wtorek, 25 czerwca 2013

~Dwunasty~

    Moje nastawienie do Zayna się zmieniło. Naprawdę bardzo się zmieniło. Spędzałam z nim coraz więcej czasu i coraz bardziej przypominałam dawną siebie. Nie potrafiłam tylko jednej rzeczy: rzucić palenia. To było moim nałogiem. Zayn o tym nie wiedział i starałam się, żeby tak zostało. Muszę przyznać, że zbliżyliśmy się do siebie. Wszystkie gazety już trąbiły o tym, że jesteśmy razem. Moi rodzice w pełni go zaakceptowali, a moje stosunki z nimi bardzo się polepszyły. Nie kłóciliśmy się. Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będę w stanie normalnie z nimi rozmawiać. A jednak życie potrafi zaskakiwać. Jeżeli chodzi o Lily, to doskonale się dogadywałyśmy. Opowiedziałam jej o całym swoim życiu, a ona odwdzięczyła się tym samym. Nie mogłam pojąć tego, że na początku tak źle ją traktowałam. Była naprawdę wspaniałą osobą i Liam chyba zaczął to doceniać. Spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Życzyłam im wiele szczęścia. Nawet Harry inaczej na mnie reagował, bo coraz rzadziej skakaliśmy sobie do oczu. Nie zmieniało to faktu, że wciąż mnie irytował, ale było lepiej. Max póki co nie pokazywał mi się na oczy. Tym razem wysłał kogoś innego. Siedziałam przed domem i się opalałam, gdy ktoś zasłonił mi słońce. Zdjęłam okulary i zmrużyłam oczy. Zobaczyłam nad sobą Jessie. Zacisnęłam usta i spojrzałam na nią gniewnie.
-Czego chcesz? - warknęłam.
-Max pyta co z tobą - powiedziała, wzruszając ramionami.
-Max? Nie znam nikogo takiego - syknęłam.
-Nie wygłupiaj się - zirytowała się - co się z tobą w ogóle dzieje? Tak zupełnie nagle nas zostawiłaś i poszłaś do tego pedałka, co śpiewa jakiś tandetny pop.
-Uważaj na słowa - wściekłam się i wstałam -ten pedałek jest wart więcej niż cała wasza trójka razem wzięta! I wiesz co? Powiedz Maxowi, żeby nie uważał się za tego najlepszego, bo po moich zeznaniach trafi za kratki na długie lata.
-Dobrze wiesz, że nie pójdziesz na policję - zakpiła - jesteś na to zbyt słaba i doskonale wiesz, że nie będziesz miała tu życia. Twoja natura wciąż w tobie siedzi, Lizzie. Po prostu ją zagłuszasz.
-To właśnie jest moja natura. Zmieniłam się przez was, a teraz po prostu wracam do dawnej siebie. I szczerze to gówno ci do tego. I tobie, i tym dwóm skurwielom, którzy myśleli, że mogą ze mną zadrzeć. Powiem ci jeszcze coś. To ja mam sławnych na cały świat rodziców z wielkimi znajomościami, więc kumple Maxa mogą mi co najwyżej podskoczyć. Mogę pstryknąć palcem i dostaję całodobową ochronę. Ty naprawdę myślisz, że się przestraszę? Nie tym razem. Nie pozwolę się traktować jak dziwkę.
-Do tej pory ci to nie przeszkadzało - warknęła.
Doskonale wiedziałam, że jest wściekła. Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz. Spojrzałam jej prosto w oczy z cynicznym uśmieszkiem i skrzyżowałam ramiona na piersi.
-Powiedz mi jedną rzecz, Jess - zaczęłam głosem ociekającym jadem - kiedy przestaniesz być dziewczynką na posyłki? Skoro Max albo Eric czegoś ode mnie chcą, to dlaczego sami się nie pofatygują tylko wysyłają ciebie? Traktują cię jak gówno a ty im na to pozwalasz.
-Zamknij się - syknęła - nie jestem na niczyje posyłki! To moje życie i robię z nim co chcę. Ty umrzesz za niedługo, a ja zostanę. I co ci z tego, że teraz jesteś z tym całym Malikiem, co? I tak go zostawisz, bo nie masz innego wyboru. Ja mogę żyć jeszcze kilkadziesiąt lat, a ty? Pomyśl Lizzie, jaką ty właściwie masz wartość? Kim ty w ogóle jesteś, co? Powiedziałaś mu, że masz raka czy masz nadzieję, że się nie zorientuje?
Jej słowa poraziły mnie po całym ciele. Moje dłonie zacisnęły się w pięści, a w oczach pojawiły się łzy. Byłam wściekła i upokorzona. Miałam ochotę po prostu jej przywalić, żeby raz na zawsze się zamknęła, ale nie mogłam tak. Nie mogłam znów być tą Lizzie. Popatrzyłam na nią wściekle i warknęłam pod nosem.
-Wiesz co ci powiem, Jessie? Może i za niedługo umrę, ale ja doświadczyłam, czym jest miłość. Ta prawdziwa a nie udawana czy sztuczna. Mam pewność, że Zayn mnie kocha. Czuję się wartościowa. Ty nigdy tego nie przeżyłaś. Latasz za Erickiem jak mysz za serem, a on i tak ma cię daleko w dupie. Dla niego liczy się tylko seks, a ty głupia masz nadzieję, że mu zależy. Zastanów się, która z nas ma gorzej.
-Czekaj, niech pomyślę.. - odpowiedziała równie wściekła - wciąż ty. Nadal ty jesteś na przegranej pozycji. A wiesz dlaczego? Bo nic nie możesz zrobić. Jesteś słaba.
-Naprawdę chcesz się o tym przekonać? - syknęłam - Czy naprawdę cała wasza trójka chce się przekonać, jaka jestem słaba?
-I co nam niby zrobisz? To żałosne! Masz ostatnią szansę, Liz. Albo zrywasz z Zaynem i wracasz do nas, albo.. żyj nadal w ten gówniany sposób.
-Wolę moje życie w tej chwili - prychnęłam - jest o wiele lepsze.
-Jak chcesz. Ale możesz tego żałować.
-W twoich snach.
Ostatni raz posłałyśmy sobie wściekłe spojrzenia i Jessie po prostu odeszła. Nie mogłam pojąć tego, że do niedawna była moją najlepszą przyjaciółką, dla której byłam gotowa zrobić absolutnie wszystko. Ten świat przerażał mnie coraz bardziej. Straciłam ochotę na opalanie, więc po prostu wróciłam do domu. Akurat w tym momencie mama odkładała słuchawkę i przywołała mnie ruchem ręki. Podeszłam do niej niepewnie i starałam się uspokoić bo kłótni z Jess.
-Coś nie tak? - spytałam od niechcenia.
-Dzwonił lekarz - powiedziała poważnie - twoje ostatnie wyniki badań nie są dobre. Elizabeth, czy ty na pewno pilnujesz przyjmowanie leków w odpowiednich godzinach?
-No.. - zawahałam się - zapominałam kilka razy, ale..
-Na litość Boską! - przerwała mi - Czy ty masz dobrze w głowie? Przecież doskonale wiesz, że to najważniejsza rzecz! Jak możesz być taka bezmyślna?
-Przepraszam no.. po prostu ostatnio przestałam o tym myśleć, bo..
-Bo w głowie masz tylko tego chłopaka - skończyła za mnie i skrzyżowała ramiona na piersi - dziecko proszę cię, zastanów się, co robisz! Jak nie będziesz się leczyć, to.. to sama dobrze wiesz, co będzie. To nie są żarty, Lizzie. Białaczka to poważna choroba! Powiedziałaś mu?
-Nie.. - odpowiedziałam cicho i schyliłam głowę - nie potrafię..
-Dobrze wiesz, że to nie fair w stosunku do niego. Skoro już jesteście razem, to ma całkowite prawo wiedzieć o takich rzeczach. Lizzie, to nie jest jakaś gra czy zabawa. To jest życie. Nie możesz go oszukiwać..
-Wiem mamo! Ale.. boję się, rozumiesz? Boję się, że go stracę..
-Kochanie.. - powiedziała już spokojniej - jeżeli naprawdę cie kocha, to cię nie zostawi. Nie stracisz go.
Patrzyłam na nią w osłupieniu. Byłam całkowicie zdziwiona jej słowami. Chciałam się uszczypnąć, żeby się upewnić, że to na pewno nie jest sen.
-Coś nie tak? - spytała zbita z tropu.
-Ty.. powiedziałaś do mnie "kochanie".. - wydukałam - po raz pierwszy z twoich ust słyszę takie coś..
-Och.. no bo jesteś moim kochaniem. Przepraszam, że wcześniej nie byłam dobrą matką, ale.. zmieniłaś się i już w ogóle się ze mną nie liczyłaś. Nie wiedziałam, jak mam do ciebie dotrzeć. Uwierz, że wcale nie było mi łatwo. Ale ciesze się, że teraz nasze stosunki się poprawiły.
-Ja też się cieszę - uśmiechnęłam się lekko.
I wtedy stała się kolejna niespodziewana rzecz. Mama przybliżyła się i mnie przytuliła. Nie protestowałam. Wtuliłam się w nią i zamknęłam oczy. Nie sądziłam, że dożyję takiej chwili, ale muszę przyznać, że była wyjątkowa. W końcu się od niej odkleiłam. Przekazała mi informację, że następnego dnia mam zjawić się w szpitalu na kolejne badania. Pokiwałam tylko głową i poszłam do kuchni, żeby zażyć leki. Później po prostu zamknęłam się w pokoju i padłam na łóżko. Zaczęłam myśleć o słowach mamy i Jess. Obie miały rację. Zayn musiał się dowiedzieć o mojej chorobie. Nie mogłam wiecznie go oszukiwać i zwodzić. Nie mógł myśleć, że wszystko jest jak najbardziej w porządku, bo wcale nie było. Moje życie było jednak bardziej skomplikowane niż myślałam. On musiał się dowiedzieć. Nie mogłam być taka lekkomyślna i samolubna. Doskonale wiedziałam, że nie będzie to łatwa rozmowa i zdawałam sobie sprawę z tego, że mogę go stracić, ale nie mogłam tak dłużej. Wolałam, żeby dowiedział się ode mnie, a nie od kogoś innego. Musiałam w końcu to załatwić.

