Minęło pół roku. Cholerne, puste 6 miesięcy. Moje życie straciło swój sens. Nie miałem już dla kogo walczyć. Wszystko się skończyło. Absolutnie wszystko. Tamten dzień pamiętałem doskonale. Śnił mi się niemal codziennie. To wyjaśniało fakt, dlaczego nie mogłem spać...
Obudziłem się rano wtulony w Lizzie. Jak zwykle ucałowałem ją w czoło i już miałem wstawać, ale coś mnie zaniepokoiło. Jej czoło było zimne. Cała jej skóra była chłodna. Przestraszyłem się nie na żarty. Myślałem, że po prostu jest jej zimno, ale.. jak mogłem tak się pomylić? Próbowałem ją obudzić. Potrząsałem nią, później zacząłem krzyczeć. Ani drgnęła. Przystawiłem ucho do jej serca i dopiero wtedy dotarła do mnie cała prawda. Jej już nie było. Już nigdy się nie obudzi. Zacząłem krzyczeć i płakać. Krzątałem się po całej sali i waliłem pięściami w białe, szpitalne ściany. Do sali wpadł lekarz i 3 pielęgniarki. Widocznie usłyszeli mój głos. Zobaczyli mnie. Roztrzęsionego i zapłakanego. Oni też już wiedzieli. Podeszli do Lizzie i zbadali jej puls, który zanikł na zawsze. Nie panowałem nad sobą. Nie wiedziałem, jak się zachować. To nie mogła być prawda. To musiał być jakiś pieprzony żart, albo zły sen. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że.. że tak po prostu odeszła. Podszedłem do jej łóżka, złapałem za rękę i ucałowałem ją.
-Liz.. obudź się - mówiłem ledwo przytomnym i zapłakanym głosem -wstań do cholery! Wiem, że mnie słyszysz.. wiem, że tam jesteś.. Lizzie obudź się! Nie rób głupstw.. to nie jest śmieszne.. kochanie, błagam! Otwórz oczy! Pozwól mi jeszcze raz zobaczyć ich piękny, brązowy kolor.. otwórz usta, bym mógł usłyszeć twój głos.. wykonaj jakikolwiek ruch! Proszę! Lizzie..
Lekarz z trudem mnie od niej odciągnął. Przybiegło następnych dwóch, którzy musieli mnie trzymać. Choć w sumie to i tak nie było potrzebne. Opadłem na kolana i schowałem twarz w dłoniach. Płakałem. Naprawdę płakałem. Nie dbałem o to, że jestem dorosłym facetem. Rozpłakałem się jak dziecko. Kiedy do sali wpadli jej rodzice, rozpętało się istne piekło. Płacz, krzyki, nerwy.. mamie Lizzie podano środki uspokajające i zaprowadzono do innego pomieszczenia. Jej ojciec ledwo się trzymał. W końcu i mnie chcieli stamtąd zabrać, ale się nie dałem. Nie chciałem wychodzić. Nie chciałem jej zostawiać. Obiecałem, że nigdy jej nie zostawię!
-Ona nie żyje - powiedział lekarz, sprawiając mi największy ból, jaki w życiu czułem - przegrała z chorobą, Zayn. Nie wrócisz jej życia.
-Kłamie pan.. - odpowiedziałem cichym i niewyraźnym szeptem.
-Chciałbym, ale.. jej już nie ma. Przykro mi.
Wyprowadzili mnie z jej sali na korytarz. Na jednym z krzeseł zobaczyłem Lily. Siedziała i patrzyła przed siebie. Jej twarz nie wyrażała niczego. Widziałem, jak kurczowo zaciska pięści, a łzy spływają po jej policzkach. Wyglądała na spokojną, ale wiedziałem, że w środku ma kompletny chaos. Podszedłem i usiadłem obok niej. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez i po prostu się do mnie przytuliła. Płakaliśmy obydwoje na szpitalnym korytarzu. Ludzie przechodzili obok nas obojętnie. Nie obchodziło ich to, że właśnie straciliśmy osobę, która była nam bardzo bliska. Osobę, której już nigdy mieliśmy nie zobaczyć...
