i zaciągnęłam ją na parkiet. Wciąż była spięta i nie mogła się rozluźnić, ale po kilku piosenkach w końcu zaczęła się ruszać. Uśmiechnęłam się z triumfem i oddałam się muzyce. Do tańca prosili mnie różni faceci. Tym razem nie odmawiałam absolutnie nikomu. Nawet z jednym zatańczyłam taniec podobny do "erotycznego", na który wcześniej pozwalałam sobie tylko z Maxem. Lily też dawała radę i z kilkoma ucięła sobie dłuższą pogawędkę. Wszystko było w porządku i myślałam, że ten wieczór naprawdę nam się uda, ale w tym momencie zauważyłam znajome trzy osoby. Byli przy wejściu. Jessie, Eric i oczywiście Max. Nie chciałam mieć problemów. Nie chciałam, żeby mnie zauważyli. Szybko oderwałam się od chłopaka, z którym właśnie tańczyłam i niezauważalnie podeszłam do baru, przy którym Lily piła colę. Usiadłam tyłem do wejścia i posłałam jej znaczące spojrzenie.
-Musimy wracać - powiedziałam bezgłośnie.
-Dlaczego? Coś nie tak? - jęknęła. Widocznie nie chciała przerywać zabawy.
-Powiedzmy, że moi przyjaciele właśnie tutaj przyszli. A ja nie mam najmniejszej ochoty się z nimi spotkać. Musimy iść. Obiecuję ci, że jeszcze tu wrócimy, ale nie dzisiaj. Nie chcę nam psuć wieczoru, rozumiesz?
-Okey, rozumiem - powiedziała w końcu i odstawiła szklankę - możemy iść.
Odwróciłam się lekko i zauważyłam, jak cała trójka idzie w kierunku naszego stałego stolika. Wzięłam blondynkę za rękę i udało nam się opuścić klub. Był tylko jeden problem: jak wrócić do domu? I nagle rozwiązanie samo przyszło mi do głowy.
-Umiesz prowadzić? - spytałam ją.
-Tak.. a co?
-A wypiłaś coś dzisiaj?
-Nie.. tylko colę i soki. Co ty kombinujesz Lizzie?
-Zaufaj mi.
Wzięłam ją pod rękę i zaprowadziłam na tyły klubu. Był tam jeden, duży garaż, który wynajęłam już dawno temu. W sumie sama nie pamiętałam, po co. Stał w nim mój stary samochód, którego nie umiałam się pozbyć. Za bardzo się z nim związałam, żeby po prostu go sprzedać, czy oddać. Weszłyśmy do środka i naszym oczom ukazał się czarny volkswagen garbus, czyli prezent od rodziców na moje 17 urodziny. Co prawda nie miałam jeszcze prawa jazdy, ale go sobie zażyczyłam. Po co? Nie wiem. Dla kaprysu i po to, żeby bez potrzebnie wydali pieniądze. Klucze wisiały na małym haczyku, w schowku za obrazkiem. Podałam je Lily i już po kilku minutach jechałyśmy do domu. Pogłośniłyśmy radio i zaczęłyśmy śpiewać jakieś przeboje. Nagle zaczęłyśmy zwalniać.
-Dlaczego jedziesz wolniej? - spytałam - Boisz się, czy co?
-Nie.. to nie ja - odpowiedziała zdezorientowana - on sam zwalnia!
W tym momencie spojrzałam na tablicę rozdzielczą i już wiedziałam, w czym tkwił problem. Nie miałyśmy paliwa. Szlag! zaklęłam pod nosem.
-Zjedź na pobocze - powiedziałam do kuzynki, a ona tak zrobiła.
Stanęłyśmy w miejscu. Po prostu pięknie. Wysiadłyśmy z samochodu zdenerwowane. Do mojego domu było jeszcze co najmniej pół godziny jazdy, a byłam pewna, że w szpilkach nie damy rady dojść na nogach. Na szczęście w koło były jakieś domy. Nie było innego wyjścia - musiałyśmy poprosić o pomoc.
-Zostań tutaj, a ja pójdę do kogoś po pomoc - powiedziałam - tylko się stąd nie ruszaj, okey? Jeszcze tylko tego by brakowało, żeby ukradli nam samochód.
Lily tylko pokiwała głową i wsiadła do środka, a ja zeszłam z pobocza i skierowałam się do pierwszej, lepszej posiadłości. Dom był ogromny i elegancko urządzony. Dokładnie w moim stylu. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Gdy otworzyły się drzwi, pożałowałam swojej decyzji i przeklęłam siebie, że nie poszłam gdzie indziej. Przede mną stał zielonooki chłopak w lokach. Przyjaciel Zayna....
_____________________________
Heej! Tak, tak, znowu przerywam w takim momencie :D
I tak, jestem wredna! haha :D Musicie mi wybaczyć <3
Przepraszam, że między rozdziałami są takie długie przerwy, ale piszę dwa opowiadania + powoli zaczynam to o Justinie i nie zawsze mam czas. Do tego dochodzi nauka, szkoła itd. Za niedługo będzie luz, więc rozdziały będą częściej, ale póki co musicie jakoś wytrwać :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! :)
Następny przy min. 30 komentarzach. Dacie radę, wiem na ile was stać :)
A teraz mała prośba. Otóż spodobał mi się pomysł o tle na asku z karteczkami :D A więc moja prośba jest taka.. jeżeli możecie to zróbcie sobie zdjęcie z kartką, na której napiszecie: Alexiss ♥ , i wyślijcie mi ją na e-mail: malinowamambaxx@gmail.com :)
Czekam na wasze prace! Na ORTL też jeszcze o tym napiszę. Z wszystkiego zrobię kolaż i wstawię na swoje konto na asku :) [KLIK] . Liczę na was!
A tymczasem do napisaniaa! ♥
+możecie zadawać pytania bohaterom opowiadania! Link w kartach na górze :) (http://ask.fm/hopedieslastxx)