Zayn
Nie wiem, co mnie natchnęło, żeby akurat tego wieczora wybrać się na spacer. Chciałem przemyśleć wiele rzeczy i jakoś sobie to wszystko poukładać. Było jasne, że się zakochałem. Szkoda tylko, że w nieodpowiedniej dziewczynie. Liz miała rację. Obracała się w zupełnie innym towarzystwie. Może rzeczywiście do siebie nie pasowaliśmy? Może rzeczywiście powinienem dać jej spokój? Problem tylko tylko jeden: nie potrafiłem. Za bardzo mnie do niej ciągnęło, żeby zrezygnować. Byłem już kawałek za parkiem, gdy usłyszałem czyjś jęk. Na początku myślałem, że się przesłyszałem, ale po chwili słyszałem również szloch. Ten głos był znajomy. Sprawił, że zmroziło mnie do szpiku kości. Zacząłem wołać jej imię, ale nie otrzymywałem odpowiedzi. Zapuszczałem się coraz dalej i w końcu znalazłem się na polanie za parkiem. To, co tam zobaczyłem, zadziałało na mnie jak porażenie piorunem i to tysiąc razy. Lizzie leżała na ziemi. Od pasa w dół była naga, jej koszulka była całkiem poszarpana, a spodnie leżały obok, brudne od błota. Płakała. Już chyba na nic nie miała siły. Oprócz nas nie było tam nikogo. Była cała podrapana i posiniaczona. Od razu do niej podbiegłem i ułożyłem sobie na kolanach. Gorączkowo powtarzałem jej imię, jednak ona nie chciała nawet na mnie spojrzeć. Była przerażona.
-Zabierz.. mnie.. do domu.. - wyszeptała w końcu.
Ucałowałem ją w czoło i szybko wsunąłem jej na nogi spodnie. Wiedziałem, że było to krępujące, ale nie było innego wyjścia. Ktoś ją zgwałcił. Ktoś wepchnął w nią swojego chuja bez jej zgody. Cały gotowałem się ze wściekłości i pytałem sam siebie: dlaczego, do cholery, nie było mnie tu wcześniej? Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego samochodu, który na całe szczęście był niedaleko. W tamtej chwili myślałem tylko o tym, żeby ją ochronić. Jak najlżej położyłem ją na tylnych siedzeniach, a sam usiadłem za kierownicą i wyjechałem na drogę. Doskonale wiedziałem, kto jej to zrobił. Człowiek, którego z całego serca nienawidziłem i któremu życzyłem wolnej i bolesnej śmierci. Jej były chłopak. Zaciskałem dłonie na kierownicy, żeby skupić się na drodze. Kiedy w końcu zajechałem na jej podjazd, nacisnąłem dzwonek do drzwi i wróciłem po nią do samochodu. Z powrotem wziąłem ją na ręce, a w drzwiach pojawili się jej rodzice. Spojrzeli na mnie z wielkim przerażeniem w oczach.
-Na litość boską! - krzyknęła jej mama i zakryła usta dłońmi.
-Co się stało? - zagrzmiał jej ojciec.
-Ja.. nie wiem.. - zacząłem się jąkać - znalazłem ją w parku.. wyszeptała tylko, żeby zawieźć ją do domu. Ona chyba.. ktoś ją..
-Ktoś ją co? - wysyczał.
-Ktoś ją.. zgwałcił..
Moje słowa ostro na niego zadziałały. Bez słowa pozwolił mi wnieść ją do środka i zanieść do jej pokoju. Sam byłem przerażony i cholernie się o nią bałem. Jej tata od razu zadzwonił po lekarza, który zjawił się po kilku minutach. Zostaliśmy wyproszeni z pokoju, żeby na spokojnie mógł się nią zająć. Zostałem zaprowadzony do salonu i siłą posadzony na kanapie. Jej rodzice byli bardzo zdenerwowani, a zarazem zmartwieni.
-Co tam się stało? - spytał jej tata.
-Nie wiem dokładnie. Wyszedłem na spacer i usłyszałem czyjś szloch i jęki.. pobiegłem w tamtym kierunku i ją zobaczyłem.. leżała cała we krwi i błocie, w dodatku bez spodni.. poprosiła tylko o to, żeby zawieźć ją do domu, więc to zrobiłem..
-A skąd ty ją znasz? I kim ty w ogóle jesteś? - włączyła się jej mama.