Ten dzień był jak koszmar, z którego jak najszybciej chciałem się wybudzić, jednak nie mogłem. Już zawsze miałem tkwić w tej przestrzeni pustki, której nic nie mogło wypełnić. Jej pogrzeb.. myślałem, że nie wytrzymam, gdy widziałem tak wielu ludzi w czerni, którzy płakali, choć niektórzy nawet jej nie znali. Nie byli z nią tak blisko jak ja, Lily, jej rodzice czy nawet Jessie z Erickiem. Ta ostatnia dwójka stała blisko mnie. Jess się zmieniła i wiedziałem to. Wiedziałem, że jej łzy są prawdziwe. Co do Ericka nigdy nie byłem pewien. Nie znałem go. Nie miałem z nim do czynienia. Ale.. w końcu był jej przyjacielem. Miesiąc po jej śmierci jej rodzice się wyprowadzili. Nie jakoś daleko. Zamieszkali w Brighton. Lily oczywiście wyjechała z nimi, ale nie przeszkadzało jej to w widywaniu się z Liamem. Nadal byli razem. I nadal się kochali. Pamiętaliśmy o obietnicy, którą złożyliśmy jej niedawno przed jej śmiercią. Zaraz po pogrzebie razem z Harrym, Niallem, Louisem i Liamem poszliśmy do clubu, w którym poznałem Lizzie. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i piliśmy. Po prostu piliśmy. Nikt nic nie mówił, a ja nie miałem ochoty rozmawiać. Chciałem choć na chwilę zapomnieć o tym, że jej już nie ma. Chciałem poczuć się, jak dawniej, gdy jeszcze wszystko było okey. Cała nasza znajomość przeleciała mi przed oczami. Pierwsze spotkanie, odrzucenie, zbliżenie, aż w końcu głębokie uczucie. To była najpiękniejsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała.
Teraz minęło już cholerne pół roku, a pustka w moim sercu ani trochę nie została załatana. Wciąż czułem się okropnie. Po licznych namowach chłopaków wróciłem do zespołu, ale to już nie było to, co kiedyś. Patrzyłem na związek Liama i Lily, czy Louisa i Sandy i czułem w środku głębokie uczucie zazdrości. Miałem wszystko. Teraz nie zostało mi nic. Wciąż kochałem Lizzie. Wciąż na nią czekałem. W rogu mojego pokoju stał stolik, zaścielony czarnym obrusem. Na nim stało 5 ramek ze zdjęciami. Trzy samej Liz i dwa, na których byliśmy razem. Stał tam również bukiet świeżych róż i świeczka, którą zapalałem zawsze rano i gasiłem na noc. Była dobrze zabezpieczona, więc miałem pewność, że nic się nie zapali.
Była ciemna noc. Wyszedłem z domu i pojechałem na cmentarz. Było już po północy. Wszystko było zamknięte. Zaparkowałem samochód niedaleko bramy i poszedłem na jej grób. Usiadłem na zimnej ławce i patrzyłem na marmurowy nagrobek ze łzami w oczach. Siedziałem w zupełnej ciszy. Byłem sam. Moje emocje były bardzo silne. Nie umiałem sobie z nimi radzić. Nikt nie potrafił pomóc. Ani rodzina, ani przyjaciele.. nikt. Z tym musiałem poradzić sobie sam. Jednak minęło pól roku i nadal nie umiałem. Tęskniłem za nią. Oddałbym wszystko, by móc zobaczyć ją chociaż przez chwilę. Oddałbym absolutnie wszystko, by móc wziąć ją w ramiona i mocno do siebie tuląc, złożyć na jej ustach ostatni pocałunek. Cały się trząsłem. Nie chodziło o to, że było zimno. Zawsze, gdy siadałem w tym miejscu, kierowały mną silne emocje, których za nic nie potrafiłem opanować. Patrzyłem w jej zdjęcie. W jej uśmiechniętą twarz i duże, brązowe oczy. Zostało już tylko zdjęcie. Jej ciało było pod ziemią, a dusza.. dusza była w niebie. Nagle i niespodziewanie ktoś usiadł obok mnie. Byłem tak zamyślony, że nie usłyszałem odgłosu silnika, ani żadnych kroków. Obok mnie był Liam. Nawet z nim nie potrafiłem rozmawiać. W sumie to z nikim nie rozmawiałem. Od śmierci Lizzie omijałem ten temat. Wolałem wszystko zatrzymać dla siebie. Tylko dla siebie.
-Co tu robisz? - spytał z troską.
-Obiecała.. - powiedziałem słabo - obiecała, że jeszcze się spotkamy..
-Zayn.. - jego głos wyrażał ból i rezygnację - ona nie żyje..
-Cicho bądź.. przecież doskonale o tym wiem.. - odpowiedziałem, zaciskając powieki.
-Minęło już pół roku..
