piątek, 23 sierpnia 2013

~Siedemnasty~

Film w kinie nie był rewelacyjny, ale dało się przeżyć. Za to dzień na plaży udał się wręcz rewelacyjnie. Czułam się dobrze. Tylko czasami dostawałam lekkich zawrotów głowy, ale tak to wszystko było okey. Leżałam plackiem na kocu i rozkoszowałam się słońcem, kąpałam się w chłodnym morzu i korzystałam z życia. Chłopcy robili wszystko, by było idealnie i udał im się to. Śmiałam się, bawiłam i cieszyłam się tym wszystkim. Zapomniałam o problemach i o tym, co powiedział mi lekarz. Nie wspomniałam o tym wcześniej nikomu, nawet Zaynowi. Wiedziałam tylko ja i moi rodzice. Dzień przed moim wyjściem ze szpitala, zawołał mnie do swojego gabinetu...

Usiadłam w skórzanym fotelu i spojrzałam na ordynatora niepewnie. Nie miałam pojęcia, po co mnie wezwał a wyraz jego miny nie wskazywał na nic pozytywnego. Przestał przeglądać papiery, kładąc je na jednej kupce i w końcu na mnie spojrzał. Z jego oczu nie mogłam nic wyczytać.
-O co chodzi? -spytałam z niepokojem.
-Elizabeth, nie będę cię okłamywał - powiedział poważnie - niedawno temu powiedziałem ci, że zostały ci mniej więcej 3 lata życia. Gdybyś brała leki i nie faszerowała się tym całym świństwem, to właśnie tak by było. Ale teraz..
-Teraz co? - byłam już całkowicie zdenerwowana.
-Przykro mi kochana, ale.. pożyjesz jeszcze maksymalnie pół roku. Choroba się rozprzestrzeniła. Ogarnęła inne organy. Nie jesteśmy w stanie już nic zrobić. Robiliśmy co w naszej mocy. Przeszczep się przyjął, ale komórki raka za niedługo go zniszczą. Jutro wychodzisz do domu. Choć już teraz mogę ci powiedzieć, że wrócisz do nas szybko. Naprawdę bardzo mi przykro..
W tym momencie zaczęłam płakać. To wyszło samo z siebie. Nie mogłam umrzeć! Jeszcze nie teraz! Nie, gdy wszystko zaczęło się układać! Wybiegłam z gabinetu lekarza bez słowa i do końca dnia do nikogo nie odezwałam się ani słowem. W końcu dotarło do mnie, co zrobiłam. Jaka byłam głupia i bezmyślna. Wiedziałam, że muszę powiedzieć Zaynowi. Tylko nie wiedziałam jeszcze jak.

