sobota, 30 marca 2013

~ Trzeci ~

       Ten tydzień minął naprawdę szybko. Nie sądziłam, że może aż tak zlecieć. Nadeszła sobota. Ten wyczekiwany dzień, który miał być podobno niesamowity. Postanowiłam trochę dłużej pospać i się polenić. Wstałam dopiero koło południa. Rodzice wyjechali do Mediolanu na ten pokaz, w którym niby miałam brać udział, więc miałam wolne. A do tego cały dom dla siebie. Jak najbardziej mi to odpowiadało.
W końcu leniwie podniosłam się z łóżka. Zegar wskazywał południe. Wolnym krokiem weszłam do łazienki i poszłam pod prysznic. Gorąca woda oblewała moje ciało. Byłam jakoś dziwnie spokojna. Zupełnie jak nie ja. Może to dlatego, że tego dnia miałam niczym się nie przejmować? Nie wiedziałam tego. Poprzedniego dnia razem z Jess, Maxem i Erickiem testowaliśmy jakiś nowy towar. Nie byłam narkomanką. Nie było mi to potrzebne. Brałam tak o, dla towarzystwa. Może to on tak na mnie działał? Mniejsza z tym. W końcu wyszłam spod prysznica i wytarłam ciało miękkim, brązowym ręcznikiem. Ubrałam się w jakieś stare dresy i zeszłam do kuchni po coś na śniadanie. Nim zdążyłam otworzyć lodówkę, rozległ się dźwięk dzwonka telefonu domowego. Wywróciłam tylko oczami i poszłam odebrać.
-Halo? - zaczęłam szorstkim głosem.
-Dzień dobry. Z tej strony Margaret Benson. Czy dodzwoniłam się do państwa Mitchell?
-Tak. O co chodzi?
-Świetnie. Jestem recepcjonistką doktora Jima Benetta. Kazał przekazać, że pani Elizabeth Mitchell ma stawić się u niego w poniedziałek rano na badania kontrolne i możliwą zmianę leków. Może jej pani to przekazać?
-Rozmawia pani ze mną - warknęłam - i po co niby znowu mam wracać do tego cholernego miejsca? Nic mi nie jest!
-O tym zadecyduje lekarz młoda panno. Punkt 9:00 w jego gabinecie. Rozumiemy się?
-Jasne - syknęłam - przecież i tak nie mam wyboru.
-Wspaniale. Zatem do zobaczenia i miłego dnia.
-Spadaj kobieto.
Rzuciłam słuchawką i wróciłam do kuchni. Pięknie. Jeszcze tego mi brakowało. Kolejnej wizyty w szpitalu. Znowu badania, wyniki, zmiany leków. Miałam już tego naprawdę dość. No bo ile można? Okay, byłam śmiertelnie chora. Ale chciałam zapomnieć o tym, że mam raka. A inni ciągle mi o tym przypominali. Miałam dość tego wszystkiego. Życie wcale nie było łatwe. I nikt nie powiedział, że takie będzie. W tym świecie nic się nie liczyło. Każdego dnia umierało kilkaset ludzi. I co z tego? Taka była kolej rzeczy. Rodzimy się, by umrzeć. Niektórzy mają na swoim koncie kilkadziesiąt lat, inni nie mają nawet kilkunastu. I to niby było fair? Nie. Bo na świecie nic nie było fair. Śmierć była czymś oczywistym. Dla mnie była chyba nawet lepszym wyjściem, niż życie. Za trzy lata już miało mnie tu nie być. Więc.. po co się starać? Po co? Żeby później było tylko gorzej? NIE. Zamierzałam przeżyć w najbardziej szalony sposób. Tylko to mi pozostało. Rodzice i tak mieli mnie gdzieś. Wyprawią pogrzeb, może wyleją kilka łez, a potem wrócą do codzienności. Wrócą do normalnego życia i pracy. Jakbym nigdy nie istniała. A może wtedy będzie im nawet lepiej. Nie będą musieli się ze mną użerać i mnie znosić. Czyż to nie byłoby lepsze?
      A gdyby tak.. zniknąć. Po prostu ulotnić się w powietrzu. Lub zasnąć i nigdy się nie obudzić. Często zastanawiałam się nad tym, jak umrę. Czy nastąpi to nagle? Czy będę cierpieć, czy nic nie poczuję? Czy nastąpi to wolno czy zdecydowanie szybciej? I czy to, że całe życie przeleci mi przed oczami było prawdą, czy nic nie wartym stereotypem? Umrę w szpitalu, w domu, na imprezie, a może wpadnę pod koła pędzącego samochodu? Właśnie takie myśli kotłowały mi się w głowie. Wiedziałam, że białaczka jest bardzo niebezpieczna. Wiedziałam, że nie można jej ignorować. Ale ja miałam po prostu dość. Zamierzałam przejść przez życie po swojemu. Może potem czekało mnie coś lepszego.
       Straciłam apetyt. Nie mogłam nawet patrzeć na jedzenie. Szybkim krokiem wyszłam z kuchni i poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w TO, zrobiłam makijaż, wzięłam torebkę z telefonem, portfelem i innymi duperelami, po czym wyszłam z domu. Wsiadłam do swojego samochodu i pojechałam do salonu SPA. Właśnie tego teraz potrzebowałam. Chwili odprężenia i relaksu, z dala od całego świata. Zamówiłam pełen pakiet i nie martwiłam się tym, ile zapłacę. Pieniędzy zawsze miałam pod dostatkiem. Przesiedziałam tam pół dnia. Nie chciałam wracać do domu, więc zrobiłam sobie jeszcze paznokcie. W końcu zapłaciłam i opuściłam salon. Musiałam zacząć przygotowania do imprezy. Nagle dostałam sms'a od Maxa. Jego treść brzmiała: "Hej kocurku! Będę u ciebie o 20:00. Włóż coś krótkiego i obcisłego :D mrr! Do zobaczenia!" Wywróciłam tylko oczami i schowałam telefon. Po kilkunastu minutach z powrotem byłam w domu. Do imprezy zostało już mało czasu. Poszłam więc do łazienki i wzięłam kąpiel, do której dodałam olejki i bąbelki. Uwielbiałam przesiadywać w wannie, jednak teraz musiałam się streszczać. W końcu wyszłam z wody i zabrałam się za makijaż i fryzurę. Jednak zanim to zrobiłam, poszłam do pokoju i włączyłam płytę AC/DC. Już po chwili cały dom wypełniała ostra muzyka. Uśmiechnęłam się pod nosem i wzięłam się do pracy. Po półtorej godzinie efekty był całkiem zadowalający. Przejrzałam się w lustrze i poszłam do garderoby, gdzie przebrałam się w TEN zestaw. Na koniec spryskałam się perfumami, narzuciłam na plecy skórzaną kurtkę i zeszłam na dół. Zegar wskazywał 19:50. Miałam więc 10 minut. Przez cały dzień nic nie jadłam, więc na szybko pochłonęłam jogurt i gotowa usiadłam w salonie.
       Tak jak myślałam, Max spóźnił się 10 minut. Ale to było u niego raczej normalne.Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i wyszłam. Chłopak stał oparty o maskę jakiegoś sportowego samochodu. Uniosłam jedną brew do góry i podeszłam do niego.
-Znowu nowe cacko? - spytałam z ironią - który raz w tym roku zmieniasz samochód Max?
-A kogo to obchodzi? Tamte mi się szybko znudziły. Nie moja wina, że wychodzą coraz lepsze.
-Jesteś niemożliwy. I spóźniłeś się.
-Aj tam, wielkie mi rzeczy. Impreza pewnie dopiero się rozkręca. A tak w ogóle to wyglądasz zajebiście. O to mi właśnie chodziło kociaku.
Max podszedł do mnie, złapał mnie w talii i jednym ruchem mnie do siebie przyciągnął. Wpił się w moje usta a potem obdarzał pocałunkami moją szyję. Uwielbiałam kiedy to robił. Ogólnie jego uwielbiałam.
W końcu odkleiliśmy się od siebie i wsiedliśmy do nowej zabawki Maxa. Na miejsce dotarliśmy w 10 minut, bo chłopak zaczął się popisywać. Modliłam się tylko, żeby wyjść z tego żywa. Kiedy w końcu zaparkowaliśmy na parkingu, szybko wysiadłam z samochodu i poszłam przed siebie. Max od razu mnie dogonił i złapał za rękę.
-Hej, złość piękności szkodzi - powiedział słodkim głosem.
-Mogłeś nas zabić! - krzyknęłam - co ty tam masz w tej głowie? Bo na pewno nie mózg!
-Liz, spokojnie. Okay, może trochę przegiąłem, ale nigdy nie pozwoliłbym, żeby coś ci się stało. To się nie powtórzy, ok?
-Dobra - syknęłam.
Max tylko się wyszczerzył, pocałował mnie pospiesznie i biorąc się za ręce podeszliśmy do wejścia. Przed nim stała wielka kolejka zniecierpliwionych osób. Minęliśmy ich bez słowa i podeszliśmy do ochroniarza.
-Ej, co to ma kurwa być! - krzyknął jakiś koleś - Ślepi jesteście czy co? Kolejka jest!
Odwróciłam się do niego i zmierzyłam go wzrokiem.
-Uważaj co mówisz chłoptasiu - warknęłam - nie radzę ci ze mną zaczynać.
Wyciągnęłam z torebki vipowskie bilety, które pokazałam ochroniarzowi. Skinął głową i wpuścił nas do środka. Wnętrze urządzone było w typowo imprezowy sposób. Ogromny parkiet, wielka dyskotekowa kula, stoisko DJ-a, długi i zatłoczony bar i stoliki pod ścianami. Ściany z tego co widziałam, były czarne, a na nich srebrną farbą wypisana była nazwa klubu.  Podobało mi się. Było też kilka loży dla vipów. W jednej z nich dostrzegłam dwie znajome postacie. Jessie i Eric się obściskiwali i nie zwracali najmniejszej uwagi na otoczenie. Wywróciłam oczami i zaciągnęłam Maxa w tamtym kierunku.