-I czym jest to pół roku, Liam? Czym są te cholerne miesiące? No czym? Myślisz, że zapomniałem? Myślisz, że boli mniej? Jeżeli tak, to się mylisz. Ja nadal ją kocham...
-Wiem, że ją kochasz... ona ciebie również.. ale myślisz, że gdyby żyła, chciałaby widzieć cię w takim stanie? Chciałaby widzieć, co się z tobą dzieje? Pękłoby jej serce.
Na jego słowa wspomnienia znów wróciły. Przed oczami stanął mi dzień, dwa tygodnie przed jej śmiercią, gdy siedziałem w jej sali, a ona wtulona we mnie cicho płakała..
-Co tu robisz? - spytał z troską.
-Obiecała.. - powiedziałem słabo - obiecała, że jeszcze się spotkamy..
-Zayn.. - jego głos wyrażał ból i rezygnację - ona nie żyje..
-Cicho bądź.. przecież doskonale o tym wiem.. - odpowiedziałem, zaciskając powieki.
-Minęło już pół roku..
-I czym jest to pół roku, Liam? Czym są te cholerne miesiące? No czym? Myślisz, że zapomniałem? Myślisz, że boli mniej? Jeżeli tak, to się mylisz. Ja nadal ją kocham...
-Wiem, że ją kochasz... ona ciebie również.. ale myślisz, że gdyby żyła, chciałaby widzieć cię w takim stanie? Chciałaby widzieć, co się z tobą dzieje? Pękłoby jej serce.
Na jego słowa wspomnienia znów wróciły. Przed oczami stanął mi dzień, dwa tygodnie przed jej śmiercią, gdy siedziałem w jej sali, a ona wtulona we mnie cicho płakała..
Był późny wieczór. Za oknami robiło się już ciemno. Leżałem w łóżku razem z Liz, próbując ją jakoś uspokoić, co wcale nie było łatwe.
-Wiem, że mój koniec jest już bliski - mówiła z bólem - wiem, że za niedługo będziemy musieli się pożegnać.. na zawsze..
-Przestań - odpowiedziałem, całując ją w czoło - na pewno mamy jeszcze mnóstwo czasu. Dobrze się trzymasz, wyniki nie są krytyczne.. jeszcze sporo przed nami.
-Nie, Zayn. Czuję, że to już za niedługo. Mam w sobie to dziwne przeczucie, że zostało mi już niewiele czasu.. to mnie przeraża.
-Kochanie, jestem z tobą. A dopóki tu jestem, nic złego ci się nie stanie.
-Nie możesz mi tego obiecać. Ale.. możesz obiecać coś innego.
-Złożyłem ci już całą masę obietnic, skarbie. Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić?
-Chcę.. to znaczy nie chcę, żebyś po mojej śmierci całkowicie się załamał.. stracił kontakt z ludźmi.. żebyś zamknął się w sobie i próbował sobie radzić sam.. nie chcę tego, rozumiesz? Nie chciałabym widzieć cię w takim stanie.. chciałabym, żebyś po prostu żył na nowo. Żebyś poznał nowych ludzi.. zaczął zupełnie nowy rozdział w swoim życiu.. nie opłakuj mnie. Idź przed siebie. Droga twojego życia jest jeszcze długa i pełna niespodzianek. Nie żyj przeszłością. Ja zawsze będę cię kochać. I wiem, że ty mnie też. Ale.. proszę cię, po prostu żyj. Znajdź sobie kogoś, ułóż życie.. nie trzymaj po mnie żałoby. Nie chcę, żebyś cierpiał...
-To tylko słowa, Lizzie. Nic nie zapełni tej pustki, którą po sobie pozostawisz. Nie będę potrafił tak po prostu żyć, kiedy.. kiedy ciebie już nie będzie.. nie umiem sobie wyobrazić mojego życia bez twojej obecności.. to niewykonalne.
-Proszę cię, Zayn. Spróbuj.. postaraj się.. ja zawsze będę nad tobą czuwać. Nie zostawię cię. Będziesz czuł moją obecność, ale.. nie będziesz mnie widział. Tylko to się zmieni. Bądź szczęśliwy.. Moje dusza będzie krwawić, gdy ty będziesz nieszczęśliwy.. zrób to dla mnie.. dla naszej miłości..
-Lizzie..
-Obiecaj, że się postarasz - przerwała mi, patrząc na mnie oczami pełnymi łez - obiecaj, słyszysz?!
-W porządku.. obiecuję.. - powiedziałem z bólem i jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem.
