piątek, 2 sierpnia 2013

~Szesnasty~

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Domi <3
______________________________________________

Lizzie

Miałam dość szpitala. Od zawsze nienawidziłam tego miejsca. Nie chciałam dostawać kroplówek, słuchać pielęgniarek, chodzić na badania i przechodzić tego wszystkiego od nowa. Czułam się dziwnie. Nie pamiętałam niczego oprócz tego, że leżałam w łóżku Zayna, bo źle się poczułam. Później urywał mi się film. To uczucie było nieznośne. Myśl o tym, że przeszłam przeszczep, coraz bardziej mnie przerażała. Z moim zdrowiem coś musiało być bardzo nie tak. Jak mogłam do tego dopuścić? Jak w ogóle coś takiego mogło się zdarzyć? Siedziałam na swoim szpitalnym łóżku i patrzyłam przez okno. Chciałam opuścić ten budynek i znaleźć się jak najdalej od niego. Położyć się w łóżku Zayna i wtulić się w niego. Nie mogłam uwierzyć w to, że został dawcą. To dzięki niemu się obudziłam i mogłam dalej żyć. Nie rozumiałam tego, że narażał własne zdrowie, bym tylko poczuła się lepiej. On naprawdę musiał mnie kochać. Nagle, jak na zawołanie, rozległo się pukanie do drzwi, a chwilę później mój chłopak już całował mnie na powitanie. Smak jego ust był zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaka spotkała mnie tego dnia. Przysunął sobie krzesło i usiadł, patrząc na mnie z uśmiechem.
-Wyjdziesz stąd lada dzień - powiedział - twój stan zdrowia się poprawia.
-Mam nadzieję - westchnęłam - powoli nie wytrzymuję. Nienawidzę szpitali. To miejsce pachnie przygnębieniem i śmiercią. Chcę do domu..
-Wiem. Wytrzymaj jeszcze kilka dni. W końcu stąd wyjdziesz i wszystko wróci do normy. Jeszcze tylko trochę. Muszą mieć pewność, że to się nie powtórzy.
-Zayn.. - powiedziałam cicho - i ja, i ty, i wszyscy lekarze doskonale wiemy, że to się powtórzy.
-Daj spokój, nie mów o tym teraz.
-Jak mam o tym nie mówić? Jestem coraz słabsza, rozumiesz? Mój czas jest policzony..
-Lizzie, przestań - skarcił mnie - czasu masz jeszcze bardzo dużo. Przecież były już takie przypadki, że nieuleczalną chorobę dało się wyleczyć. Cuda się zdarzają. Wierzę, że tym razem też tak będzie.
-Daj spokój - prychnęłam - cuda? Na cud trzeba sobie zasłużyć. Jestem już tym wszystkim po prostu zmęczona. Chciałabym w końcu mieć to w dupie, ale się nie da. Boję się.. po raz pierwszy w życiu przyznaję, że się boję..
-Nie bój się - powiedział miękko i mnie do siebie przytulił - jestem przy tobie i zawsze będę. Damy sobie radę, zobaczysz. Możemy osiągnąć wszystko. Razem pokonamy przeszkody.
-Jesteś moim aniołem, wiesz? Gdyby nie ty..
-Daj spokój - przerwał mi i pocałował w czoło - ja nic nie robię. Po prostu chcę być przy tobie, bo to daje mi największe szczęście. Kocham cię jak jakiś wariat! To szaleństwo, ale bardzo mi się podoba.
-Nie wolałbyś mieć dziewczyny, która jest zdrowa? Która żyłaby z tobą aż do starości? Z którą będziesz miał dzieci i wnuki?
-Chcę tylko ciebie.
-Ale ja nie mogę ci tego dać..
-Nie obchodzi mnie to, rozumiesz? Liz, niech wreszcie dotrze do ciebie fakt, że jesteś dla mnie wszystkim! Nie zamieniłbym cię za nikogo innego. Ty dajesz mi szczęście i to na twój widok się uśmiecham. Nie chcę nikogo innego i skończ z takimi pierdołami. Kocham tylko ciebie.
-Ja też cię kocham - w końcu się uśmiechnęłam - jesteś niesamowity.
-Jestem twój.
Po tych słowach mnie pocałował, a ja poczułam motyle w brzuchu. Byłam pewna, że Max nigdy by się tak nie zachował. Odwiedziłby mnie raz, czy dwa a potem by odpuścił i poszedł na imprezę. On i Zayn byli zupełnie inni. Zayn był czuły, opiekuńczy i kochany, a Max porywczy, zniecierpliwiony i nic by go to nie obchodziło. Byle by wyjść, napić się i naćpać.
Zayn siedział u mnie przez cały dzień. Dopiero pod wieczór lekarz poprosił go, by wyszedł. Na szczęście nie robili mi badań, tylko podawali lekarstwa. Mimo wszystko nie czułam się najlepiej. Przez mój tryb życia bardzo naraziłam swoje zdrowie. Żałowałam każdej imprezy, każdej kropli alkoholu, każdego papierosa i każdego skręta wypalonego ze starymi znajomymi. To nie miało już żadnego znaczenia. Kiedyś moje życie nie miało sensu. Chciałam po prostu przeżyć i wiedzieć, że było fajnie. Teraz chciałam żyć jak najdłużej, by być z Zaynem. On był moją siłą, motywacją i oparciem.