-Oszczędźcie nam widoków, co? - odezwałam się gdy już przy nich stanęliśmy - to obrzydliwie słodkie.
Para posłusznie się od siebie odsunęła. Jess prezentowała się idealnie w TAKIM zestawie. Zajęliśmy miejsca obok nich. Po chwili chłopaki poszli po drinki, a my zostałyśmy same.
-A więc jednak jesteś z Erickiem - powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem.
-Nie. Nie jestem z nim - opowiedziała obojętnie - to tylko zabawa. Wiesz jakie mam zdanie na temat trwałych związków. To żenada. Lepiej się zabawić bez zobowiązań.
-Skoro tak mówisz - prychnęłam.
W końcu Max i Eric wrócili, niosąc nam zamówione drinki. W klubie pojawiało się coraz więcej osób. Powoli zaczynało brakować miejsca, więc w końcu drzwi zostały zamknięte. Zapowiadała się długa i fantastyczna noc. 
       Po wypiciu kilku drinków poszliśmy na parkiet. DJ zapuszczał typowo klubową muzykę, więc bawiłam się naprawdę świetnie. Max ciągle był przy mnie i błądził rękami po moim ciele. Często też całował mnie po szyi i dekolcie. Nie chciałam, żeby robił to przy ludziach, ale przestałam zwracać na to uwagę. W końcu to była impreza, a on był moim chłopakiem. Mógł robić, co tylko chciał.
W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie i poczułam ból w skroniach. Gdyby nie Max, to upadłabym na podłogę. Powtórka z ostatniej imprezy.
-Lizzie, wszytko ok? - spytał z troską.
-Tak, nic mi nie jest - odpowiedziałam - muszę na chwilę usiąść. Ale wy się bawcie, ja zaraz dołączę.
-Okay, skoro tak mówisz.
Pocałowałam go i wolnym krokiem podeszłam do baru. Usiadłam na wysokim krześle i zawołałam barmana.
-Co dla ciebie ślicznotko? - spytał wycierając jakąś szklankę.
-Daj mi Blue Heaven - powiedziałam do niego.
Skinął tylko głową i zajął się przygotowywaniem mojego ulubionego drinka. Miałam do niego słabość. Już po chwili delektowałam się jego smakiem. Poczułam się nieco lepiej, ale nadal było mi słabo. Obok mnie usiadł jakiś czarnowłosy chłopak. Poprosił o tego samego drinka. Uśmiechnęłam się z politowaniem i wywróciłam oczami. Tak zazwyczaj się to zaczynało. A ja miałam tego powoli dość. Założyłam nogę na nogę, odwróciłam się i patrzyłam jak bawią się Jess, Eric i Max. Nie zamierzałam marnować imprezy na siedzenie przy barze.
-Hej, jesteś tu sama? - odezwał się chłopak koło mnie.
Super. Zaczęło się.
-Nie twój pieprzony interes chłoptasiu - odpowiedziałam nie patrząc na niego.
-Ołć. A coś ty taka ostra?
-Dorośnij chłopczyku a potem podbijaj -  powiedziałam z ironią - nie twoja liga.
-Daj spokój. Chciałem tylko pogadać. To chyba nic złego.
W końcu wkurzona odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam na niego z politowaniem.
-Weź spierdalaj koleś. Co ty sobie myślisz? Że jak nałożysz więcej żelu na włosy to będziesz piękniejszy? No chyba nie.
-Miła to ty nie jesteś. Ale nadrabiasz urodą - powiedział i puścił mi oczko.
Warknęłam tylko i zeszłam z krzesła. Chciałam odejść, ale poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę. W jednej sekundzie znów stałam oko w oko z nieznajomym brunetem.
-Co ty kurwa robisz?! - krzyknęłam i wyrwałam mu się.
-Zdradź mi chociaż swoje imię - powiedział.
-Zajęta. Jasne? Jestem zajęta idioto. Mój chłopak jest kilka metrów stąd, więc nie radzę ci się do mnie przystawiać. Nie rób sobie problemów, które i tak już masz.
-Daj spokój. Proszę tylko o twoje imię.
-Weź wyjdź bo zaczadzę się twoimi perfumami. Trafisz do wyjścia czy potrzebujesz mamusi?
-Masz szczęście, że jesteś śliczna.
-Jak chcesz być prawdziwym facetem, to nie zachowuj się jak dziwka za pół funta. Odpierdol się ode mnie człowieku! Znajdź sobie inną laskę i do niej zarywaj. O ile któraś cię zechce.
-Okay, spoko. To zdradzisz mi swoje imię?
Myślałam, że zaraz przywalę mu w twarz. Byłam wściekła jak jeszcze nigdy.
-Wypierdalaj - syknęłam.
Odwróciłam się i szybkim krokiem poszłam w kierunku przyjaciół.
-Miło mi, Zayn jestem! - krzyknął za mną brunet, ale nie zwróciłam już na to uwagi.
Podeszłam do Maxa i od razu wpiłam się w jego usta. On przyciągnął mnie do siebie i złapał za pośladki. Nie pochwalałam tego, ale miałam nadzieję, że tajemniczy chłopak się na mnie patrzył. Chciałam żeby zrozumiał, że nie ma u mnie najmniejszych szans. Gdy odwróciłam głowę w bok, wyłapałam jego spojrzenie.Uśmiechnęłam się z triumfem. Z głośników poleciała piosenka "Buttons". Zabawę czas zacząć. Zaczęłam tańczyć do rytmu wyginając swoje ciało i ocierając się o Maxa. Brunet patrzył na nas przez dłuższą chwilę, a później odszedł do loży, gdzie siedziała czwórka jego przyjaciół. Sprawa wygrana.
        Na moje nieszczęście nasza loża była tylko kawałek od nich. Starałam się nie zwracać na to uwagi. Skupiłam się na Maxie, któremu siedziałam na kolanach. Chciałam, żeby tamten chłopak wiedział, że nie ma na co liczyć. Impreza była naprawdę udana. Wszyscy bawili się doskonale. Wytańczyłam się, jak jeszcze nigdy. Przy stoliku tamtych chłopaków cały czas kręciła się cała masa jakichś dziewczyn. Niektóre nawet piszczały na ich widok. Przez chwilę zastanawiałam się o co może chodzić, ale dałam sobie spokój, bo w końcu to nie była moja sprawa. Na piosence "You da one" wyciągnęłam Maxa na środek. Zabawa była naprawdę genialna. Jeszcze chyba nigdy nie byłam na tak dobrej imprezie. W pewnym momencie Max szepnął coś do Ericka i obaj wyszli z lokalu. Domyślałyśmy się, że chodzi o prochy. Zawsze tak było. Wzruszyłyśmy tylko ramionami i same tańczyłyśmy. Tajemniczy brunet był kilka metrów ode mnie i tańczył z jakąś dziewczyną. Wywróciłam tylko oczami i skupiłam się na rytmie. Miałam go powoli dość. Działał mi na nerwy. Przeprosiłam Jess i poszłam do łazienki. Stanęłam przed wielkim lustrem, poprawiłam makijaż i ogarnęłam fryzurę. Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał kwadrans po północy. Skrzywiłam się. Zapomniałam o lekach.
       Wyciągnęłam z torebki fioletowe pudełeczko, w którym trzymałam tabletki i butelkę wody. Szybko połknęłam odpowiednie lekarstwa. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, schowałam wszystko z powrotem i wróciłam na salę. Ten chłopak znów siedział przy barze. Warknęłam tylko pod nosem i minęłam go bez słowa. Zaczynałam mieć go dość. Przy stoliku dostrzegłam Maxa. W tym momencie usiadła obok niego jakaś blondynka. Wtedy wkurwiłam się już po całości. Szybkim krokiem podeszłam do nich. Dziewczyna była tyłem do mnie i wyraźnie próbowała flirtować. Jednym palcem stuknęłam ją w ramię. Odwróciła się do mnie niechętnie.
-Dziękuję, że popilnowałaś mojego chłopaka - powiedziałam piskliwym głosikiem - miło z twojej strony. Teraz możesz już wypierdalać. No chyba, że chcesz mieć złamany nos.
Ostatnie słowa wypowiedziałam z zaciśniętymi ustami.
Blondynka tylko uniosła jedną brew i posłusznie odeszła.
-Hoho, ktoś tu jest o mnie mega zazdrosny - powiedział rozbawiony Max.
-Żadna lafirynda w krótkiej spódniczce nie będzie mi podrywać chłopaka - warknęłam - nie zapominaj, że jesteś mój, Gilbert.
-Jak mógłbym o tym zapomnieć kochanie? - spytał i przyciągnął mnie do siebie.
Usiadłam mu na kolanach i wpiłam się w jego usta. Impreza trwała w najlepsze. Po chwili dołączyli do nas Jessie i Eric. Popijaliśmy kolejne drinki i po prostu się bawiliśmy. Irytowało mnie tylko to, że ciągle wyłapywałam spojrzenia tajemniczego chłopaka. Słyszałam, jak wykrzyczał swoje imię, ale za nic nie mogłam go sobie przypomnieć. Postanowiłam po prostu go olać. Ale on nie zamierzał odpuścić..