To była najtrudniejsza rzecz w moim życiu. Choć.. wszystko było tak cholernie trudne, że nie potrafiłem wyobrazić sobie swojej przyszłości..
Tak. Lizzie nie chciała, żebym żył w smutku, bólu i samotności. Szkoda tylko, że nie wiedziała, że inaczej po prostu się nie da. Na każde wspomnienie jej osoby moje serce zalewała nowa fala bólu. Co z tego, że minęło pół roku? CO Z TEGO? Czas leciał naprzód, niezatrzymany przez nic. Ale moje życie zatrzymało się w miejscu.. w tym momencie, gdy usłyszałem słowa lekarza.. "Ona nie żyje..".
-Nie potrafię bez niej żyć - powiedziałem, zaskakując samego siebie. Słowa same wychodziły z moich ust - nie potrafię, rozumiesz? Tęsknię za nią tak cholernie.. ta pustka w moim sercu nie daje o sobie zapomnieć. Nie umiem iść naprzód.. nie umiem cieszyć się życiem.. jestem wrakiem człowieka, pozbawionym jakichkolwiek uczuć do innych! Moje serce biło dla niej.. moje życie było dla niej.. a teraz? Co mam zrobić, Liam? Nie potrafię sobie poradzić.. nie umiem o tym wszystkim zapomnieć.. wspomnienia nawiedzają mnie na każdym kroku.. i w dzień, i w nocy.. cały czas. Nadal kocham tylko ją..
-A ona kocha ciebie. Mimo tego, że nie ma jej na ziemi. Powinieneś żyć i za siebie, i za nią. Powinieneś uśmiechać się za was oboje.. powinieneś iść naprzód za was oboje! Zayn, zrozum i pomyśl. Czy gdybyś to ty umierał, chciałbyś, aby ona zachowywała się tak, jak ty teraz? Chciałbyś żeby przez całe życie była smutna, załamana? Chciałbyś tego? Czy raczej wolałbyś, żeby była uśmiechnięta? Żeby cieszyła się życiem i tym, co ma? Co byś dla niej wybrał? Ból czy szczęście?
-Szczęście.. - odpowiedziałem słabo.
-A ona wybrała to samo dla ciebie.
-Ale ja nie potrafię cieszyć się życiem, wiedząc, że ona leży w ziemi i nigdy nie wróci! - krzyknąłem, a łzy znów płynęły po moich policzkach - Nie umiem, Liam. To jest tak cholernie trudne..
-Wiem, że to trudne. Myślisz, że ja za nią nie tęsknię? Myślisz, że chłopaki i Lily nie tęsknią? A jej rodzice? Musieli wyjechać, bo nie dali sobie rady! Wszystkich nas boli jej śmierć. Ale życie idzie naprzód. Nigdzie się nie zatrzymuje. Dni mijają, wszystko mija. Musisz wziąć się w garśc. Musisz dać radę. Nie dla mnie, nie dla siebie.. tylko dla niej. Przde wszystkim dla niej. Pomyśl o wszystkich obietnicach, które jej złożyłeś. Dotrzymaj ich. A teraz pomyśl o jej rodzicach. Wiesz, jak im musi być ciężko? Weź się w garść, Malik. Jedź do nich. Pokaż, że mogą na ciebie liczyć. Bądź dla nich siłą! Dasz radę. Wszyscy jesteśmy z tobą i wszyscy jesteśmy gotowi ci pomóc. Zaufaj mi. Te dobre dni jeszcze nadejdą. Musisz po prostu zacząć się starać.
-Chciałbym w to wierzyć..
-To uwierz. Niech jej śmierć będzie dla ciebie powodem do życia.
-Myślisz... że dałbym radę? - spytałem z małą nadzieją.
-Ja tak nie myślę, Zayn. Ja to wiem. Jesteś silnym facetem. Zawsze dawałeś radę. Nie zapomnisz o niej, wiem o tym. Ale nauczysz się żyć na nowo. Musisz tylko chcieć. I musisz się postarać.
-Dziękuję..
-Nie dziękuj mi. Wiem, że po jej śmierci zamknąłeś się w sobie. To ja ci dziękuję, że w końcu zdobyłeś się na to, żeby mi o wszystkim opowiedzieć. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
-Ty na mnie też, bracie. Postaram się.. na ile to możliwe.
-Trzymam cię za słowo.