Następnego dnia razem z Lily pojechałam do szpitala. Uparła się, że chce jechać ze mną, a ja nie protestowałam. Wolałam mieć przy sobie drugą osobę, tak na wszelki wypadek. Zaparkowałyśmy na parkingu i weszłyśmy do środka. Recepcjonistka bez żadnych pytań skierowała mnie do odpowiedniego gabinetu, a Lily usiadła na poczekalni i włożyła słuchawki w uszy. Badania nie trwały długo. Musiałam się przyznać, że zaniedbywałam branie leków, za co dostałam mini ochrzan, ale ogólnie było w porządku. Po godzinie byłam już wolna. Razem z Lily pojechałyśmy do galerii handlowej, żeby połazić po sklepach i kupić jakieś nowe rzeczy. Przez cały czas myślałam o Zaynie. Był wspaniałym człowiekiem i potrafił poprawić mi humor jak nikt inny. Zawsze gdy budziłam się rano, na telefonie miałam sms'a o treści: "Dzień dobry! Miłego dnia. Kocham cię. Z xx" . Już wtedy uśmiech pojawiał mi się na twarzy. Czekałam z niecierpliwością na każde nasze spotkanie. Nie sądziłam, że aż tak mogę się zmienić. Jednak tego dnia wcale tak nie czekałam. Miałam przekazać mu najważniejszą informację dotyczącą mojego życia. A to wcale nie było łatwe. Lily obiecała, że będzie trzymać kciuki i byłam jej za to wdzięczna, ale bałam się. Cholernie bałam się jego reakcji. Wróciłyśmy do domu i odstawiłyśmy zakupy. Wiedziałam, że Zayna zastanę na pewno. O tej godzinie mieli akurat przerwę. Szybkim krokiem dotarłam pod ich dom. Zaczęłam cała się trząść. Nie wiedziałam, jak mu to powiedzieć. Uniosłam rękę i nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzył mi Harry. Wywróciłam tylko oczami a on posłał mi cyniczny uśmieszek.
-Witam w naszych skromnych progach - powiedział z głupawym uśmieszkiem - była pani umówiona?
-Daj spokój Harry - powiedziałam lekko zdenerwowana - nie mam humoru na głupie odzywki. Jest Zayn?
-Jest u siebie - powiedział spokojniej - zawołać go?
-Tak, jakbyś mógł.
Harry zostawił otwarte drzwi i słyszałam, jak woła mojego chłopaka. Po chwili usłyszałam, jak ktoś zbiega po schodach i moim oczom ukazał się Zayn. Jak zwykle wyglądał idealnie. Uśmiechnął się na mój widok i pocałował w policzek.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś, że się do nas wybierasz? - spytał - Mógłbym po ciebie wyjść.
-Możemy porozmawiać? - zapytałam, ignorując jego wypowiedź.
Popatrzył na mnie nieco zaskoczony, bo widział, w jakim jestem stanie. Zamknął drzwi do domu i wziął mnie za rękę. Poszliśmy oczywiście do parku. Dziwnym trafem to właśnie tam zawsze odbywały się poważne rozmowy. Przez całą drogę zbierałam się w sobie, żeby mu powiedzieć, ale nie potrafiłam. W końcu się zatrzymałam. Nie mogłam tak dłużej. Nie mogłam dłużej tego ukrywać. Puściłam jego rękę i splotłam swoje palce. Zayn spojrzał na mnie zdziwiony i zatroskany.
-Co się dzieje? - spytał i przyjrzał mi się dokładnie.
-Muszę ci coś powiedzieć.. - zaczęłam cicho.
-Więc słucham.
-Ja.. jestem.. chora - wydukałam i poczułam łzy w oczach.
-Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Mogliśmy zostać w domu! Nie ciągnąłbym cię do parku i..
-Nie! - przerwałam mu - Ty nic nie rozumiesz, Zayn..
-Czego nie rozumiem? - był zbity z tropu.
-Ja.. no bo..
-Lizzie, do czego zmierzasz?
-To nie jest jakieś cholerne przeziębienie czy angina. Ta choroba jest.. nieuleczalna..
-O czym ty mówisz do cholery? - w jego oczach pojawił się strach.
-Mam raka - powiedziałam w końcu - dokładnie to raka krwi, Zayn. Ja umieram..
W tym momencie patrzył na mnie z przerażeniem. Otworzył usta ze zdziwienia i nie był w stanie nic powiedzieć. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wiedziałam, że tak to się skończy.
-To nie są żadne żarty - kontynuowałam z trudem - Zostało mi maksymalnie dwa lata życia, jak nie krócej. Mam złe wyniki badań. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam.
-Ale.. jak.. przecież.. - zaczął się jąkać.
-Daj spokój. Zrozumiem, jak mnie zostawisz. Jestem tylko problemem i dobrze o tym wiem. Przepraszam cię.. nie musimy się już widywać. Wiem, że to dla ciebie za dużo. Po prostu dajmy spokój..
-O czym ty..
-Nie! - przerwałam mu - Daj spokój, Zayn. Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Po prostu zapomnij.
Po tych słowach rozkleiłam się na dobre. Nie mogłam na niego patrzeć. Nie mogłam być blisko niego. Odwróciłam się i ile sił w nogach, pobiegłam do domu. Słyszałam, jak wołał moje imię, ale się nie zatrzymałam. Chciałam uciec od samej siebie. Straciłam go. Wiedziałam to doskonale. Wpadłam do swojego pokoju i przekręciłam klucz. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Usiadłam na środku po turecku i po prostu płakałam. Życie było bez sensu. Nie zostało mi już nic. Została tylko i wyłącznie śmierć..
Zayn

Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie.
Mam raka... Mam raka... Mam raka... Mam raka...
Myślałem, że zaraz nie wytrzymam. To były najgorsze słowa, jakie w życiu usłyszałem. Nie umiałem nawet wypowiedzieć jednego, prostego zdania. W mojej głowie panował chaos. W tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że w każdej chwili mogę ją stracić. Już wiedziałem o co chodziło jej rodzicom. Myślałbym o wszystkim, ale na pewno nie o tym! Rak krwi? Jak to było możliwe? Jak mogłem nie zauważyć, że coś jest nie tak? Jak mogłem być tak bezmyślny? Jedno było pewne: nie mogłem jej zostawić. Kiedy uciekła, chciałem pobiec za nią, ale nie mogłem. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Usiadłem na pobliskiej ławce i schowałem twarz w dłoniach. Szybko nałożyłem na oczy okulary przeciwsłoneczne, bo łzy powoli gromadziły mi się w oczach. Nie umiałem ich powstrzymać. Ból zalał całe moje ciało. Kochałem ją jak nikogo innego. Nie mogłem tak po prostu jej stracić. Nie tym razem. Nie mogłem tak siedzieć. Wstałem z ławki i poszedłem do domu. A raczej wpadłem do niego jak burza. Na moje nieszczęście wszyscy siedzieli w salonie. Zdjąłem okulary, żeb przetrzeć łzy, ale ręce mi się trzęsły i nie byłem w stanie. Chłopaki w mig się pokapowali, że coś jest nie tak. Wstali i podeszli do mnie. Wtedy już po prostu płakałem jak małe dziecko. Powtarzali moje imię, dopytywali się co się stało, a ja nie byłem w stanie nic powiedzieć.
-Lizzie.. - wydukałem w końcu - stracę ją..
-O czym ty mówisz? - spytał Niall.
-Zayn, co z tobą? - włączył się Liam - Co za głupoty opowiadasz?
-Wy nie rozumiecie! - krzyknąłem.
-Czego znowu? - spytał Harry - Człowieku weź się ogarnij!
-Ona.. jest chora.. ma.. ona ma białaczkę..
W jednej chwili wszyscy zamilkli. Patrzyli na mnie w osłupieniu, nie wierząc w słowa, które właśnie wypowiedziałem. Nic nie powiedzieli. Najpierw zareagował Liam. Podszedł do mnie i mocno przytulił. Zwariowałem. Wtuliłem się w niego mocno i płakałem jak dziecko. Zawsze wmawiałem sobie, że muszę być silny, ale w tej chwili o nic nie dbałem. 
Mam raka... 
Jej głos znów odezwał się w mojej głowie. Nie wytrzymywałem ze świadomością, że mogę ją stracić. To nie mogła być prawda! To musiał być jakiś koszmar, który za niedługo się skończy. Ale nie, to była rzeczywistość. Lizzie miała raka i umierała z każdym dniem, a ja zupełnie nic nie mogłem na to poradzić. Czułem się beznadziejnie i nie potrafiłem się opanować. Nie mogła mnie zostawić. Nie mogła.. prawda? 

___________________________________
  Okey, no to mamy 12. Wybaczcie, że tak późno, ale cały dzień nie było mnie w domu i nie miałam jak dodać, a dochodzą sprawy rodzinne i w ogóle.. yhh..
Taki trochę smutny, ale jest ;p
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
30 komentarzy - rozdział 13 :)
Wiem, że was na to stać Perełki :* 
Do napisania za niedługoo!

A się jeszcze pochwalę. Z egzaminów gimnazjalnych mam ogółem.. 69%! 
Harry czuwa :D