_____________________________
No i jest trójeczka :) Jak wam się podobało? :) 
Ogólnie to z tego rozdziału jestem zadowolona.. ale nie wiem jakie jest wasze zdanie. 
Dlatego chcę je poznać.. :D 
Wiecie.. tam na dole pod rozdziałem jest takie białe okienko, w które możecie wpisać swoje przemyślenia.. zachęcam, to nie gryzie :D 
Czytasz = komentujesz .!
Proooszęę! 
Następny wkrótce xx
Love youu ! <3

niedziela, 24 marca 2013

~ Drugi ~

       Nie sądziłam, że moja matka może mówić poważnie. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy następnego dnia obudziła mnie o 5:00 rano, oznajmiając mi, że przed nami masa roboty. Myślałam, że zaraz ją zamorduję. I co ona sobie niby wyobrażała? Naciągnęłam kołdrę na oczy i udawałam, że wcale jej tam nie ma. Jednak ona nie dawała za wygraną. Jednym ruchem mnie odkryła i stanęła nade mną ze skrzyżowanymi ramionami.
-Rusz się Elizabeth. Nie mamy całego dnia na twoje lenistwo - oznajmiła.
-Nie radzę ci mówić do mnie pełnym imieniem - warknęłam - i już ci chyba powiedziałam, że nie wezmę udziału w żadnym pieprzonym pokazie mody! Możesz sobie pomarzyć, że zobaczysz mnie na wybiegu! Ani mi się śni! Wyjdź stąd i daj mi święty spokój do cholery!
-Uspokój się i rób co mówię. Pamiętasz jaki postawiłam ci warunek.
-Nie mam zamiaru w niczym ci pomagać - syknęłam - pomyliłaś rzeczywistość ze swoją chorą wyobraźnią! Nigdy nie będę modelką. Nigdy nie wejdę na wybieg. I nigdy w życiu ci nie pomogę! Czy to do ciebie nie dociera?!
-Elizabeth Mitchell w tej chwili wyłaź z tego łóżka! I innym tonem moja droga. Jestem twoją matką i należy mi się jakiś szacunek!
-Tobie? - zakpiłam - Dobre sobie! Wyjdź z mojego pokoju i daj mi wreszcie spokój! Powiedziałam, że nie wystąpię w żadnym pieprzonym pokazie mody! Do cholery jasnej jesteśmy w Londynie! Na każdym kroku możecie znaleźć jakieś modelki na zastępstwo! Czemu ubzdurało ci się męczyć akurat mnie? Nie interesuje mnie to, co robicie! Mam to w dupie!
-Masz pół godziny na to, żeby gotowa zejść na dół. Nie zamierzam z tobą dyskutować. Albo wystąpisz, albo pozbawię cię pieniędzy. Wybieraj.
       Po tych słowach opuściła mój pokój, a ja myślałam, że zaraz eksploduję. Rzuciłam wściekle poduszką o ziemię i warknęłam pod nosem. To nie ona ustala tu zasady. Już dawno przestała być moją matką. Nie rozumiałam jej nagłego zainteresowania moją osobą. Ja i pokaz mody? Nigdy w życiu! Nie zamierzałam w niczym im pomagać. Oni zniszczyli mi dzieciństwo. Zniszczyli mnie. A ja miałam teraz grzecznie robić to, o co mnie poproszą? Niedoczekanie!
Pamiętam ile łez wylałam, gdy byłam mała. Patrzyłam na dzieci spacerujące z rodzicami za rękę. Śmiejące się i pełne życia i energii. Ja taka nie byłam. Zawsze starałam się być najlepsza, żeby udowodnić moim rodzicom, że jestem czegoś warta. Chciałam żeby mnie zauważyli i byli ze mnie dumni. Zawsze starałam się tylko dla nich. Chciałam być perfekcyjną córką, którą będą mogli się pochwalić. A oni? Mieli to kompletnie gdzieś. Gdy chwaliłam się dobrymi ocenami lub opowiadałam, jak to pomagałam innym, tylko udawali, że słuchają i przytakiwali głowami. Później zawsze ten sam tekst: "Idź pobaw się do pokoju bo jesteśmy zajęci".
       Czy kiedykolwiek usłyszałam od nich, że mnie kochają? Czy kiedykolwiek dali mi odczuć, że jestem ich kochaną córeczką? Czy zapewnili mi szczęśliwe i pełne wrażeń dzieciństwo? Odpowiedź brzmi: NIE. Nigdy nie mieli dla mnie czasu. Zawsze była tylko praca, praca i praca. To było ich całe życie. Ja mogłam sobie istnieć, bylebym tylko im nie przeszkadzała. Właśnie dlatego nie zamierzałam w niczym im pomagać. Nie chciałam znów przechodzić przez to samo. Nagle mnie zauważyli, bo zorientowali się, że potrzebny im ktoś na zastępstwo. Teraz to moja odpowiedź brzmiała "nie". Nie zamierzałam im ulec. Nawet, gdyby mieli pozbawić mnie pieniędzy. Miałam kilka kart kredytowych, a na każdej z nich po kilkanaście tysięcy. Mogli mi podskoczyć.
Zostałam w łóżku i na nowo okryłam się kołdrą. Chciałam znów zasnąć, ale nie mogłam. Z parteru dochodziły głośne i ostre głosy. Wszystkie damskie. Domyśliłam się, że reszta modelek do nowego pokazu właśnie się zjawiła. Miałam tego dość. Nie można nawet spokojnie pospać. Wściekle wstałam z łóżka, narzuciłam na plecy szlafrok i zeszłam na dół. Mama rozmawiała z dwoma dziewczynami a reszta porozchodziła się po całym domu, robiąc to, na co miały ochotę. Wściekłam się jeszcze bardziej i podeszłam do matki.
-Lizzie rozmawiam.. - zaczęła, ale nie dałam jej skończyć.
Wściekłym wzrokiem spojrzałam na dwie modelki, które speszyły się i odeszły. Skrzyżowałam ramiona na piersi i spiorunowałam matkę wzrokiem.
-Czy ciebie już do reszty pogięło?! - krzyknęłam - do cholery, jest 6 rano! Niektórzy chcą się wyspać!
-W tej chwili się uspokój - warknęła.
-Jak mam się uspokoić, kiedy banda tępych modelek pałęta się po moim domu i nie daje mi się wyspać?! Nie możesz spotykać się z nimi w swojej agencji, biurze, firmie, gdziekolwiek, tylko nie tutaj?!
-To jest też mój dom i to ja decyduję kogo zapraszam, a kogo nie. Jesteś gotowa?
-Na nic nie jestem gotowa! Nie wystąpię w żadnym pokazie! Ile jeszcze razy mam ci to powtarzać, zanim zakoduje ci się to w twojej tlenionej, tępej głowie?! Nie jestem modelką!
-Przeginasz Elizabeth. Moja cierpliwość powoli się kończy. To nie jest prośba. To jest rozkaz.
-Ty? Ty chcesz mi rozkazywać? - zakpiłam - Dobre sobie! Przez 18 lat miałaś mnie daleko w dupie i nagle chcesz mi rozkazywać? Coś ci się chyba pomieszało! Nie wiem, ta blond farba dostała ci się do mózgu czy coś! Ty nigdy mi nie pomogłaś. Nigdy się dla ciebie nie liczyłam. Teraz role się odmieniły. Ja mam gdzieś ciebie i twoje problemy. Jestem dorosła. I ostatni raz powtarzam, że nie wezmę udziału w tej szopce, którą nazywacie pokazem mody. I niech te dziwki stąd wyjdą!