-Jestem jej.. przyjacielem. Poznaliśmy się na jednej imprezie.
-Jesteś taki, jak reszta jej super znajomych? - warknął jej tata.
-Nie.. ja obracam się w nieco innym towarzystwie. Śpiewam w zespole, jesteśmy dość znani..
-Jak bardzo?
-Na całym świecie. Ale sława nie uderzyła mi do głowy. Po prostu bardzo się o nią martwię.. zależy mi na niej..
-Nam też na niej zależy - westchnęła jej mama - w jej stanie to nie powinno się było stać! Mogła umrzeć!
-Linsday, spokojnie - pan Mitchell usiadł obok żony i objął jej ramieniem - wszystko będzie w porządku.
-Ona postradała zmysły! Przecież doskonale wie, że musi na siebie uważać! Wie, że może umrzeć!
-Nic jej nie będzie! Uspokój się.
Słuchałem ich w kompletnym zdziwieniu. W jej stanie? Może umrzeć? O co tu do cholery chodziło? Jej mama chyba potrafiła czytać w myślach, bo przyjrzała mi się uważnie.
-Nie wiesz o co chodzi, prawda? - spytała niepewnie.
-Nie bardzo..
-Eh.. w porządku. Sama ci o tym powie. Nie będziemy się wtrącać. Nie tym razem.
W tym momencie zobaczyliśmy lekarza, schodzącego po schodach. Miał dość zszokowaną minę, a we mnie na nowo obudził się strach. Jej rodzice natychmiast podnieśli się ze swoich miejsc i spojrzeli na niego z wyczekiwaniem.
-Dziewczyna jest w szoku - zaczął - nie można nawiązać z nią jako takiego kontaktu. Na szczęście nic poważnego się nie stało. No.. prawie nic. Oprócz tego, że była ofiarą gwałtu. To mogło się skończyć nawet śmiercią, ale miała naprawdę wiele szczęścia. Teraz leży i odpoczywa. W tym momencie potrzebuje wsparcia i bliskości. To jedyne rozwiązanie. Przyjadę jeszcze jutro i w razie konieczności wezmę ją do szpitala. A tymczasem, dobranoc.
-Dziękujemy doktorze - powiedziała jej matka i natychmiast poszła na górę.
Podążyłem tuż za nimi, ale nie wszedłem do jej pokoju. Zostałem na korytarzu. Kilkanaście minut później opuścili pomieszczenie nieco uspokojeni.
-Pytała o ciebie.. - powiedziała jej mama - więc jak chcesz, to możesz do niej na chwilę iść.
-Dziękuję..
Jej rodzice zeszli na dół, a ja niepewnie nacisnąłem klamkę i znalazłem się w jej pokoju. Siedziała skulona na łóżku i ocierała łzy. Bez słowa usiadłem obok niej, nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć. W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie jej szlochem. Chciałem po prostu ją do siebie przytulić i zapewnić, że już wszystko będzie w porządku. Ale bałem się, że mnie odtrąci.
-Jak się czujesz? - spytałem bez zastanowienia, za co chciałem zabić sam siebie.
-A jak myślisz? - burknęła - Czy wyglądam na osobę, u której jest okey? Bo chyba nie..
-Lizzie.. wiem, że może nie chcesz o tym rozmawiać, ale.. co tam się do cholery stało?
-Max się do mnie dobrał - wysyczała i wściekle otarła łzy - ten człowiek nie ma żadnych skrupułów! Nigdy się nie wyrwę z tego gówna.. a to wszystko moja wina..
-To nie jest twoja wina! Jak możesz tak myśleć?
-To jest moja wina, Zayn. To ja się w to wplątałam! Myślałam, że życie można przeżyć na wiecznych imprezach i piciu. Ale się przeliczyłam, okey? Kiedyś taka nie byłam.. życie nauczyło mnie dystansu. Chciałam po prostu przeżyć coś innego, niż wieczne siedzenie w książkach czy poprawianie stopni. Robiłam to dla rodziców, a oni mieli to daleko w tych swoich bogatych dupach! Miałam dość, rozumiesz? Dlatego się zmieniłam. Dlatego przestałam czymkolwiek się przejmować. I tak za niedługo umrę..
-O czym ty znowu mówisz? - byłem coraz bardziej zdezorientowany - O co tutaj chodzi?