Liam po prostu poklepał mnie po plecach i przytulił do siebie. Byłem naprawdę szczęściarzem, że miałem takiego przyjaciela. Reszta też się starała. Nasi fani również. Nie było dnia, żebym na Twitterze nie dostał pokrzepiających wiadomości, czy kondolencji. Przez pierwszy miesiąc w Trends utrzymywało się hasło #StayStrongZayn i #PrayForLizzie. Ludzie mnie wspierali. Wierzyli we mnie. Musiałem w końcu stanąć na nogach i brać życie takim, jakie było.
Poprosiłem Liama, żeby pojechał do do domu. Chciałem zostać sam. Zamknąłem oczy i pomyślałem o niej. O jej roześmianej twarzy, iskrzących oczach, przepięknym uśmiechu i długich, blond włosach. Przed oczami stanął mi obraz nas na tamtej plaży, gdy po prostu siedzieliśmy wtuleni w siebie. Po raz pierwszy od 6 miesięcy na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. I właśnie w tym momencie zawiał wiatr, który delikatnie musnął skórę mojej twarzy. To była ona. Nie mogłem jej zobaczyć, ale mogłem poczuć jej obecność. Wiedziałem, że zawsze będzie w pobliżu. W każdym powiewie wiatru, w każdym promyku słońca, czy w każdym płatku śniegu. A przede wszystkim: w moim sercu.. ♥
-Chciałbym w to wierzyć..
-To uwierz. Niech jej śmierć będzie dla ciebie powodem do życia.
-Myślisz... że dałbym radę? - spytałem z małą nadzieją.
-Ja tak nie myślę, Zayn. Ja to wiem. Jesteś silnym facetem. Zawsze dawałeś radę. Nie zapomnisz o niej, wiem o tym. Ale nauczysz się żyć na nowo. Musisz tylko chcieć. I musisz się postarać.
-Dziękuję..
-Nie dziękuj mi. Wiem, że po jej śmierci zamknąłeś się w sobie. To ja ci dziękuję, że w końcu zdobyłeś się na to, żeby mi o wszystkim opowiedzieć. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
-Ty na mnie też, bracie. Postaram się.. na ile to możliwe.
-Trzymam cię za słowo.
Liam po prostu poklepał mnie po plecach i przytulił do siebie. Byłem naprawdę szczęściarzem, że miałem takiego przyjaciela. Reszta też się starała. Nasi fani również. Nie było dnia, żebym na Twitterze nie dostał pokrzepiających wiadomości, czy kondolencji. Przez pierwszy miesiąc w Trends utrzymywało się hasło #StayStrongZayn i #PrayForLizzie. Ludzie mnie wspierali. Wierzyli we mnie. Musiałem w końcu stanąć na nogach i brać życie takim, jakie było.
Poprosiłem Liama, żeby pojechał do do domu. Chciałem zostać sam. Zamknąłem oczy i pomyślałem o niej. O jej roześmianej twarzy, iskrzących oczach, przepięknym uśmiechu i długich, blond włosach. Przed oczami stanął mi obraz nas na tamtej plaży, gdy po prostu siedzieliśmy wtuleni w siebie. Po raz pierwszy od 6 miesięcy na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. I właśnie w tym momencie zawiał wiatr, który delikatnie musnął skórę mojej twarzy. To była ona. Nie mogłem jej zobaczyć, ale mogłem poczuć jej obecność. Wiedziałem, że zawsze będzie w pobliżu. W każdym powiewie wiatru, w każdym promyku słońca, czy w każdym płatku śniegu. A przede wszystkim: w moim sercu.. ♥
___________________________________
MOI KOCHANI.. dobrnęliśmy do końca.. :C
miałam łzy w oczach, jak tworzyłam ten epilog. To była naprawdę najtrudniejsza rzecz, jaką musiałam napisać. Nie wiem, czy sobie z tym poradziłam, ocenę zostawiam Wam.
Dziękuję Wam, że byliście ze mną przez kolejne opowiadanie. Nie lubię kończyć historii, ale wszystko ma swój koniec i nic na to nie poradzimy. Albo pozytywny, albo.. niestety negatywny.
Ta historia miała swój urok i swój morał. Mam nadzieję, że mimo wszystko coś z niej wyniesiecie :)
Kocham Was bardzo mocno <3 Gdyby nie Wy, nic bym nie osiągnęła :)
CZYTASZ = SKOMENTUJ ♥
Ten ostatni raz :)
Mam nadzieję, że za niedługo zacznę nowe opowiadanie. Muszę tylko na coś wpaść.. :D
Tymczasem zapraszam Was na Unusual Choices --> http://unusualchoicess.blogspot.com/
BIG LOVE ♥
#1DFamily