-Elizabeth!
-A spierdalaj! - krzyknęłam, odwróciłam się i poszłam prosto do siebie.
Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko. Tego było już za wiele. Miałam dość tego domu i tych ludzi. Dość wiecznych problemów. Przysięgłam sobie, że nigdy nic dla nich nie zrobię. Że będę dla nich taka, jak oni dla mnie. I tego słowa zamierzałam dotrzymać.
       Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów. Wzięłam jednego i wyszłam na balkon. Opierając się o barierkę, odpaliłam go i zaciągnęłam się dymem. Tylko to w pewien sposób było w stanie mnie uspokoić. Przynajmniej lekko. Kiedy skończyłam, wróciłam do pokoju. Zamknęłam drzwi balkonowe i poszłam do łazienki. Szybko się umyłam i zrobiłam makijaż. Później poszłam do garderoby i ubrałam się TAK. Nie zamierzałam siedzieć w domu. Miałam dość matki i jej chorych pomysłów. Szybko wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Jessie.
-Tak dupo? - odebrała zaspanym tonem.
-No nie, chyba tylko ty potrafisz spać o tej godzinie Jess. Rusz ten swój leniwy zad z łóżka i chodź gdzieś.
-Jebło cię Liz? Nigdzie nie idę.
-Idziesz. Będę u ciebie za pół godziny. I masz być gotowa, albo cie pospieszę.
-Diablica! Nie mam na nic ochoty, jasne?
-To teraz przypomnij sobie ile razy to ja nie miałam na coś ochoty a ty wyciągałaś mnie z domu. Role się odwróciły. Ruszaj dupę, zaraz będę.
Zakończyłam połączenie nie słuchając jej odpowiedzi i wrzuciłam telefon do plecaczka. Poprawiłam włosy i z powrotem zeszłam na dół. Matkę minęłam bez słowa i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami. Włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam My Chemical Romance - Na na na. Nigdzie mi się nie spieszyło, więc szłam wolnym krokiem. Wybieg? Pokazy mody? O na pewno nie. Do tego nie mogła mnie zmusić. Ojciec się nie odzywał, tylko wiecznie ona miała jakieś problemy.
W końcu znalazłam się pod domem Jessie. Nacisnęłam dzwonek i czekałam. Otworzyła chwilę później, ubrana w TEN zestaw. Uśmiechnęłam się do niej z wyższością, na co ona się skrzywiła i wyszła. Nie miałyśmy żadnych szczególnych planów. Ja po prostu nie chciałam siedzieć w domu i znosić dziwactw matki.  Wsiadłyśmy do jej samochodu i pojechałyśmy do galerii. W sumie to byłyśmy w kilkunastu. Sposób na nudę? Zakupy! Już w pierwszym sklepie zaczęło się szaleństwo. Nagle na jednej ze ścian zauważyłyśmy jakiś plakat. Podeszłyśmy do niego i przeczytałyśmy jego treść. Reklamował otwarcie najnowszego klubu w Londynie o nazwie "Tomorrow". Miało się ono odbywać w przyszłą sobotę od 20:00 do rana. Uśmiechnęłyśmy się do siebie z Jess i od razu wzięłyśmy numer telefonu do właściciela. W sumie mogłyśmy iść normalnie i stać w piekielnie długich kolejkach, ale skoro była możliwość rezerwacji miejsc, to czemu by z niej nie skorzystać?  Jessie wybrała numer i 5 minut później rezerwacja była gotowa. Przybiłyśmy "piąteczki" i dalej buszowałyśmy w sklepach. Nadszedł czas by wybrać sukienki i dodatki. Co prawda nienawidziłam sukienek, ale na imprezy zawsze w nich chodziłam. Podkreślały moją figurę i mogłam się pochwalić długimi nogami. Zawsze wyłapywałam pełno pragnących mnie spojrzeń chłopaków i pochlebiało mi to.
      Byłyśmy chyba we wszystkich sklepach Londynu i udało nam się wybrać odpowiednie zestawy. Nagle przy jednym ze sklepów zauważyłyśmy Max'a i Eric'a. W tym samym momencie oni spojrzeli do nas i pomachali nam. Odwzajemniłyśmy gest i podeszłyśmy do nich. Przywitałam się z Max'em buziakiem w usta, a on objął mnie ramieniem.
-A wy co tu robicie? - spytałam ich.
-Wracamy z treningu z kosza - powiedział Max - i postanowiliśmy wstąpić po fajki. A wy co? Znowu zakupy?
-No, jak widać. W sobotę impreza, więc trzeba jakoś wyglądać - oznajmiła im Jess - aha! I zarezerwowałyśmy miejsca w "Tomorrow". Więc spokojnie, nie będziemy stać w kolejkach.
-Yeah, już czuję ten klimat - powiedział Eric i zacząłe beatbox'ować.
-Stary, nie zapędzaj się tak - powiedział do niego Max i klepnął go w plecy - do imprezy jeszcze tydzień.
-Nieważne. Jess, z kim idziesz?
-Z Kubusiem Puchatkiem - prychnęła - a jak myślisz z kim mam iść?
-Okay, przyjmuję zaproszenie - odpowiedział wyszczerzony.
-Co? Nie! To ty mnie zaprosiłeś Eric! Nie odwracaj kota ogonem!
-E, nie lubię kotów.
-Jesteś niemożliwy człowieku. Nie ogarniam cię.
-Nie musisz. I tak mnie kochasz.
-Ta, jasne. Uwielbiam wprost - powiedziała z sarkazmem.
Wywróciłam tylko oczami i spytałam, co mamy w planach. Nikt nie mógł nic wymyślić, więc po prostu poszliśmy na kręgle. Jak zwykle bawiliśmy się świetnie. Na nasze nieszczęście wszystkie stoliki były zajęte, ale to nie był problem. Podeszłam do jednego, przy którym siedziały dwie dziewczyny.
-To moje miejsce - powiedziałam do nich ostro - więc radzę wam spierdalać, zanim nieźle się wkurzę. No już.
Popatrzyły na mnie przestraszone i posłusznie ustąpiły nam miejsca. Rozsiadłam się i pomachałam do reszty.
-Znalazłam nam stolik! - krzyknęłam, a oni do mnie podeszli.
To było naprawdę świetne połączenie. Bar z kręgielnią. Można i grać, i jeść, i pić. Zamówiliśmy sobie po jakimś koktajlu i ciągle rozmawialiśmy o sobotniej nocy. Zapowiadała się naprawdę fantastycznie.
       W końcu wróciłam do domu. Zmęczona, ale zadowolona. Na szczęście na nikogo się nie natknęłam. Poszłam prosto do siebie i wypakowałam zakupy w garderobie. Nie mogłam doczekać się soboty. Impreza zapowiadała się naprawdę fantastycznie. Liczyłam na dobrą zabawę, dużo alkoholu i zero zmartwień. Tamta noc miała być nasza. I w myślach już liczyłam pozostały czas ..