-Ja.. nic.. - zawahała się - nic, nieważne. Zapomnij.
-Liz..
-Nie - przerwała mi - po prostu zapomnij. I.. dziękuję..
-Nie ma za co.
-Jest za co. Gdyby nie ty, to pewnie dalej bym tam leżała, bez szansy na jakikolwiek ratunek..
-Wszystko będzie dobrze, nie martw się. To wszystko w końcu się ułoży, zaufaj mi.
-Ułoży? - zaśmiała się płytko - I ty w to wierzysz? Max nigdy nie da mi spokoju! Traktuje mnie jak swoją własność, jak jakiś przedmiot, do którego nikt oprócz niego nie ma prawa! Przez własną głupotę mam teraz gówno, a nie życie!
-Przestań tak mówić! On za to odpowie, obiecuję ci. Sprawa trafi na policję i skurwiel trafi za kratki na długie lata.
-I myślisz, że to coś da? Ty wiesz ilu on ma kumpli? W mig pokapują się, o co chodzi i będą się na mnie mścić! Mogą mnie nawet zabić, nie rozumiesz tego?! Jestem skończona.. po prostu muszę wrócić do dawnego życia.. muszę wrócić do niego..
-Nie ma mowy - powiedziałem stanowczo - ten sukinsyn nigdy więcej nie położy na tobie swoich brudnych łap. Już ja tego dopilnuję. Przysięgam ci to.
-Zayn, czy ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Nie masz z nim szans! Pamiętasz co było w parku? O mały włos cię nie zabił! Naprawdę chcesz ryzykować dla mnie życie? Co z tobą jest nie tak?!
-W parku nie byłem na to przygotowany, a to co innego. I tak, chcę ryzykować dla ciebie życie, bo nie zasłużyłaś sobie na coś takiego! Żadna kobieta nie zasłużyła na to, żeby facet się z nią pieprzył bez jej cholernej zgody, rozumiesz?! Takiego kogoś nie można nawet nazwać facetem! Więcej nie położy na tobie łap. Nie zdoła.
-I jak chcesz to niby zrobić? - prychnęła - Przecież to niemal niemożliwe!
-Dostaniesz ochronę - powiedziałem poważnie i stanowczo.
-Ochronę? - zakpiła - Zayn, w jakim ty świecie żyjesz? Przecież nie jestem jakąś gwiazdką, żeby wszędzie chodzić z ochroną! To bez sensu!
-W takim razie będziesz chodzić ze mną, a obok mnie jest zawsze pełno ochrony. Lizzie, zaufaj mi. Już nic złego cię nie spotka.
-Chciałabym w to wierzyć.. ale nie potrafię.
-Zrobię wszystko, byś była szczęśliwa.
-Dlaczego? Dlaczego ty to wszystko robisz, co? Czemu po prostu nie zostawisz mnie w spokoju z moim bezsensownym, gównianym życiem? Po co to wszystko robisz?
-Bo mi na tobie zależy. Cholernie mi zależy. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. I nie pytaj dlaczego. Po prostu tak jest i tyle.
-Zabierz.. mnie.. do domu.. - wyszeptała w końcu.
Ucałowałem ją w czoło i szybko wsunąłem jej na nogi spodnie. Wiedziałem, że było to krępujące, ale nie było innego wyjścia. Ktoś ją zgwałcił. Ktoś wepchnął w nią swojego chuja bez jej zgody. Cały gotowałem się ze wściekłości i pytałem sam siebie: dlaczego, do cholery, nie było mnie tu wcześniej? Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego samochodu, który na całe szczęście był niedaleko. W tamtej chwili myślałem tylko o tym, żeby ją ochronić. Jak najlżej położyłem ją na tylnych siedzeniach, a sam usiadłem za kierownicą i wyjechałem na drogę. Doskonale wiedziałem, kto jej to zrobił. Człowiek, którego z całego serca nienawidziłem i któremu życzyłem wolnej i bolesnej śmierci. Jej były chłopak. Zaciskałem dłonie na kierownicy, żeby skupić się na drodze. Kiedy w końcu zajechałem na jej podjazd, nacisnąłem dzwonek do drzwi i wróciłem po nią do samochodu. Z powrotem wziąłem ją na ręce, a w drzwiach pojawili się jej rodzice. Spojrzeli na mnie z wielkim przerażeniem w oczach.