poniedziałek, 17 czerwca 2013

~Jedenasty~

Zayn

 Nie wiem, co mnie natchnęło, żeby akurat tego wieczora wybrać się na spacer. Chciałem przemyśleć wiele rzeczy i jakoś sobie to wszystko poukładać. Było jasne, że się zakochałem. Szkoda tylko, że w nieodpowiedniej dziewczynie. Liz miała rację. Obracała się w zupełnie innym towarzystwie. Może rzeczywiście do siebie nie pasowaliśmy? Może rzeczywiście powinienem dać jej spokój? Problem tylko tylko jeden: nie potrafiłem. Za bardzo mnie do niej ciągnęło, żeby zrezygnować. Byłem już kawałek za parkiem, gdy usłyszałem czyjś jęk. Na początku myślałem, że się przesłyszałem, ale po chwili słyszałem również szloch. Ten głos był znajomy. Sprawił, że zmroziło mnie do szpiku kości. Zacząłem wołać jej imię, ale nie otrzymywałem odpowiedzi. Zapuszczałem się coraz dalej i w końcu znalazłem się na polanie za parkiem. To, co tam zobaczyłem, zadziałało na mnie jak porażenie piorunem i to tysiąc razy. Lizzie leżała na ziemi. Od pasa w dół była naga, jej koszulka była całkiem poszarpana, a spodnie leżały obok, brudne od błota. Płakała. Już chyba na nic nie miała siły. Oprócz nas nie było tam nikogo. Była cała podrapana i posiniaczona. Od razu do niej podbiegłem i ułożyłem sobie na kolanach. Gorączkowo powtarzałem jej imię, jednak ona nie chciała nawet na mnie spojrzeć. Była przerażona.
-Zabierz.. mnie.. do domu.. - wyszeptała w końcu.
Ucałowałem ją w czoło i szybko wsunąłem jej na nogi spodnie. Wiedziałem, że było to krępujące, ale nie było innego wyjścia. Ktoś ją zgwałcił. Ktoś wepchnął w nią swojego chuja bez jej zgody. Cały gotowałem się ze wściekłości i pytałem sam siebie: dlaczego, do cholery, nie było mnie tu wcześniej? Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego samochodu, który na całe szczęście był niedaleko. W tamtej chwili myślałem tylko o tym, żeby ją ochronić. Jak najlżej położyłem ją na tylnych siedzeniach, a sam usiadłem za kierownicą i wyjechałem na drogę. Doskonale wiedziałem, kto jej to zrobił. Człowiek, którego z całego serca nienawidziłem i któremu życzyłem wolnej i bolesnej śmierci. Jej były chłopak. Zaciskałem dłonie na kierownicy, żeby skupić się na drodze. Kiedy w końcu zajechałem na jej podjazd, nacisnąłem dzwonek do drzwi i wróciłem po nią do samochodu. Z powrotem wziąłem ją na ręce, a w drzwiach pojawili się jej rodzice. Spojrzeli na mnie z wielkim przerażeniem w oczach.
-Na litość boską! - krzyknęła jej mama i zakryła usta dłońmi.
-Co się stało? - zagrzmiał jej ojciec.
-Ja.. nie wiem.. - zacząłem się jąkać - znalazłem ją w parku.. wyszeptała tylko, żeby zawieźć ją do domu. Ona chyba.. ktoś ją..
-Ktoś ją co? - wysyczał.
-Ktoś ją.. zgwałcił..
Moje słowa ostro na niego zadziałały. Bez słowa pozwolił mi wnieść ją do środka i zanieść do jej pokoju. Sam byłem przerażony i cholernie się o nią bałem. Jej tata od razu zadzwonił po lekarza, który zjawił się po kilku minutach. Zostaliśmy wyproszeni z pokoju, żeby na spokojnie mógł się nią zająć. Zostałem zaprowadzony do salonu i siłą posadzony na kanapie. Jej rodzice byli bardzo zdenerwowani, a zarazem zmartwieni. 
-Co tam się stało? - spytał jej tata. 
-Nie wiem dokładnie. Wyszedłem na spacer i usłyszałem czyjś szloch i jęki.. pobiegłem w tamtym kierunku i ją zobaczyłem.. leżała cała we krwi i błocie, w dodatku bez spodni.. poprosiła tylko o to, żeby zawieźć ją do domu, więc to zrobiłem.. 
-A skąd ty ją znasz? I kim ty w ogóle jesteś? - włączyła się jej mama.
-Jestem jej.. przyjacielem. Poznaliśmy się na jednej imprezie. 
-Jesteś taki, jak reszta jej super znajomych? - warknął jej tata.
-Nie.. ja obracam się w nieco innym towarzystwie. Śpiewam w zespole, jesteśmy dość znani..
-Jak bardzo?
-Na całym świecie. Ale sława nie uderzyła mi do głowy. Po prostu bardzo się o nią martwię.. zależy mi na niej..
-Nam też na niej zależy - westchnęła jej mama - w jej stanie to nie powinno się było stać! Mogła umrzeć!
-Linsday, spokojnie - pan Mitchell usiadł obok żony i objął jej ramieniem - wszystko będzie w porządku.
-Ona postradała zmysły! Przecież doskonale wie, że musi na siebie uważać! Wie, że może umrzeć!
-Nic jej nie będzie! Uspokój się.
Słuchałem ich w kompletnym zdziwieniu. W jej stanie? Może umrzeć? O co tu do cholery chodziło? Jej mama chyba potrafiła czytać w myślach, bo przyjrzała mi się uważnie.
-Nie wiesz o co chodzi, prawda? - spytała niepewnie.
-Nie bardzo..
-Eh.. w porządku. Sama ci o tym powie. Nie będziemy się wtrącać. Nie tym razem.
W tym momencie zobaczyliśmy lekarza, schodzącego po schodach. Miał dość zszokowaną minę, a we mnie na nowo obudził się strach. Jej rodzice natychmiast podnieśli się ze swoich miejsc i spojrzeli na niego z wyczekiwaniem.
-Dziewczyna jest w szoku - zaczął - nie można nawiązać z nią jako takiego kontaktu. Na szczęście nic poważnego się nie stało. No.. prawie nic. Oprócz tego, że była ofiarą gwałtu. To mogło się skończyć nawet śmiercią, ale miała naprawdę wiele szczęścia. Teraz leży i odpoczywa. W tym momencie potrzebuje wsparcia i bliskości. To jedyne rozwiązanie. Przyjadę jeszcze jutro i w razie konieczności wezmę ją do szpitala. A tymczasem, dobranoc.
-Dziękujemy doktorze - powiedziała jej matka i natychmiast poszła na górę. 
Podążyłem tuż za nimi, ale nie wszedłem do jej pokoju. Zostałem na korytarzu. Kilkanaście minut później opuścili pomieszczenie nieco uspokojeni. 
-Pytała o ciebie.. - powiedziała jej mama - więc jak chcesz, to możesz do niej na chwilę iść.
-Dziękuję..
Jej rodzice zeszli na dół, a ja niepewnie nacisnąłem klamkę i znalazłem się w jej pokoju. Siedziała skulona na łóżku i ocierała łzy. Bez słowa usiadłem obok niej, nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć. W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie jej szlochem. Chciałem po prostu ją do siebie przytulić i zapewnić, że już wszystko będzie w porządku. Ale bałem się, że mnie odtrąci. 
-Jak się czujesz? - spytałem bez zastanowienia, za co chciałem zabić sam siebie.
-A jak myślisz? - burknęła - Czy wyglądam na osobę, u której jest okey? Bo chyba nie..
-Lizzie.. wiem, że może nie chcesz o tym rozmawiać, ale.. co tam się do cholery stało?
-Max się do mnie dobrał - wysyczała i wściekle otarła łzy - ten człowiek nie ma żadnych skrupułów! Nigdy się nie wyrwę z tego gówna.. a to wszystko moja wina..
-To nie jest twoja wina! Jak możesz tak myśleć?
-To jest moja wina, Zayn. To ja się w to wplątałam! Myślałam, że życie można przeżyć na wiecznych imprezach i piciu. Ale się przeliczyłam, okey? Kiedyś taka nie byłam.. życie nauczyło mnie dystansu. Chciałam po prostu przeżyć coś innego, niż wieczne siedzenie w książkach czy poprawianie stopni. Robiłam to dla rodziców, a oni mieli to daleko w tych swoich bogatych dupach! Miałam dość, rozumiesz? Dlatego się zmieniłam. Dlatego przestałam czymkolwiek się przejmować. I tak za niedługo umrę.. 
-O czym ty znowu mówisz? - byłem coraz bardziej zdezorientowany - O co tutaj chodzi?
-Ja.. nic.. - zawahała się - nic, nieważne. Zapomnij.
-Liz..
-Nie - przerwała mi - po prostu zapomnij. I.. dziękuję..
-Nie ma za co.
-Jest za co. Gdyby nie ty, to pewnie dalej bym tam leżała, bez szansy na jakikolwiek ratunek..
-Wszystko będzie dobrze, nie martw się. To wszystko w końcu się ułoży, zaufaj mi.
-Ułoży? - zaśmiała się płytko - I ty w to wierzysz? Max nigdy nie da mi spokoju! Traktuje mnie jak swoją własność, jak jakiś przedmiot, do którego nikt oprócz niego nie ma prawa! Przez własną głupotę mam teraz gówno, a nie życie!
-Przestań tak mówić! On za to odpowie, obiecuję ci. Sprawa trafi na policję i skurwiel trafi za kratki na długie lata.
-I myślisz, że to coś da? Ty wiesz ilu on ma kumpli? W mig pokapują się, o co chodzi i będą się na mnie mścić! Mogą mnie nawet zabić, nie rozumiesz tego?! Jestem skończona.. po prostu muszę wrócić do dawnego życia.. muszę wrócić do niego..
-Nie ma mowy - powiedziałem stanowczo - ten sukinsyn nigdy więcej nie położy na tobie swoich brudnych łap. Już ja tego dopilnuję. Przysięgam ci to.
-Zayn, czy ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Nie masz z nim szans! Pamiętasz co było w parku? O mały włos cię nie zabił! Naprawdę chcesz ryzykować dla mnie życie? Co z tobą jest nie tak?!
-W parku nie byłem na to przygotowany, a to co innego. I tak, chcę ryzykować dla ciebie życie, bo nie zasłużyłaś sobie na coś takiego! Żadna kobieta nie zasłużyła na to, żeby facet się z nią pieprzył bez jej cholernej zgody, rozumiesz?! Takiego kogoś nie można nawet nazwać facetem! Więcej nie położy na tobie łap. Nie zdoła.
-I jak chcesz to niby zrobić? - prychnęła - Przecież to niemal niemożliwe! 
-Dostaniesz ochronę - powiedziałem poważnie i stanowczo.
-Ochronę? - zakpiła - Zayn, w jakim ty świecie żyjesz? Przecież nie jestem jakąś gwiazdką, żeby wszędzie chodzić z ochroną! To bez sensu!
-W takim razie będziesz chodzić ze mną, a obok mnie jest zawsze pełno ochrony. Lizzie, zaufaj mi. Już nic złego cię nie spotka.
-Chciałabym w to wierzyć.. ale nie potrafię.
-Zrobię wszystko, byś była szczęśliwa.
-Dlaczego? Dlaczego ty to wszystko robisz, co? Czemu po prostu nie zostawisz mnie w spokoju z moim bezsensownym, gównianym życiem? Po co to wszystko robisz?
-Bo mi na tobie zależy. Cholernie mi zależy. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. I nie pytaj dlaczego. Po prostu tak jest i tyle.
Nie powiedziała ani słowa. Po prostu się do mnie przytuliła. To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Objąłem ją i zacząłem głaskać po głowie. Zdecydowanie ją kochałem. Ale póki co nie mogłem jej tego powiedzieć. Ostatnie wydarzenia były zbyt świeże na takie wyznania. Siedziałem u niej do późnej nocy. Chłopaki dzwonili po kilkanaście razy, ale wszystkie połączenia po prostu odrzuciłem. Lizzie zasnęła w moich ramionach. Delikatnie ułożyłem ją na poduszkach i okryłem kołdrą. Na koniec ucałowałem ją w czoło i wyszedłem z jej pokoju. Pożegnałem się z jej rodzicami i odjechałem do domu. Czułem, że ta sytuacja wiele zmieni w moim życiu. Miałem tylko nadzieję, że na lepsze..  