Mijał dzień za dniem. Ciągle czekałam tylko na to, by usłyszeć, że wychodzę do domu. I w końcu się doczekałam. Do mojej sali wszedł lekarz i oznajmił, że mój stan się poprawił i jestem w stanie wrócić do normalnego życia. Byłam tak szczęśliwa, że miałam ochotę zacząć skakać. Dostałam jakieś nowe leki, całą listę rzeczy, które powinnam robić, a których nie i w końcu mogłam wyjść z tego cholernego miejsca. Tego dnia Zayn z chłopakami byli na jakimś ważnym wywiadzie, więc nie mógł mnie odebrać, ale na szczęście zrobiła to Lily. Przywiozła mi ubrania i kosmetyki. Doprowadziłam się do porządku i jak najszybciej opuściłam szpital. W końcu poczułam delikatny powiew wiatru na skórze, a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Lily tylko wywróciła oczami i zaśmiała się. Wsiadłyśmy do samochodu i już po kilkunastu minutach byłam w domu. Szybko poszłam do swojego pokoju i padłam na łóżko. Lily weszła zaraz za mną.
-Była u ciebie Jessie - powiedziała, a ja się skrzywiłam - była nieźle wkurzona. Myślałam, że zaraz się rozpałcze.
-Kto? Ona? - zdziwiłam się -Rozpłakać się? Kochana, ty chyba nie znasz tej suki..
-Naprawdę tak wyglądała! Pytała o ciebie. Powiedziałam tylko, że cię nie ma. Zaczęła coś krzyczeć i mówić, że przyjdzie jeszcze dzisiaj.
-Nie powiedziała, o co jej chodzi?
-No właśnie nie. Wpadnie zapewne dziś.
-Yh.. nie mam ochoty widzieć tego, co ona nazywa twarzą. Moje nerwy mogą tego nie wytrzymać.
-Nie ciekawi cię, czego ona może chcieć?
-To Jess - westchnęłam - zapewne przyjdzie mnie przekonywać, żebym wróciła do ich paczki. A mnie to kompletnie nie rusza.
-Pożyjemy, zobaczymy.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Lil była wspaniałą kuzynką i przyjaciółką. Ona i Zayn stanowili dla mnie największą podporę. Kiedy wyszła z mojego pokoju, poszłam pod prysznic i relaksowałam się ciepłą wodą, która delikatnie obmywała moje ciało. W końcu wyszłam, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się w TEN zestaw. Zastanawiałam się, co robić przez resztę dnia. Zeszłam na dół do kuchni, żeby się czegoś napić i właśnie w tym momencie do mojego domu wpadła Jessie. Bez pukania czy dzwonienia. Po prostu wtargnęła do środka. Stanęłam zaskoczona i spojrzałam na nią jak na idiotkę. Była wyraźnie wkurzona i, naprawdę, wyglądała jakby płakała.
-Istnieje coś takiego jak dzwonek - warknęłam.
-To wszystko twoja wina! - krzyknęła, czym kompletnie mnie zdziwiła.
-Moja wina, że nie wiesz, co to dzwonek? - zakpiłam zdezorientowana.
-To twoja wina ty nic nie warta szmato! - krzyknęła i podeszła kilka kroków - To wszystko przez ciebie! Jesteś z siebie zadowolona?!
-Cholera, Jess - wkurzyłam się - o czym ty do mnie mówisz? Jaka moja wina? Co ci się znowu popieprzyło?
-Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi, suko! W ogóle cię to nie obchodzi, prawda?! Masz w dupie to, co się stało! Za kogo ty się do cholery uważasz?!
-Kurwa, dość! - krzyknęłam - Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz! Przez ostatnie dwa tygodnie byłam w szpitalu i wyszłam dopiero dzisiaj! Nie mam pojęcia o czym ty mi tu pierdolisz, więc może łaskawie mi to wytłumaczysz?!
To na chwilę ją uciszyło. Popatrzyła na mnie zaskoczona. Wpatrywałyśmy się w siebie bez słowa. Nie miałam bladego pojęcia o czym ona mówiła. Co do cholery mogło się stać, żeby tak na mnie naskakiwała?
-Ty.. ty nic nie wiesz? - spytała w końcu.
-No jak widać nie - prychnęłam - wchodzisz do mojego domu i robisz mi awantury a ja nawet nie wiem w jakim celu i na jaki temat! Cholera, Jessie. O co ci do kurwy chodzi?
-Max nie żyje - powiedziała, a mnie kompletnie zamurowało - zaćpał się. Eric znalazł go przedwczoraj w nocy w jego mieszkaniu.
-Złoty strzał? - zdołałam wykrztusić.
-Tak. Nic nikomu nie powiedział. Nie wiedzieliśmy, że coś takiego planował! A to wszystko przez ciebie..
-Przeze mnie? - znowu się zdziwiłam - A co ja mam wspólnego z jego śmiercią? Może mi powiesz, że to ja wpakowałam mu igłę w żyłę, co?!
Jess tylko zacisnęła usta i zaczęła grzebać w torebce. Po chwili wyciągnęła w moim kierunku białą kopertę. Wzięłam ją do ręki, nie wiedząc, o co chodzi.
-Z tego dowiesz się wszystkiego - powiedziała ostro.
Po tych słowach odwróciła się i po prostu wyszła. Stałam w korytarzu zdezorientowana. Max nie żyje? Złoty strzał? To było przecież niemożliwe! Max kochał życie i wieczne imprezy. Jak mógł tak po prostu popełnić najgorsze samobójstwo? Bez słowa wróciłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i otworzyłam kopertę, z której wyjęłam zwykłą kartkę z zeszytu. Otworzyłam ją i od razu rozpoznałam jego charakter pisma. Od razu zaczęłam czytać..