______________________________
No i mamy dwójeczkę :D Yeaaahh :D 
Na razie nie ma nic o 1D, ale spokojniee.. to się zmieni! :D 
Hyhy.. < 3
Czytasz = komentujesz < 3
Proszę, zostawiajcie po sobie ślad. Naprawdę ładnie proszę :3
Kocham Waaas! Do następnego xx 

sobota, 16 marca 2013

~ Pierwszy ~

       Maj w Londynie wyglądał różnie. Czasami bywało bardzo ciepło, a czasami szkoda było w ogóle wychodzić z domu. Tego dnia było bardzo słonecznie. Jak co rano zwlokłam się ze swojego wielkiego łóżka i stanęłam przed lustrem w łazience. Ta sama twarz, ten sam grymas na ustach, te same zimne oczy. Wszystko to samo. Od dłuższego czasu tak właśnie wyglądałam. I jakoś wcale mi to nie przeszkadzało.
Umyłam się, ułożyłam włosy i zrobiłam dość ciemny makijaż. Ubrałam się w TEN zestaw a na koniec spryskałam się ulubioną perfumą od Chanel. Byłam gotowa na kolejny, szary dzień swojego życia.
       Zeszłam na dół po krętych schodach z jasnego drewna i zapinając na nadgarstku bransoletkę, udałam się do kuchni. Przy stole siedział ojciec. Jak zwykle czytał poranną gazetę i popijał swoją ulubioną kawę, której zapach roznosił się po całym parterze. Minęłam go bez słowa i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej jogurt bananowy i zjadłam go pospiesznie.
Tego dnia umówiona byłam z Jessie. Wpadłyśmy na szatański pomysł, żeby zrobić sobie tatuaż. Odkąd się poznałyśmy, ciągle o tym gadałyśmy a teraz po prostu zamierzałyśmy to zrobić.
Wyrzuciłam pusty kubek do kosza, nałożyłam na oczy nowe ray bany i gotowa wyszłam z domu. Włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam ulubioną piosenkę Nirvany - Come as you are. Właśnie takiej muzyki teraz słuchałam.
Wolnym krokiem szłam ulicami Londynu. Z Jess miałam spotkać się pod studiem. Przez całą drogę mijałam masę ludzi. Jedni gdzieś się spieszyli, inni spacerowali a jeszcze inni zaczepiali wszystkich dookoła. Przechodząc obok grupy chłopaków, słyszałam gwizdy i głupie odzywki. Wystawiłam im środkowy palec i poszłam dalej. Tak, właśnie taka teraz byłam. Wszystko i wszystkich miałam gdzieś. Miła i przyjazna dziewczynka, która na wszystko patrzyła przez różowe okulary, zniknęła na dobre. I nigdy miała nie wrócić.
       W końcu doszłam na miejsce. Jessie już na mnie czekała. Przywitałyśmy się całusem w policzek i weszłyśmy do studia. Powitał nas wysoki, mocno umięśniony facet. Szybko wytłumaczyłyśmy mu o co nam chodzi i już po chwili siedziałyśmy nad albumem z przeróżnymi wzorami. Stanęło na tym, że zdecydowałyśmy się na dwa. Ja na łopatce i nadgarstku a Jess na plecach i brzuchu. Przesiedziałyśmy tam prawie cały dzień, ale było warto. Efekt był niesamowity. Moje wyglądały tak (one and two), a Jess tak (one and two). Owszem, trochę bolało, ale byłyśmy zadowolone.
Późnym popołudniem, gdy opuściłyśmy studio, poszłyśmy do Milkshake City na swoje ulubione koktajle. Odebrałyśmy je i wyszłyśmy.
-Słyszałaś o tym nowym klubie? - spytała mnie przyjaciółka.
-Jasne, że słyszałam dupo. Nikt nie gada o niczym innym - odpowiedziałam i wywróciłam oczami.
-Chciałam się tylko upewnić. Oczywiście idziemy na otwarcie, tak?
-No to ba. Nas by nie było? Bez nas nie ma imprezy. Nie przepuszczę takiej okazji. To będzie podobno jeden z największych klubów w Londynie.
-Coś czuję, że będziemy tam stałymi bywalcami. Ej, masz peta?
-Ja bym nie miała? - odpowiedziałam i wyciągnęłam z torebki całą paczkę.
Wzięłyśmy po jednym i już po chwili zaciągałyśmy się dymem. Zawsze nienawidziłam papierosów. Uważałam, że są ohydne i szkodzą zdrowiu. A teraz? Nie mogłam wytrzymać dwóch dni bez palenia. I tak umierałam, więc po co w ogóle się przejmować?
       Kiedy skończyłyśmy palić, wzięłyśmy po miętowej gumie do żucia i poszłyśmy do galerii. Łaziłyśmy po sklepach i jak zwykle kupowałyśmy co nam wpadło w ręce. Tak o, z nudów. Zawsze miałam pieniądze. A gdy mi ich brakowało, wystarczyło parę słów do rodziców i z powrotem miałam pełne kieszenie.
Nagle zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Max'a.
-O proszę, nasz Romeo się odezwał - zakpiła Jess.
Prychnęłam tylko i odebrałam.
-Słucham misiaku?
-Cześć kociaku - usłyszałam jego głos - mogę ci przeszkodzić?
-Przeszkadzaj ile chcesz. Co jest?
-Mała sprawa. Eric urządza dzisiaj domówkę. Macie ochotę wpaść?
-Ten Eric, za którym szaleje nasza Jessie? - spytałam i wystawiłam jej język.
Na sam dźwięk jego imienia zaczęła się przysłuchiwać.
-Tak, ten sam - zaśmiał się - to jak? Wpadacie?
-Jasne, że tak. O której?
-Wszystko zaczyna się o 20:00. Wpadnę do was po drodze, zgoda?
-Jak najbardziej. To do zobaczenia.
-Pa kocie. Kocham cię!
-Ja ciebie też miśku.
Cmoknęłam do słuchawki i zakończyłam połączenie. Tak jak się spodziewałam, Jessie była wniebowzięta. Poszłyśmy więc jeszcze do kilku sklepów i kupiłyśmy rzeczy na wieczór. W końcu wróciłyśmy do domu, bo zrobiło się dość późno.
       Kiedy tylko przekroczyłam próg, zobaczyłam całą masę dziewczyn kręcących się po korytarzu. Uniosłam jedną brew do góry i skrzywiłam się. Modelki. Czyli rodzice przygotowywali kolejny pokaz. Tym lepiej dla mnie. Przynajmniej nie zauważą, że nie będzie mnie przez cała noc. I był też kolejny plus. Znów miałam dostać całą masę nowych ciuchów. Punkt dla mnie.