Lizzie

Moje życie się zmieniło. O całej sytuacji wiedzieli tylko rodzice, Zayn i Lily. Tylko im ufałam. Ostatnio wszystko było jakieś inne. Niezbyt często wychodziłam z domu, bo bałam się, że spotkam kogoś ze swojej starej paczki. Poprosiłam rodziców, żeby nie wpuszczali nikogo z nich. Nie zadawali żadnych pytań. Ich stosunek do mnie się zmienił. Odwołali wszystkie swoje najbliższe pokazy i wyjazdy tylko po to, żeby siedzieć ze mną w domu. Moja psychika już nieco się unormowała, ale wciąż czułam się "brudna". Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie w życiu coś takiego. Zayn z przyjaciółmi często mnie odwiedzali, za co byłam im wdzięczna. Bardzo się do nich wszystkich zbliżyłam. Mój charakter wciąż nie był idealny, ale starałam się jak mogłam, żeby wrócić do poprzedniego życia. Starałam się wymazać z pamięci wszystkie złe momenty, ale póki co było ich zbyt sporo. Do Zayna czułam coś bardzo dziwnego. Lubiłam, gdy był blisko mnie, cieszyłam się, gdy mnie odwiedzał i zawsze czekałam na jego wizytę. Coraz bardziej się do niego przywiązywałam, choć na początku naszej znajomości nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Teraz nie wyobrażałam sobie dnia, w którym miałoby go nie być. Wczorajszego dnia oznajmił, że gdzieś mnie zabierze, ale za nic nie chciał powiedzieć, dokąd. Prosiłam, błagałam, groziłam, ale to i tak było na nic. Nie uśmiechało mi się wychodzić z domu, ale byłam ciekawa tego, co przygotował. Ubrałam się w TEN zestaw i zeszłam na dół. Zaskakiwałam sama siebie tym, że miałam w szafie jakieś ciuchy, które nie były czarne. A ostatnio ubierałam się na kolorowo, co w ogóle nie było do mnie podobne. Usłyszałam na podjeździe warkot silnika, więc wyszłam na zewnątrz. Zayn właśnie wysiadał z samochodu i machał do mnie. Uśmiechnęłam się lekko i podbiegłam do niego.
-Ślicznie wyglądasz - powiedział i otworzył drzwi od strony pasażera. 
Wywróciłam oczami i wsiadłam do środka. Wciąż nie chciał powiedzieć, dokąd mnie zabiera. Przez cała drogę omijał ten temat i gadał o niedawnych koncertach i wywiadach. W pewnym momencie zatrzymał samochód, a ja kompletnie straciłam orientację, gdzie jesteśmy. Wysiadłam i spojrzałam na niego niepewnie. On tylko się zaśmiał i niepewnie wziął mnie za rękę, na co od razu mu pozwoliłam. Dopiero po chwili zorientowałam się, że zmierzamy w kierunku plaży. Ale nie jakiejś znanej, na której byłam. To miejsce było tajemnicze i nieodwiedzane przez innych. Woda zdawała się być fioletowo różowa, słońce powoli chowało się za horyzontem, a dookoła panowała niesamowita cisza, przerywana lekkim podmuchem wiatru i szumem fal. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się. Szybko zdjęłam buty i zanurzyłam stopy w gorącym piasku. Zayn zrobił to samo. Po przejściu kilku kroków, zauważyłam leżący na piasku koc z wielkim koszem i ustawionymi świecami. Cwaniak musiał to wszystko wcześniej przygotować. Chciałam usiąść na kocu, ale mi nie pozwolił. Uśmiechnął się tajemniczo i sam się schylił. Nagle usłyszałam muzykę ([KLIK]), dobiegającą z małego, przenośnego radia. Zayn przyciągnął mnie do siebie, a ja bez niczego się w niego wtuliłam. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy. Zaczęliśmy kołysać się w rytm przepięknej piosenki. Było mi wtedy naprawdę dobrze. Czułam, że nie potrzebuję niczego więcej. W pewnym momencie Zayn się zatrzymał. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego głębokie, ciemnie oczy. Chłopak zaczął się nade mną pochylać. Nie uciekłam. Przygryzłam dolną wargę i złączyłam nasze usta. Pocałunek był słodki i czuły. Po praz pierwszy czułam coś takiego. Stado motyli w brzuchu? Tak, chyba tak to nazywali. Przy nim czułam się bezpieczna. Nie było żadnych intryg, strachu czy bólu. Było tylko... szczęście? Czy to naprawdę mogło być to? Miałam nadzieję, że tak.
W końcu usiedliśmy na kocu, a ja przycisnęłam "replay". Zakochałam się w tej piosence. Usiadłam przed Zaynem, a on objął mnie ramionami. Wspólnie patrzyliśmy na zachodzące za widnokręgiem słońce. 