-Na litość boską! - krzyknęła jej mama i zakryła usta dłońmi.
-Co się stało? - zagrzmiał jej ojciec.
-Ja.. nie wiem.. - zacząłem się jąkać - znalazłem ją w parku.. wyszeptała tylko, żeby zawieźć ją do domu. Ona chyba.. ktoś ją..
-Ktoś ją co? - wysyczał.
-Ktoś ją.. zgwałcił..
Moje słowa ostro na niego zadziałały. Bez słowa pozwolił mi wnieść ją do środka i zanieść do jej pokoju. Sam byłem przerażony i cholernie się o nią bałem. Jej tata od razu zadzwonił po lekarza, który zjawił się po kilku minutach. Zostaliśmy wyproszeni z pokoju, żeby na spokojnie mógł się nią zająć. Zostałem zaprowadzony do salonu i siłą posadzony na kanapie. Jej rodzice byli bardzo zdenerwowani, a zarazem zmartwieni.
-Co tam się stało? - spytał jej tata.
-Nie wiem dokładnie. Wyszedłem na spacer i usłyszałem czyjś szloch i jęki.. pobiegłem w tamtym kierunku i ją zobaczyłem.. leżała cała we krwi i błocie, w dodatku bez spodni.. poprosiła tylko o to, żeby zawieźć ją do domu, więc to zrobiłem..
-A skąd ty ją znasz? I kim ty w ogóle jesteś? - włączyła się jej mama.
-Jestem jej.. przyjacielem. Poznaliśmy się na jednej imprezie.
-Jesteś taki, jak reszta jej super znajomych? - warknął jej tata.
-Nie.. ja obracam się w nieco innym towarzystwie. Śpiewam w zespole, jesteśmy dość znani..
-Jak bardzo?
-Na całym świecie. Ale sława nie uderzyła mi do głowy. Po prostu bardzo się o nią martwię.. zależy mi na niej..
-Nam też na niej zależy - westchnęła jej mama - w jej stanie to nie powinno się było stać! Mogła umrzeć!
-Linsday, spokojnie - pan Mitchell usiadł obok żony i objął jej ramieniem - wszystko będzie w porządku.
-Ona postradała zmysły! Przecież doskonale wie, że musi na siebie uważać! Wie, że może umrzeć!
-Nic jej nie będzie! Uspokój się.
Słuchałem ich w kompletnym zdziwieniu. W jej stanie? Może umrzeć? O co tu do cholery chodziło? Jej mama chyba potrafiła czytać w myślach, bo przyjrzała mi się uważnie.
-Nie wiesz o co chodzi, prawda? - spytała niepewnie.
-Nie bardzo..
-Eh.. w porządku. Sama ci o tym powie. Nie będziemy się wtrącać. Nie tym razem.
W tym momencie zobaczyliśmy lekarza, schodzącego po schodach. Miał dość zszokowaną minę, a we mnie na nowo obudził się strach. Jej rodzice natychmiast podnieśli się ze swoich miejsc i spojrzeli na niego z wyczekiwaniem.
-Dziewczyna jest w szoku - zaczął - nie można nawiązać z nią jako takiego kontaktu. Na szczęście nic poważnego się nie stało. No.. prawie nic. Oprócz tego, że była ofiarą gwałtu. To mogło się skończyć nawet śmiercią, ale miała naprawdę wiele szczęścia. Teraz leży i odpoczywa. W tym momencie potrzebuje wsparcia i bliskości. To jedyne rozwiązanie. Przyjadę jeszcze jutro i w razie konieczności wezmę ją do szpitala. A tymczasem, dobranoc.
-Dziękujemy doktorze - powiedziała jej matka i natychmiast poszła na górę.
Podążyłem tuż za nimi, ale nie wszedłem do jej pokoju. Zostałem na korytarzu. Kilkanaście minut później opuścili pomieszczenie nieco uspokojeni.
-Pytała o ciebie.. - powiedziała jej mama - więc jak chcesz, to możesz do niej na chwilę iść.
-Dziękuję..
Jej rodzice zeszli na dół, a ja niepewnie nacisnąłem klamkę i znalazłem się w jej pokoju. Siedziała skulona na łóżku i ocierała łzy. Bez słowa usiadłem obok niej, nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć. W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie jej szlochem. Chciałem po prostu ją do siebie przytulić i zapewnić, że już wszystko będzie w porządku. Ale bałem się, że mnie odtrąci.