Potrząsnęłam głową, żeby odgonić tą rozmowę z myśli. Był dzień pogrzebu Maxa. Nie mogłam teraz o tym rozmyślać. Choć Zayn miał prawo wiedzieć. I zdawałam sobie sprawę z tego, że powinnam powiedzieć mu jak najszybciej. Był moim chłopakiem i prawdziwym oparciem. Zdecydowałam, że powiem mu już tego dnia. Choć wiedziałam, że będzie to bardzo trudne.
Stanęłam przed lustrem w garderobie i ogarnęłam się wzrokiem. Byłam ubrana w czarną, koronkową sukienkę, a długość moich nóg podkreślały wysokie szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a makijaż zatuszował moją bladą i zapadniętą twarz. Tego dnia czułam się wyjątkowo słabo. Nie miałam na nic ochoty. Choć i tak musiałam zjeść śniadanie i połknąć lekarstwa. W głowie ciągle miałam list od Maxa, wrogość moich dawnych przyjaciół i słowa lekarza. Tego wszystkiego było dla mnie po prostu zbyt wiele. W końcu usłyszałam dźwięk klaksonu. Zayn uparł się, że pójdzie ze mną i nie byłam w stanie go przekonać, że sama dam sobie radę. Zeszłam na dół i wsiadłam do jego samochodu. Powitał mnie słodkim buziakiem w policzek i od razu pojechaliśmy na miejsce ceremonii. Tak jak się domyślałam, było już sporo jego "kumpli". Wysiadłam ze sportowego samochodu mojego chłopaka i wzięłam go za rękę. Wszyscy się na mnie gapili. Dosłownie wszyscy. I w każdej parze oczu mogłam wyczytać "po co tu przyszłaś? to twoja wina!". Czułam się nieswojo i niekomfortowo. Gdyby oni wszyscy znali prawdę.. wtedy nie byłoby tu nikogo oprócz Jessie, Maxa i jego rodziny. Wszystkich ich dostrzegłam w tłumie. Jess była zapłakana. Tuliła się do Erica i coś mówiła. Wiedziałam, że musi to przeżywać, bo znała go o wiele dłużej niż ja. Ja nie chciałam płakać. Chciałam po prostu stamtąd uciec, ale wiedziałam, że mimo wszystko nie mogę. Zajęłam miejsce z samego tyłu i jakoś wytrzymałam. Gdy słuchałam tych wszystkich fałszywych słów, jakim to był wspaniałym przyjacielem, bratem i synem, to myślałam, że zaraz się zrzygam. Tak na poważnie. Aż brało mnie na mdłości. Uroczystość na cmentarzu była już tylko gorsza, bo wiele osób zaczęło płakać. W pewnym momencie Zayn dostał telefon od menadżera. Przeprosił i odszedł na stronę, żeby odebrać. Stałam z tyłu i nie zamierzałam się nikomu pokazywać. Nawet nie zauważyłam kiedy wszystko się skończyło i ludzie zaczęli się rozchodzić.
-Jesteś z siebie zadowolona? - usłyszałam za sobą wściekły i zapłakany głos Jessie.
Odwróciłam się i spojrzałam na nią bez wyrazu.
-Jego śmierć to nie moja wina - powiedziałam twardo - to był jego wybór. I to nie ja wbiłam mu strzykawkę w żyłę do cholery!
-Jesteś podła! - krzyknęła - To jest twoja wina! Zostawiłaś go jak ostatniego śmiecia i poleciałaś do tego swojego kolesia! I kim on niby jest, co? Gwiazdeczką, która zaraz cię zostawi i poleci bzykać inną szmatę? No wspaniale! Max cię kochał. Kochał kurwa! Byłaś dla niego ważna i chciał, byś była tylko jego. Nie mógł bez ciebie wytrzymać. A ten cały gwałt.. był tylko dlatego, że tak cholernie brakowało mu twojej bliskości!  Nie zasługiwałaś na niego nawet w najmniejszym stopniu.
-Zamknij się na chwilę i zastanów się, co ty w ogóle mówisz! Max mnie nie kochał. Traktował mnie jak jakiś przedmiot. Musiałam być na każde jego zawołanie. I musiałam się z nim pieprzyć zawsze, gdy jego fiut się tego domagał! To było obrzydliwe, wiesz? Do pewnego momentu w ogóle mi to nie przeszkadzało. Aż odkryłam, czym jest godność i szacunek do samej siebie. On był psycholem. Napisał ten list tylko dlatego, żeby zwalić na kogoś winę. I padło na mnie. Naprawdę tego nie widzisz?!
-Kłamiesz! Zabił się, bo cię kochał! I nie mam pojęcia, dlaczego akurat ciebie! I tak jesteś nic nie warta. Umrzesz za niedługo i nic po tobie nie zostanie! Zasługujesz na to.
-Nie masz prawa tak mówić - powiedział Zayn, który w tym momencie znalazł się obok. Jego głos był przepełniony jadem - jeżeli ktoś tu jest nic nie warty, to właśnie ty.
-A co ty możesz o mnie wiedzieć gnojku? - syknęła.
-Byłaś jej przyjaciółką, której ona ufała. A teraz traktujesz ją jak śmiecia. Ona też jest człowiekiem. I w przeciwieństwie do ciebie i twojego koleżki, odnalazła sens w życiu i wie, co ma robić i jak przeżyć. Ty tego nie wiesz. A wiesz dlaczego? Bo twój świat to imprezy, narkotyki i chlanie. Nie zdziwię się, jak skończysz tak, jak ten skurwiel.
-Nie mów tak o nim! - wrzasnęła.
-Bo co mi zrobisz? Uderzysz mnie? - zaśmiał się szyderczo - To już teraz cię uprzedzam, że spokojnie dam sobie z tobą radę. A jak nie to.. kilkunastu moich ochroniarzy, którzy są w pobliżu, na pewno się tobą zajmą. Więc ostrzegam cię laluniu. Zostaw Lizzie w spokoju. Po prostu wypierdalaj i zajmij się sobą. I tak tego skurwysyna nie przywrócisz do życia, więc po co ci to?