__________________________
Tak więc jest rozdział 11 ;) 
Zmiany, ZMIANY! Lizzie się zmienia, wszystko się zmienia :) 
Czyli tak, jak było w planie. Moje nowe pomysły na to opowiadanie właśnie się zaczęły. Mam nadzieję, że choć odrobinę rozdział wam się podobał.
Wiem, że nie najdłuższy, ale za to w następnym obiecuję się rozpisać, hah :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
Do napisania za niedługo!! 
A tutaj macie zwiastun do opowiadania z JB <3

 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

~Dziesiąty~

Myślałam, że zaraz zwariuję. Wokół było tyle domów, a ja musiałam zapukać akurat do TEGO. Zielonooki uniósł jedną brew do góry i spojrzał na mnie cynicznie. Przybrałam surowy wyraz twarzy, bo czułam, że zaczyna wzrastać we mnie wściekłość. Chciałam prychnąć i po prostu odejść, ale on się odezwał.
-No proszę, proszę, kogo tu przywiało. Myślałem, że więcej się nie zobaczymy, a tu taka niemiła niespodzianka.
-Że też musiałam trafić akurat na ciebie - syknęłam - przynajmniej będę wiedzieć, który dom omijać z daleka.
W tym momencie zza jego pleców wyszła cała reszta, w tym Zayn. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale się uśmiechnął. Zauważył, że chętnie skoczyłabym do oczu jego przyjacielowi, dlatego szybko go odepchnął i stanął przede mną.
-Hmm.. hej, Liz. Coś się stało? - spytał zdezorientowany.
-Już nic - odpowiedziałam nieco spokojniej - chyba pomyliłam adresy.
-Nie, świetnie cię widzieć! I przecież widzę, że coś jest nie tak. A właśnie. To jest Liam, Louis, Niall i .. Harry. Chłopaki to jest Lizzie.
Wskazał po kolei na swoich przyjaciół, którzy przywitali się ze mną przyjaźnie. Wszyscy oprócz, jak się dowiedziałam, Harrego, który tylko wzruszył ramionami. Chciałam coś powiedzieć, ale w tym momencie usłyszałam za sobą głos kuzynki, która niepewnie wymówiła moje imię. Wszyscy odwróciliśmy się do niej na raz, a ona spojrzała na nas zszokowana. Wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć.
-Lily, przecież miałaś pilnować samochodu! - krzyknęłam wkurzona.
-Wiem, ale.. długo nie wracałaś.. i myślałam, że coś się stało.. i..
-Macie problemy z samochodem? - spytał Zayn, od razu domyślając się o co chodzi.
-Zabrakło nam paliwa.. - powiedziała Lily, za co miałam ochotę ją udusić - i nie mamy jak wrócić do domu..
-Dlaczego nie mówiłaś od razu? - odezwał się do mnie Liam - chłopaki, chyba musimy im pomóc. Gdzie macie samochód?
-Nie musicie. Poprosimy kogoś innego - prychnęłam - możecie wracać do domu, gwiazdeczki.
-Daj spokój, Liz. Tym razem twoja duma nie wygra - powiedział Zayn - Lily, gdzie jest wasz samochód?
Wiedziałam, że ona się nie zawaha. Była ich fanką i już ledwo stała na nogach. Posłała mi przepraszające spojrzenie i zaprowadziła ich do samochodu. Skrzyżowałam ramiona na piersi i nawet się nie odzywałam. Wspólnymi siłami dostarczyli go na swój podjazd. Przez cały czas Zayn posyłał mi uśmiechy albo puszczał oczka, ale starałam się go zignorować, co wcale łatwe nie było. On naprawdę cholernie dziwnie na mnie działał. Miałam kompletny mętlik w głowie. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że nasze auto chcą zamknąć w swoim garażu.
-Ej, co wy robicie? - spytałam.
-No chyba widzisz - prychnął Harry.
-Parkujemy twoje autko w garażu - odpowiedział mi Zayn i posłał koledze wrogie spojrzenie - jest późno, nie będziecie wracać same.
-Czy ty sobie ze mnie żartujesz? To jak niby mam wrócić do domu?!
-Nie wracacie do domu - powiedział Liam - zostajecie u nas, a wrócicie rano.
-Że co?! - krzyknęłam wkurzona - Nie ma mowy! Nie zgodziłam się na nic takiego!
-Lizzie, daj spokój - powiedział Louis - przecież was nie zjemy. Nie chcemy żebyście wracały tak późno skoro możecie posiedzieć z nami.
-Właśnie - poparł go Niall - nie jesteśmy tacy źli, jak ci się wydaje.
-No nie wiem - prychnęłam - ja chcę do domu.
-Liz, proszę - odezwała się Lily nieśmiało - to tylko jedna noc..
Popatrzyłam na kuzynkę, która stała obok Nialla i posyłała mi błagające spojrzenie. Westchnęłam tylko i weszłam do ich domu. Cała reszta weszła zaraz za mną. Musiałam przyznać, że wnętrze jak najbardziej trafiało w moje gusta. Chciałam po prostu przeżyć tą noc i w końcu wrócić do domu. Nie wiedziałam, dlaczego uległam. Nigdy taka nie byłam. Co się ze mną działo do cholery?
Wszyscy usiedliśmy w salonie. Cała reszta zaczęła rozmawiać, a ja po prostu siedziałam i rozglądałam się dookoła, woląc zostać sama z własnymi myślami. Jak miałam wytrzymać? Zayn ciągle na mnie zerkał. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - schlebiało mi to. Musiałam się od tego uwolnić.
-Gdzie jest łazienka? - spytałam, przerywając ich rozmowę na nieznany mi temat.
-Do końca korytarza i na lewo - odpowiedział mi Liam.
Wstałam z wygodnej kanapy i poszłam we wskazanym kierunku. Zamknęłam drzwi i usiadłam na wannie. Co ja niby robiłam? Powinnam właśnie w tym momencie być w drodze do domu, nieważne czy samochodem, czy na nogach. Spojrzałam w lustro, poprawiłam włosy i wyszłam. Wszyscy w salonie nadal rozmawiali, a ja nie miałam ochoty siedzieć tam jak kołek. Po cichu podeszłam do schodów i poszłam na górę. Znalazłam się w kolejnym pięknym holu i korytarzu. Na piętrze, jak się domyślałam, znajdowały się ich pokoje. Weszłam do drugiego z rzędu i zamknęłam za sobą drzwi. Pomieszczenie było wielkie, porównywalne do mojego własnego pokoju. Usiadłam na miękkim łóżku, zasłanym czarną kapą i wzięłam do ręki fotografię stojącą obok. Od razu wyraz mojej twarzy się zmienił. Na zdjęciu był Zayn ze (jak się domyśliłam) swoją rodziną. Byłam w JEGO pokoju. Chciałam wstać i jak najszybciej stamtąd uciec, ale w tym momencie drzwi się otworzyły i do środka wszedł Zayn. Nie wydawał się być zaskoczony moim widokiem. Uśmiechnął się, przygryzając dolną wargę i skrzyżował ramiona na piersi.
-Nieładnie tak wchodzić do czyjegoś pokoju - powiedział z sarkazmem - a co jeśli byłoby tu coś zakazanego?
-Zakazanego? - prychnęłam i odłożyłam fotografię na swoje miejsce - Co masz na myśli, Malik?
-Na przykład moją bieliznę. Albo moje rzeczy. Czy coś w tym stylu..