-Jak się czujesz? - spytałem bez zastanowienia, za co chciałem zabić sam siebie.
-A jak myślisz? - burknęła - Czy wyglądam na osobę, u której jest okey? Bo chyba nie..
-Lizzie.. wiem, że może nie chcesz o tym rozmawiać, ale.. co tam się do cholery stało?
-Max się do mnie dobrał - wysyczała i wściekle otarła łzy - ten człowiek nie ma żadnych skrupułów! Nigdy się nie wyrwę z tego gówna.. a to wszystko moja wina..
-To nie jest twoja wina! Jak możesz tak myśleć?
-To jest moja wina, Zayn. To ja się w to wplątałam! Myślałam, że życie można przeżyć na wiecznych imprezach i piciu. Ale się przeliczyłam, okey? Kiedyś taka nie byłam.. życie nauczyło mnie dystansu. Chciałam po prostu przeżyć coś innego, niż wieczne siedzenie w książkach czy poprawianie stopni. Robiłam to dla rodziców, a oni mieli to daleko w tych swoich bogatych dupach! Miałam dość, rozumiesz? Dlatego się zmieniłam. Dlatego przestałam czymkolwiek się przejmować. I tak za niedługo umrę..
-O czym ty znowu mówisz? - byłem coraz bardziej zdezorientowany - O co tutaj chodzi?
-Ja.. nic.. - zawahała się - nic, nieważne. Zapomnij.
-Liz..
-Nie - przerwała mi - po prostu zapomnij. I.. dziękuję..
-Nie ma za co.
-Jest za co. Gdyby nie ty, to pewnie dalej bym tam leżała, bez szansy na jakikolwiek ratunek..
-Wszystko będzie dobrze, nie martw się. To wszystko w końcu się ułoży, zaufaj mi.
-Ułoży? - zaśmiała się płytko - I ty w to wierzysz? Max nigdy nie da mi spokoju! Traktuje mnie jak swoją własność, jak jakiś przedmiot, do którego nikt oprócz niego nie ma prawa! Przez własną głupotę mam teraz gówno, a nie życie!
-Przestań tak mówić! On za to odpowie, obiecuję ci. Sprawa trafi na policję i skurwiel trafi za kratki na długie lata.
-I myślisz, że to coś da? Ty wiesz ilu on ma kumpli? W mig pokapują się, o co chodzi i będą się na mnie mścić! Mogą mnie nawet zabić, nie rozumiesz tego?! Jestem skończona.. po prostu muszę wrócić do dawnego życia.. muszę wrócić do niego..
-Nie ma mowy - powiedziałem stanowczo - ten sukinsyn nigdy więcej nie położy na tobie swoich brudnych łap. Już ja tego dopilnuję. Przysięgam ci to.
-Zayn, czy ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Nie masz z nim szans! Pamiętasz co było w parku? O mały włos cię nie zabił! Naprawdę chcesz ryzykować dla mnie życie? Co z tobą jest nie tak?!
-W parku nie byłem na to przygotowany, a to co innego. I tak, chcę ryzykować dla ciebie życie, bo nie zasłużyłaś sobie na coś takiego! Żadna kobieta nie zasłużyła na to, żeby facet się z nią pieprzył bez jej cholernej zgody, rozumiesz?! Takiego kogoś nie można nawet nazwać facetem! Więcej nie położy na tobie łap. Nie zdoła.
-I jak chcesz to niby zrobić? - prychnęła - Przecież to niemal niemożliwe!
-Dostaniesz ochronę - powiedziałem poważnie i stanowczo.
-Ochronę? - zakpiła - Zayn, w jakim ty świecie żyjesz? Przecież nie jestem jakąś gwiazdką, żeby wszędzie chodzić z ochroną! To bez sensu!
-W takim razie będziesz chodzić ze mną, a obok mnie jest zawsze pełno ochrony. Lizzie, zaufaj mi. Już nic złego cię nie spotka.
-Chciałabym w to wierzyć.. ale nie potrafię.
-Zrobię wszystko, byś była szczęśliwa.
-Dlaczego? Dlaczego ty to wszystko robisz, co? Czemu po prostu nie zostawisz mnie w spokoju z moim bezsensownym, gównianym życiem? Po co to wszystko robisz?