Przepchnęłam się przez tłum krzątających się dziewczyn i poszłam do siebie. Zakupy zaniosłam do garderoby. Wróciłam i włączyłam na wieży płytę i już po chwili cały mój pokój wypełniała ostra muzyka zespołu My Chemical Romance. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam pod prysznic. Musiałam jednak uważać, żeby nie naruszyć tatuaży, co było niezwykle trudne. W końcu wyszłam i stanęłam przed wielkim lustrem, mierząc wzrokiem swoją sylwetkę. Płaski brzuch, szczupłe uda, chude ramiona i zgrabne łydki. Jednak i tak musiałam schudnąć. Skrzywiłam się tylko i wytarłam nagie ciało białym, miękkim ręcznikiem. Miałam coraz mniej czasu. Ułożyłam włosy, zrobiłam ostry, ciemny makijaż i poszłam do wielkiej garderoby. Wyciągnęłam zestaw, który kupiłam i przebrałam się w niego.
       W końcu wybiła odpowiednia godzina. Do małej torebki schowałam telefon, błyszczyk, papierosy, przybory do makijażu i gumy do żucia. Gotowa zeszłam na dół i o mały włos nie zderzyłam się z matką.
-Wychodzisz gdzieś? - spytała lustrując mnie wzrokiem.
-Nie, ubrałam się tak, bo będę robić kolację - zakpiłam.
-Może grzeczniej?
-Może nie? W ogóle to co cię to obchodzi? Wcześniej nie zwracałaś uwagi na to, czy w ogóle jestem w domu.
-Lizzie nie przeginaj. Wzięłaś leki?
-Jasne, że wzięłam. Nie jestem taka tępa. I nie zgrywaj zatroskanej mamusi bo ci to nie wychodzi.
Minęłam ją i po prostu wyszłam z domu, trzaskając drzwiami. Akurat w tym samym momencie na podjeździe zatrzymał się samochód Max'a. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do niego. Wysiadł, żeby się ze mną przywitać. Wziął mnie w ramiona i namiętnie pocałował.
-Witaj piękna - zamruczał mi do ucha i lekko je przygryzł.
-No cześć - odpowiedziałam - zabieraj łapy z mojego tyłka Max.
Chłopak posłusznie się odsunął. Cmoknęłam go w usta i oboje wsiedliśmy do samochodu. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze Jessie.
Pod domem Eric'a stała już cała masa samochodów. Zaparkowaliśmy wóz w wolnym miejscu i wysiedliśmy. Max objął mnie ramieniem i wspólnie weszliśmy do domu przyjaciela. Eric stał przy drzwiach i witał gości. Kiedy nas zobaczył, szeroko się uśmiechnął.
-O proszę, moi ulubieni goście - powiedział i wpuścił nas do środka.
-Sprosiłeś tu cały Londyn czy jak? - spytałam rozglądając się dookoła.
-No cóż.. powiedzmy. Liz, wyglądasz fantastycznie.
-Ta.. podobno - wywróciłam oczami i uniosłam do góry jedną brew. Taki mój mały nawyk.
-E, wara od mojej dziewczyny Eric - odezwał się Max.
-Spokojnie stary. Wiem, że jest tylko twoja.
-No to masz szczęście przyjacielu.
-Hej, Jess - zwrócił się do niej - masz ochotę zatańczyć?
-A masz alkohol? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Wątpisz we mnie kochanie?
-Mam nadzieje, że nie. I bez takich odzywek.
-Okay, okay skarbie. Pani pozwoli.
Wziął ją pod rękę i wspólnie weszliśmy w głąb domu. Muzyka rozbrzmiewała wszędzie, a dookoła kręciła się cała masa ludzi. Sporo udało mi się rozpoznać, ale reszty nigdy nie widziałam na oczy. Max wziął mnie za rękę i zaprowadził do stolika z napojami. Zrobiliśmy sobie po drinku i usiedliśmy na wygodnej, skórzanej sofie w kącie pokoju. Wtuliłam się w niego i sączyłam swój napój. Impreza się rozkręcała. Po chwili dołączyli do nas Eric z Jess i kilka innych osób, które znałam z imprez. Zaczęliśmy tańczyć, wygłupiać się i oczywiście pić.
       Podwalało się do mnie wielu chłopaków. Unosiłam tylko brwi, mówiłam "nie twoja liga chłoptasiu" i szalałam dalej. Max kipiał ze złości, ale uspokajałam go mówiąc, że nikt stąd nie zasługuje nawet na moje spojrzenie. Jess całą noc bawiła się z Erick'iem. Impreza była naprawdę udana. W pewnym momencie wyszłam na taras, żeby zapalić. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i już po chwili zaciągałam się dymem. Nagle ktoś objął mnie od tyłu i zaczął całować po szyi.
-Jeżeli nie jesteś Max'em to wypierdalaj bo będzie z tobą źle - warknęłam.
-Spokojnie kochanie - usłyszałam głos swojego chłopaka - to tylko ja.
-Okay - zamruczałam i oddałam się jego pocałunkom, przechylając głowę do tyłu.
Zgasiłam papierosa i odwróciłam się do niego. Już po chwili wpiłam się w jego usta. Jedną ręką złapałam go za szyję, a drugą wplotłam w jego ciemnie włosy. Wiedziałam, czym to się skończy. Max napierał na mnie i coraz bardziej pogłębiał pocałunki. Oddałam mu się bez niczego. W końcu wziął mnie za rękę i zaprowadził w głąb domu. Weszliśmy do jakiegoś pokoju i od razu padliśmy na łózko. Szybko pozbyliśmy się ubrań. Mogłam powiedzieć, że było wspaniale. Ostatnio prawie każda impreza kończyła się tak samo. Kac i seks. Później na nic już nie miałam siły. I tak było już nad ranem. Wtuliłam się w Max'a i zasnęłam.
       Obudziłam się późno. Wiedziałam, że połowa gości i tak pewnie jeszcze śpi. W tym Max. Wstałam, zebrałam swoje porozrzucane ciuchy i szybko się ubrałam. Później poszłam do łazienki żeby się ogarnąć. Na szczęście nie wyglądałam tak źle, jak myślałam. I na szczęście miałam w torebce przybory do makijażu. Szybko się umalowałam i wróciłam do pokoju. Mój chłopak ciągle spał. Postanowiłam więc sprawdzić, kto jeszcze imprezował. Już chciałam wychodzić, gdy nagle zakręciło mi się w głowie. Zrobiło mi się słabo i o mały włos nie upadłam.
-Max.. - powiedziałam słabym głosem, jednak nie doczekałam się reakcji - Max!