Wywróciłam oczami i wstałam. Chciałam stamtąd wyjść, ale nie miałam jak. Zayn stał w drzwiach i patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami. W pewnym momencie zaczął się do mnie zbliżać. Nie wiedziałam o co mu chodzi i odruchowo zaczęłam się cofać. Był coraz bliżej, a ja poczułam za sobą ścianę. Nie było żadnej drogi ucieczki.
-Co.. co ty robisz? - spytałam, niepewna tego, co czułam w tamtej chwili.
-Uświadamiam ci coś - powiedział cicho i zbliżył się jeszcze bardziej.
Wyciągnęłam rękę i położyłam ją na jego klatce piersiowej.
-Niby co?
-To, że cię do mnie ciągnie. Oraz to, że ci się podobam.
-Że słucham? - zdziwiłam się -Ty mi?  No chyba w marzeniach!
-Odróżniasz marzenia od rzeczywistości? - mruknął i wziął moją dłoń, stając centralnie przy mnie.
Czułam, że oddech zaczyna mi przyspieszać. Co to było?! Patrzyłam na niego, nie wiedząc, co zrobić. A on jak gdyby nigdy nic nachylił się do mojej szyi i złożył na niej pocałunek. Odruchowo odchyliłam głowę do tyłu, pozwalając mu na więcej. Chwilę później widniała tam malinka. Dopiero wtedy się otrząsnęłam. Jednym ruchem go od siebie odepchnęłam.
-Co to miało być do cholery?!
-A co? Nie podobało ci się? - spytał z cynicznym uśmieszkiem - Ja mogę jeszcze raz..
-Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego - warknęłam - to była chwila słabości.
-Gdybyś tego nie chciała, to w życiu byś mi na to nie pozwoliła. Jesteś inna niż jesteś, wiesz? Nie jesteś tą oschłą suką, za którą się podajesz. Jesteś kimś zupełnie innym.
-A co ty możesz o mnie wiedzieć? - syknęłam.
-Wiem więcej niż ci się wydaje - wzruszył ramionami - po prostu znam się na ludziach. Tylko udajesz taką silną i niezależną, a w rzeczywistości chowasz swoje prawdziwe ja, bo nie chcesz, by ludzie widzieli w tobie kogoś innego.
-Ciekawa teoria, doprawdy. Jeszcze jakieś ciekawostki na mój temat?
Straciłam czujność, a Zayn znów się do mnie zbliżył. Tym razem przyparł mnie do ściany, przytrzymując na niej obie moje ręce. Spojrzał mi prosto w oczy, a ja znów poczułam się dziwnie.
-Podobasz mi się, wiesz? - wyszeptał - Cholernie mnie do ciebie ciągnie. Nie wiem czemu, ale tak jest. I nie wmawiaj mi, że ty niczego nie czujesz. Nie uwierzę.
-Ale ja..
-Nie kłam, Lizzie - znów mi przerwał.
W tym momencie zbliżył swoje usta do moich. Bez zastanowienia się w nie wpił, a ja mu na to pozwoliłam. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Zaczęłam pogłębiać jego pocałunek. Uwolniłam ręce i zarzuciłam mu je na szyję. W rezultacie on zacisnął swoje dłonie na moich pośladkach, ułatwiając sobie dostęp. Oplotłam mu nogi wokół bioder i pozwoliłam zanieść się na łóżko. Nie chciałam tego. To znaczy, chyba.. sama nie byłam już pewna tego, co się działo. To nie mogło tak być. Przecież go nie znałam! Przysięgałam sobie, że niczego nie będę z nim próbować, a tymczasem co robiłam? Już prawie się z nim pieprzyłam, a najgorsze było to, że było cholernie przyjemnie i nie chciałam się od niego odrywać. W końcu jednak duma zwyciężyła. Znów go od siebie odepchnęłam i usiadłam na brzegu łóżka.
-To nie powinno się było wydarzyć - powiedziałam sama do siebie - co.. co to w ogóle miało być?
-Lecisz na mnie - powiedział i również usiadł - to chyba jasne. Teraz już mi wierzysz?
-Nie lecę na ciebie! Nie ma mowy!
-Jasne. A przed chwilą o mały włos się ze mną nie przespałaś.
-Ale tego nie zrobiłam. W ogóle, zapomnij o tym! To była tylko chwila słabości, okey?
-Nie, nie okey. Przestań się wreszcie oszukiwać, Liz. Nadal jesteś zauroczona tym swoim chłoptasiem, który o mały włos mnie nie zabił? Daj spokój! Przyznaj się sama przed sobą, że coś do mnie czujesz. Będzie łatwiej i tobie, i mi.
-Nic do ciebie nie czuję! - zirytowałam się - Boże, jaki ty jesteś upierdliwy.
-Jestem upierdliwy tylko wtedy, gdy wiem, że mam rację.
Położył dłoń na moim kolanie, a po całym moim ciele przeszły dreszcze. Zupełnie, jakby mi się to podobało. Jego dotyk miał na mnie dziwny wpływ. Gwałtownie wstałam z jego łóżka i spojrzałam na niego, krzyżując ramiona na piersi.
-Nie pasujesz do świata, w którym żyję - powiedziałam poważnie - jesteś sławny bo śpiewasz w zespole. Ja jestem znana bo imprezuję, palę, piję i mam przewagę nad ludźmi. Nie jestem jakąś milusią nastolatką, która chce mieć grzecznego chłoptasia, który będzie ją  kochał i szanował. Ja chcę czegoś szalonego i zakazanego. Takie jest moje życie i takie będzie. Nie zmienisz tego.
-Już to zmieniłem - powiedział i również wstał - zobaczyłem w tobie kogoś innego. Ty taka nie jesteś. Zmieniłaś się, bo stwierdziłaś, że tak będzie lepiej. Ale wiesz co? Życia nie da się przeżyć na wiecznych imprezach i lenistwie.
-Nie wiesz niczego o moim życiu - warknęłam - nie znasz mnie! I lepiej żeby tak zostało.
Po tych słowach nacisnęłam klamkę i jak burza wypadłam z jego pokoju. Zeszłam na dół i nic nikomu nie mówiąc, po prostu wyszłam. Zatrzymałam się dopiero, gdy ich dom zniknął mi z pola widzenia. Zamówiłam taksówkę i w końcu znalazłam się pod swoim domem. Chciałam mieć tylko odrobinę spokoju. Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Dopiero wtedy zorientowałam się, że zostawiłam Lily. Jednak nie miałam siły się tym przejmować. Padłam na swoje łóżko i spojrzałam w sufit. Co się dzisiaj w ogóle wydarzyło? Czy ja naprawdę się z nim całowałam i to w ten sposób? Nie mieściło mi się to w głowie. Zayn od początku naszej znajomości miał na mnie dziwny wpływ, ale.. żeby aż tak? To wszystko spadło na mnie za szybko. Wyciągnęłam z biurka papierosa i wyszłam na balkon, żeby zapalić. Czy on mi się podobał? Czy to było możliwe, że jednak coś do niego czułam? Czy naprawdę byłam aż taka głupia? Wypuściłam dym z ust i spojrzałam w niebo. Wszystko było nie tak, jak powinno. Moja maska powoli zaczynała się sypać, a ja wracałam do dawnej siebie. Jeszcze nie całkiem, ale byłam na dobrej drodze. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie teraz. Moi znajomi by mnie zniszczyli, a moja reputacja spadłaby do zera. Nie mogłam zrobić czegoś takiego. To byłoby samobójstwo. W końcu wróciłam do pokoju. Zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę i po prostu poszłam spać. Resztą mogłam zacząć przejmować się od jutra..