-Nie będziesz mi rozkazywał, rozumiesz? - była już mega wściekła - Wy obydwoje możecie mi co najwyżej buty czyścić. A ty księżniczko już nie masz życia w tym mieście. Obiecuję ci to.
-Mam to gdzieś - powiedziałam i przytuliłam się do Zayna - opinia innych ludzi jakoś w ogóle mnie nie obchodzi. Po prostu daj mi spokój. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
-Z wzajemnością, szmato - syknęła i po prostu odeszła.
Ta rozmowa wiele mnie kosztowała. Nienawidziłam czegoś takiego. Dobrze, że było już po wszystkim. Zayn zaprowadził mnie do samochodu i odwiózł prosto do domu. A przynajmniej tak myślałam. Zaparkował dwie uliczki dalej, zgasił silnik i zamknął zamki. Odpiął pas i spojrzał na mnie przenikliwie. Ja również na niego spojrzałam. Czegoś się domyślał. Miałam dość tego dnia. Nie chciałam kolejnej poważnej rozmowy. Nie teraz. Nie w tym momencie.
-O czymś mi nie mówisz - powiedział nagle.
-Nie wiem, o co ci chodzi, Zayn - skłamałam i wymusiłam uśmiech.
-Liz, znam cię bardzo dobrze i wiem o tobie sporo. Wiem też, kiedy kłamiesz.
-Daj spokój. Przesadzasz.
-Nie przesadzam. Powiesz mi, o co chodzi?
-O nic, Zayn. O nic nie chodzi. Mam ciężki dzień, chyba możesz to zrozumieć, prawda?
-Wiem o tym. Ale wiem też, że chodzi o coś jeszcze.
-Daj spokój, proszę cię. Po co miałabym cię okłamywać? Mam dużo na głowie. Sam widzisz, co się dzieje. Jessie i Eric nie dadzą mi żyć. Jestem wykończona tym wszystkim. Nie doszukuj się innego dna, proszę.
-I tak wiem, że coś ukrywasz - nie dawał za wygraną, a ja zaczynałam wymiękać - ale.. w porządku. jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie naciskam. Jak będziesz gotowa, to po prostu do mnie przyjdź, okey?
-Okey - odetchnęłam z ulgą - dziękuję.
-Wiedziałem, że coś ukrywasz - powiedział z triumfem i mnie pocałował.
Odwzajemniłam pocałunek z uśmiechem. Zayn był naprawdę wyjątkowy. Czasami zastanawiałam się, dlaczego na niego trafiłam. Czy tak miało być? Czy to po prostu zwykły przypadek?  Choć w sumie, to było nieważne. Liczyło się to, że miałam go przy sobie.
W końcu zapalił silnik i odwiózł mnie do domu. Pożegnałam go buziakiem i weszłam do środka. Przy drzwiach wejściowych zakręciło mi się w głowie. Musiałam oprzeć na nich głowę i wziąć kilka głębszych oddechów. W progu powitała mnie Lily. Po jej minie widziałam, że chce mi zdać relacje z najnowszej randki z Liamem, ale się powstrzymywała. Wiedziała, że nie jestem w nastroju. Rodzice znów gdzieś wyjechali. Tym razem w żaden sposób nie mogli tego odwołać. Od tego zależało wiele spraw związanych z ich biznesem. A ja nie miałam im tego za złe. Bardzo się zmienili. I dzwonili po kilka razy dziennie. Weszłam do swojego pokoju i od razu poszłam pod prysznic. Musiałam jakoś się zrelaksować. Włosy spięłam w luźnego koka, przebrałam się w piżamę i usiadłam w swoim łóżku. Bardzo wiele rzeczy nabrało innego znaczenia. Max nie żył. Eric i Jess chcieli zniszczyć mi życie. Zayn był przy mnie i miałam w nim oparcie. Rodzice stali się normalni i zatroskani. A ja? Zrozumiałam jak powinno być od samego początku. Zostało mi 6 miesięcy. Mój stan zdrowia ciągle się pogarszał. Nie bałam się śmierci, bo od zawsze wiedziałam, że umrę. Bałam się tego, że będę musiała zostawić JEGO. Bałam się, że po prostu zniknę i nigdy więcej go nie zobaczę. I bałam się tego, co on zrobi, gdy mnie już nie będzie. Nie chciałam, by się załamał i zamknął w sobie. Chciałam by żył i w pełni z tego życia korzystał. Chciałam, by bawił się za nas dwoje. I chciałam też tego, by znalazł sobie kogoś, z kim ułoży sobie życie. Musiałam z nim porozmawiać. I musiałam powiedzieć mu o diagnozie. Próbowałam ułożyć sobie w myślach monolog, który mogłabym wygłosić, ale na myśl nie przychodziło mi ani jedno słowo. Postanowiłam poczekać. Zerwać z nim kontakt na kilka dni. Przemyśleć wszystko. Nie wiedziałam tylko, czy bez niego wytrzymam. To nie miało sensu. Dlaczego musiałam być chora? Dlaczego właśnie ja? I dlaczego musiałam zdać sobie sprawę z powagi sytuacji tak późno? Wtuliłam głowę w poduszkę i zamknęłam oczy. Zawsze chciałam być twarda i nie pękać. Ale teraz to wszystko szlag trafił. Z moich oczu powoli zaczynały spływać łzy. Nie zatrzymywałam ich. Musiałam dać upust emocjom. Chciałabym dać sobie spokój ze wszystkim. Poczekać na śmierć i po prostu odejść. Ale nie potrafiłam umrzeć bez pożegnania z nim. To wszystko było zdecydowanie za trudne..