Nigdy nie zastanawiałem się, jak powinien wyglądać list samobójcy, bo nigdy nie zamierzałem nim być. Jak widać życie potrafi zaskakiwać, co nie? Zapewne zdziwi was moja śmierć i słusznie. To wszystko przestało mieć dla mnie sens. Te imprezy, chlanie i ćpanie. A wszystko przez jedną osobę. Myślałem, że zdołam JĄ odzyskać, ale się nie udało. Ona kocha tego zasranego sukinsyna, który uważa się za nie wiadomo kogo. Okey, nie powinienem był robić tego, co zrobiłem wtedy na polanie. Po prostu cholernie brakowało mi jej bliskości. O ile wiecie o czym mówię. To wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Grałem drania bez uczuć, ale taki nie byłem. Po prostu byłem o nią chorobliwie zazdrosny, a bez niej nie potrafię żyć. Jakie to banalne, prawda? "Nie kocha mnie to się zabiję". Ale co innego mi pozostaje? Żyć i patrzeć jak tamten obleśny idiota ją dotyka? Mam patrzeć jak ona się to niego lepi? Nie, dzięki. Moja śmierć pomoże wielu osobom. Kocham Liz. I raczej nie przestanę. Wolę umrzeć teraz niż mieć takie gówniane życie. Zapewne za niedługo ją zobaczę, ale nie wiem ile czasu jeszcze jej zostało. Żyjcie, bawcie się, ćpajćie, ruchajcie. Co chcecie. Do zobaczenia kiedyś tam. Sorry za wszystko.
Max ..