Krzyknęłam na tyle, na ile mogłam i w końcu powoli otworzył oczy. Dokładnie w tej chwili upadłam na podłogę. Chłopak od razu znalazł się przy mnie. Widziałam tylko jego przestraszone oczy, a później straciłam przytomność.
       Nie mam pojęcia jakim cudem znalazłam się w szpitalu. Podobno zrobili mi całą masę badań i wyszło, że mam niedobór żelaza. Pięknie. Jeszcze tylko anemii mi brakowało. Max siedział przy mnie. Rozmawiałam z lekarzem, który chciał zostawić mnie w szpitalu na obserwacji. Wiedział, że miałam białaczkę i robił to, co powinien. Jednak ja nie zamierzałam zostawać w tym przeklętym miejscu. Wypisałam się na własne żądanie. Widać było, że lekarz nie był zadowolony i próbował mnie przekonywać, że to dla mojego dobra. Jednak ja go nie słuchałam. Wypisał mi receptę na jakieś lekarstwa i mogłam iść do domu. Max objął mnie swoim silnym ramieniem i wyprowadził z budynku.
-Jesteś pewna, że wiesz co robisz? - spytał zanim wsiedliśmy do samochodu.
-Nie zostanę w szpitalu - powiedziałam twardo - nawet nie ma takiej opcji. Nie chcę czuć się chora. I koniec tematu. A w ogóle to ty możesz prowadzić? Wczoraj sporo wypiłeś.
-Skoro dojechałem tutaj bez problemu, to wrócę równie łatwo. Do wozu.
-Okay, okay. Po prostu zawieź mnie do domu.
-Tak jest księżniczko.
-Daruj sobie.
Wsiadłam do jego samochodu i po chwili odjechaliśmy ze szpitalnego parkingu. Przez cała drogę oboje milczeliśmy. Zastanawiało mnie to, dlaczego tak nagle zasłabłam. Przecież brałam leki. Byłam już na niejednej imprezie i do tej pory mi się to nie zdarzyło. Jak mogłam stracić przytomność? Co było nie tak?
-A tak w ogóle - odezwał się Max, wyrywając mnie z rozmyśleń - to podoba mi się twój tatuaż na łopatce. I  na nadgarstku również. Świetny wybór.
-Dziękuję. Już się tak nie podlizuj - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
-I.. martwię się o ciebie, Liz.
-Daruj sobie sentymenty Max. Nie będę o tym gadać. Stało się i trudno - odpowiedziałam twardo.
-Skoro tak mówisz. Na pewno wszystko ok?
-Tak, wszystko ok. Skończ już paplać na ten temat zgoda? Denerwujesz mnie.
-Okay, okay. Buzia na kłódkę kocie.
-No i tak ma być.
W końcu stanęliśmy pod bramą do mojego domu. Pocałowałam Max'a na pożegnanie, wysiadłam z samochodu i weszłam do środka. Panowała tam kompletna cisza, co świadczyło o tym, że rodzice byli na pokazie. Jak dla mnie lepiej.
Poszłam do kuchni i przygotowałam sobie sałatkę z tuńczykiem. Zjadłam ją ze smakiem i spojrzałam na zegar. Od razu się skrzywiłam. Wstawiłam miskę do zmywarki i otworzyłam małą szafkę, w której mieściły się wszystkie moje lekarstwa. Pełno różnokolorowych tabletek, które codziennie musiałam przyjmować. Wzięłam wszystkie potrzebne i popiłam je zimną wodą. Odstawiłam szklankę i poszłam do siebie. Usiadłam przy biurku i włączyłam laptopa. Zalogowałam się na Facebook'u, Twitterze i kilku innych stronach i zaczęłam je przeglądać. Przeczytałam kilka ciekawych wpisów, odpisałam na jakieś bezsensowne wiadomości i opublikowałam jeden wpis. "Ciekawość jutra zwycięża wszystko". W sumie sama nie wiedziałam, skąd takie słowa przyszły mi do głowy. Kliknęłam "opublikuj" i zamknęłam laptopa. Położyłam się na łóżku ze słuchawkami w uszach, włączyłam pierwszą piosenkę z playlisty i myślałam nad tym, co jeszcze może się wydarzyć. Co jeszcze mnie czeka. Ile rzeczy przede mną. I w końcu o tym, jak będzie wyglądała moja śmierć.
       Nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły i do środka weszła matka. Niechętnie ściszyłam piosenkę i spojrzałam na nią gniewnie.
-Istnieje coś takiego jak pukanie - powiedziałam ostro i usiadłam.
-Pukałam kilka minut, ale nie raczyłaś nawet się odezwać - odpowiedziała i usiadła obok mnie - wiem, że byłaś w szpitalu.
-I co z tego? - bąknęłam - Wielkie mi rzeczy. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
-Nie przejmujesz się tym?
-Co to w ogóle ma być? Co cię nagle napadło, że tak interesujesz się moim życiem i moją osobą? Gadaj o co ci chodzi, a nie jakieś nic nie warte bzdety.
-Jedna z naszych modelek się rozchorowała. Potrzebuję kogoś na zastępstwo.
-I myślisz, że niby ja miałabym łazić po wybiegu i kręcić dupą? - spytałam unosząc jedną brew.
-Tak. Tak właśnie myślę. Pokaz jest w sobotę. Popracujemy nad twoich chodem i spokojnie możesz wystąpić.
-Świetnie. Jest tylko jeden mały problem. Moja odpowiedź brzmi: nie.
-Jest jeszcze jeden problem. Ja nie przyjmuję odmowy. Albo wystąpisz, alb koniec z kieszonkowym. Proste?
-Ciebie chyba już do reszty pogięło! Znajdź sobie kogoś innego! Mało jest modelek w Londynie?!
-A więc postanowione. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
-Nie wejdę na żaden pieprzony wybieg! Nie i koniec! A teraz wynocha z mojego pokoju!
Matka posłusznie wstała i wyszła, a ja trzasnęłam drzwiami i zamknęłam je na klucz.
Jeszcze tylko tego mi brakowało. Jeżeli myślała, że będę prezentować jakieś głupie kolekcje przed całą masą ludzi, to grubo się pomyliła. Nie zamierzałam w niczym jej pomagać. Niech sama sobie radzi. Jej życie to jej problem. Ona moim nigdy się nie przejmowała, więc ja nie zamierzałam interesować się jej problemami.
       W końcu poszłam pod prysznic, przebrałam się w piżamę i położyłam się w wygodnym łóżku. Ciągle zastanawiałam się nad tym, co przyniosą kolejne dni. Zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy snów..