Minęło 5 dni. Na szczęście chłopaki musieli wyjechać i Zayna nie było na miejscu. Wiedziałam, że odkładając tą rozmowę raniłam i siebie, i jego, ale musiałam się do niej przygotować. Nadal nie wiedziałam, jak mu to powiedzieć. Przez te 5 dni prawie w ogóle nie wychodziłam z pokoju. Brałam leki i jadłam małe posiłki w kuchni, ale nic poza tym. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi i po chwili pojawiła się w nich Lily. Uśmiechnęłam się do niej smutno. Ona wiedziała o wszystkim. Niczego nie dało się przed nią ukryć. Usiadła obok i objęła mnie ramieniem.
-Wciąż myślisz, jak mu o tym powiedzieć? - spytała po prostu.
-Przez cały czas - westchnęłam - boję się, że słowa po prostu nie przejdą mi przez gardło.
-Ale wiesz, że musisz mu to powiedzieć..
-Wiem, Lily.. doskonale wiem. Chociaż wolę nie odbierać mu nadziei na to, że mogę wyzdrowieć. On myśli, że po przeszczepie wszystko powinno się ułożyć. A niestety tak nie jest.. nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo go kocham. Nie chcę go ranić.. nie chcę, by cierpiał przeze mnie..
-Lizzie, on doskonale wiedział, że jesteś chora - powiedziała spokojnie - zdawał sobie sprawę z zagrożenia. A mimo to się w tobie zakochał i widać, że zrobiłby dla ciebie wszystko. Wiedział, w co się pakuje. I bardzo cię kocha.
-Wiem to.. nie rozumiem tylko tego, dlaczego życie musi być tak skomplikowane?
-Tego chyba nikt nie wie.. a czy przez te 5 dni rozmawiałaś z nim chociaż raz?
-Nie.. - odpowiedziałam cicho - nie odbierałam telefonów.
-Dlaczego? - zdziwiła się.
-Ja.. nie wiem. Po prostu chciałam odetchnąć i wszystko przemyśleć.
-Elizabeth, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co on musi czuć? Wiesz jak on musi się martwić?
-Daj spokój, Lil, proszę. Nie dołuj mnie jeszcze bardziej.
-Wracają dzisiaj wieczorem. I to właśnie dzisiaj powinnaś z nim porozmawiać. Nie jutro, nie w inny dzień, tylko właśnie dzisiaj.
-A jak stchórzę?
-Nie stchórzysz. Pójdę tam z tobą, ale porozmawiasz z nim sama. Okey?
-Ale przecież będą zmęczeni po podróży i..
-Liz - ucięła - nic nie mów. Bądź gotowa za 3 godziny. I bez głupich wymówek.  
Po tych słowach po prostu wyszła, zostawiając mnie samą. Westchnęłam i padłam na łóżko, patrząc w sufit. Teraz nie miałam już wyboru. Ale Lily miała rację. Musiałam mu powiedzieć, bo tak dalej być nie mogło. Wolałam, żeby dowiedział się ode mnie, niż od niej, moich rodziców czy lekarza. W końcu niechętnie się podniosłam i poszłam wziąć prysznic. Przeczesałam włosy i spięłam je w luźnego koka, zrobiłam makijaż i poszłam do garderoby, gdzie ubrałam się TAK. Nie miałam siły grzebać w ciuchach, więc wzięłam to, co było pod ręką. Fizycznie byłam gotowa. Psychicznie - zdecydowanie NIE. Po kilkunastu minutach w moim pokoju znów pojawiła się Lily. Wiedziałam, że nadszedł czas. Pod domem czekała na nas taksówka, która odwiozła nas prosto pod dom chłopaków. Dopiero wtedy tak naprawdę zaczęłam się denerwować. Bałam się. Lily wzięła mnie pod rękę i nacisnęła dzwonek. Otworzył nam Harry. Wydawał się być wyraźnie zaskoczony, ale po chwili się uśmiechnął. Jego stosunek do mnie zmienił się już dawno. Choć czasami brakowało mi tego wspólnego dogryzania sobie.
-Zayn jest u siebie, a Liam w kuchni - powiedział po prostu.