-Bo mi na tobie zależy. Cholernie mi zależy. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. I nie pytaj dlaczego. Po prostu tak jest i tyle.
Nie powiedziała ani słowa. Po prostu się do mnie przytuliła. To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Objąłem ją i zacząłem głaskać po głowie. Zdecydowanie ją kochałem. Ale póki co nie mogłem jej tego powiedzieć. Ostatnie wydarzenia były zbyt świeże na takie wyznania. Siedziałem u niej do późnej nocy. Chłopaki dzwonili po kilkanaście razy, ale wszystkie połączenia po prostu odrzuciłem. Lizzie zasnęła w moich ramionach. Delikatnie ułożyłem ją na poduszkach i okryłem kołdrą. Na koniec ucałowałem ją w czoło i wyszedłem z jej pokoju. Pożegnałem się z jej rodzicami i odjechałem do domu. Czułem, że ta sytuacja wiele zmieni w moim życiu. Miałem tylko nadzieję, że na lepsze..
Lizzie
Moje życie się zmieniło. O całej sytuacji wiedzieli tylko rodzice, Zayn i Lily. Tylko im ufałam. Ostatnio wszystko było jakieś inne. Niezbyt często wychodziłam z domu, bo bałam się, że spotkam kogoś ze swojej starej paczki. Poprosiłam rodziców, żeby nie wpuszczali nikogo z nich. Nie zadawali żadnych pytań. Ich stosunek do mnie się zmienił. Odwołali wszystkie swoje najbliższe pokazy i wyjazdy tylko po to, żeby siedzieć ze mną w domu. Moja psychika już nieco się unormowała, ale wciąż czułam się "brudna". Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie w życiu coś takiego. Zayn z przyjaciółmi często mnie odwiedzali, za co byłam im wdzięczna. Bardzo się do nich wszystkich zbliżyłam. Mój charakter wciąż nie był idealny, ale starałam się jak mogłam, żeby wrócić do poprzedniego życia. Starałam się wymazać z pamięci wszystkie złe momenty, ale póki co było ich zbyt sporo. Do Zayna czułam coś bardzo dziwnego. Lubiłam, gdy był blisko mnie, cieszyłam się, gdy mnie odwiedzał i zawsze czekałam na jego wizytę. Coraz bardziej się do niego przywiązywałam, choć na początku naszej znajomości nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Teraz nie wyobrażałam sobie dnia, w którym miałoby go nie być. Wczorajszego dnia oznajmił, że gdzieś mnie zabierze, ale za nic nie chciał powiedzieć, dokąd. Prosiłam, błagałam, groziłam, ale to i tak było na nic. Nie uśmiechało mi się wychodzić z domu, ale byłam ciekawa tego, co przygotował. Ubrałam się w TEN zestaw i zeszłam na dół. Zaskakiwałam sama siebie tym, że miałam w szafie jakieś ciuchy, które nie były czarne. A ostatnio ubierałam się na kolorowo, co w ogóle nie było do mnie podobne. Usłyszałam na podjeździe warkot silnika, więc wyszłam na zewnątrz. Zayn właśnie wysiadał z samochodu i machał do mnie. Uśmiechnęłam się lekko i podbiegłam do niego.
-Ślicznie wyglądasz - powiedział i otworzył drzwi od strony pasażera.