_____________________________
No i jest jedyneczka :)
Wybaczcie, że taka słaba, ale to wszystko dopiero się rozkręca :D
Akcja jeszcze się zacznie :D OBIECUJĘ :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ♥
Chyba nie proszę o wiele.. ? :)
Do następnego ! < 3

niedziela, 10 marca 2013

~ Prolog ~

    [włącz]   

       Nie zawsze taka byłam. Kiedyś byłam roześmianą nastolatką, która myślała, że może wszystko. Kiedyś wydawało mi się, że życie jest piękne, a ja jestem księżniczką, która już wkrótce zamieszka w swoim wymarzonym, bajkowym zamku.
Myliłam się.
I przekonałam się o tym dość szybko. Moi rodzice - bogaci biznesmeni - nigdy jakoś szczególnie się mną nie przejmowali. Zazwyczaj siedzieli w swoich gabinetach i pracowali całymi dniami. Nowe inwestycje, akcje i tego typu rzeczy. Prowadzili własną firmę odzieżową. Sprowadzali rzeczy tylko od najlepszych projektantów. Organizowali prestiżowe pokazy mody z udziałem najlepszych modelek z kraju i spoza niego.
To było ich życie. Ja przestałam liczyć się dawno temu. 
       Na początku to bolało. Zazdrościłam innym dzieciom, że wychodzą z rodzicami do kina czy na lody. Zazdrościłam im tego, że po prostu mogli spędzać z nimi czas. U mnie tak nie było. Wylałam wiele łez. Ale w końcu powiedziałam "dość". Uodporniłam się. To znaczy, tak jakby.. 
Na początku zbierałam najlepsze oceny. Uczyłam się i nigdy nie opuszczałam lekcji, żeby pokazać rodzicom, na co mnie stać. Jednak na nich nie robiło to żadnego wrażenia. Ja po prostu miałam być najlepsza. Kropka, koniec tematu. A ja? Myślałam, że tak po prostu ma być. Byłam naprawdę naiwna. Ale w końcu to się zmieniło. Z miłej i przyjaznej dziewczyny zmieniłam się w ostrą i wredną. A to wszystko dzięki nowym przyjaciołom. 
       Jessie i Max pokazali mi inny świat. Przestałam przejmować się szkołą, ocenami, lekcjami. Wszystkie emocje dusiłam w sobie. Bo tak było lepiej. Dzięki nim zrozumiałam wiele rzeczy. Życia nie trzeba marnować na nauce. Po co, skoro można się świetnie bawić? 
Olałam rodziców, tak jak oni mnie. Rozmawiałam z nimi tylko wtedy, gdy potrzebowałam pieniędzy. Zaczęłam pić, palić i od czasu do czasu brać prochy. Zaczęłam też ostro imprezować. Już nic się dla mnie nie liczyło.
       Pewnego dnia w szkole, źle się poczułam. Straciłam przytomność. Od razu wszyscy zaczęli siać panikę i obudziłam się w szpitalu. Zrobili mi masę badań i testów. Nigdy nie zapomnę lekarza, który z grobową miną oświadczył mi "Masz raka". Wtedy wszystko zaczęło sypać się jeszcze bardziej. Rodzice może się tym przejęli, ale miałam to kompletnie gdzieś. Niby tak nagle mnie zauważyli? Bo co, bo wykryto u mnie nieuleczalna chorobę, która zabijała mnie z każdym dniem? 
No właśnie, śmierć.
Skoro i tak miałam umrzeć, to po co w ogóle się starać? 
Zaczęłam spotykać się z Maxem. Zakochałam się w nim na zabój. Imprezowałam jeszcze bardziej. Wydawałam pieniądze na ubrania, kosmetyki, a przede wszystkim na alkohol i papierosy. Co innego mi pozostało? Leczyłam się, żeby żyć dłużej. Jednak śmierć i tak była nieunikniona. Lekarze dawali mi góra 5 lat. 
Więc po co się starać?
       Jessie i Max mnie rozumieli. Byli ze mną cały czas i ciągle pokazywali nowe możliwości. Wychodziłam z domu rano, a wracałam późno w nocy. Czasami nawet następnego dnia. Przestałam czymkolwiek się przejmować. Żyłam innym życiem. Wydawało mi się, że lepszym. Tak było po prostu łatwiej. Wyłączyć emocje i po prostu żyć. Po co cierpieć?
Czasami miałam chwile załamania. Wtedy kładłam się do łózka i długo płakałam. Wtulona w poduszkę wyobrażałam sobie idealne życie. Przy innych zawsze byłam twarda. Nie chciałam by widzieli, że się załamuję. Nosiłam wiele masek, ale to działało. 
Właśnie takie było moje życie. I nigdy nie pomyślałabym, że mogłoby się zmienić .. 

_______________________________
Cześć Wam :) Witam na nowym blogu z całkiem nową historią! < 3
Cieszę się, że tu zaglądacie. To dla mnie naprawdę ważne : )
Mam nadzieję, że prolog choć odrobinę Was zaciekawił.
Wiem, że jest krótki, ale tutaj niczego więcej nie trzeba pisać. 
Pierwszy rozdział pojawi się wkrótce :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ .♥
Czekam na Wasze opinie! xx

+Szablon na Hope Dies Last wykonała dla mnie Rue z bloga NAGŁÓWKOWNIK. Naprawdę świetna dziewczyna, która robi MEGA nagłówki i szablony. Zamawiajcie dla siebie, jeżeli wam się podoba. Bardzo polecam! < 3 I głosujcie na nią w ankiecie na autorkę miesiąca! Zasługuje na too ♥