-Dzięki, Hazz - odpowiedziała mu Lily i wspólnie weszłyśmy do domu.
Popatrzyła na mnie wzrokiem, który mówił "zrób to, teraz" i poszła do kuchni, przywitać się ze swoim chłopakiem. Wzięłam głęboki oddech i weszłam na górę. Zatrzymałam się przed drzwiami jego pokoju. Ręka mi drżała, ale zdołałam zapukać. Otworzył mi niemal od razu. Popatrzył na mnie zaskoczony, a potem odetchnął z ulgą.
-Chryste, Lizzie! Właśnie miałem do ciebie jechać! - powiedział i mocno mnie przytulił - Nic ci nie jest? Jesteś cała?
-Tak, Zayn, nic się nie stało - odpowiedziałam zdenerwowana - to znaczy.. tak jakby nic.
-O co chodzi? - spytał podejrzliwie.
-Możemy porozmawiać?
Nie odpowiedział. Po prostu wpuścił mnie do środka. Usiadłam na jego łóżku, a on zaraz obok mnie. Czułam jego zdenerwowanie i sama również drżałam. Bałam się tej rozmowy. Ale teraz nie było już wyjścia.
-Pamiętasz jak 5 dni temu rozmawialiśmy w samochodzie? - spytałam, a on kiwnął głową - wtedy powiedziałam ci, że wszystko jest w porządku, a ty nie uwierzyłeś.
-Bo doskonale wiem, że coś jest nie tak. Liz, proszę cię, powiedz mi o co chodzi. Ja tak dłużej nie wytrzymam. Proszę..
-Właśnie po to tu przyszłam. Żeby powiedzieć ci o czymś bardzo ważnym..
-O czym, Lizzie? - on również zaczął się bać.
-Przed moim wyjściem ze szpitala rozmawiałam z lekarzem. Wezwał mnie do siebie na rozmowę. Powiedział, że.. że mój organizm jest bardzo słaby i wyniszczony.. że są przerzuty.. i że nawet szpik mi nie pomoże, a mój dobry stan jest tylko chwilowy..
-Do.. do czego ty zmierzasz? - spytał, patrząc na mnie otępionym wzrokiem.
-Na sam koniec powiedział mi, że.. - zacięłam się. Te słowa nie chciały przejść mi przez gardło.
-Co ci powiedział? Lizzie, co on ci powiedział?!
-Że zostało mi tylko 6 miesięcy..
Po tych słowach w pokoju zapadła cisza. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, a Zayn siedział w otępieniu i się nie odzywał. W jednym momencie wstał i zaczął chodzić po całym pokoju.
-Nie, nie, nie - zaczął powtarzać - nie, to nie może być prawda! On kłamał! Ty z tego wyjdziesz, jestem pewien! Jeszcze coś da się zrobić! Będziesz żyła jeszcze przez długie lata!
-Zayn..
-Nie! Nic nie mów! Ja wiem, że tak będzie! Ty będziesz zdrowa, musisz być..
-Zayn przestań! - krzyknęłam i sama wstałam - Dobrze wiedziałeś, że jestem chora, gdy zaczęliśmy się spotykać. Powiedziałeś, że będziesz ze mną do końca, a teraz, gdy jest bardzo źle zaczynasz wariować? Może chcesz się wycofać, co?!
-Co? Nie, Liz, to nie tak..
-A jak? - mówiłam przez łzy - Powiedziałeś, że muszę być zdrowa. Byłeś ze mną, bo miałeś przekonanie, że wyzdrowieję. A gdy powiedziałam ci, że tak nie będzie, to chcesz się wycofać!
-Nie! O czym ty..
-Daj spokój. Wiem już wszystko.
-Lizzie..
-Daj mi spokój - syknęłam - poszukaj sobie dziewczyny, która jest zdrowa i z którą nie będziesz miał takich kłopotów.
Wzięłam torebkę i wyszłam z jego pokoju, trzaskając drzwiami. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Wiedziałam, że ta rozmowa będzie trudna, ale żeby aż tak? Nie chciałam go stracić, a to chyba właśnie się stało. Wybiegłam z ich domu, nie patrząc się za siebie. Przez łzy nie wiedziałam nawet dokąd idę. Wezwałam taksówkę i po prostu wróciłam do domu. Tego wieczora nie miałam już na nic ochoty. W tym momencie chciałam po prostu umrzeć..