Myślałam, że zaraz zwymiotuję. Przeczytałam jego list dwa razy i dopiero wtedy dotarło do mnie znaczenie jego słów. Zabił się, bo mnie kochał? Przecież to kompletnie bez sensu! Okazywał to w bardzo dziwny sposób. Zwłaszcza z tym gwałtem. Max naprawdę był idiotą i psycholem. Nie wiedziałam, dlaczego nagle w moich oczach pojawiły się łzy. Może to przez te wszystkie wspólne wspomnienia. W końcu nie zawsze był skurwysynem. Nie mogło dotrzeć do mnie to, że się zabił. I to jeszcze za pomocą narkotyków. Położyłam jego list na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Czy to była moja wina? Czy to ja zawiniłam? Jess i Eric zapewne właśnie tak myśleli. Obwiniali mnie o jego śmierć. Nienawidziłam go za ten gwałt i za to, że miałam takie życie a nie inne. Ale teraz.. on mnie kochał? Naprawdę kochał? Jakoś trudno mi było w to uwierzyć. Jess pałała do mnie nienawiścią, bo Max się zabił. To wszystko nie miało żadnego sensu. Co miałam o tym wszystkim myśleć? Zerwaliśmy ze sobą z jego winy. To on zawinił, nie ja. Choć.. wina zawsze leży po obu stronach. Może w ogóle nie powinniśmy być razem. Ten związek od początku był pomyłką. To Zayna kochałam. On był dla mnie wszystkim. Max nigdy by taki nie był. Zawsze byłby tym rozpieszczonym dzieciakiem, który za koke czy amfe oddałby wszystkie pieniądze. Był uzależniony. A ja nie. Dwa różne światy? Czy mogłam to tak nazwać? Myślałam, że głowa eksploduje mi od myśli. Znowu nowe komplikacje. Czy ja nie mogłam mieć ani odrobiny spokoju? 
Kilka godzin później zjawił się Zayn. Powitał mnie uśmiechem, którego niestety nie mogłam odwzajemnić. Wręczył mi długą, czerwoną różę i ucałował na powitanie. Słodki i romantyczny. Cały Malik. Usiadł obok mnie i coś mówił, ale go nie słuchałam. Ciągle zaprzątałam sobie głowę śmiercią Maxa. To naprawdę nie miało sensu.
-...i wtedy pomyślałem, że.. Lizzie, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - jego głos wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Emm.. przepraszam cię, ale nie mam do niczego głowy.
-Coś się stało? 
-Max nie żyje. Zaćpał się.
Zayn wyglądał na zaskoczonego. Nie spodziewał się takiej informacji. 
-Tak po prostu? - spytał zmieszany.
Westchnęłam i podałam mu list. Szybko go przeczytał i odłożył. Nie odezwał się przez dłuższą chwilę. Wiedziałam, że wiele go to kosztuje. Splotłam palce i spojrzałam w podłogę. Nienawidziłam takiej ciszy.
-Uważasz.. - odezwał się w końcu - że to twoja wina?
-Nie wiem.. - odpowiedziałam zrezygnowana - przecież nie kazałam mu się zabijać.
-A.. czujesz się winna jego śmierci? 
-Zayn, skąd takie pytania? - zirytowałam się.
-Po prostu nie chcę, żebyś obwiniała się o jego śmierć. To był jego wybór. Nikt go nie zmuszał do tego, żeby się zabijać. To on zdecydował, że nie chce mu się żyć. Ty nie miałaś z tym nic wspólnego. To on podjął decyzję.
-Zabił się, bo mnie kochał. Naprawdę sądzisz, że nie miałam z tym nic wspólnego?
-Kochał? - zirytował się - Czy ty się słyszysz? Gdyby cię kochał, to by cię nie zgwałcił do cholery! To nie była miłość. Napisał tak tylko dlatego, żeby dać twoim dawnym znajomym jakiś powód. A może po prostu nie mógł znieść głodu narkotyków? Nie miał już na działki to się zabił, żeby mu było łatwiej.
-Max i brak kasy? Zayn, on był bogaty! Mógł mieć absolutnie wszystko, co chciał! Nowe samochody, ciuchy, sprzęt, narkotyki też. 
-Skąd możesz to wiedzieć? Lizzie, proszę cię, daj spokój. To była jego decyzja. Mógł się o ciebie starać. Dawać ci do zrozumienia, że jesteś dla niego ważna. A co zrobił? Wykorzystał cię. Nie dbał o to, że nie chciałaś i mogło cię to boleć. Chciał zaspokoić swoje potrzeby, a to nie jest miłość.
-Dobra, skończmy ten temat. Jestem już zmęczona tym wszystkim. Pójdę jutro na pogrzeb i zamknę w swoim życiu rozdział pod tytułem "MAX GILBERT". Nie będę do tego wracać. Mam miliony swoich problemów. 
-Podoba mi się twoje podejście - uśmiechnął się - więc co powiesz na moją propozycję?
-Jaką propozycję? - zdziwiłam się.
-Yh.. no tak, nie słuchałaś mnie. Ja, ty, Liam, Lily, Louis, Sandy, Niall i Harry wybieramy się do kina a potem na plażę. Co ty na to?
-Kiedy?
-Za 15 minut. To jak?
-W sumie.. czemu nie.
-Wiedziałem, że się zgodzisz - powiedział i pocałował mnie.
Nie chciałam od razu kończyć pocałunku. Przyciągnęłam go do siebie i usiadłam mu na kolanach. Chciałam rozkoszować się jego bliskością. Niestety nie było na to czasu. Odkleiłam się od niego i poszłam do garderoby. Założyłam swoje ulubione bikini, na które narzuciłam zwiewną, letnią sukienkę i ubrałam brązowe rzymianki. Do torby spakowałam ręcznik, olejki do opalania, bluzę i inne duperele. Wróciłam do swojego pokoju. Zayn stał przy drzwiach. Na dole już siedziała cała reszta. Przywitałam się ze wszystkimi i wsiedliśmy do dużego vana, stojącego na naszym podjeździe. Zapowiadał się naprawdę bardzo mile spędzony dzień.