Wywróciłam oczami i wsiadłam do środka. Wciąż nie chciał powiedzieć, dokąd mnie zabiera. Przez cała drogę omijał ten temat i gadał o niedawnych koncertach i wywiadach. W pewnym momencie zatrzymał samochód, a ja kompletnie straciłam orientację, gdzie jesteśmy. Wysiadłam i spojrzałam na niego niepewnie. On tylko się zaśmiał i niepewnie wziął mnie za rękę, na co od razu mu pozwoliłam. Dopiero po chwili zorientowałam się, że zmierzamy w kierunku plaży. Ale nie jakiejś znanej, na której byłam. To miejsce było tajemnicze i nieodwiedzane przez innych. Woda zdawała się być fioletowo różowa, słońce powoli chowało się za horyzontem, a dookoła panowała niesamowita cisza, przerywana lekkim podmuchem wiatru i szumem fal. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się. Szybko zdjęłam buty i zanurzyłam stopy w gorącym piasku. Zayn zrobił to samo. Po przejściu kilku kroków, zauważyłam leżący na piasku koc z wielkim koszem i ustawionymi świecami. Cwaniak musiał to wszystko wcześniej przygotować. Chciałam usiąść na kocu, ale mi nie pozwolił. Uśmiechnął się tajemniczo i sam się schylił. Nagle usłyszałam muzykę ([KLIK]), dobiegającą z małego, przenośnego radia. Zayn przyciągnął mnie do siebie, a ja bez niczego się w niego wtuliłam. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy. Zaczęliśmy kołysać się w rytm przepięknej piosenki. Było mi wtedy naprawdę dobrze. Czułam, że nie potrzebuję niczego więcej. W pewnym momencie Zayn się zatrzymał. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego głębokie, ciemnie oczy. Chłopak zaczął się nade mną pochylać. Nie uciekłam. Przygryzłam dolną wargę i złączyłam nasze usta. Pocałunek był słodki i czuły. Po praz pierwszy czułam coś takiego. Stado motyli w brzuchu? Tak, chyba tak to nazywali. Przy nim czułam się bezpieczna. Nie było żadnych intryg, strachu czy bólu. Było tylko... szczęście? Czy to naprawdę mogło być to? Miałam nadzieję, że tak.
W końcu usiedliśmy na kocu, a ja przycisnęłam "replay". Zakochałam się w tej piosence. Usiadłam przed Zaynem, a on objął mnie ramionami. Wspólnie patrzyliśmy na zachodzące za widnokręgiem słońce.
__________________________
Tak więc jest rozdział 11 ;)
Zmiany, ZMIANY! Lizzie się zmienia, wszystko się zmienia :)
Czyli tak, jak było w planie. Moje nowe pomysły na to opowiadanie właśnie się zaczęły. Mam nadzieję, że choć odrobinę rozdział wam się podobał.
Wiem, że nie najdłuższy, ale za to w następnym obiecuję się rozpisać, hah :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
Do napisania za niedługo!!
A tutaj macie zwiastun do opowiadania z JB <3
jak ja kocham twoje opowiadania <3 cudo:)
OdpowiedzUsuńKaty_Milla_
omg..świetny rozdział :**
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że wkońcu się wszystko ułoży
Zayn i Lizzy to piękna para <333
oooo boże dziewczyno wreście !!!
OdpowiedzUsuńa ten gnojek zginie !!!
mam nadzieje ze Lizzy bedzie szczęśliwa z Zaynem...
mam nadzieje ze szybko dodasz rozdział :)
kocham aaww !!!
OdpowiedzUsuńPiękny. Mi się brdzo a to bardzo podoba! :*
OdpowiedzUsuńcudowny!♥
OdpowiedzUsuńMożesz byc z sb dumna ten rozdzial jest swietny. Mam nadzieje że dziewczyna sie zmieni a Zayn jej w tym pomoze. Gwałciciel poniesie kare.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Czekam na kolejny.
Życzę weny
@JustinePayne81
LoveLoveLoveLove ♥
OdpowiedzUsuńŚliczne rozdział. Dobrze, że Lizzie się zmienia. Bardzo się z tego cieszę :3
OdpowiedzUsuńkoochaamm < 333 !
OdpowiedzUsuńLizzie się zmienia ♥
OdpowiedzUsuńCieszę się z tego bardzo :)
Awww, Lizzie i Zayn <3
Kocham ich !
czekam na next :P
pozdrawiam ♥
Piękny rozdział :') Zakochałam się w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńZayn jest taki uroczy, a Lizzie wreszcie zmienia się na lepsze <3
Czekam na nowy xx
Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńOd dawna jestem fanką ORTL. Wczoraj z nudów weszłam na tego bloga i przeczytałam najnowszy rozdział. I po prostu zakochałam się w tym opowiadaniu. Na pewno zostanę stałą czytelniczką. Jesteś świetna
Boskii <3
OdpowiedzUsuńświetny! :*
OdpowiedzUsuńNominuję cię do Liebster Award! Szczegóły na moim blogu: http://mojeopowiadanieoo1d.blogspot.com/
:)
Świetny <3
OdpowiedzUsuń< 333333333
OdpowiedzUsuń♥
OdpowiedzUsuń♥_♥
OdpowiedzUsuńświetny <3
OdpowiedzUsuńczekam na nastepny.