___________________________
Cześć! 
Na początek bardzo Was przepraszam, że rozdziału nie było już 3 tygodnie.. chciałam go dodać zaraz po powrocie z Anglii, ale coś się stało i opublikował się tylko tytuł, a cały rozdział gdzieś zniknął :/ do tej pory sama nie wiem dlaczego.. i musiałam wszystko napisać od początku. 
Ale skończyłam i oto jest! :) Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Do końca opowiadania zostały 2 rozdziały i epilog . 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! <3
Czekam na Wasze opinie :) 
+ Kocham Waaaas ! ♥

15 komentarzy:

  1. Nienawidzę czekać na kolejne rozdziały ;/
    Pisz szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To takie smutne ;(
    Czekam na następny <33
    Ania xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chcę żeby umierała. Proszę nie kończ go smutnie. I nie uśmiercaj jej.
    Czekam na kolejny @JustinePayne81

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez ten rozdział i ciebie prawie płakałam, a moja siostra się ze mnie śmiała. :( Świetny rozdział. Pisz dalej i nie uśmiercaj jej, proszę

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział i trochę dziwna reakcja Lizzie, ale mam nadzieję że nasz kochany Liayn (Zayn+Lizzie) się pogodzą i ostatnie chwile spędzą razem, bo zapewne dziewczyna nie wyzdrowieje i zostawi go samego. Pozdrawiam cię serdecznie i daje kopa w dupę na dalsze rozdziały, które chyba pomału się kończą, racja?

    Zapraszam się serdecznie do odwiedza mojego bloga na którym wczorajszego wieczora pojawił się Rozdział 03 i jeszcze serdeczniej zapraszam cię do skomentowania i napisania szczerej prawdy. Nie bój się i pisz nawet negatywy! http://ciemnosc-wciaz-sie-ukrywa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny!
    Proszę nie uśmiercaj jej. Nie może umrzeć.
    A po za tym jesteś genialna i kochamm jak piszesz. <3
    Czekam na next'a. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham tego bloga... Jestem pewna że przy tych ostatnich rozdziałach będę ryczeć...

    OdpowiedzUsuń
  8. cuudowny jak zwykle!*.*
    tylko..szkoda ze juz prawie koniec..
    na 100% bede ryczec :(( nienawidze konca Twoich blogow, bo wszystkie sa wspaniale, i za kazdym razem tak bardzo zzywam sie z bohaterami, ze potem ciezko jest mi sie z nimi rozstac..
    ~smile!:)

    OdpowiedzUsuń
  9. suuuuuuper<3 czekam na następny!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. rozdział świetny:)
    Nie wierzę, że to już powoli koniec:(
    Jak ty to robisz, że tyle osób czyta twojego bloga???

    Jak będziesz miała czas, to zapraszam: http://natka99.blogspot.com
    Jest to historia Jess Evans i jej kuzynki Ashley.
    Opowiada o przyjażni, miłości, i podejmowaniu ważnych decuzji, które mogą zmienić nasze życie na zawsze.
    Jeśli choć trochę cię to zaciekawiło, to jeszcze raz serdecznie zapraszam do czytania i komentowania:)
    Natka

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział! Czekam na kolejny oxxo

    OdpowiedzUsuń
  12. ekhm...tego wieczoru a nie wieczora :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Lizzie troszkę przesadziła tą reakcją...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i przesadziła, ale nie dziw się. Ona sama jest poddenerwowana całą sytuacją i może nazbyt wszystko wyolbrzymia. Zostało jej 6 miesięcy, trochę wyrozumienia..

      Haha, tak właśnie :D

      Usuń