______________________________
Tralalal, przybywam do Was z rozdziałem 16! :) 
Wiem, że nie było długo, ale dopiero dzisiaj odzyskałam internet. Można powiedzieć, że w ostatniej chwili :) Może nie jest zbyt długi, ale chciałam go wstawić niezbyt późno, a zaraz wychodzę. Poniedziałek Londyn <3 Achh..
I znowu muszę zostawić Was na 2 tygodnie, bo raczej nie będę mieć internetu na obozie językowym, ale wstawię 17 zaraz jak wrócę :) 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3
Bardzo Was proszę o opinie, bo widzę, że jest ich coraz mniej .. ;c
Udanych wakacji <3
I do napisaniaaa! : )) 

17 komentarzy:

  1. OMG!
    Max nie żyje..?! zaskoczyło, mnie to! nawet bardzo!
    Zayn jest uroczyy <3
    Jak dobrze, że Liz, wyszła już ze szpitala i jest w miarę ok. ^^
    udanego wyjazdu siostro!
    czekam na next <3
    pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste i to tyle w tym temacie :DD

    OdpowiedzUsuń
  3. aaah świetny <33
    udanego pobytu w Londynie kochanie <33
    Ania xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny na początku trochę przesłodzony ale w dalszym ciągu (nie będę się wyrażać wulgarnie) mi się bardzo podoba

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, świetny!! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Yeah :P To jest świetne.
    Szkoda mi Maxa, ale to była chora miłośc.
    Jessi ją nienawidzi. Może kiedyś jej wybaczy.
    Pozdrawiam @JutinePayne81

    OdpowiedzUsuń
  7. Komentuję bo wiem że to świetna motywacja a rozdział ten jak i wszystkie inne są genialne :*

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny <3
    dobrej zabawy w Anglii *o*

    OdpowiedzUsuń
  9. Max umarł ? :O Żałuj, że nie widziałaś mojej miny na koniec tego rozdziału. Ale jest zajebisty *.* Dobrze, że Liz już nie siedzi w szpitalu
    Jeśli ci się nudzi, wpadnij : http://possible-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. cooooodoooo! *.*
    oczywiście mam nadzieje, że dobrze bawisz się w Londynie! ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomniałam się podpisać mój TT-@Iziulka

      Usuń
  11. Boże cudowne *.* Super rozdział :)

    Zapraszam w wolnej chwili :) http://onedirection-polish-imaginy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. < 33333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  13. Lizzy na koniec umrze prawda? :(

    OdpowiedzUsuń