     Tak minęły 3 tygodnie. Lily była na mnie wkurzona, ale szybko jej przeszło. Nie chciałam tracić z nią dobrych relacji, zwłaszcza, że teraz została mi tylko ona. Z Jessie, Maxem i Erickiem nie rozmawiałam od ostatniego incydentu, a z resztą znajomych nie chciałam się widzieć. Po prostu siedziałam w domu i robiłam wszystko, by zabić nudę. Zayn ciągle do mnie dzwonił, ale nie odbierałam. Miałam to gdzieś. Nie mogłam się do niego zbliżyć, bo to byłby niewybaczalny błąd. Nie chciałam niszczyć mu życia. Siedziałam w salonie i po raz kolejny oglądałam jakiś serial, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam i poszłam otworzyć. W progu stał Max i patrzył na mnie złowrogo.
-Dlaczego się nie odzywasz? - wytknął mi - Zgubiłaś telefon, czy co?
-A co ciebie to obchodzi? - warknęłam - Nie mam żadnego obowiązku się do ciebie odzywać! Zerwaliśmy, pamiętasz? Czy już zdążyłeś zapomnieć?
-Nie obchodzi mnie, że zerwaliśmy. Jesteś w naszej paczce, więc chyba wypadałoby się odezwać, Mitchell.
-Nie mów do mnie po nazwisku - syknęłam - i wypierdalaj z mojego domu! Nikt cię tu nie zapraszał.
-Może i nie, ale jebać to. Wróć do mnie.
-Że co proszę? Ty sobie ze mnie kpisz?
-Nic z tych rzeczy. Po prostu do mnie wróć, do cholery!
-A co, nie masz kogo ruchać na imprezach?
-Zamknij się - warknął - nie masz żadnego prawa tak do mnie mówić. To ja tu dyktuję zasady.
-Niby jakie zasady, Gilbert? - prychnęłam - Nie jestem żadną twoją własnością, żebyś cokolwiek mi dyktował!
-Uważaj na słowa kurwa - był już nieźle wkurzony - ja zawsze dostaję to, czego chcę.
-Nie tym razem. Teraz to ty możesz co najwyżej mi podskoczyć. A nawet to ci nie wyjdzie. Zostaw mnie w spokoju. Nigdy do ciebie nie wrócę. Nie jestem taka głupia.
-Zastanów się. Bo możesz tego gorzko pożałować.
-Żałuję, że w ogóle z tobą byłam.
Chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale nie miałam jak. W jednej sekundzie zakrył mi usta dłonią i złapał w pasie. Zaczęłam mu się wyrywać i szarpać, ale to było na nic. Na siłę wsadził mnie do samochodu. Z przodu siedział Eric. Nie wiedziałam, co jest grane. Max nie chciał mnie puścić, a usta wciąż miałam zakryte. W końcu gdzieś zaparkowaliśmy. Obydwaj wyciągnęli mnie z samochodu i zaprowadzili na jakąś polanę. Rozpoznałam ją. Byliśmy zaraz obok parku. Robiło się już ciemno. Obydwaj patrzyli na mnie chytrym i płonącym wzrokiem. Wyrwałam im się, ale Max zaraz znów złapał mnie za ramię.
-Co wy robicie do cholery?! - krzyknęłam przerażona - Czy was już do reszty pojebało? To jakieś porwanie, czy co?!
-Mam ochotę na małe co nieco - powiedział Max - jesteś pewna, że do mnie nie wrócisz?
-Ty jesteś jakiś psychiczny?
-Nie. Po prostu mam na ciebie ochotę. Albo zrobimy to dobrowolnie, albo.. pod przymusem.
-Ty świrze! Puszczaj mnie!
-Sama się na to naraziłaś - warknął i uderzył mnie w policzek.
Upadłam na ziemię z bólem. Doskonale wiedziałam, co chciał zrobić. Eric stał na czatach i nawet na mnie nie popatrzył. A ja uważałam go za "przyjaciela". Musieli mieć to zaplanowane od dawna.
-Nie rób tego - załkałam - zostaw mnie w spokoju cholera! Nie masz prawa mnie dotykać!
-A ty nie miałaś prawa ze mną zrywać.

Kilkanaście minut później było po wszystkim. Max zapinał pasek od spodni i przybijał piątkę z Erickiem. Mną w ogóle się nie przejmowali. Leżałam w trawie cała posiniaczona i we krwi. Moje spodnie leżały obok, bluzka była podarta, a twarz brudna od ziemi. Brzydziłam się siebie. Nie chciałam patrzeć na swoje ciało. Nie spodziewałam się, że naprawdę są zdolni do czegoś takiego. Oddalili się, nawet na mnie nie patrząc. Chciałam zniknąć. Zapaść się pod tą ziemię i nigdy więcej nie musieć patrzeć na ten świat. Płakałam. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poważnie płakałam. Nie chciałam tego wszystkiego. Wiedziałam, że Max był psycholem, ale żeby aż do takiego stopnia, żeby... żeby mnie zgwałcić? Leżałam tam sama. Nie miałam siły nawet wstać. I właśnie tym momencie usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Ten głos. Głos, który sprawiał, że czułam się bezpieczna. Osoba, która była przy mnie. Zayn...

________________________
Tak, wiem ..
Długo nie było i jest krótki. Przepraszam was za to, ale jak pisałam na asku, straciłam pomysł na tego bloga i musiałam go przemyśleć. W dodatku zmarła moja prababcia i wybaczcie, ale naprawdę nie miałam głowy do pisania. Poprawię się, obiecuję. Teraz mam coraz więcej czasu, więc rozdziały będą w krótszych odstępach czasowych.
Co do moich przemyśleń na temat opowiadania .. zdecydowałam, że będzie ono miało maksymalnie 20-25 rozdziałów. Nie będzie jakieś długie, ale treściwe. Mam nowe pomysły i nowy zapał.
Dziękuję wam, że mimo wszystko nadal ze mną jesteście, bo to ma dla mnie ogromne znaczenie!
Czytasz = komentujesz !
 Mam nadzieję, że choć odrobinę wam się podobało. Następny za niedługo! <3